wtorek, 29 listopada 2016

Rozdział 45 "Początek bitwy"

DANIEL.



W całej krainie rozległ się dźwięk wycia. Niezwykłego, czystego, pełnego desperacji wycia. Wraz z nim pojawiły się gęste ciemne chmury na niebie, a wiatr zaczął dmuchać niemiłosiernie. Wicher był tak mocny, że zdmuchnął z drzew wszelkie liście. Drzewa pozbawione swoich koron po raz pierwszy do wieków wyglądały ponuro. Jednak nikt z naszej grupy nie przejmował się tym ani odrobinę. Ważne było to, co wydarzyło się po tym.
Z chmur zaczęło wychodzić wiele duchów. Każdy biały jak mleko. Wszyscy razem przypominali ogromna śnieżycę. Setki rycerzy schodziło do nas na zawołanie. Jedno wycie mojej siostry zgromadziło przed karczmą setki ciężko uzbrojonych, dawno nieżywych mężczyzn. Aż ciarki mnie przeszły na myśl, co mogą mi zrobić. W końcu to rycerze, a oni przecież nienawidzą wilków. Na całe szczęście byłem wtedy w bezpieczniejszej, ludzkiej formie. Moja siostra nie miała jednak takiej możliwości. Musiała ich przywołać wyciem, więc wciąż pozostawała w wilczej skórze. Nie minęło zbyt dużo czasu, a jeden z przywołanych duchów wymierzył atak w jej kierunku. Machnął mieczem prosto w jej głowę…
- Nie waż się jej tknąć. – Merlin pojawił się nagle pomiędzy rycerzem a Sarą. Swoją magią wyczarował wokół siebie coś na kształt ogromnej niebieskiej bańki, której duch nie mógł przebić. – Nie pozwolę Ci jej skrzywdzić.
- Chłopcze, czemu bronisz wilka? – mężczyzna odrzekł surowym tonem.
- Ponieważ ona jest Królową Remy. – Meriln patrzył w zielonkawe  oczy napastnika. – I jest dla mnie ważna… Poza tym, to właśnie ona wezwała tu was wszystkich.
- Pewnie chce nas wszystkich wykorzystać w jakimś podłym celu… - Mężczyzna nie dawał za wygraną, lecz schował już swój miecz do pochwy. – Ale każdy z rycerzy światła i ich potomkowie przysięgli wierność Królowi Lata.
- Czy ty jesteś głupi?! – Lucy nie wytrzymała i wrzasnęła na rycerza. – Ona jest KRÓLOWĄ REMY. Jedyną wilczycą, która może przyzywać swym wyciem duchy inne niż wilcze. Myślisz, że ktoś byłby na tyle głupi by koronować złą osobę? – spojrzała na niego jak na idiotę. – Sara jest najniewinniejszą osobą jaką znam, a znam ich na  prawdę dużo. Mamy bardzo ważny cel. Inaczej nie wzywalibyśmy żadnego z was.
- Tak czy siak, my będziemy walczyć tylko i wyłącznie u boku Króla Lata. – W tamtym momencie mężczyzna zauważył Anielę i zwrócił się do niej. – O pani, czy uczynisz nam ten zaszczyt?
- Nie. – odpowiedziała Aniela. – Wróg, z którym przyszło nam się zmierzyć… Nie jestem wstanie go choćby dotknąć.
- W takim razie my będziemy się już zbierać… - Rycerz odwrócił się na pięcie, poprawił ręką swoją pelerynę i miał już zamiar wrócić tam skąd przyszedł.
Jednak nim zrobił choćby jeden krok, z wilczej puszczy wyszedł pan Lotte. Dziadek Anieli prawdopodobnie stał tam już tam jakiś czas po tym jak przyszedł tu z powrotem po tym jak razem z moją babcią wrócili na Ziemię.
- Marcusie! Zaczekaj! – starzec krzyknął do dochodzącego ducha. – Wysłuchaj do końca tego, co mówi NASZA wnuczka!
Wszyscy spojrzeliśmy najpierw na pana Lotte a następnie na ducha, który odwrócił się i ponownie spojrzał na Anielę. Dziewczyna  nie wiedziała co myśleć o słowach dziadka. Jej brat, także skołowany, chwycił ją za ramie i oboje patrzyli jak ich dziadkowie podchodzą w ich kierunku. Duch zdjął po drodze swój chełm. Wtedy naszym oczom ukazała się jego twarz. Była łudząco podobna do twarzy ojca rodzeństwa. Jedynie jego włosy były jaśniejsze.
- Więc nie minęło wcale tak dużo czasu… - odezwał się w końcu duch. – Gdy zobaczyłem Yriaf Selat w takim stanie… myślałem, ze minęły setki lat…. A tu spotykam swojego najlepszego kumpla i moją wnuczkę…
- I wnuka. – dodał Marco. – My też nie spodziewaliśmy Cię tu spotkać… dziadku.
- Jak miło znowu Cię widzieć. – pan Lotte poklepał, a przynajmniej chciał poklepać Marcusa po ramieniu. – Patrz jakie śliczne są nasze wnuki. To dzieci Twojego Michałka i mojej Danusi.
- Więc jednak udało Ci się ich zeswatać… - Marcus westchnął ciężko. – Cóż przynajmniej mam teraz dwoje dzielnych wnucząt… - spojrzał na rodzeństwo. – Wybaczcie pytanie… jako dziadek powinienem wiedzieć takie rzeczy, ale… Czy mógłbym poznać wasze imiona? – mężczyzna wyglądał na speszonego.
- Aniela. – moja ukochana odpowiedziała swoim delikatnym głosem.
- A ja jestem Marco.
Duch tylko uśmiechnął się nieznacznie. Tymczasem Aniela podbiegła do mnie i siłą zaciągnęła mnie przed oblicze pana Marcusa. Pan Lotte i Marco zmierzyli mnie od razu chłodnym spojrzeniem, co widocznie zaintrygowało ducha.
- Wiesz dziadku, ja nie jestem w stanie walczyć z naszym wrogiem, ale on już tak… - Aniela mówiła wskazując na mnie. – Czy zgodzisz się by tym razem to on was poprowadził?
- Ale my, rycerze przyrzekaliśmy wierność Arturowi… a teraz i Tobie, kochanie…. – Marcus był niechętny wobec mnie. – Nie możemy od tak…
- Ale to nowy Król Lasu! – wskazała palcem na moją koronę. – Poza tym to mój chłopak.
- Twój chłopak?! – To poruszyło rycerzem tak mocno, ze przyłożył mi ostrze miecza do szyji.
- Jest gorzej niż myślałem…. – mówiłem odsuwając się na bezpieczniejszą odległość. – Już mi grozi a jeszcze nie wie najgorszej rzeczy!
- To jest coś jeszcze? – zapytał się i spojrzał na resztę naszej grupy, która skinieniem głowy dała pozytywną odpowiedź. – Co jest z Tobą nie tak – zwrócił się do mnie.
- Dużo… - odpowiedziałem mocno gestykulując i zacząłem wymieniać. – Pomyślmy: mam zwyczaj wstawać w soboty o świcie… od trzech dni zjadłem jedynie pół gofra… moje serce nie bije… jestem w połowie duchem… o i najważniejsze. – spojrzałem prosto w oczy mojego rozmówcy i zmieniłem się w wilka, ale znów wyszedł mi wilk-duch z rogami.
- Żartujecie sobie ze mnie?! – duch krzyknął wściekły. – Chciałaś, żeby rycerzami dowodził… on?  Ale… on… - mówił do Anieli z wyraźnym zawodem.
- Że niby co… że jestem wilkiem? – mówiłem bardzo poważnie. – I co w tym niby złego? Jak ktoś jest wilkiem to od razu znaczy, że jest zły, gorszy? Ludzie błagam, przestańcie szufladkować innych! – zacząłem mój wywód, miałem już dość tego, że za każdym razem oceniano mnie według jakiś kategorii. – Odkąd przybyłem do Yriaf Selat nauczyłem się jednej rzeczy: Nic nie jest takie jakie się wydaje. Tak, jestem wilkiem. Ale to nie oznacza, że jestem jak inni, których można tak nazwać. Nie każdy wilk musi być zły i choć większość z nich takich jest, ja i moja siostra niekoniecznie. Dla nas liczy się przyjaźń. Jesteśmy w stanie dla pewnych osób poświęcić nawet własne szczęście i niezależnie od wszystkiego dbać o swoich przyjaciół. Tak, jestem sportowcem. Nie każdy sportowiec chce wygrywać. Dla mnie nie liczy się miejsce na mecie, ale to ile przyjemności czerpię z tego co robię. I tak, jestem królem lasu, ale nie jestem swoim dziadkiem, nie będę się ukrywał z tym kim jestem. Jestem Daniel Wilczek i nikt i nic tego nie zmieni. – zatrzymałem się na chwilę i odetchnąłem. Spojrzałem na Lucy i przypomniawszy sobie jeszcze coś  kontynuowałem. – I jeszcze jedno. Muszę się do czegoś przyznać. Wydaje mi się, ze to ja przypadkowo sprowadziłem tu duchy wszystkich wilków.  Bo… kiedy Lucy zginęła…. Ja… byłem tak zrozpaczony, że… Krzyknąłem w rozpczy. Tyle, że ten krzyk brzmiał bardziej jak wycie… a później widziałem setki wilczych ślepi w lesie… i myślę, że to wszystko, co teraz tu mamy to moja wina. Tym bardziej musze odpokutować moje błędy! Czy tego chcecie czy nie, ja idę walczyć z tymi żądnymi władzy wilkami, które niszczą mój ukochany dom! I robię to teraz!
Po tym jak skończyłem mówić ruszyłem prosto w stronę lustra. Dzięki temu, że jestem teraz duchem mogę nie tylko walczyć z innymi duchami, ale także nie muszę przejmować się tymi wszystkimi drzewami na mojej drodze. Po prostu przez nie przebiegałem. Wróciłem na Ziemię, do swojego pokoju. Żeby nie robić zamieszania w domu, postanowiłem wyjść przez okno. Był już wieczór. Ta cała narada wojenna zajęła nam kolejny dzień. Obszedłem dom dookoła i rozglądałem się uważnie. Wszędzie było pusto, aż podejrzanie. W końcu wyszedłem na główną ulicę i zobaczyłem. Jak jeden z duchów targał kogoś w stronę szkoły. Rozpoznałem kto to był – Bill Adams. Wilk trzymał w pysku kaptur jego bluzy
- Zostaw go!  - krzyknąłem w przypływie gniewu. – On nic Ci nie zrobił.
- Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać? – wilk zapytał, brzmiał niewyraźnie ze względu na koniec kaptura w pysku, ale rozpoznałem go po głosie. Był to ojciec mojej babci.
- Tym, który Cie pokona. – stwierdziłem. – A teraz puść go.
- Skoro tak mówisz… - mruknął wyrzucając Billa w górę, jakby był drewnianą kukłą. I Rzucił się na mnie z pazurami. – Tyle, że ja nie dam się pokonać byle szczeniakowi.
Zamarłem w bezruchu. Nie wiedziałem co robić najpierw: łapać szkolnego chuligana, który zaraz spadnie na twardy beton z pięciu metrów, czy bronić się przed napastnikiem. Na szczęście odpowiedź przyszła sama w postaci ostrej strzały, która przeleciała mi nad głową i zatrzymała się na ścianie hali sportowej w taki sposób, że po drodze udało się Zahaczyć o kaptur bluzy Billa i sprawić, że zawisł dwa metry nad ziemią. Znam tylko jedną osobę, która byłaby wstanie tak precyzyjnie strzelić. Nie musiałem się nawet odwracać, by wiedzieć, że Grimm i reszta przybyli, by wspierać mnie w tej walce. Atmosfera była tak gęsta, ze można by ją kroić nożem, za to okolica wyglądała przecudownie. Całe miasto przykryte było świeżą warstwą śnieżnego puchu. Było idealnie biało. Za to niebo, czarne jak węgiel idealnie pokazywało jak wielki był księżyc tej nocy.  Był jak ogromne oko, które z niecierpliwością patrzyło jak potoczy się nasza historia.

sobota, 26 listopada 2016

Przykro mi... :(

Przepraszam, ale w tym tygodniu nie wyrobiłam się z pisaniem. Pozostała mi jeszcze połowa rozdziału do napisania. Mam nadzieję, że do końca miesiąca uda mi się go dodać. Wyczekujcie z niecierpliwością! ;)

czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział 44 "Spotkanie przed Wilczą Puszczą"

WILL.

Droga z Isery do Wilczej Puszczy zajmuje ponad dwa dni piechotą, ale my nie mieliśmy tyle czasu. Korzystając z tego, że Yriaf Selat stało się nowoczesne, pożyczyliśmy szybsze środki transportu. Z koronowaną głową u boku, było to nieco łatwiejsze, wiec w jednym z domów, które mijaliśmy do drodze dostaliśmy dwa piękne, niebieskie motocykle. Oczywiście ja nie umiałem prowadzić tej maszyny, Swen zresztą też (chociaż on miał okazje by się tego nauczyć kilka lat wcześniej). Tak jakoś wyszło, ze to dziewczyny musiały prowadzić. Ja wsiadłem na pojazd niepewnie. Objąłem mocno Elsę. Swen jechał z Anną. Na początku nie wiedziałem co myśleć o tym sposobie podróżowania, ale w miarę jak nabieraliśmy prędkości, zaczęło mi się to co raz bardziej podobać.
            Podróż z dwudniowej skróciła się do kilku godzin. Karczma, czyli miejsce, do którego się kierowaliśmy, była widoczna już z daleka. Tylko ona jedyna nie zmieniła się na… nowsze. Z tego powodu wyglądała na jeszcze bardziej zniszczoną. Patrzyłem w tamtym kierunku i zobaczyłem coś. Wyciągnąłem z torby lornetkę, by przyjrzeć się temu dokładniej.
- Tam jest wilczy duch. – powiedziałem z niepokojem. Miałem zamiar już wyciągnąć mój składany łuk, ale Elsa mnie zatrzymała.
            - Czekaj. Nie strzelaj. – powiedziała uśmiechając się z pewnością siebie. Widziałem to w lusterku – Zresztą i tak nie trafiłbyś, tylko zwrócił na nas jego uwagę.
            - Ten uśmiech… - burknąłem. – Ty coś wiesz? O tym tam co tam stoi.
            - A wiem. – przytaknęła. – Wiem, ze ten wilczek jest naszym sojusznikiem. Już od kilku dni jest trupem…
            - Nie mów mi, że… - po prostu mnie zatkało.
            - Tak. – odpowiedziała szybko.
            - Nie.
            - Tak.
            - Ale on ma rogi! – zaprzeczałem sam sobie, jeszcze raz spoglądając przez lornetkę.
            - Ooo… rogi… - zaśmiała się. – Tego się nie spodziewałam. Wygląda na to, że będzie ciekawie…
            - Panna wszystkowiedząca czegoś nie wiedziała? – zaśmiałem się złośliwie.
            - Zamknij się. – burknęła tylko.
W drodze spotkaliśmy Anielę z Bratem i jeszcze kilkoma osobami. Chwilę później dołączyły do nas także Sara i Lucy. To tylko świadczyło o tym, że jesteśmy już naprawdę blisko. Dotarliśmy tam w zadziwiającej liczbie dwunastu osób. Nie wszyscy się znali i nikt poza Anną, Elsą i mną nie wiedział jeszcze o tym, że Swen jest królem. Jednak to nie było tak ważne, jak siedzący pod drzwiami karczmy wilczy duch. Z bliska był łatwy do rozpoznania przez charakterystyczny  kolczyk na lewym uchu.
            - H… hej… już wszyscy jesteście… i widzę też kilka nowych twarzy…. – nie umiał się wysłowić. Cały był w nerwach. – Nim zapytacie o to, co mi się stało, powiem, że dość długa historia.
- Wcale nie, Daniel. – Elsa oczywiście go poprawiła. – Ta historia jest równie prosta jak wszystkie inne, które zaraz sobie opowiecie.
- Daniel… jesteś duchem. – Aniela ze strachem próbowała pogłaskać głowę swojego chłopaka, lecz nie była w stanie go dotknąć. – Jak?
            - Tak jakoś wyszło. – powiedział zdołowany. – Tak musiało być.
            -  Jak już tu jesteśmy, zjedzmy najpierw śniadanie. – zaproponowała Lucy. – Naradę wojenną zrobimy zaraz po tym.
            Dziewczyny weszły do środka jako pierwsze. Czym prędzej udały się do kuchni, żeby zrobić wszystkim jakiś pozywny posiłek. Za to ja zająłem miejsce przy zakurzonym stole pomiędzy Swenem a Marciem. Naprzeciw nas usiadł Merlin a obok niego nieznajomy w ozdobionym medalami, eleganckim mundurze z Sertonii. Daniel stał smutnie patrząc na nas, a nieznajomy patrzył na niego z wrogością.
            - Mógłbyś się jakoś „odwilczyć”? – powiedział nieznajomy uderzając pięścią w stół. – Nie mogę już na Ciebie patrzeć.
            - W sumie to chyba mogę… - odpowiedział ponuro Daniel. – A przynajmniej mam taką nadzieję
Mój przyjaciel zamknął oczy. Skupił się przez chwilę i przybrał swoją ludzka formę. Był cały czerwony ze wstydu. Szybko zdjął cos ze swojej głowy, nie zdążyłem zobaczyć co to takiego. Schował to do kieszeni swojej marynarki. Przez ten cały czas nie mieliśmy okazji się przebrać, wiec Elsa, Daniel i ja wciąż byliśmy w tych samych ubraniach co na szkolnym balu. Rudowłosy usiadł obok nieznajomego bojąc się spojrzeć mu w oczy. Dan nie był już duchem, odkąd przybrał ludzką postać, co wydało mi się jeszcze dziwniejsze niż samo bycie duchem.
            Gdy dziewczyny nadeszły z pysznymi goframi z cukrem, pierwszą rzeczą, która zrobiła Aniela po odłożeniu tacki z jedzeniem, było przytulenie Wilczka i pogładzenie go po rdzawej czuprynie.
            - Nigdy więcej mi tak nie rób. – powiedziała. – Nie móc cię dotknąć jest największą karą jaka mogłaby mnie spotkać.
            - Tego nie mogę obiecać. – powiedział ponuro rudzielec. – Przecież wiesz, że tylko duch może pokonać ducha…

Po tej wzruszającej scenie, wszyscy wzięli się do jedzenia. Tylko Daniel jakoś nie miał apetytu. Odkąd jego serce przestało bić, chyba jeszcze nie widziałem go jedzącego. Gdy Marco to zauważył, po prostu musiał mu dogryźć:
            - A to co? Czyżby nasz żywy trup nie chciał jeść? – mówił denerwującym tonem – może wolałbyś coś innego? Mózgi? Krew?
            - Bracie, przestań. – Aniela szturchnęła go łokciem. – Zachowuj się jak przystało w twoim wieku.
            - Dobra! – burknął. – Przecież ja tylko żartowałem!
***
            Po skończonym posiłku, tak jak wcześniej ustalono, miała odbyć się narada wojenna. Jednak najpierw byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy się poznali. Tym oczywiście zajęła się panna wszystkowiedząca. Kazała nam usiąść w kręgu. Mało tego, sama ustaliła kolejność w jakiej mamy siedzieć. Ona sama usiadła nako ostatnia pomiędzy Anną a Danielem.
            - Żeby razem pracować wypadałoby, żeby wszyscy znali swoje imiona. Ja jestem Elsa Andersen. – mówiła wywyższając się. – Tak wiec od mojej lewej: moje siostry Anna i Roszpunka. Następnie mój chłopak Will Grimm, a obok niego Czarny rycerz Marco Mieczyński. Kolejna jest Lucy Pan a następny Merlin Lambert. Ta piękna kobieta obok niego to królowa Sertonii Amanda. Oczywiście Razem z nią i Damian, król Sertonii. Następnie Sara Wilczek, królowa Remy. – Elsa przerwała na chwilę i uśmiechnęła się do tej trójki która pozostała. Wszyscy troje byli Cali czerwoni na twarzach. – Dalej Swen Dell, król Isery. Tuż obok Aniela Mieczyńska, królowa Mertynii oraz Daniel Wilczek, król lasu.
            - Ale jak to?! – krzyknęli wszyscy zadziwieni po usłyszeniu o ostatniej trójce.
Teraz nie pozostało nic innego jak opowiedzenie tego wszystkiego co się działo po tym jak rozdzieliliśmy się w Remie. Nasze zdziwienie było oczywiście uzasadnione. Choć ciekawe jest to, że cała piątka monarchów ubrała swoje korony dopiero, gdy przyszła pora na uzgodnienie szczegółów bitwy. Ich ubrania się zmieniły(oprócz Damiana, jego pozostało takie samo). Daniel i Swen mieli teraz na sobie mundury podobne jak ten Damiana, tyle, że pierwszy miał go koloru zielonego a drugi białego. Za to Sara miała na sobie zwiewną, kremową tunikę znaną z antycznych rzeźb. Aniela ubrana i zieloną suknię miała poza tym inny kolor włosów i oczu. Pięć Koron po raz pierwszy w historii zebranych w jednym miejscu. Szkoda tylko, ze okoliczności są tak niemiłe. Trzeba było planować wojnę, wojnę o przetrwanie

piątek, 11 listopada 2016

Rozdzial 43 "Pięć Koron: Król Lasu i Rogaty Wilk"

Rozdzial 43 "Pięć Koron: Król Lasu i Rogaty Wilk"
DANIEL.

Stojąc pośrodku magicznej polany. Można czuć zachwyt. Po mojej lewej błyszczało magiczne źródełko, po prawej stał jednorożec. Cudownie, co nie? Tymczasem moje uczucia nie należały do tych najlepszych. Czułem strach, otępienie i ogromne poczucie winy. Przede mną była osoba całkowicie złożona z kwiatowych płatków. Osoba ta umarła, całkiem niedawno. Wiem to, ponieważ sam byłem świadkiem tej tragedii. Mężczyzna ten trzymał swoją kwiatową dłoń na moim sercu.
- Daniel… - mówił ze skruchą. – Ja przepraszam, to wszystko moja wina…
- Mówiąc wszystko, co masz na myśli? To, że przez Ciebie moje serce nie bije? Czy może to, że dzięki temu udało nam się przełamać klątwę i tym samym sprowadzić na oba światy jeszcze większe niebezpieczeństwo? Powiedz mi proszę, dziadku!
- Miałem na myśli wszystko na raz i jeszcze więcej. – kontynuował ze zwieszoną głową. – Gdyby nie decyzja o tym, by podzielić się moją mocą z innymi, nie byłoby wtedy nigdy mowy o klątwie, o duchach ani nawet o Pięciu Koronach. Byłoby tak jak przed tysiącami lat. Dwie korony: Złota i Srebrna.
- Nie za bardzo zrozumiałem… ale coś mi się wydaje, że to nie czas na opowiastki. – powiedziałem z powagą. – Powiedz mi lepiej, czemu to, że jesteś Królem Lasu jest taka wielką tajemnicą? Byłoby dla mnie dużo lepiej, gdybyś powiedział mi to kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. I nie chodzi mi o ten dzień, w którym przybyłem do Yriaf Selat. Chodzi mi o ten dzień, wiele lat temu.
- Nie mógłbyś poznać Króla przed przybyciem do tego świata! – zaśmiała się rżąco Skała.  – I nie mów do Niego dziadku! Wnuk Króla to urocze dziecko.
- Ale on to zrobił. – dziadek poprawiał jednorożca. – Daniel, mój jedyny wnuk i jak Ty to powiedziałaś „urocze dziecko” przybył tu wiele lat temu, gdy źródełko znajdowało się akurat pomiędzy wymiarami. Nie poznałaś go Skało?
- Ty jesteś tym małym chłopczykiem?! – nie mogła powstrzymać zdziwienia. – Ale ty jesteś wilkiem!
- Tak, to ja. – uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ale… ale…
- Dobra, dość już tych pogaduszek! – dziadek nagle spoważniał. – Daniel, tylko Ty możesz naprawić moje błędy i dowodzić armią do walki z duchami Twoich przodków.
- Powiedz mi coś czego nie wiem. – zaśmiałem się. – Na przykład jak ja mam to zrobić.
- Każdy dziedzic srebrnych koron ma istotne zadanie w tej bitwie. Zima odpowiada za szybkie przemieszczanie się miedzy światami. Jesień przyzywa armię, która będzie wstanie powstrzymać wroga. Lato dba o morale i zagrzewa do walki. A wiosna – spojrzał na mnie dumnie. – Wiosna jest przywódcą walczącym ramię w ramię z armią.
- Jak mam walczyć z duchami? – zapytałem. – Nie mogę ich dotknąć. A przynajmniej nie na długo.
- Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego możesz ich dotkną przez chwilę? Odpowiedź tkwi w twoim sercu. Ono nie bije, moje nie biło od wieków. Obaj jesteśmy martwi. – zaśmiał się. A mnie nie było za bardzo do śmiechu. – Choć ty jeszcze  żyjesz.
- To nie ma sensu. – odpowiedziałem.
- I nie musi go mieć. Chodzi mi o to, że żyjesz a jednocześnie jesteś trupem, żywym trupem. Uwierz mi mój chłopcze, jeśli chcesz możesz być duchem. A duch może pokonać ducha. Za to ja, który jestem już ostatecznie martwy, nie mogę być już nawet duchem. Stałem się jednością z naturą, ale to chyba zauważyłeś.
- Mniej więcej….
- Jak już wszyscy wszystko wiedzą… Pora na koronację. – stwierdził dziadek. – Danielu, od dziś będziesz drugim władcą lasu.
Bez słowa przyjąłem słowa dziadka. Miałem zostać królem. Nigdy w życiu bym się tego nie spodziewał. W sumie nie spodziewałem się też wszystkich tych rzeczy jakie przydarzają ci się od prawie dwóch miesięcy… Westchnąłem ciężko i podążając za wskazówkami Skały stanąłem tuż przed magicznym źródłem. Nie mogłem się powstrzymać i spojrzałem w srebrne lustro sadzawki. Najpierw zobaczyłem w nim tylko swoje odbicie, lecz po chwili obraz zaczął się zmieniać. Tym razem nie widziałem tam już siebie. Moim oczom ukazała się młoda kobieta. Miała rude, kręcone włosy sięgające do ramion. Jedno oko miała Zielone jak szmaragd, drugie zakryte było przepaską. Jej cera była jasna jak śnieg a uśmiech dziwnie znajomy. Na plecach dźwigała Excalibur, a na palcach miała pięć pierścieni – cztery srebrne i jeden złoty. Towarzyszyła jej Lucy starsza może o jakieś dwa, trzy lata oraz prawdziwy feniks. Wyglądała jakby wybierała się na wojnę. I nagle to wszystko zniknęło.
- Co widziałeś tym razem? – zapytał z troską dziadek.
- Nie zobaczyłem siebie jak ostatnio… - mruknąłem zamyślony. Próbowałem pozbierać myśli. – Nie wiem kto to mógł być.
- Najpewniej przyjaciel, którego jeszcze nie poznałeś. – zaproponował dziadek. Po chwili w jego dłoniach pojawiła się srebrna korona. Wyglądała równie tajemniczo jak jej właściciel. Nie wiem czy to przez drzewa dokoła, ale lśniła ona zielonym blaskiem. – Teraz przyklęknij na jedno kolano i przygotuj się na to, że już nic nie będzie takie jakie było.
- Przyzwyczaiłem się już. – powiedziałem cicho do siebie.
Zrobiłem tak jak prosił dziadek. Widziałem jak zakłada mi na głowę królewski atrybut. Czułem jak wypełnia mnie siła. Miałem wrażenie, że słyszę każdy szmer w trawie… że mogę zrozumieć to co mówi do mnie przyroda. Jednak najważniejsze były słowa dziadka:
„ Ja, Daniel Lesiecki, dziedzic srebrnej korony. Pan wszystkich lasów rosnących w każdym ze światów. Przekazuję Ci wszystko to i jeszcze więcej, jako mój wnuk i następca będziesz sprawował pieczę nad magią. Obyś nie powtórzył moich błędów. I tak jak już raz Ci powiedziałem, zawsze bądź sobą. Nawet jeśli będą Ci mówili, że masz być mną. Teraz Ty jesteś Władcą Lasu”

Gdy skończył mówić. Poczułem się kimś zupełnie innym. Mimo to, nie bałem się już. Wciąż byłem tym samym Danielem Wilczkiem. Nie wiem kiedy się zmieniłem, ale nie byłem w tamtej chwili w swojej ludzkiej formie. Wilkiem też nie byłem. Byłem danielem, takim prawdziwym. Korona nie była już na mojej głowie, a zmieniła się w coś w rodzaju naszyjnika czy napierśnika. Dziadek znów rozpłynął się w powietrzu a białe płatki leżały na zielonej trawie. Czując się niewygodnie wolałem jednak przybrać formę wilka, lecz nie do końca mi się to udało. Byłem wilczym duchem, ale to nie wszystko. Nie zważając na to małe niedociągnięcie wyruszyłem w drodze powrotną do karczmy. Czułem, że dziadek już dawno przewidział taki układ zdarzeń. Wiedział już o wszystkim, w momencie, w którym zaczął prowadzić swoją gospodę. Skąd ja to wiem? To proste: jestem Rogatym Wilkiem.
Daniel w koronie

***

Cóż...
Nareszcie to tego dotarłam!
Choć cały czas dawałam wam różne znaki co do dziadka Daniela to jestem bardzo podekscytowana tym, że wreszcie to ujawniam. No ale, żeby nie było za prosto wprowadziłam kolejną zagadkę. "Kim jest ta rudowłosa dziewczyna?" A to czy poznacie na nią odpowiedź zależy tylko od was i waszych komentarzy. 

czwartek, 3 listopada 2016

Rozdział 42 "Pięć koron: Skała"

DANIEL.

Wilczyca Alfa wysłała mnie w samotną podróż. Nie wiedziałem czeku konkretnie miała ona służyć. Mimo to, była jedna rzecz, przez którą nie mogłem się doczekać tego, co zobaczę. Tym czymś, a może kimś była Skała. Miała na mnie czekać w okolicy karczmy dziadka. W sumie on także coś o niej wspominał… mówił, że to od niej dowiem się więcej o jego tajemnicy. Mając to w głowie, biegłem najszybciej jak potrafiłem. Pamiętając o tym, jak szybko mogę biec, nie można dziwić się, że znalazłem się w „Gospodzie pod rogatym wilkiem” kilka minut po wyruszeniu z Remy.
Gospoda była zupełnie pusta. Było w niej cicho i mrocznie. Wszyscy ludzie przestali tu przychodzić odkąd dziadek nie żyje. Patrząc na tę wszechobecną pustkę, czułem jego brak, tęsknotę, ale także poczucie winy. Gdybym nie założył wtedy, że Strażnicy będą mnie gonić, byłbym w stanie go obronić. Wszystko potoczyłoby się inaczej. „Dziadek wciąż by żył… wtedy nie dotknąłby ostatnimi siłami mojego serca… Czy wtedy, by się nie zatrzymało? Czy klucz wilka wciąż byłby poza moim zasięgiem?” Takie myśli zaprzątały mój umysł, kiedy patrzyłem na bar, przy którym jeszcze nie dawno jadłem naleśniki z jagodami.
- Halo, jest tu ktoś?! – z zamyślenia wyciągnął mnie kobiecy głos z zewnątrz. – Halo!
- Już idę! – odpowiedziałem i wyszedłem z budynku.
Osoba, którą tam zobaczyłem, była siwym, dumnie stojącym jednorożcem. Patrzyła na mnie z wyraźną pogardą. Jednak ja miałem wrażenie, że już wcześniej się spotkaliśmy. Wtedy na myśl przyszło mi spotkanie przy magicznym źródełku, wiele lat temu. Tamta klacz, z która wtedy rozmawiałem miała na imię Skała. Czyżby to była ta sama Skała? Tylko wtedy to był koń, a teraz wyraźnie widziałem, że mam przed sobą jednorożca.
- Ty jesteś Skała? – zapytałem się dla pewności. – Czy zawsze byłaś jednorożcem?
- Tak i tak. – mówiła nieprzyjaźnie. – A po co chcesz wiedzieć? Ty jesteś tym wilkiem przysłanym przez Królową Remy?
- Tak, to ja. – powiedziałem lekko zawiedziony. Naprawdę miałem nadzieję, że ona była wtedy tym koniem. – Ale nie wiem po co zostałem tu wysłany. Byłem pewien, że Ty powiesz mi coś więcej.
- Jak będzie potrzeba to Ci powiem. – jej ton nie łagodniał ani trochę. – A teraz zmieniaj się w człowieka i wsiadaj na mój grzbiet.
- Ale szybciej będzie jeśli… - chciałem zaproponować, ze pobiegnę o własnych siłach.
- Tam gdzie zmierzamy można się dostać tylko będąc jednorożcem lub siedząc na jego grzbiecie. – przerwała mi niegrzecznie. – Tak więc nie dyskutuj i wsiadaj nim się rozmyślę.
Nie mogąc już nic więcej powiedzieć, posłusznie, choć niechętnie wykonałem polecenia jednorożca. Ta parsknęła tylko i ruszyła w głąb Wilczego Boru. Jechaliśmy w jednym kierunku przez długie godziny. Na początku w ciszy, lecz w końcu tak bardzo się nudziłem, że zacząłem wypytywać nas o cel wędrówki.
- Mój pan chce się z Tobą widzieć. – powiedziała w końcu. – Nie wiem dlaczego. Teraz idziemy do jego kryjówki. Król jest niezwykle związany z Magicznym Źródełkiem, dlatego tylko on i jednorożce mają do niego dostęp.
- Magiczne Źródełko tak… - mówiłem zamyślony. Teraz byłem pewien, że to ta sama Skała. Może wtedy po prostu nie byłem w stanie zobaczyć jej rogu, ale to z pewnością była ona. Jej panem jest Król Lasu, więc byłem pewien, że spotkam się z jego duchem. Postanowiłem jednak nie wyprowadzać mojej przewodniczki z błędu i nie przypomniałem jej o mojej wizycie sprzed laty.
- Zadowolony? – Skała zapytała z wyrzutem i dezaprobatą.
- Nie do końca. – powiedziałem z uśmieszkiem na twarzy. – Powiedz mi jeszcze… Dlaczego jesteś dla mnie taka niemiła?
- Bo jesteś wilkiem. – odpowiedziała jeszcze bardziej oschle. – A ja wiem, że z tego nigdy nie wynika nic dobrego.
- No wiesz… ale ja jestem inny. – próbowałem ją przekonywać głupawym tonem.
- Jeszcze Ci uwierzę…
- Zawsze byłem miłym chłopcem. – kontynuowałem wygłupy. – Moje niezbyt przyjemne zachowanie wynikało z tego, że KTOŚ powiedział mi, żebym był taki jak moi prześladowcy.
- Ten ktoś był widocznie głupi… - mruknęła nieświadomie obrażając samą siebie.
Nie chcąc jej uświadamiać o kim mówi, zacząłem się po prostu śmiać. Śmiałem się tak z niej przez resztę drogi.
Po wielu godzinach jazdy na grzbiecie jednorożca, nie mogłem nie zauważyć, że Skała się zatrzymała. Przed nami była ogromna skała obrośnięta pnączami i mchem. Moja towarzyszka wyglądała jakby się skupiała, więc nawet nie spytałem się co to za miejsce. Po chwili ciszy jednorożec biegł prosto w twardą przeszkodę. Wydawało mi się, że za kilka sekund zostanie ze mnie tylko mokra plama. Byłem przerażony. Ze strachu aż zamknąłem oczy. Z całej siły złapałem się śnieżnobiałego grzbietu jednorożca.
- Nareszcie jesteście… - usłyszałem przyjazny, znajomy głos. Mimo to nie otwarłem oczu. Po usłyszeniu tych dwóch słów, tym bardziej nie chciałem zobaczyć tego co przede mną się znajdowało. – Daniel, proszę nie wygłupiaj się i otwórz oczy.
- Nie! – odpowiedziałem krótko jeszcze bardziej zaciskając powieki.
- Weź się w garść młody! – krzyknęła na mnie Skała i zrzuciła ze swojego grzbietu. – Jesteśmy właśnie u króla.
- Dlatego tym bardziej nie zamierzam tego robić! – protestowałem co raz głośniej. – Król, czyli osoba, której głos usłyszałem, nie może być tym za kogo się podaje.
- Danielu, przestań! – usłyszałem go ponownie, poczułem też jakby ktoś dotknął mnie milionami kwiatów i pomógł mi wstać. – Chciałem Ci powiedzieć, nie wiedziałem tylko jak to zrobić… Otwórz oczy i porozmawiamy.

Chcąc czy nie, musiałem w końcu otworzyć oczy. Pokusa dowiedzenia się jak zmarły mógł pomóc mi wstać, była zbyt duża. Moim oczom ukazał się widok, który zapierał dech w piersiach. Przede mną wyraźnie widoczna była sylwetka starszego mężczyzny… tyle, że był on w całości zbudowany z białych płatków kwiatów. Nie znam słów, które mogłyby oddać piękno tego widoku. Jednak poza zachwytem, czułem strach, a raczej potwierdzenie tego, czego domyślałem się od ostatnich dwóch dni…


***
Cieszycie się na nowy rozdział?
Pomyślałam, że moment kulminacyjny trzeba przedłużyć jak najbardziej.
Tak więc już niedługo "Król Lasu i rogaty wilk"
Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger