piątek, 16 marca 2018

II - Rozdział 9 - Karty

II - Rozdział 9 - Karty


Skała niosąc na swoim grzbiecie Artura, dotarła do bogato wyglądającego pałacyku. Za niedomkniętą bramą prowadząca do ogrodu można było dostrzec jałowce obcięte w rożne kształty. Gdy książę przyjrzał im się dokładnie, stwierdził, że przypominają mu one kształty pojawiające się na kartach do gry.
- Właściciel tej posiadłości musi być prawdziwym miłośnikiem gier karcianych – stwierdził. – Myślisz, że wygrał pałac grając w brydża?
- Nie, mylisz się – poprawiła go Skała. -  Zanim Hrabstwo Orkel stało się częścią Mertynii, było małym królestwem. Za czasów najbardziej krwiożerczej władczyni, zwanej Królową Kier, armię królestwa pełniły olbrzymie karty. A to wszystko dzięki mocy jaką posiadał jej wierny generał. Ludzie zwali go wówczas Asem Kier, choć teraz zapamiętany jest jako Samuel Law.
- Myślisz, że jego potomek posiada tę samą moc? – Zapytał schodząc z grzbietu jednorożca. – Syn hrabiny Orkel?
- U innych to się  sprawdziło, czemu w tym przypadku miałoby być inaczej? – zapytała beztrosko klacz. - Chodźmy lepiej i sami się przekonajmy.
- Moc pozwalająca na utworzenie armii z kart… Niewiarygodne – mówił popychając furtkę.
Szli alejką otoczoną niskimi żywopłotami. Przez leżący wszędzie śnieg, ogród zaczął im wydawać się chłodny i nieprzyjemny. Zapewne dlatego nie zamielili oni ze sobą ani słowa dopóki nie znaleźli się przed drzwiami wejściowymi. Przewyższały one księcia dwukrotnie, co sprawiało wrażenie, że zarówno on i jego towarzyszka są maleńcy. Od wrót dzieliło ich jeszcze kilka schodków, które mieli przejść w zadumie, lecz stało się coś niesamowitego. Gdy tylko Skała postawiła kopyto na pierwszym stopniu, otoczyła ją dziwna, lśniąca czerwienią jak zachodzące słońce, chmura. Wraz ze zniknięciem obłoku, Artur spostrzegł brak jednorożca. Zamiast niego, przed schodami stała wysoka, smukła kobieta. Ubrana była w długą do ziemi popielatą suknię. Nie wyglądała ona na odpowiednie ubranie na panujące temperatury. Twarz kobiety przykrywała burza długich, białych jak śnieg włosów, spośród których wystawał tylko długi srebrny róg.
- Skało? – zapytał blondyn wpatrując się w nią. – Czy to ty?
- Tak, to ja – stwierdziła niepewnie. – Nawet nie pytaj, co się stało. Sama się nad tym zastanawiam. Chodźmy lepiej do środka.
Oboje byli prawie pewni, że to, co stało się Sakle, było sprawką któregoś z mieszkańców tego domu. Takie powitanie ich zaniepokoiło, ale nie aż tak, by zrezygnowali ze swoich poszukiwań. Szli pustymi korytarzami, rozglądając się dokoła. Symbole karciane były wszędzie. Na ozdobnych gobelinach umieszczanych przy każdych drzwiach widniały pik oraz kier, natomiast trefl i karo zdobiły każdą latarnię. Wszystkie cztery pojawiły się tylko na przeogromnym arrasie zdobiącym salę balową. Idealnie komponowały się z czerwonymi ścianami i podłogą z czarnego marmuru.
Jednak w sali balowej nie było już miejsca do tańca. Pomieszczenie wypełnione było setkami, jeśli nie tysiącami kart. Zbudowany z nich zamek był chyba największą tego typu budowlą na świecie. Cóż… na tamtym świecie.
Gdzieś pomiędzy różnymi częściami tej konstrukcji, kręcił się młody mężczyzna. Mógł być kilka lat starszy od Artura. Miał schludnie zaczesane do tyłu włosy w kolorze ciemnego blondu. Jego piwne oczy uważnie przyglądały się kartom zza okularów. Ogólnie rzecz biorąc, gospodarz nie zwracał uwagi na swoich gości.
- Myślisz, że to jego szukamy? – książę szepnął do Skały.
- Chyba tak, jest dość podobny do swojej ciotki – odpowiedziała cicho. – Chociaż… ty też masz podobne rysy twarzy.
- Ja mam być podobny do jakiegoś maniaka kart?!
Krzyki Artura, sprawiły, że wspomniany „maniak kart” raczył na nich spojrzeć. Zostawił na chwilę swoja budowlę i podszedł do intruzów. Spojrzał na blondyna ze złością, a ten dokładnie przyjrzał się jego twarzy. Rzeczywiście było widać pewne podobieństwo, pomimo tego, że gospodarz był dojrzalszy i miał lekki zarost. Poza tym każdy z nich miał pieprzyk w innym miejscu.
- Najpierw wchodzisz do mojego domu bez uprzedzenia, a później mnie obrażasz? – zapytał groźnie mężczyzna. – Czy ty w ogóle jesteś świadom, z kim masz do czynienia?
- Racja, nie wiem jak się nazywasz, ale jestem świadom, iż twa matka to hrabina Orkel. – Ton głosu Artura odpowiadał w tamtej chwili jego pochodzeniu. – Bardzo przepraszamy za najście, ale to sprawa wagi międzynarodowej. Potrzebni mi są potomkowie legendarnych Rycerzy Światła. Podobno jesteś jednym z nich.
- Gdybyś znał moje nazwisko nie miałbyś wątpliwości, że Anatol Law jest potomkiem samego Samuela Law’a – odrzekł dumnie. – A do czego jestem ci potrzebny, że przyszedłeś tu do mnie z jednorożcem? – Pytając zerknął na zmienioną w człowieka Skałę.
- Wasi Władcy Lasu kazali mi prosić o pomoc waszą królową, żeby wraz z rycerzami pomogła mi odzyskać należne mi miejsce na tronie.
- Tronie? – zdziwił się. – Przepraszam za moją ignorancję, ale z kim mam do czynienia?
- Jestem Artur Mieczyński, następca tronu Królestwa Cierry.
Gdy Anatol dowiedział się, że ma przed sobą prawdziwego księcia, stał się mniej pewny siebie. Czym prędzej zaprosił gości do salonu, podał im herbatę i przeprosił za złe maniery. W tamtej chwili wydawał się być zupełnie inną osobą niż na początku. Bardziej niż rycerza przypominał roztargnioną gosposię, szczególnie, gdy podawał Skale i Arturowi ciasteczka z galaretką własnej roboty. Jak przystało na tę rezydencję, miały one kształt figur karcianych.
- Zawsze chciałem spotkać prawdziwego monarchę – stwierdził nieśmiało siadając na czerwonej sofie naprzeciw księcia. – Moim marzeniem jest zrobienie własnej talii kart z wizerunkami prawdziwych monarchów.
- To dość dziwne marzenie, ale gdy jest się w tym pałacu, staje się całkiem zrozumiałe – książę skomentował to nie do końca uprzejmie. – W sumie chętnie zagrałbym katami, gdzie ja jestem królem.
- Najpierw myślałem nad zrobieniem kart z pierwszymi władcami czterech królestw, ale… później miałem taki dziwny sen – Law był zestresowany. – Jak tak teraz myślę, to chyba powinienem powiedzieć komuś o tym wcześniej.
- A to dlaczego? – Nerwy panicza, zaintrygowały Skałę.
- W tym śnie rozmawiałem z Władcami Lasu… oni… - Był zbyt zdenerwowany, żeby mówić płynnie. – Oni… pokazali mi chyba przyszłość. Sam… sam nie wiem. Jednak jestem pewien… widziałem królową.
- Co?! – Artur aż podniósł się z miejsca. – Wiesz jak wygląda królowa? Proszę powiedz mi co widziałeś!
- Cóż… widziałem tylko sceny z nieokreślonego miejsca i czasu. Przedstawiały one rudowłosą dziewczynę, za każdym razem w innej z czterech srebrnych koron. Te obrazy wryły mi się w pamięć, więc postanowiłem przelać je na karty. Cztery kolory i cztery korony… Na razie udało mi się skończyć jedną. To Daniela, królowa Isery.
Mówiąc to wyciągnął z kieszeni kartę do gry. Tak jak powiedział, przedstawiała ona rudowłosą dziewczynę. Miała ona długi warkocz oraz grzywkę po prawej stronie, w taki sposób, że było widać jedynie lewe, duże oko. W dłoni królowej tkwiło srebrne lusterko.

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger