niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 13 "wilcze łzy"

Rozdział 13 "wilcze łzy"
         Gdy zorientowałem się, że moja siostra z przyjaciółmi poszła jeździć na łyżwach na jeziorze, pobiegłem tam, żeby nie zrobili sobie przypadkiem krzywdy. Było już dość ciepło, więc warstwa lodu na zbiorniku była niebezpiecznie cienka. Biegłem przez las tak szybko, że po kilku metrach już zacząłem opadać z sił. Wiedziałem, że potrafię biec o wiele szybciej, szybciej niż jest to normalnie możliwe. Nie wiedziałem, w jaki sposób mogłem tego wcześniej dokonać, lecz tym razem byłem o wiele wolniejszy. „Dlaczego nie mogę przyspieszyć? Teraz naprawdę by się to przydało!” myślałem będąc dopiero w jednej trzeciej drogi. Przez to, że jezioro jest otoczone z trzech stron przez las, najlepszą trasą było jego pokonanie. Od tego ocieplenia stopniał śnieg, więc już p kilku minutach byłem cały zabłocony. Pomiędzy drzewami panowała cisza. Było słychać tylko wodę, która kapała z gałęzi. W końcu dotarłem na polanę. Na jej środku mieściło się wielkie jezioro. Zacząłem rozglądać się za „rudym trio” miejąc cały czas nadzieję, że nie zdążyli jeszcze wejść ja lód. Po kilku chwilach spostrzegłem Sarę stojącą na brzegu.
         - Sara! Nie wchodź na lód! – krzyknąłem i ruszyłem w jej kierunku.
         - Danny, co tu robisz? – zapytała, gdy zatrzymałem się obok niej.
         - Przybiegłem ostrzec was przed jazdą na jeziorze. – mówiłem zasapany. – Lód jest za cienki.
         - Niestety sami już się tego dowiedzieliśmy… - odpowiedziała załamując głos. – Lucy wpadła do wody.
         - Co?! – krzyknąłem oszołomiony. – I tak tu stoisz?
         - A co mam robić?! – krzyknęła na mnie ze smutkiem w głosie. – Feliks zabronił mi wracać na lód i sam ją wyciąga. Nie pozostało mi nic tylko się przyglądać.
         - Mogłaś wezwać pomoc! – mówiłem wściekły.
         - Wiesz przecież, że rodzice nie chcą kupić mi telefonu. – mówiła speszona.
         - Weź mój i dzwoń po karetkę. – powiedziałem wręczając jej komórkę. – Ja idę pomóc Feliksowi.
Resztkami sił udało nam się sprowadzić ja na brzeg. Pod stopami słyszeliśmy, że lodowa powłoka ledwo wytrzymywała nasz ciężar. Ułożyliśmy nieprzytomną dziewczynę na śniegu. Była nie przytomna. Sprawdziliśmy czy oddychała, lecz niestety nie wyczuliśmy oddechu. Rozpoczęliśmy resuscytację. Ja uciskałem jej klatkę piersiową a Feliks wykonywał oddechy ratownicze. Nie wiem jak długo to robiliśmy, zupełnie straciłem poczucie czasu. Skończyliśmy w chwili, w której przyjechała karetka pogotowia z lekarzem i profesjonalnymi ratownikami. Lekarz, który był już dość wiekowy i doświadczony obejrzał Lucy. Staliśmy kilka kroków dalej i przyglądaliśmy się wszystkiemu. W końcu starzec z równo obciętą siwą brodą podszedł do nas i poważnym głosem zapytał:
         - Jesteście jej przyjaciółmi?
         - Tak. – odpowiedzieliśmy zgodnie.
         - Mam dla was przykrą wiadomość. – mówił dość niepewnie. – Niestety nie udało się nam jej uratować.
Słysząc to byliśmy zdruzgotani. Nie udało się uratować… To znaczy, że nasza Lucy… umarła? Każde z nas zareagowało na to inaczej. Feliks zamarł w totalnym bezruchu udając, ze nic do niego nie dotarło. Było widać, że to był dla niego duży szok. Natomiast Sara czym prędzej pobiegła do jej ciała. Przylgnęła do niego i po raz pierwszy w życiu zaczęła płakać. Nigdy wcześniej nie widziałem mojej siostrzyczki w takim stanie. Ja sam nie byłem pewien, co robię. Ruszyłem nieświadomie w kierunku zmarłej. Chwyciłem ją i Sarę. Objąłem obie. Poczułem jakieś ciepło na policzkach. Otarłem je. To łzy? Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się uronić łzę. Moja rodzina ma takie dziwactwo, że nie potrafimy płakać. Ja i Sara byliśmy chyba pierwszymi z rodu, którym się to udało. Nie potrafiłem przerwać potoku łez. Mimo, ze Lucy trzymała się głównie z Sarą i Feliksem, każdy darzył ją szczególną przyjaźnią. Jej po prostu nie dało się nie lubić. Była jak bańka mydlana. Niestety pękła tak szybko. Miała przed sobą jeszcze tyle życia. „Jednak spełniło się jej największe marzenie. Nigdy już nie będzie dorosła” pomyślałem próbując się pocieszyć. Nic to nie dało. Popatrzyłem na otaczający nas świat. Słońce chyliło się właśnie ku zachodowi. Jego światło sprawiło, że śnieg oraz tafla jeziora przybrały krwistoczerwoną barwę. Popatrzyłem znów na nią. Wyglądała jakby głęboko spała, a łzy moje i Sary delikatnie spływały po jej twarzy. Było tak jakby ona również płakała. To wszystko przyprawiło mnie o jeszcze większą rozpacz.
         - Nie!!! – krzyknąłem pełen smutku i żalu. Okrzyk ten brzmiał trochę jak wycie.

Mój głos odbił się echem w całym lesie. Gdy pogłos już ucichł, ze wszystkich usłyszeliśmy wycie stada wilków. Zupełnie jakby były wszędzie i rozpaczały wraz ze mną. Rozejrzałem się wkoło i zauważyłem, ze pomiędzy drzewami obserwuje nas cała wilcza wataha. Ich oczy były zwrócone dokładnie w moim kierunku. Po kilku minutach ratownicy wzięli ode mnie ciało Lucy i włożyli ją do czarnego worka. Zapieli go i włożyli do samochodu. Odjechali. Nic już nie mogliśmy zrobić. We trójkę wracaliśmy do domu. Nikt z nas się nie odezwał. Przeżywaliśmy to wewnętrznie. Sara i Feliks poszli przodem. Ja kroczyłem za nimi smętnym krokiem. Rozglądałem się dookoła próbując znaleźć coś, co mogłoby ulżyć mi w cierpieniu. Mimo, że wracałem ta samą drogą, wszystko wydawało się inne. Pusty las nagle wypełnił się różnoraką zwierzyną. Czułem na sobie wzrok milionów oczu. Wszystkie zwierzęta wpatrywały się we mnie. Zupełnie się mnie nie bały. Wyglądały jakby były zdziwione tym, że płaczę. Przez to całe rozglądanie się poślizgnąłem się na korzeniu drzewa i upadłem. Byłem już cały w błocie, a teraz jeszcze zaczęła mnie boleć prawa ręka. Kiedy doszliśmy do domu rodzice byli na nas wściekli. Uspokoili się trochę, gdy opowiedzieliśmy im co się stało, ale i tak moja siostra dostała dwutygodniowy szlaban. Głosili nam kazanie na korytarzu chyba z godzinę. Dopiero po tym pozwolili nam iść się umyć. Gdy byłem już umyty i przebrany próbowałem zasnąć. Nie udało się. Wciąż myślałem o tym, że to moja wina. Mogłem przybiec tam wcześniej. Mogłem ją uratować. Poczucie winy chyba zostanie ze mną do końca życia. Wszyscy wokół już spali. Wyszedłem cicho, żeby się przewietrzyć. Cały czas płakałem, nie umiałem tego zatrzymać. Usiadłem na schodach przed domem. Zacząłem patrzeć w niebo. Księżyc był taki piękny, lecz mimo to, mój humor pozostawał bez zmian. Nawet w gwiazdach widziałem oskarżający mnie wzrok Lucy. Nie byłem pewien, czy postradałem zmysły, czy tamtej nocy wszystkie oczy były zwrócone w moim kierunku. Jak ja mam dalej z tym żyć?
Po chwili podeszła do mnie Aniela. Popatrzyła chwilę jak płaczę, po czym poszła wyrzucić śmieci. Po tym jak wróciła zapytała się, co się stało. Spojrzałem na nią moimi zapłakanymi oczyma i nie wiedziałem w jaki sposób przekazać jej tą straszną wiadomość. W końcu Lucy była również jej przyjaciółką. Miałem ochotę znów wydać z siebie jęk rozpaczy, gdy nocną ciszę przerwało wycie wilka w oddali. Było tak jakby mój płacz powodował również rozpacz wśród zwierząt. Nie tylko wilków. Nawet ptaki wyglądały jakby czuły to, co ja…



****
Miałam ochotę sama sie przy tym rozpłakać. W końcu napisalam ten smutny rozdział, ale to co zdarzy sie później przysporzy tez innych emocji.
Pozradrawiam!

Zapraszam też do zadawania pytań
Klik

wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 12

Amanda nie zważając na nic rzuciła się w objęcia chłopaka. Przytuliła go mocno, lecz po chwili puściła go przypominając sobie o planach jej ojca.
- Ani, co tak stoisz, przymierz mu ten but. – powiedziała niechętnie.
- Ale Ami, przecież wiesz, ze nie chcę wychodzić za mąż. – powiedziałam, niszcząc srebrnego buta za plecami. – Poza tym, nie mam jak go mu założyć, jest już cały zniszczony.
- Zrobiłaś to dla mnie… - szepnęła cicho dziewczyna. Widziałam radość w jej oczach.        
- Ja mam drugi but do pary. – wtrącił się chłopak. Doskonale rozumiał sytuację a mimo wszystko dał hrabiance drugi lakierek. – Panienko przymierz go na mojej stopie.
- Jego nie było na balu! – protestował książę. – To zwykły kopciuch i tyle.
- Nie będę cię słuchać, stary kłamco. – skarciła go dziewczyna, która niechętnie zakładała but na stopę ukochanego. – Nazywasz się księciem, ale nim nie jesteś. To jest mój książę.
W momencie, w którym założył but, chłopak znów wyglądał jak podczas sobotniego balu. Łachmany zmieniły się w piękny strój a na jego twarzy pojawiła się srebrzysta maska, którą po chwili zdjął. Wyglądał olśniewająco, ale widziałam smutek w jego oczach. Według wszystkich miał mnie dziś poślubić. Oboje tego nie chcieliśmy, więc to ja musiałam coś zrobić. Wyszliśmy we trójkę z pałacu, zatrzymałam ich gdzieś, gdzie nikt nas nie słyszał.
         - Mam plan, żebyście mogli się pobrać! – stwierdziłam.
         - Ale, muszę poślubić ciebie. – zaprzeczał zrozpaczony chłopak. – Tak zadecydowało przeznaczenie.
         - Mam to gdzieś. – powiedziałam twardo. – tamten bal miał być dla Amandy, nie dla mnie. Poza tym wy się kochacie.
- To co mamy robić? – zapytała rzeczowo dziewczyna.
- To prosty plan, urządzimy małą podmiankę… - zaśmiałam się.
Nie protestując pozwoliliśmy hrabiemu zająć się ceremonią, ale zamiast mnie do ołtarza poszła Amanda. Wykorzystując to, że posturę i rysy twarzy mamy niemal identyczne, nikt nie zauważył, że pod welonem jest inna osoba. Ja musiałam się tylko ukryć. Stałam gdzieś w kącie, zasłaniając włosy i twarz. Nikt nic nie zauważył. Ceremonia zaślubin przebiegła szybko i sprawnie. Gdy już się skończyła, odetchnęłam z ulgą. Jednak nie trwała ona długo. Tuż po tym jak myślałam, że już po wszystkim, oni powiedzieli wszystkim prawdę. Nie mogli zaczekać chociaż do wieczora? Opowiedzieli całą swoja historię od momentu, w którym się poznali. W oczach młodej pary nie dało się nie dostrzec szczęścia. Oboje aż nim promienieli. Po skończonej opowieści mąż Amandy stał wciąż i dodał:
         - Moi drodzy, nie powiedziałem wam jeszcze najważniejszego.
         - O co chodzi kochanie? – zapytała Ami.
         - Nie przedstawiłem się jeszcze. – zaśmiał się. – Przepraszam wszystkich za to niedociągnięcie. Jestem książę Damian von Ritzen, syn królowej Hanny von Ritzen. Następca tronu Sertonii.
Zapadła głucha cisza. Nikt nie spodziewał się, że jakiś tam mieszkaniec dworu książęcego, chodzący na co dzień w starych łachmanach jest zaginionym jedynym synem królowej Hanny. Uważano dotąd, że zginął on w wypadku wraz ze swoją matką. Taką wersję przekazał światu drugi mąż zmarłej królowej książę Erl. Dzięki temu jedynymi następcami tronu był on i jego synowie. Wtedy zrozumiałam, o co chodziło Amandzie jak z nim rozmawiała.
         Dalszą część popołudnia wszyscy hucznie świętowali zaślubiny Amandy i Damiana. Jednak tuż po zachodzie słońca miałam okazje spokojnie porozmawiać z młodą parą.
         - Anielo, chcieliśmy ci podziękować za to, co dla as zrobiłaś. –powiedział książę.
         - Ja zrobiłam to, co było słuszne. – odpowiedziałam zamyślona nad tym wszystkim, co się stało.
         - Przyznaj się, po prostu Damian nie jest w twoim typie… - zaśmiała się Amanda.
         - Też racja. – zgodziłam się.
         - To jacy są w twoim typie? – zapytał śmiało Damian.
         - Jeśli chcesz wiedzieć… - mruknęłam. – Podobają mi się wysportowani mężczyźni. Chciałabym poślubić kogoś silnego, miłego, mądrego, kogoś na tyle odważnego, by bronić mnie nawet w z góry przegranej bitwie. Kogoś kto zawsze mnie wysłucha… - przerwałam na chwilę, ponieważ odkryłam, że opisuję kogoś kogo znam i nie był to bynajmniej mój kochany Max. – Niemożliwe… Cały ten czas miałam przy sobie idealnego chłopaka…
Moje zdumienie przerwali strażnicy. Strażnicy klątwy. Merlin opowiedział mi kiedyś o nich. Poszukują oni wszystkich, którzy sprzeciwiają się przeznaczeniu. Zamykają ich w więzieniu. Niby dobrze, co nie? A jednak nie. Z takim sposobem działania w niewoli są ludzie, którzy nie chcieli robić tego, co nakazuje im klątwa a ci, którym przeznaczone było bycie bandytami, spokojnie mogli rabować uczciwych ludzi. Nikt nie jest do końca pewien czym są strażnicy, ale na pewno nie są oni ludźmi. Są niczym żywe zbroje na grubych mężczyzn. Nigdy się nie odzywają, a w miejscu gdzie powinny być oczy widać tylko ponure żółte światło.
         Strażnicy wtargnęli na imprezę zamierzając schwytać Damiana, Amandę oraz mnie. Wszystko to tylko dla tego, że w ich mniemaniu to ja miałam wziąć ślub z mężczyzną. Oczywiście podjęłam walkę, mimo że nie miałam akurat na sobie zbroi. Chwyciłam do ręki miecz i przecięłam na pół osobnika, który dobierał się do zakochanych. Pusta skorupa pancerza uderzyła o ziemię. Chwile później pozostała piątka ruszyła wprost na mnie. Byli dość szybcy jak na taka masę, ale dawałam sobie doskonale radę. Po zniszczeniu wszystkich usiadłam na ziemi, żeby odpocząć.
         - To nie może dłużej się tak ciągnąć. – mówiłam zasapana. – Ludzie powinni być wolni. Moim zadaniem jest wywalczyć tę wolność dla wszystkich.
         - Czekamy na to. – powiedział pełen nadziei książę. – Nie tylko tu, w Sertonii, ale w całym Yriaf Selat. We wszystkich czterech królestwach.
         - Czterech? Jestem przekonany, że są tylko trzy królestwa. – wtrącił się Merlin. – Sertonia, Isera oraz Rema.
         - Nim nastała klątwa było ich o jedno więcej. – tłumaczył w skupieniu Damian. – Poza wymienioną trójką było jeszcze Wielkie Królestwo Mretynii. Ogromny kraj, w którym rządzili potomkowie szlachetnego króla Artura, a bronili go rycerze okrągłego stołu oraz jedenastu rycerzy światła.
         - Nie wiedziałem o tym. – mówił podekscytowany Merlin.  – Słyszałem, że król Artur, posiadacz magicznego miecza Eksalibura, był nazywany też władcą lata.
         - To też prawda. – zaśmiał się młody następca tronu. – Artur wraz z królem lasu, królową śniegu oraz Wilczycą Alfa byli władcami pór roku.
         - Wilczyca Alfa? Kto to taki? – zapytałam. - Myślałam, że wszystkie wilki są złe.
         - Ona była pierwszym wilkiem. – odpowiedział mi mój giermek. – Jako jedyna miała dobre serce. Słyszałem opowieść, że jeśli pojawi się dójka jej godnych następców, pojawi się pierwszy jesienny liść.
         - Mówi się też, że tylko wilk o dobrym sercu jest w stanie złamać klątwę rzuconą przez wilka o najmroczniejszym sercu. – dodał Damian.
         - Czyli mam nikłe szanse na wykonanie zadania. – mruknęłam zmęczona. – Muszę już wracać do domu.

Po powrocie do domu, zeszłam do jadalni, żeby zjeść cos jeszcze przed snem. Niestety akurat wtedy rodzice kazali mi wynieść śmieci oraz stwierdzili, że muszę posprzątać rano w pokoju. Było tak dlatego, że dziadek przyjeżdża. Jedyny człowiek, którego nigdy nie pokonałam w walce. „Znów załatwi mi ciężki trening” pomyślałam wychodząc na zewnątrz. Na schodach obok wejścia do sąsiedniego domu siedział Daniel. Wyglądał jakby płakał. Bardzo nie to zdziwiło, bo byłam zadania, że on nie potrafi płakać. Wrzuciłam śmieci do kubła i poszłam zapytać się go, co się stało. Nic mi nie odpowiedział. Patrzył na mnie oczami przekrwionymi od ciągłego płaczu. Była prawie północ. Stałam tak przed nim nie mając pojęcia jak powinnam się zachować. W oddali usłyszałam ciche wycie wilka…


****
Napięcie budowane dalej.
Troszke was tym pomęczę, ale możecie śmiało obstawiać, co się mogło stać.
Rozdział o tym dodam jak tylko skończe go pisać.

czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 11 "Czy na pewno jest tak jak myślisz?"

         Poniedziałek rano. Wciąż nie pojmowałam tego co stało się w sobotę. Spotkałam chłopaka, który zna moją drugą tożsamość, widziałam tajemniczą smugę, wreszcie miałam z kim o tym pogadać. Niestety przez cały ten czas nigdzie go nie widziałam. Nie powiedział mi, czy na ziemi jakiś dom, czy też co dzień przechodzi na druga stronę. Szukałam go a nie znalazłam. Z Danielem nie mogłam o tym mówić, nie zrozumiałby. Takie coś trzeba przeżyć. „Wiem! Zabiorę go tam na urodziny! Chyba nic tam nie popsuje?” pomyślałam, gdy szliśmy razem do szkoły. Nie odezwaliśmy się całą drogę. Wyglądał jakby coś go męczyło, ale nie chciał mi o tym powiedzieć. Zupełnie jakby mi nie ufał.
          Czekaliśmy w klasie na pierwsza lekcję. Wszyscy się dziwili, że zawsze punktualna pani profesor się spóźnia. Wielu stwierdziło, że jeśli jeszcze nie przyszła to już w ogóle się nie pojawi. Gdy już chcieli wychodzić, kobieta przekroczyła próg klasy.
- Już jestem łamagi! – krzyknęła na powitanie. – Zajmować miejsca! Macie od dziś dwójkę nowych uczniów w klasie.
- To dlatego pani się spóźniła? – zapytała beztrosko Tamara
- Między innymi. – powiedziała spokojnie kobieta. Po czym spojrzała na wejście do klasy i krzyknęła. – Ruszać się! Nie mamy całego dnia.
Wtedy do sali lekcyjnej weszła Elsa a za nią William Grimm. To było jak spełnienie marzeń. Skoro z Danem dogadujemy się coraz gorzej, obecność Elsy była wręcz zbawienna. W dodatku wreszcie znalazłam mojego wtajemniczonego znajomego. Postanowiłam podzielić się swoim szczęściem z przyjacielem, ale patrząc na niego widziałam wręcz przerażenie w jego oczach. Dla mnie taki bieg rzeczy był przewspaniały, dla niego musiał być spełnieniem koszmarów. Dlaczego? Pod koniec lekcji profesor Rouge zadała nam pracę domową. W parach mieliśmy napisać referat na wylosowany temat. Danielowi i Willowi trafił się król Artur i rycerze okrągłego stołu, a Max i Tamara „ wilki w baśniach”. Zaśmiali się, gdy to przeczytali i spojrzeli wymownie na Daniela. Znów nie miałam pojęcia, o co chodzi. Czy to przez to przedstawienie? Wyglądało to jakby Max nie przepadał za moim przyjacielem. Zawsze wydawało mi się, ze świetnie się dogadywali. Poczułam się taka przybita. Czy na prawdę jestem taka ślepa? Mój chłopak jest wrogo nastawiony do mojego przyjaciela, robi pracę domową z miss szkoły… A ja nie wiem niczego. Popatrzyłam tylko na temat mojej pracy „założenie Rzymu”. Tam były wilki, co nie? Czyżby cały świat kręcił się wokół tych zwierząt? Miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Przez cały dzień miałam kiepski humor. Nie jestem do końca pewna, co działo się na wszystkich lekcjach. Pewna jestem tylko tego, że muszę jeszcze zrobić projekt z biologii na temat orłów. Elsa przygotowuje słowiki, Will wilki a Daniel daniele. Po lekcji miałam jeszcze tradycyjną sesję treningową z tatą. Później odwiózł mnie do domu. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

 Po zjedzeniu obiadu i odrobieniu pracy domowej, nie miałam ochoty na bycie rycerzem. Jednak w końcu się przemogłam i poszłam w odwiedziny do Amandy. Jak na ironię akurat potrzebowali mojej pomocy. Otóż w czasie sobotniego balu, chłopak, który uciekł w tym samym czasie co ja, zostawił na schodach srebrny lakierek. W tamtych okolicach uważa się, że jest to symbol chęci zawarcia małżeństwa, więc hrabia Onkel cały ten czas go poszukuje i już organizuje ślub jego… ze mną. Próbowałam wytłumaczyć mu, że nie mam zamiaru jeszcze wychodzić za mąż, ale on nawet nie słuchał, co do niego mówię. Jeździliśmy karetą od domu do domu sprawdzając, na kogo pasuje but. Czułam się jak książę z kopciuszka. Po odwiedzeniu ponad dwudziestu domostw, przypomniałam sobie, że tajemniczy chłopak nie przyszedł na bal dla mnie, tylko dla hrabianki. Wróciłam się po nią do dworu jej rodziców i wraz z nią pojechałam do domu tego młodzieńca, który był jednak ode mnie starszy. Miał bowiem dziewiętnaście lat. Był on starym znajomym Amandy. Na miejscu dowiedziałam, że miejsce w którym mieszka nie można nazwać domem, ale raczej zamkiem, czy pałacem. Weszłyśmy do środka. Powitał nas władca na zamku książę Erl i jego dwóch synów. Od niechcenia przymierzyłyśmy na nich buty. Oczywiście nie pasowały. Później książę wypierał się, że nikt poza nimi tu nie mieszka, lecz przez ten hałas jakiś chłopak przyszedł do salonu, w którym się znajdowaliśmy. Był wysoki, miał gęste ciemne włosy i zielone oczy. Od razu wiedziałam, że to on. Poznałam go po tych idealnych proporcjach i szczęce. Jeśli chodzi o ubiór, to był zupełnie inny. Mężczyzna miał na sobie stare, brudne i obdarte łachy…


       Nim się zorientowałem nadszedł poniedziałek. Przez cały ten czas zastanawiałem się czy te dziwne przyspieszenia mają może jakiś związek z moimi wizytami z Yriaf Selat. Nie byłem zbyt rozmowny, więc Will wrócił do siebie zostawiając mnie samego. Jednak skoro to już poniedziałek, musiałem iść do szkoły.
 W czasie spaceru też nie rozmawiałem zbyt wiele z Anielą. Zauważyłem wtedy, że jest tak już do ponad miesiąca. Znów pochłonęły mnie rozmyślania, tym razem nad moją relacją z Ani. Zrozumiałem, że tak naprawdę to potrafiłem tylko ją pocieszać. Nigdy nie byłem wstanie podzielić się z nią swoimi uczuciami. Jestem beznadziejnym tchórzem! Nie zamieniliśmy nawet słowa. Było tak dziwnie. Przez te moje ciągłe wypady na drugą stronę lustra strasznie się oddaliliśmy. A może po prostu z nią wszystko w porządku i nie potrzebuje już przyjaciela specjalnej troski, który potrafi ją pocieszać. Wydaje się być szczęśliwa z Maxem, nikt jej nie dręczy a ja stałem się niepotrzebny. Dodając do tego, że był to poniedziałkowy poranek, miałem naprawdę podły humor.
Dzień w szkole miał się rozpocząć lekcją polskiego albo, jak kto woli zajęciami z literatury. Tak właśnie zajęcia te nazywa nasza nauczycielka. Pani Rouge była dość młoda jak na nauczycielkę, lecz była bardziej wkurzająca niż ci staroświeccy, wiekowi nauczyciele. Nie pozwalała nawet na siedzenie w ławkach jak chcieliśmy. Jeśli ktoś by spróbował usiąść nie tak jak to sobie wymyśliła, ona poprawiłaby swoje czerwone okulary, poprawiła czarny koński kucyk i wysłałaby ucznia wprost do dyrektora. Była znana też ze swojej niesamowitej punktualności, ale tamtego dnia spóźniała się już dziesięć minut. Po tym jak już myśleliśmy, że na pewno już nie przyjdzie, wpadła do klasy jak torpeda.
- Już jestem łamagi! – krzyknęła na powitanie. – Zajmować miejsca! Macie od dziś dwójkę nowych uczniów w klasie.
- To dlatego pani się spóźniła? – zapytała beztrosko Tamara, która ubyła ulubienicą nauczycielki.
- Między innymi. – powiedziała spokojnie kobieta. Po czym spojrzała na wejście do klasy i krzyknęła. – Ruszać się! Nie mamy całego dnia.
W tamtym momencie niemal nie spadłem z krzesła. Moimi nowymi klasowymi kolegami byli Elsa i Will?! Tę pierwszą jeszcze zrozumiem, ponieważ od dawna prosiła dziadka o przeniesienie do mojej klasy. Uważała, że musi pilnować Anieli. Ale jakim cudem Will dostał się do tej szkoły? Popatrzyłem wtedy na twarz wnuczki dyrektora. Wyglądała jakby czytała mi w myślach. Śmiała się pod nosem. Czyżby to jej sprawka? Wszelkie resztki mojego dobrego humoru właśnie mnie opuściły. Cała lekcja przeleciała tak szybko, ze zapamiętałem z niej tylko zadanie domowe. W parach mieliśmy napisać referat na wylosowany temat. Mnie i Willowi trafił się król Artur i rycerze okrągłego stołu, Ani i Elsa dostały legendę o założeniu Rzymu, a Max i Tamara „ wilki w baśniach”. Zaśmiali się, gdy to przeczytali i spojrzeli się na mnie wymownie. Tamtego dnia miałem wrażenie jakby wszyscy znali moją tajemnicę. Byłem cały spięty. I miałem wrażenie jakby wszyscy gapili się na mnie przez calutki dzień. Na ostatniej lekcji – biologii znowu losowaliśmy tematy na zadanie. Każdy z nas musiał opisać jakiś gatunek zwierzęcia.
         - Pierwsza losuje panna Andersen. – powiedział profesor Filc ocierając z potu zwoją łysą czaszkę.
Elsa podeszła do koszyka z kartkami i wyciągnęła jedną. Przeczytała napis i krzyknęła pokazując klasie napis:
         - Słowik!
I tak podchodzili po kolei, w porządku alfabetycznym. Losowali niedźwiedzie, tygrysy, czaple i tym podobne. W końcu przyszła kolej na Grimma. Podszedł do tego bardzo ostrożnie jak na polowaniu na jakąś zwierzynę. Dajmy na przykład mnie, bo jak się okazało, gdy wyciągnął karteczkę, wylosował właśnie wilka. Przypadek? Nie sądzę.
         Kolejne kilkanaście osób później nadeszła kolej Anieli. Dziewczyna zrobiła to co miała szybko i pokazała wszystkim kartkę z napisem „orzeł”. Nic nie mówiła i usiadła powrotem na swoje miejsce. Po kolejnych kilku minutach czekania nadeszła wreszcie pora na mnie. Nie miałem już praktycznie wyboru, ponieważ jestem ostatni na liście. Moje podejście do biurka nauczyciela było tylko formalnością. Chwyciłem w dłoń ostatni skrawek papieru i nie wiedziałem, co o nim myśleć. Odwróciłem się w stronę profesora i z miną starego śledzia spojrzałem na niego.
         - Pan żartuje, tak? – powiedziałem wskazując na mój los. – Daniel? To imię a nie zwierze.
         - Mylisz się chłopcze. – powiedział ze spokojem. – Istnieje takie zwierzę. Przekonasz się podczas wykonywania pracy.
Po lekcji wracałem do domu z Willem. Przez całą drogę opowiadał o tym jak bardzo podobał mu się jego pierwszy dzień w szkole. Jak pewnie się domyślacie w Yriaf Selat nie ma szkół, a nawet jeśli byłyby, nie uczęszczał by do niej myśliwy z urodzenia. Tak komentował całą drogę wszystko co się wydarzyło przez calutki dzień, że miałem ochotę krzyknąć mu prosto w twarz, że sam to widziałem. Nim jednak zdążyłem to zrobić, stanął  wprost przede mną i z pełną powagą zapytał:
         - Kogo ty oszukujesz?
         - O czym ty mówisz? – odpowiedziałem pytaniem.
         - Przy mnie zachowujesz się zupełnie inaczej niż przy swoich szkolnych kolegach. – ciągnął jakby był na mnie wściekły. – Mów kogo oszukujesz! Mnie czy ich?
         - Głównie to siebie… - zaśmiałem się. – Co się stało? Już mi nie ufasz?
         - Mam wątpliwości co do ciebie… - mruknął pełen żalu. – Dziś zachowywałeś się jak wilk, którym jesteś.
Nie powiedział później ani słowa. Wróciliśmy do mnie, gdzie przedstawiłem go rodzicom jako ucznia z wymiany i postanowiłem, że przechodzenie codziennie wczesnym rankiem byłoby męczące, więc Will zamieszka u mnie. Nikt nie widział w tym problemu. Pomagałem willowi z zadaniem domowym, ale ten zupełnie stracił zaufanie do mnie. Mieliśmy wziąć się za pracę o królu Arturze, kiedy do mojego pokoju wpadła Sara i jej paczka. Szybko przedstawiłem sobie wszystkich. Oczywiście myśliwy obdarzył wotum nieufności również moją siostrzyczkę, o czym oznajmił przeszywającym spojrzeniem. Prawie miałem ciarki.
         - Próbujesz udawać Daniela? – zaśmiała się Lucy. – Niestety coś ci nie idzie. Jego morderczy wzrok wygląda dwa razy straszniej.
         - Jakoś ci wierzę. – powiedział uśmiechając się do dziewczyny. – Tylko ktoś taki jak on potrafi spoglądać wzrokiem prawdziwego mordercy.
         - Daniel? – Sara wybuchła śmiechem. – On robi taką minę, kiedy chce zgrywać bohatera, co mu nie wychodzi.
         - Sara, my tu próbujemy pracować. – skarciłem ją. – idzie pobawcie się na dworze czy coś.
         - Dobra… - mruknęła niechętnie. – To my idziemy na łyżwy.
         - Jakbyście potrzebowali pomocy z królem Arturem to ja chętnie pomogę. – dodał Feliks wychodząc.
Po tym jak wyszli, wróciliśmy do pracy. Jednak obaj byliśmy rozkojarzeni. Nie mogłem uwierzyć, że ja jestem bardziej przerażający niż Will kilka chwil temu. Co jeśli tak naprawdę jestem zły? Co jeśli to Willa cały czas oszukiwałem, jeśli te dwa wilki z mojego snu miały racje? Jeśli na serio jestem po prostu Wielkim Złym Wilkiem? Z tego rozmyślania wytrąciło mnie marudzenie Grimma:
         - Od soboty zrobiło się tu dużo cieplej. Nie szedłbym w taką pogodę na łyżwy.
         - A to dlaczego? – zapytałem jeszcze odrobinę zamyślony.
         - Lód jest pewnie cienki, można wpaść do wody… - mruknął niechętnie.

         - I mówisz to dopiero teraz?! – krzyknąłem wściekły. Po reakcji przyjaciela wiedziałem, ze miałem wtedy „tę minę”. – Biegnę do nich zanim coś im się stanie. Mam nadzieję, że zdążę!



****
Podoba się?
Mam nadzieję, ze tak. Zamieniłam dziś kolejność tylko po to, zeby zapewnić wam taką niepewność co do następnego rozdziału.
Wiem, że mówiłam o rozdziałach raz na tydzień, ale to było minimum. Będę piasć i zamieszczać posty tak często jak zdołam.


PS   Zapraszam do odwiedzenia zakadki "pytania do bohaterów"

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 10

Rozdział 10
         Po zakończeniu spektaklu mieliśmy małe spotkanie aktorów za kulisami. Oczywistością było to, nasza pani reżyser nie będzie zbyt zadowolona z mojej małej improwizacji. W sumie to nie chciałem odbiegać od scenariusza. Ta kwestia została wypowiedziana przeze mnie instynktownie. Po raz pierwszy w życiu miałem odwagę powiedzieć to, co mam w swoim sercu. Nie mogłem jednak tego powiedzieć nikomu, nie zrozumieliby.
         - Danielu Wilczku! – krzyknęła Elsa rzucając mi w twarz beretem. – Jak śmiałeś pozwolić sobie na improwizację?!
         - Widzicie, miałam rację. – wtrąciła się jakaś dziewczyna. Spojrzałem w tamtą stronę. To była moja „kochana” młodsza siostrzyczka. – Ten tekst nie pasował do stylu Elsy, Danny musiał go sam wymyślić.
         - Sara, Lucy oraz Feliks! – Elsa zupełnie o mnie zapomniała i poszła się przywitać z trójką gimnazjalistów. – Podobało się wam?
         - Jasne, ze tak! – stwierdziła Sara. – Ale to, co dzieje się za kulisami, jest dużo lepsze! Tylko mój brat potrafi doprowadzić do tego żebyś zdjęła nakrycie głowy.
         - O nie! – krzyknęła blondynka. – Kiedyś Cię zabiję… Możesz byś tego pewien.
Na to Lucy parsknęła śmiechem. Albo po prostu spojrzała na głowę Dunki.  Fryzura Elsy zawsze wydawała się zwyczajna, jednak największą zagadką było to, co zawsze skrywała pod czapką. Okazało się, ze były to dwa sterczące kosmyki włosów. Śmiesznie układały się na jej głowie. Zaraz po Lucy zaczęła się śmiać reszta „rudego trio”. Wiem, wiem ja też jestem rudy, ale oni wyglądają słodko we trójkę. Troje rudzielców takich jak ja, tyle że mają po trzynaście lat. Jedyny chłopach pośród nich - Feliks to cichy, ale bardzo odważny młodziak. Jego włosy mają bardziej czerwonawy odcień rudego a jego czy są rdzawe. Najzabawniejsze jest to, że jest niższy od swoich przyjaciółek o niemal pół głowy! Lucy, to najbardziej dziecinna z trójki. Ma długie proste włosy, brązowe oczy i pełno piegów. Ma dziwny zwyczaj śmiania się wtedy, kiedy nie powinna pociągając za sobą Feliksa i Sarę. Czasem pakują się przez to w kłopoty. Ostatnia jest moja młodsza siostra. Sara to trochę taka mniejsza, dziewczęca wersja mnie. Tyle, że ona nie boi się być sobą. Trochę jej zazdroszczę. Teraz jak tak sobie myślę, mógłbym zabrać ją kiedyś do Yriaf Selat i przedstawić dziadkowi.
         - Elzuś, nie musisz ukrywać tych włosów! – stwierdziła wesoła Lucy. – Do twarzy Ci z nimi.
         - Naprawdę? Przemyślę to. – odpowiedziała i poszła do damskiej szatni zabierając po drodze swój beret.
         - Nie jesteście za starzy na takie bajki? – zapytałem.
         - Tak, jesteśmy. – odpowiedzieli zgodnie.
         - To, po co tu przyszliście? – ciągnąłem temat.
         - Żeby zobaczyć Ciebie. – stwierdziła z powagą moja siostra. – Do twarzy Ci w stroju wilka.
         - O tym to wiem od dawna… - mruknąłem cicho. – Chcesz przymierzyć, Szczeniaczku?
         - Nie… tym razem podziękuję… Alfo. – Odpowiedziała śmiejąc się.
Lubimy się tak nawzajem przezywać. Ja jestem Alfą a ona szczeniakiem. W pewnym sensie to nawet prawda. Przydałoby się uświadomić ją o tym. Dzieciaki posiedziały chwile za kulisami i poszły do domu. Ja w tym czasie poszedłem się przebrać. Po zdjęciu wilczej skóry też skierowałem się w stronę domu. Korzystając z pięknej pogody pobiegłem przez las. Wtedy… to znowu się stało. W pewnym momencie poczułem, że biegnę szybciej niż to jest możliwe. W domu byłem szybciej od Sary. Ona sama przyszła kilka minut później. Nie wiedziałem, co się stało… znowu. Usiadłem za zamarzniętych schowaj na taras i myślałem. Co się ze mną dzieje? Czy naprawdę mogę biec tak szybko? I dlaczego prawie nie jestem zmęczony? Nagle rozmyślenia przerwał mi widok Anieli. Szła ona z jakimś chłopakiem. Przetarłem oczy i spojrzałem ponownie. To był Will! Zupełnie o nim zapomniałem. Co on robił z Ani? Mam nadzieję, że nie będę żałował tego, że go wziąłem ze sobą…


Elsa Andersen bez nakrycia głowy.


         Zaraz po zakończeniu spektaklu poszłam się przebrać. Nawet przez ściany szatni można było usłyszeć krzyk wściekłej na Daniela Elsy oraz śmiech siostry Daniela i jej przyjaciół. Niestety musiałam się przebrać i ominął mnie ten cyrk, który zapewne odstawili. Gdy byłam znów ubrana normalnie czekałam koło wyjścia na któregokolwiek z dwójki moich przyjaciół. Nie lubiłam mieszać się w ich kłótnie.
          W międzyczasie przyszedł ktoś ze mną porozmawiać. Był to ten tajemniczy ciemnowłosy chłopak w kapeluszu. Stanął naprzeciw mnie, chwycił moją dłoń i delikatnie ją pocałował. To było takie urocze.
         - Jestem William Grimm. Miło mi cie poznać. – powiedział spoglądając w moje oczy. – Jak cię zwą?
         - Eee… Jestem Aniela Mieczyńska. – wydukałam. – Ty witasz tak wszystkie dziewczyny?
         - Tak. – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. – Taki mamy zwyczaj tam skąd pochodzę.
         - Muszę kiedyś odwiedzić ten kraj. – zaśmiałam się. – Ale chyba nie przyszedłeś tu tylko, żeby się przedstawić?
         - Oczywiście, że nie. – powiedział szarmancko. – Chciałem pogratulować świetnej improwizacji, kiedy Daniel zaczął wymyślać po swojemu. Poza tym nie spodziewałem się, że rycerza gra tak urodziwa niewiasta.
         - No… To było tak, że dostałam tę rolę, ponieważ jestem najlepszym szermierzem w szkole. – tłumaczyłam.
         - Mógłbym też kiedyś spróbować? – zapytał z dziwną miną jakby myślał, że ma ze mną jakieś szanse. – W sumie próbowałem tego kiedyś, ale dużo lepiej radze sobie w łucznictwie. Znam tylko jedną osobę , która strzela lepiej ode mnie.
         - Ale w szermierce to ja góruję. Przewyższyłam już ojca i dorównuję bratu.
         - Widzę rodzinny interes… - zaśmiał się pod nosem. – Może odprowadzę cię do domu?
         - Czemu nie… - odpowiedziałam znudzona już czekaniem na Daniela.
Tak, więc poszłam razem z nim. Pokazałam mu trochę okolice, a raczej ciekawe rzeczy, jakie mogę zobaczyć w drodze do domu. Był bardzo zafascynowany niemal wszystkim. Mówił, ze w jego kraju nie ma tylu ciekawych rzeczy. U niego są głownie łąki i lasy. Poza tym nie mówił wiele, lecz jakoś w połowie drogi zaśmiał się podejrzanie i powiedział:
         - Mam do ciebie kilka szybkich pytań i żądam szybkich odpowiedzi, co ty na to?
         - W sumie czemu nie… - mruknęłam. – Dawaj!
         - Ulubiony kolor?
         - Czerwony.
         - Imię brata?
         - Marco.
         - Ulubiony kwiat?
         - Róża.
         - Słowo na a?
         - Anioł?
         - Kiedy byłaś ostatnio w Yriaf Selat?
         - Dziś rano.
         - Tak wiedziałem, że to się uda! – Zaśmiał się głośno.
         - Czekaj… Jak ty to? Co? – byłam zagubiona i lekko zszokowana. – Skąd wiesz o Yriaf Selat?
         - Myślałaś, że nazwisko Grimm to tylko taki przypadek. – mówił z władczym tonem. – Jak mógłbym nie wiedzieć o krainie baśni? Mieszkam tam.
         - Ty tam mieszkasz? – byłam jeszcze bardziej zdezorientowana. – Jak się tu dostałeś? I skąd znasz Elsę i Dana?
         - Mam swoje sposoby na przejście. – mówił dalej. – Dzięki temu poznałem Daniela. A Elsę spotkałem dzisiaj po raz pierwszy. Jednak nawet w najśmielszych snach nie spodziewałem się, że to właśnie tu spotkam słynną kobietę-rycerza.
         - Tylko nie mów nikomu! – krzyknęłam zdesperowana. – To byłby dla nich zbyt wielki szok.
         - Zgoda.
Miłą już rozmowę przerwała nam mijająca nas pomarańczowa smuga. Ta sama, którą widziałam już wcześniej. Tym razem dostrzegłam w niej ludzka sylwetkę, ale była nieco dziwna, jakby nie do końca należała do człowieka. Było w niej coś z bestii. Jednakże w odróżnieniu od poprzedniego razu nie byłam jedyną, która była w stanie to zobaczyć. Mój nowy znajomy również to widział. Oboje staliśmy przez chwilę jak wryci zastanawiając się czym to było. Pozostał nam tylko niewielki kawałek drogi, lecz przebyliśmy go w zupełnej ciszy. Patrzyłam tylko raz po raz na Willa, który wydawał się wiedzieć, co to takiego mogło być, jednak czułam, ze to jest coś czego wolałabym nie wiedzieć…


Feliks i Sara

niedziela, 14 lutego 2016

Walentynki!

Walentynki!
Niestety dziś bez rozdziału. Miałam w planach specjalny rozdział walentynkowy, ale nie wyrobiłam się fabularnie. Rozdział walentynkowy na pewno będzie. Nie w walentynki, ale będzie.

Zamiast tego przygotowałam dla was moje lekkie fikcyjne zauroczenia, czyli postacie przez które czasem odlatuję i myślę tylko o nich:


Yugo

z serialu "Wakfu"

ON JEST TAKI UROCZY
Pokochalam go za jego urok i wiarę w dobro.
Jest wspaniałym bohaterem oraz powodem dla którego zaczęłam uczyć się francuskiego.

Adrien Agreste

 Miraculous: Tales of Ladybug & Cat Noir

Kolejny "francuzik". <3
Niem wiem za co kocham. No może poza tym, że jest superbohaterem mieszkającym w Paryżu.
No i jak chyba każdy z tej mojej listy jest uroczy.
Jego największą wadą jest to, że kocha inną, a ona kocha jego.
Mimo to czekam aż sie zejdą.

Sherlock Holmes



Teraz czas na jednego z najbardziej znanych Brytyjczyków na świecie.
Scherlok jest najlepszy. Mądry, bardzo mądry DETEKTYW <3
Kocham go jako postać niezależnie kto by go grał w jakimkolwiek filmie.


THE FOUR GENIUSES

Detective Conan/ Migic Kaito

Tę czwórkę uwielbiam w całości i każdego z osobna. 
Oni są dla mnie zagadką.
Czterech chłopaków komplentnie ze sobą niespokrewnionych, ale mają dokladnie takie same rysy twarzy. Normalnie byłoby to niemożliwe, ale anime rządzi sie własnymi prawami.

Saguru Hakuba


Wspominałam już że kocham detektywów?
On właśnie jest detektywem z Angli.
I chyba tylko za to go w ogóle lubię. Poza tym jest dość wkurzającą postacią.
Czasami doda jakiegoś dreszczyku emocji i tyle...


Heiji Hattori

Kolejny detektyw. ;)
Opalony, dziwnie gadający chłopak w czapce z daszkiem...
I tak jest super.
Nie tylko jest detektywem ale umie też sprawnie posługiwać się mieczem!

Shinichi Kudo

To taki drugi Holmes!
Następny detektyw. Ma takie ładne niebieskie oczka i te czarne włosy. <3
Ubóstwiam go za całokształt i geniusz.

Kaito Kuroba

Jedyny z czwórki, który nie jest detektywem. Mimo to i tak jest jednym z moich ulubieńców.
Jest magikiem (iluzjonistą) oraz złodziejem.
Nikt go jeszcze nie złapał. Jest mistrzem kamuflażu.
Ma też niebieskie oczęta i ciemne włosy!

Tsunayoshi "Tsuna" Sawada

Katekyō Hitman Reborn!

Był złodziej teraz pora na mafiozów. 
Tak, ten niepozorny chlopak jest z mafii.
Uwielbiam jego beznadziejność, przypomina trochę mnie.
Zadziwia mnie jak bardzo potrafi zmienić się, gdy jego rodzina i przyjaciele są zagrożeni.
I JEST ON UROCZY DO KWADRATU!

Hibari Kyoya 

Katekyō Hitman Reborn!


Chłopak niemal nie do zniszczenia, samotnik.
Najchętniej wybiłby połowę ludzkości, ale uważa, że nie opłaca mu się walczyć ze słabymi.
Poza tym to przystojniak.


Tony Stark / Iron Man


Ekcentryczny milioner, superbohater?
Czemu nie?
Nie wiem czemu go tak lubię, ale uważam że nie mogło go tu zabraknąć.


Hulk / Bruce Banner


Czy jest ktoś, kto go nie zna?
Może...
On jest moim ulubionym fizykiem! (sorry Einstein)
Poza tym jest silnym zielonym herosem.
Superbohaterów uwielbiam tak bardzo jak detektywów!

Nova / Sam Alexander


Moje najnowsze zauroczenie.
Słodki idiota - superbohater. Znów urzekły mnie niebieskie oczy...
Pieszczotliwie nazywam go "wiadrogłowym"

wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział 9 "O wilku i rycerzu"

Akt pierwszy
Scena I
Środek lasu, księżniczka i jej straże spacerują
STRAŻNIK 1: Piękna pogoda na spacer, pani.
KSIĘŻNICZKA: Masz całkowitą rację. Taki piękny dzień. Chyba nic nie jest w stanie go popsuć.
STRAŻNIK 2: Masz rację panienko.
<wchodzi wilk>
KSIĘŻNICZKA: <przerażona> O nie! To straszny zły wilk!
WILK: Księżniczko! Zabieram cię ze sobą!
STRAZNIK 1: Nie pozwolimy ci!
<wilk walczy ze strażnikami, pokonuje ich>
WILK: I wy nazywacie się strażą królewską? Jesteście tacy słabi…
<chwyta księżniczkę i schodzi ze sceny>
Scena II
Strażnica, rycerz i straż królewska grają w karty
STRAŻNIK 3: Nie uważacie, że księżniczka coś długo niw wraca?
RYCERZ: <patrzy w karty> Nie sadzę. Pewnie panienka została dłużej na łące… wiecie jak ona kocha kwiaty polne.
< strażnik 1 wpada poobijany na scenę>
STRAŻNIK 3: < podbiega do niego> Co ci się stało przyjacielu?
STRAŻNIK 1: < ledwo mówi> Wilk… dopadł nas i uprowadził panienkę.
< rycerz wstaje i kieruje się ku wyjściu>
RYCERZ: Nie martwcie się przyjaciele. Ja odzyskam naszą księżniczkę.
<rycerz wychodzi>
Akt drugi
Scena I
Leśna grota, księżniczka leży związana na ziemi
KSIĘŻNICZKA: < śpiew> Rycerzu mój obrońco,
Będę czekać na ciebie aż do końca.
Pośród tych leśnych kniei
Nie stracę na twe przybycie nadziei.
Dla ciebie tę pieśń śpiewam dziś
Za moim głosem możesz iść
Błagam uratuj mnie
A nagroda Cię nie minie

Scena II

Wioska niedaleko lasu, wieśniacy rozmawiają, przyjeżdża rycerz na koniu wraz z giermkiem
RYCERZ: Mój giermku, zapytaj ludzi, czy wiedzą gdzie może być księżniczka.
GIERMEK: Tak jest!
<giermek chodzi po scenie i rozmawia z wieśniakami>
GIERMEK: Znalazłem kogoś, kto wie gdzie ona jest. <wskazuje na jednego z wieśniaków>
RYCERZ: < do wieśniaka > To prawda?
WIEŚNIAK BILL: Tak panie. Słyszałem głos księżniczki Esmeraldy dobiegający z jamy smoka.
RYCERZ: Prowadź!
< Bill, rycerz i giermek schodzą ze sceny>

Akt trzeci
Scena I
Leśna grota, księżniczka leży związana, wchodzi rycerz z giermkiem.
RYCERZ: <rozgląda się> Więc to tak wygląda wilcza jama? Zdecydowanie warta tej bestii.
KSIĘZNICZKA: Mój rycerzu! Nareszcie przybyłeś!
RYCERZ: Zaraz cie uratuję! <do giermka> Mer… Mój giermku podaj miecz!
GIERMEK: Już podaję! < bierze miecz i podaje rycerzowi, w międzyczasie wchodzi wilk>
RYCERZ: <rozcina liny> Teraz już jesteś wolna moja pani.
WILK: < wściekły> Jak śmiesz wchodzić do mojego domu i zabierać moją pannę?!
RYCERZ: Esmeraldo skryj się za mną. Obronię cię przed tą bestią.
KSIĘŻNICZKA: Tak… dobrze…
RYCERZ: <do wilka> Giń bestio! To będzie kara za więzienie mojej pani!
WILK: < naprawdę wściekły> Przestań nazywać mnie bestią! Ciągle tylko bestia to, bestia tamto… Mam tego dość! Nie jestem żadną bestią! Nigdy nie prosiłem się o bycie wilkiem! Czy tacy jak ja nie zasługują na szansę na dobre życie?
REŻYSER: <zza sceny do wilka> Daniel ty głupku! Trzymaj się scenariusza. <do rycerza> Ani improwizuj, uratuj tę sztukę!
RYCERZ: <zdejmuje hełm>  Rozumiem twoje pragnienie, ale porywanie księżniczek tego nie załatwi.
WILK: To co mam zrobić?
RYCERZ: Bądź sobą, znajdź przyjaciół i dbaj o nich. To wystarczy na początek.
WILK: A co dalej?
RYCERZ: Sam znajdziesz odpowiedź. My musimy wracać do domu.
<giermek rycerz i księżniczka schodzą ze sceny. Wilk zostaje sam. Kurtyna opada>


******
Jak się Podoba? Tego jeszcze nidgzie nie widziałam i to mój pierwszy napisany dramat i możliwe, że ostatni. Następny rozdział będzie już normalny, więc mam nadzieję, ze będzie szybciej. ;)
Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger