wtorek, 13 lutego 2018

II - Rozdział 8 - Powinność Artura

Tego samego dnia Artur także dotarł do Remy. Gdy widział już tabliczkę symbolizującą wjazd do miasta, ucieszył się. Myślał, że niedługo nastąpi koniec jego wędrówki. Nim jednak przestąpił granicę miasta, usłyszał kobiecy głos za swoimi plecami.
- Hej, skąd masz tego konia?! – krzyknęła oskarżającym tonem.
- Znajoma mi ją pożyczyła – odpowiedział schodząc z Luny. – A co? Jakiś problem.
Gdy książę odwrócił się do swojej rozmówczyni przeżył lekki szok. Jego oczom ukazała się biała jak śnieg klacz, której grzywa sięgała do ziemi. Patrzyła na niego z pogardą. To ona do niego mówiła, była kolejnym jednorożcem, który miał obiekcje do jego jazdy na Lunie.
- Czemu wszystkie napotkane jednorożce czepiają się mnie? – zapytał przymykając oko na nadzwyczajność swojej sytuacji.
- Więc spotkałeś i Moon’a – zaśmiała się szyderczo. – Jak on mógł ci pozwolić na zabranie Luny? Gdzie jej pani? – dodała grośnie.
- Po pierwsze, Daniela pozwoliła mi pożyczyć Lunę, żeby znaleźć pewną osobę – mówił wyniosłym, władczym tonem. – Po drugie, Moon pozwolił mi na to, gdy dowiedział się z kim ma do czynienia. – Wyprostował się przybierając książęcą pozę. – Jestem książę Atrur.
- Znam doskonale wszystkie królewskie rody w Yriaf Selat, nie istnieje ktoś taki jak książę Atrur. Mów kim naprawdę jesteś. – Klacz nie dawała za wygraną. – Daniel i Aniela mieli tylko syna, a Swen i Anna tylko córkę. Michał i Klara mieli tylko Danielę. Królowa Sara była bezdzietna. Nie ma tutaj miejsca na żadnego Artura.
- Zapomniałaś o jednym drobnym szczególe – Zaśmiał się triumfalnie blondyn. – Królowa Aniela miała brata i tak się składa, że to on jest moim ojcem. Pozwól, że przedstawię się raz jeszcze. Jestem Artur Mieczyński, następca tronu królestwa Cierry.
- Cierry? – spojrzała w niebo. – Tej Cierry?
- A więc słyszałaś?
- Tak, znałam jednego człowieka, który stamtąd pochodził. Był najmłodszym synem tamtejszego władcy, a przynajmniej tak mi powiedział – mówiła z nostalgią- Podobno jego starszy brat zrzucił go do Yriaf Selat. Chłopak już nigdy nie wrócił do domu. Tutaj został legendą.
- Znałaś kogoś takiego? – Chłopak był zaskoczony. – Kto to?
- Ty tego nie wiesz? – Spojrzała na niego krzywo. – Chodzi mi o zdobywcę Ekscalibura, pierwszego króla Mertynii, sławnego Władcę Lata. Mam oczywiście na myśli króla Artura.
- Chcesz mi powiedzieć, że znałaś TEGO króla Artura? Ile ty masz lat?
- Najtrafniej chyba stwierdzić, że jestem stara jak świat – przyznała. – Chodźmy spotkać się z Radą Renegencką.
- Skąd wiedziałaś, dokąd się wybieram?
- Przeczucie.
Artur wszedł do Remy jedną ręką trzymając uzdę Luny, drugą natomiast trzymał na grzbiecie jednorożca. Rogata klacz była jego przewodnikiem i prowadziła go pomiędzy krętymi uliczkami. Celem ich podróży było centrum miasta, gdzie znajdował się pałac należący niegdyś do królowej tego miejsca. Z zewnątrz wyglądał niepozornie. Dwa piętra i ściany z piaskowca. Towarzyszyły im także marmurowe kolumny podtrzymujące czerwony dach.
Książę uwiązał Lunę przed pałacem. Miał już do niego wchodzić, lecz zatrzymał się i obejrzał za siebie. Spoglądał przez chwilę na ludzi spacerujących po brukowanych uliczkach.
- Coś się stało? – zapytała jego przewodniczka.
- Nie nic – odpowiedział kontynuując wchodzenie po schodach budynku. – Tylko wydawało mi się, że widziałem kogoś znajomego.
- Ale to raczej nie możliwe – zgodziła się z nim klacz.
Weszli do bogato zdobionego holu. Podłoga wykonana była w całości z czarnego marmuru, a na białych jak śnieg ścianach nie można było zauważyć obrazów oprawionych w srebrzyste ramy. Każde malowidło przedstawiało jednego bądź kilka wilków. Podobanie sprawa się miała z marmurowymi posągami ustawionymi równo przy ścianach. Wyjątek stanowiła jedynie ogromna rzeźba stojąca dumnie na środku pomieszczenia. Przedstawiała ona dwie osoby: kobietę i dziewczynkę. Pierwsza z nich miała długie, smukłe nogi i szczupłą sylwetkę. Nosiła śnieżnobiałą togę. Oczy kobiety miały barwę miedzi a srebrzyste włosy spięte były w grecki kok. Dziewczynka była do niej dość podobna z twarzy. Ich nosy były niemalże identyczne. Za to kolory oczu i włosów jakby zamieniły się miejscami. Rudowłosa dziewczyna była o połowę niższa od stojącej obok kobiety a jej skronie zdobił srebrny wieniec oliwny.
- To królowe tego miasta: Cassandra i Sarabella – tłumaczyła mu. – Choć dla mnie to po prostu Cassie i Sara. Nikt mnie nie zmusi do traktowania wilka jak króla czy królową – dodała arogancko.
- Z tego co wiem król Michał też był wilkiem, więc królowa Daniela… - zauważył Artur.
- Nawet mi nie przypominaj – przerwała mu. – Jak na mój gust to ty mógłbyś tu rządzić. Chodźmy już lepiej.
Choć w drodze do Sali Obrad Rady mijało ich wielu ludzi nikt nie miał pretensji, że po budynku kroczy jednorożec, wręcz przeciwnie – wszyscy robili jej przejście i traktowali z ogromnym szacunkiem. Sytuacja ta nie zmieniła się nawet, gdy dotarli oni na miejsce. Gdy jednorożec pojawił się w pomieszczeniu, trzy poważnie wyglądające osoby podniosły się ze swoich foteli. Wśród nich dwóch Grimmów: Grigorij i William. Towarzyszyła im starsza kobieta ubrana w czarną garsonkę i białą koszulę w czerwono-czarne serca.
- Skało, nareszcie jesteś – kobieta zwróciła się do jednorożca. – Mieliśmy przeczucie, że się dziś tutaj zjawisz.
- Ciebie także miło widzieć Dario. Jak pewnie już dobrze wiecie, już niedługo odzyskacie swoją królową.
- Skało, ona jest także twoją królową – skarcił ją William.
- Mów sobie co chcesz, Grimm – Skała nie dawała za wygraną. Szturchnęła przy tym Artura. – No już przedstaw się ładnie.
- Witam państwa, nazywam się Artur Mieczyński. – Skłonił się lekko, aby okazać szacunek swoim rozmówcom. – Jestem kuzynem króla Michała.
- Kuzyn Michała? – zdziwił się Grigorij. – Niby z której strony?
- To nie jest w tej chwili ważne – stwierdził z całą powagą książę. – Gdzie znajdę Elizabeth Grimm i jej przyjaciółkę?
- Skąd znasz moją córkę?! – oburzył się młodszy z Grimmów.
- Wiem, że zabrzmi to niedorzecznie, ale spotkałem ją we śnie – odpowiedział. – Spotkałem się też z Jane i królem Michałem, który kazał mi ją odnaleźć.
- Jane? Czemu kazał ci odnaleźć Jane? – zdziwił się Will.
- Nie mam pojęcia, w ogóle te zadania dla nas są jakieś nielogiczne. Jestem pewien, że doskonale wie, gdzie są Jane, Rycerze Światła a nawet i sama Daniela. Mimo to każe nam ich szukać. Mógłby po prostu powiedzieć gdzie są i tyle. Po co utrudniać sprawę?! – oburzał się blondyn.
- Niestety Władcy Lasu mają w swoim zwyczaju wybierać ludzi do kompletnie niepotrzebnych zadań – stwierdziła wesoło Skała. – A to wszystko po to, żebyście się czegoś po drodze nauczyli. Tak było też ostatnio, gdy wysłał Sarę, Anielę, Swena i Daniela do odnalezienia dziedziców koron.
- A to oni byli tymi dziedzicami – dodał William. – A tak w ogóle to moja wnuczka wybyła z Merlinem do biblioteki, ale pewnie już ruszyli w dalszą trasę.
- Czyli wciąż niewiele wiem, żegnam państwa. – Blondyn odwrócił się na pięcia i wyszedł z pokoju.
Niepocieszony książę ruszył szybki krokiem do wyjścia z pałacu nie. Oglądał się za siebie. Doskonale wiedział, że Skała ruszyła jego śladem, ponieważ słyszał stukot jej kopyt. Nie myśląc za wiele popchnął ogromne dębowe drzwi i prawie zmiażdżył nimi człowieka. Był to starzec, w podobnym wieku co William Grimm, lecz nosił się jak jakiś czarnoksiężnik. Nieświadomy niczego chłopak minął Merlina bez słowa. Na szczęście jego towarzyszka rozpoznała czarodzieja.
- Wszystkiego najlepszego Merlinie – powitała go przyjaźnie.
- Co ja widzę? Wielmożna Skała postawiła kopyto w wilczym pałacu? – Mówił przytrzymując jej drzwi. – Co cię tu sprowadza?
- On. – Wskazała rogiem na Artura. – Arturze, zaczekaj. Ten człowiek pewnie wie, gdzie znajdziesz Jane.
- Co? – Książę zatrzymał się. – Wiesz, gdzie znajdę Jane i Liz?
- Tak, chwilę temu zostawiłem je w Nibylesie. – Starzec mówił, a tymczasem jego telefon zadzwonił. – Przepraszam, dostałem wiadomość. – Wyciągnął z kieszeni płaszcza smartfon i odczytał SMS’a. – Och, Liz właśnie napisała mi, że wybierają się na drugą stronę Nieprzebytej Puszczy. Za godzinę mają samolot to Królestwa Twaik, więc raczej będziesz musiał poczekać, aż wrócą.
- W takim tempie nigdy ich nie złapię – bąknął Atrur. – W każdym razie dziękuję. Właśnie pomogłeś Cierrze.
- Cierra? Artur? Nie mów mi, że ty to… - Starzec szybko domyślił się z kim ma do czynienia. – Książę Artur? To ty jednak żyjesz?!
- Tak, jak widać. Chociaż ktoś tu o mnie słyszał. – Blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
- Słyszałem o tobie tylko dlatego, że mój uczeń pochodzi z twojego królestwa – przyznał Merlin. – Wiem też, że Lord Dorian żyje sobie jak król odkąd uznano cię za zmarłego.
- Co, Dorian także?
Nie czekając na odpowiedź, Artur podszedł do uwiązanej u dołu schodów Luny. Odplątał uzdę. Nim jednak dosiadł siwej klaczy zwrócił się do Skały:
- Ty też wiesz, gdzie są rycerze i królowa, prawda?
- Mniej więcej – przyznała.
- Czy właścicielka Luny… Czy Daniela jest tą, której szuka Jane?
- Tak, jest. Pośród tych wielu osób znajdzie się i nasza Daniela. – Głos jednorożca był poważny, lecz słychać w nim było zwątpienie. – Ale to nie twoje zadanie.
- Ci, których uważałem za swoich braci, po prostu mnie zdradzili. Muszę jak najszybciej odzyskać moje królestwo. Nikt nie powiedział, że nie wolno mi pomóc Jane w poszukiwaniach.
- Ale…
- Jakby na to nie patrzeć, też jestem potomkiem jednego z tych rycerzy – zaśmiał się pod nosem. – To co? Pomożesz mi Skało?

- Syn Darii to potomek Samuela Law’a. – Stanęła na wprost księcia. – Wsiadaj, jedziemy do Rezydencji hrabiny Onkel. Luna znajdzie drogę do domu.
Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger