sobota, 24 listopada 2018

II - Rozdział 15 - "Ognisty temperament"


Jane i reszta chcieli wyruszyć w dalszą drogę z samego rana. Grupa nie była jednak zgodna co do kierunku podróży. Wśród lśniącego w porannym słońcu śniegu zrodził się konflikt pomiędzy ptasim a lwim rycerzem. Feliks był przekonany, że powinni wrócić so stolicy Taiwk, aby zaczekać tam na Liz i Mordreda. Natomiast Sam obstawał przy tym, żeby jak najszybciej udać się do Smoczej Republiki.
- Ile razy mam ci powtarzać, że już tam kogoś wysłaliśmy?! – oburzał się Feliks.
- Nie obchodzi mnie, że twoi kumple tam poszli. Lizzar i tak ich nie posłucha! – Samuel nie dawał za wygraną. – Ten zimnokrwisty imbecyl ma gdzieś ludzi takich jak wy. Muszę osobiście go przekonać.
- Czyżbyś uważał się za lepszego ode mnie?! – Rycerz aż kipiał ze złości, jeszcze chwila i by się zapalił.
- Ty jesteś tylko człowiekiem, ja potężnym lwem zmuszonym do życia w tym marnym ciele. – Głos Sama brzmiał, jakby młodzieniec brzydził się ludzi.
- Mylisz się, Sam – wtrąciła się Jane. – W gruncie rzeczy jesteście tacy sami. Wasi przodkowie zostali zamienieni w ludzi i zostali rycerzami. Poświęcili się, by służyć królowi i mieszkańcom Yriaf Selat.
Choć głos dziewczyny był słabo słyszalny, rycerze nie mogli go zignorować. Samuel patrzył na Jane ze zdziwieniem. Nie wierzył, że tak mizerna osóbka jest zdolna do mówienia tak doniosłych rzeczy. Po chwili spojrzał jednak na Feliksa.
- Twój przodek też nie był człowiekiem? – zapytał wgapiając się w rudowłosego.
- Był zwyczajnym ptakiem. – Feliks nie wydawał się być skorym do rozmowy.
- Wcale nie! – Jane podniosła głos. Jakaś jej część nie mogła pozwolić, by tak bagatelizować pierwszego z rycerzy. – Mimo, że był najmniejszym z ptaków wykazał się ogromną odwagą! Uratował innych poświęcając własne życie.
- I za tą ogromną zasługę mianowano go Obrońcą Światła, feniksem. Nie wyobrażasz sobie ile cierpienia przyniosło to mojemu prapradziadkowi, a później mnie.
- Co masz na myśli? – Sam był wstrząśnięty takimi informacjami.
- Gdy obudzisz w sobie moc feniksa, zaczynasz starzeć się o wiele wolniej niż normalny człowiek. Daniel, Aniela, Swen, Elsa i Sara… oni wszyscy byli moimi przyjaciółmi. Wszyscy zdążyli już dorosnąć, mieli dzieci, wnuki i odeszli – mówił rozgniewany. – Mam siedemdziesiąt pięć lat a nie osiągnąłem praktycznie nic!
- Pewnie wolałbyś być po prostu zwyczajnym człowiekiem. – Samuel nie wiedział co powiedzieć, ale milczenie wydawało mu się jeszcze bardziej niezręczne.
- Wolę o tym nie myśleć. Podjąłem decyzję, więc będę się jej trzymać.
- To nie brzmi zbyt wiarygodnie. – Lwi rycerz trochę się ośmielił. – Na pewno żałujesz tej decyzji.
- To nie ma znaczenia. Moim obowiązkiem było przejęcie pieczy nad światłem, gdy prawowici władcy wkraczali na trony. Teraz moją powinnością jest przywrócenie Danieli na tron. Na moje własne widzimisie będzie czas, w tych krótkich chwilach pokoju. Przede wszystkim jestem Obrońcą Światła.
Przemowa Feliksa była tak wyniosła, że rycerz niemalże palił się do boju. Dosłownie – włosy mężczyzny zaczynały przypominać prawdziwy, żywy ogień. Scena ta wyglądała na śmiertelnie poważną, lecz pojedynczy, potężny podmuch wiatru obrócił to w komedię. Wicher zatrząsł gałęziami drzew w taki sposób, że zgromadzony na nich śnieg spadł prosto na głowę Feliksa.
- Daniel! Wiem, że to ty! – Gniew ptasiego rycerza spowodował, że kupka śniegu na jego głowie roztopiła się w kilka chwil. – Może, zamiast nabijać się ze mnie, pomógłbyś trochę?
- Jak dla mnie to wyglądało na coś w stylu „ochłoń trochę” a nie nabijanie się z pana – zasugerowała cicho Jane.
- Obie odpowiedzi są poprawne – Rozległ się doniosły, lecz doskonale znajomy głos.
Tuż za dźwiękiem pojawiły się płatki czerwonych tulipanów. Kwiaty ułożyły się w sylwetkę mężczyzny. Jane rozpoznała w magicznym bukiecie króla Daniela, lecz i tak nie mogła uwierzyć, że pojawił się osobiście. Natomiast Sam w ogóle nie miał pojęcia co się działo. Choć wydawałoby się, że król szedł, jedynie unosił się cal nad ziemią. Nie zostawiał żadnych śladów, wydawał się być całkiem oddzielony od otaczającej ich rzeczywistości, choć tak naprawdę był złączony z nią bardziej niż można to pojąć zmysłami.
- Co to za okazja, że jaśnie pan pojawił się osobiście? – zapytał z wyrzutem Feliks.
- Poprosiłeś o pomoc – Król mówił jakby to było oczywiste.
- Cały kraj prosi was trzech o pomoc już od kilkunastu lat, a wy nic nie zrobiliście. – Feliks oczywiście musiał mu to wypomnieć.
- Dobra, dobra… masz mnie – zaśmiał się. Po chwili jednak dodał z pełną powagą. – Chciałem powiedzieć, żebyś się ogarnął i ruszył w końcu do Smoczej Republiki.
- Cha! Miałem rację! – Wykrzyknął uradowany Sam. Szybko jednak zorientował się, że było to trochę nie na miejscu. – To znaczy… chodźmy już.
- Co wyście się na to uwzięli?! Lizzy tam poszła.
- Tak, wiem. Dlatego musicie się pospieszyć. Dziewczyna wyzwała smoka na zawody strzeleckie.
- Co ja mam z tą dziewczyną… A Mordred miał jej pilnować. – Feliks był zdruzgotany, gdy uświadomił sobie jaka potrafiła być Elizabeth.
- To wnuczka Willa i Elsy. Naprawdę myślałeś, że będzie kogokolwiek słuchać? – zapytał z ironią w głosie Daniel.
Zdołowany swoim wiarę w odpowiedzialność Grimówny Feliks milczał. Kwiatowy król podszedł do niego i objął go delikatnie. Szepnął mu do ucha kilka słów dla otuchy i powoli rozpłynął się tak jak się pojawił. Nim jednak ostatni z czerwonych płatków zniknął pośród śniegu, rozległy się głośno rozkazy monarchy:
- Samuelu, weź Jane na lwi grzbiet i biegnij najszybciej jak umiesz. Feliks leć i wypatruj ich z góry.
Rycerze nawet nie dyskutowali. Feliks natychmiast stanął w płomieniach, aby po chwili wyłonić się z nich jako dostojny, czerwony ptak. Tymczasem podobnie jak przed wieloma latami Daniel zmieniał się w wilka, Sam zmienił się w wielkiego kota. Został lwem, którego miękką grzywę od razu zaczęła gładzić Jane.
Pospiesznie ruszyli na północ. Wszyscy byli pewni, że zabawa w strzelanie do celu ze smokiem nie może się dobrze skończyć.

Natomiast dwie godziny wcześniej, jeszcze przed wschodem słońca, Mordred i Liz wylądowali w stolicy Smoczej republiki. Miasto mieściło się u podnóży gór. Ze skalnych urwisk wystawały błyszczące kryształy, które rzucały na miasto błękitne światło. Dzięki temu latarnie uliczne były całkowicie niepotrzebne. Wysokie, oszklone budynki były ustawione w takie sposób, by wzajemnie oświetlały miejsca, gdzie padał cień pozostałych.
Mogliby podziwiać ten pokaz świateł przez długie godziny, lecz mieli zadanie do wykonania. Z tego, co Mordred wyczytał w książce, smoczy rycerz powinien mieszkać w górach na wschód od miasta. Na całe szczęście to właśnie stamtąd dobiegało światło, więc nie martwili się o to, że zgubią się w górach. Oboje śmiało ruszyli przed siebie, nie mieli nawet pojęcia o tym, że byli obserwowani ze szczytu jednego z kryształów, który o dziwo nie lśnił ani odrobinę.
-   Widzę, że mamy bardzo interesujących gości. – Młody mężczyzna uśmiechał się wąchając różę i patrząc prosto na Elizabeth.

piątek, 26 października 2018

Kaptruki Nowego Świtu



wpadł nowy rozdział historii pobocznej.
Zapraszam do czytania!


Nadar i Crowe ciężko trenowali na codziennych szkoleniach. Robili wszystko co w ich mocy, aby móc dostąpić zaszczytu zostania Strażnikami. Nie ma co ukrywać, było im bardzo ciężko. Co wieczór, po skończonym treningu, zmęczony Nadar zarzucał sieci z pomostu, mając nadzieję, że uda mu się złowić cokolwiek do jedzenia. Gdy już mu się to udało, Crowe piekł ryby nad ogniskiem. Skoro nie mieli pieniędzy, musieli sobie jakoś radzić.
Ich rutyna została przerwana na dzień przed egzaminem wieńczącym trening Strażników. Nadar miał już dość żywienia się tylko i wyłącznie owocami morza, więc założył się ze swoim sparing-partnerem. Jego przeciwnik, pewny tego, że nie zostanie pokonany przez dzieciaka, zgodził się bez żadnego problemu... >>CZYTAJ DALEJ

sobota, 20 października 2018

Przeprosinowe daniele

Przeprosinowe daniele
Cóż...
Muszę Was przeprosić, ale nie wyrobiłam się z rozdziałem. Tak szczerze, mam tylko kilka zdań i jestem pewna, że już nie zdążę. Jednakże, nie chcąc zostawić Was na lodzie, przygotowałam dla was obrazek. Co więcej ma on trzy różne wersje. Mój dalszy komentarz chyba jest zbędny, ale chętnie przeczytam Wasze :)




poniedziałek, 17 września 2018

II - Rozdział 14 - "Rozmowa Danieli"

II - Rozdział 14 - "Rozmowa Danieli"


Jane i Feliks postanowili przenocować u Sama i Nari, nim zabiorą lwiego rycerza ze sobą. Gospodyni uszykowała im dwa posłania w salonie. Jane zasnęła niemal natychmiast po tym, jak jej głowa zetknęła się z miękką poduszką. Feliks nie był aż tak zmęczony. Godzinami siedział przy kominku, raz po raz zerkając na rudowłosą. Dziewczyna może i zasnęła szybko, ale wierciła się przed sen. Ciche pojękiwania dały do zrozumienia rycerzowi, że jego towarzyszkę męczyły koszmary.
Biegła przez nieprzeniknioną ciemność. Przerażona słyszała jedynie okrzyki goniącego ją tłumu: „Łapcie ją!”, „Nie może nam teraz uciec!”, „Musimy ją dogonić” wybrzmiewały bez ustanku. Dziewczyna nie wiedząc, czego wszyscy od niej chcieli, po prostu przyspieszała. Biegła przed siebie, mimo że niczego nie widziała. W pewnym jednak momencie zapadła cisza. Dziewczyna zatrzymała się. Czuła przyjemne ciepło pod stopami.
- Ja… To miejsce wydaje mi się znajome. – Rozglądała się wokół. – Czy ja tu kiedyś nie byłam?
- Mój syn gustuje w takich miejscach – rozległ się donośny, lecz przyjazny męski głos.
Spośród ciemności wyłonił się dostojnie wyglądający daniel. Kroczył dumnie obleczony w światło i polne kwiaty. Swoimi srebrno-zielonymi oczami patrzył na dziewczynę. Jego lewe ucho zdobił kolczyk w takim samym kolorze. Wyglądał niczym przybysz z innego świata – duch obserwujący marne życia śmiertelników.
- Kim jesteś? – zapytała niemal bez tchu. Jane była zauroczona tym widokiem.
- Różnie mnie zwą – odezwał się spokojnie. – Na imię mam Daniel, lecz to od ciebie zależy, jak zechcesz się do mnie zwracać.
W jednej chwili światło rozbłysło i wyłonił się z niego już nie przepiękny duch, a prawie przeciętnie wyglądający mężczyzna. Nosił zwyczajną, ciemnozieloną koszulkę, szare spodnie oraz podniszczone stare trampki. Natomiast jego twarz wydawała się dziewczynie znajoma, zupełnie tak samo jak krótkie, rude włosy i tegoż koloru zarost. Ponad przeciętną wysuwała go srebrzysta korona na głowie oraz oczy i kolczyk świadczące o tym, iż jest tą samą osobą co tajemniczy duch.
- Może teraz wyglądam bardziej znajomo? – zapytał z uśmiechem.
- Może odrobinę… - Dziewczyna skrzywiła głowę i zmrużyła oczy. – Ale nie mam pojęcia skąd… Ale pan to król Daniel Wilczek, tak?
- Tak, to ja – westchnął przygnębiony tym, że przestaje być rozpoznawalny wśród ludzi. – Może przejdziemy do rzeczy i porozmawiamy w jakimś ładniejszym miejscu?
Daniel pstryknął palcami i nagle znaleźli się w jasnym, dziecięcym pokoju. Jane stała pośrodku puszystego zielonego dywanika tuż obok łóżeczka. Król za to stał przy pomalowanych na biało drzwiach. Z enigmatycznym uśmiechem spoglądał na białe meble i stosy pluszowych zwierzątek.
- Mój syn zawsze wybiera takie dziwne miejsca, żeby rozmawiać – zaśmiał się.
- Gdzie jesteśmy? – zapytała dziewczyna.
- To był kiedyś pokój mojej wnuczki. Michał wciąż o niej myśli.
- Naprawdę? – Jane spuściła wzrok, wydawało się, że się odrobinę uśmiechnęła. Szybko jednak wróciła do swojego zwyczajowego, smutnego wyrazu twarzy i patrząc na króla zapytała – O czym chciał pan ze mną rozmawiać?
- Przejdźmy najpierw do salonu, tam będzie nam wygodniej – zaproponował otwierając drzwi.
Oboje przeszli do kolejnego pomieszczenia. Było ono o wiele większe. Ściany wykonane były z piaskowca i idealnie kontrastowały z hebanowymi stolikami i regałami. W salonie nie mogło zabraknąć też szarych, wygodnych sof oraz foteli idealnych do czytania. Wzrok najbardziej jednak przyciągała biała płachta zasłaniająca cos na ścianie. Jane miała ochotę za nią pociągnąć, lecz Daniel szybko ją powstrzymał.
- Nie tak prędko – powiedział poważnie. – Jeśli chcesz wiedzieć co tam jest, musisz znaleźć moją wnusię i zabrać ją do Remy.
- A pan wie, co tam jest? – spróbowała inaczej.
- Nie, nie mam pojęcia. – Złapał ją za ramię. Zbliżył się, jakby chciał ją uścisnąć, ale nagle pociągnął ją za rękę i posadził na kanapie. Usiadł obok niej. – Michał powiedział mi tylko, że to, co zostawiła jej matka, będzie dla niej pocieszeniem, po tym co stało się szesnaście lat temu.
- Rozumiem…
- Tak naprawdę chciałem się tylko upewnić, że wszystko z tobą w porządku. Mój największy wróg mógł ci trochę namieszać w głowie – Daniel próbował rozpocząć rozmowę od początku.
- Pochwalił mnie. – Dziewczyna odwróciła wzrok i zalała się rumieńcem.
- On wie jak dobierać się do swoich ofiar. Mnie próbował poczuciem winy przekonać do tego, że jestem tak zły jak on – głos króla nabrał śmiertelnie poważnego tonu. – Pozwól, że coś ci opowiem. Byłem młodszy od ciebie, gdy pierwszy raz znalazłem się w Yriaf Selat. Chciałem uciec tu od ciągłego udawania kogoś, kim nie byłem. Tyle, że panowała tu klątwa, przez którą miałem grać i w tym świecie. Nie walczyłem dla dobra tego świata. Ja po prostu chciałem znaleźć swoje miejsce. Ja to zacząłem i przeze mnie została przelana krew wielu niewinnych. Wszystko przez moje egoistyczne pragnienie, by każdy mógł być sobą. Nie pozwól, by ta ofiara poszła na marne.
- Kiedy ja nawet nie za bardzo wiem, kim jestem – burknęła bez przekonania.
- To nie ważne, co myślisz. Tam znajdziesz jedynie strach przed tym, kim będziesz lub powinnaś być. – Daniel wskazał na serce. – To kim jesteś masz tutaj. Więc… kim jesteś?
- Ja… - Jane trzymała przez chwilę ręce na piersi. Jej dłonie drżały. Uspokoiła się jednak, gdy spojrzała w oczy króla. – Jestem tylko beznadziejnym tchórzem. – Uśmiechnęła się żałośnie.
- A ja słyszałem dziś, że niczego się nie boisz – zaśmiał się monarcha.
- Skłamałam – przyznała się z uśmiechem. – Boję się nawet okazywać własne słabości.
- Czyli jesteśmy do siebie bardzo podobni. – Daniel pogładził ją po głowie, lecz dziewczyna szybko się do niego przytuliła. Był nieziemsko zaskoczony tak gwałtownym okazania uczuć. – Coś się stało?
- Oglądałeś moją walkę – odrzekła radośnie.
- Tak, oczywiście. Wszyscy ją oglądaliśmy. – Daniel łagodnie odwzajemnił uścisk. – Pamiętaj. Nie ważne co stanie się w przyszłości, my, poprzedni władcy lasu zawsze będziemy przy tobie. Nigdy nie będziesz sama, rozumiesz?
- Oczywiście. A mogę mówić ci papciu?
- Jasne, aniołku możesz.


Tamtej nosy nie tylko Jane miała poruszającą rozmowę we śnie. Gdzieś w pokoju hotelowym w Joyende Artur zasnął przy przeglądaniu strony o rycerzach, którą pokazał mu Martin.

I w skrócie to było tak, że Michał robił Blablabla... Artur się na niego gapił i dodał swoje bla bla bla bla... A jako że Michał już dawno nie żyje, to Artur wyglądał jakby gadał do siebie tarzając się w błocie. Skała stała obok z rozdziawioną paszczą i patrzyła na niego jak na obłąkanego. Kiedy książę w końcu to zauważył, zaczął rzucać w jednorożca obwarzankami, próbował trafić w róg. Krzyczał przy tym głośne: "dagfhahfldishodf!" i udawał goryla.
A tak na serio:


Sam książę nie zorientował się nawet, że śni, ponieważ król Michał sobie z niego zażartował i miejscem spotkania uczynił jego tymczasową sypialnię. Jak gdyby nigdy nic blondyn siedział na łóżku. Było o wiele mniej wygodne niż to, które miał w pałacu, ale jednocześnie było pierwszym łóżkiem, w którym spał od kilku dni.
Nagle drzwi otworzyły się, a przez nie dumnie wkroczył ogromny daniel. Wyglądał jakby zrobiony był ze światła i egzotycznych roślin. Pod jego lewym okiem niczym pieprzyk odznaczał się żółty kwiatuszek. Spojrzał na księcia swoimi srebrzystymi oczami i odezwał się do niego jak do starego przyjaciela:
- Widzę, że znalazłeś sobie nową piżamę. Lepsza od tej śmiesznej sukienki, ale i tak nie wyglądasz poważnie.
- Król Michał?! – Artur aż wstał z wrażenia. – Co tutaj robisz?!
- Więc mnie rozpoznałeś? – zaśmiał się i po chwili już wyglądał jak człowiek. – Chciałem z tobą pogadać, jak kuzyn z kuzynem. Ale najpierw ubierz się porządnie. – Michał pstryknął palcami, a Artur znów miał na sobie zbroję. Tą samą, którą nosił podczas ich poprzedniej rozmowy.
- Jak ty to?! – Artur ponownie był zaskoczony.
- Znasz już tą sztuczkę, młody.
- Ale kiedy ja usnąłem? I czego znowu ode mnie chcesz? Tym razem bawimy się bez dziewcząt?
- Jane rozmawia teraz z moim ojcem, a Liz jeszcze nie śpi – tłumaczył mężczyzna. Z jego twarzy zniknął komiczny uśmieszek. – A ja chcę tylko, żebyś mi wytłumaczył, czemu to robisz.
- Robię co?
- Zbierasz wokół siebie rycerzy.
- Robię to, żeby twoja córka mogła trochę odsapnąć przed podróżą do Cierry. Za jedenaście dni ma się tam stawić, prawda? – Artur się oburzył. - Słyszałem już co planują ci zdrajcy. Udając rozpacz po mojej rzekomej śmierci, chcą zwabić i zabić także ją. Lepiej, żeby przed walką, oswoiła się trochę z tym, kim naprawdę jest.
- Och… a ja myślałem…
- Bałeś się, że zechcę odebrać jej koronę? – Książę przejrzał swojego zmarłego kuzyna na wylot. – Władza tu na dole mnie nie interesuje. Moje królestwo jest w chmurach. Skała może i wolała mnie, ale nie ja. Zbieram rycerzy tylko i wyłącznie w imieniu Danieli. Nie wychodzę przed szereg. Jestem jednym z nich i będę walczył z nimi ramię w ramię. Nie jako dziedzic Artura, ale jako potomek dumnego Lancelota, wice dowódcy Rycerzy Światła.
- W takim razie powodzenia, rycerzu wice dowodzący. – Michał uśmiechnął się z ulgą. – I jeszcze jedno.
- Co znowu? – Artur przewrócił oczami.
- Często lunatykujesz?
- Czasem się zdarza, a co? – Blondyn był zdziwiony takim pytaniem.
- Lepiej się obudź – Michał złapał kuzyna za ramię i pstryknął mu palcami tuż przed nosem.
Młody książę obudził się siedząc pośrodku jakiejś polnej, błotnistej drogi. Dokoła otaczało go tylko błoto i śnieg. Jedynie w oddali widział połyskujące tysiącami kolorów nocne światła Joyende. Odszedł naprawdę daleko od miasta.




-----------------------------
I jeszcze na koniec dwa portrety. Oto Jane oraz Daniel.


Pamiętacie, jak kiedyś narysowałam Daniela?
Przypomnę wam :)
 

poniedziałek, 10 września 2018

Ciekawostki od autorki #2

Pamiętacie ciekawostki napisane przeze mnie na początku zeszłego roku? Dziś postanowiłam kontynuować :)


Ciekawostki o autorce:

  1. Czytałam sobie ostatnio pierwszą część opowiadania i spostrzegłam w niej brak codzienności w życiu Daniela i Anieli. Gdybym napisała to teraz jeszcze raz, byłoby lepsze.
  2. Naprawdę kocham czytać komentarze - proszę o nie bardzo!
  3. Pisząc część drugą, wymyśliłam już koncept części trzeciej. Jednak o tym później.
  4. Założyłam ostatnio konto na Deviantart <LINK> 

Jeszcze trochę o pierwszej części i epilogu:  

  1. Yriaf czytane od tyłu to Fairy, a Selat to Tales. Razem otrzymujemy Fairy Tales, czyli bajki.  
  2. Tajemniczy anioł, którego Aniela widziała we śnie to Marco.
  3. Michał (syn Daniela i Anieli) doświadczył tego samego co Daniel i tak jakby przyciągnął do siebie magiczne jeziorko.

Teraz coś o bieżących pracach:

  1. Początkowo chciałam nadać lordowi Dorianowi imię przypominające Ginewrę.
  2. Jane została nauczona czytać i pisać przez napotkanych obcych ludzi.
  3. Hrabina Orkel, Daria jest młodszą siostrą Amandy znanej nam z pierwszej części.
  4. Tak jak Amanda była bardzo podobna do Anieli, tak teraz Anatol podobny jest do Artura.
  5. Roszpunka urodziła swojego syna, gdy była już staruszką.
  6. "Kapturki Nowego Świtu" (historia poboczna) ma miejsce kilka lat wcześniej niż główna historia, lecz można spotkać w niej te same postaci: (np. Nari)
  7. "Wiolonczelista" to opowieść o elfie z Nieprzebytej Puszczy.  Akcja dzieje się już po odnalezieniu Danieli, więc pewnie zajmę się nią przed ewentualną publikacją trzeciej części.

A jak już o trzeciej części mowa:

  1. Prawdopodobnie sie nie pojawi, ale nigdy nic nie wiadomo.
  2. Jej głównym bohaterem byłby syn Danieli - Daniel III. Miałby on czarne włosy.
  3.  Pojawiliby się w niej też bohaterowie historii pobocznych i/lub ich dzieci.
  4. Przybliżona byłaby także historia pierwszego Władcy Lasu oraz koron.
  5. Feliks i Lucy mieliby w nim dzieci, które powoli doganiałyby ich wiekiem (z wyglądu). Niemniej byłoby to urocze.
  6. Byłaby to najmniej wilcza z wszystkich trzech części.

-------------------- 

Teraz pozwolę wam spekulować co mogłoby się wydarzyć. Poza tym gorąco proszę o pisanie komentarzy. Nawet słowa krytyki mogą być. Ta pustka bardziej mnie niepokoi.

Następny rozdział w przyszłym tygodniu ;) 

piątek, 24 sierpnia 2018

II - Rozdział 13 - "Darcie kotów"

II - Rozdział 13 - "Darcie kotów"

Jane siedziała w domu Nari i czekała aż jej towarzysz się obudzi. Posiadając już nową, czarną przepaskę , rozglądała się po domostwie. Wyglądało jak zwyczajny, skromny domek. Oczywiście jeśli nie zwracać uwagi na ogromny drapak stojący pośrodku salonu. Dookoła niego poustawiane były dwie, obite brązową skórą, sofy. Na jednej z nich leżał Feliks, na drugiej rudowłosa. Trzymała ściśniętą dłoń na piersi i zamartwiała się. „Czego chciał ode mnie Wielki Zły Wilk? Czy on wie kim jestem? Co nagle strzeliło do głowy Feliksowi? Czemu moje oko było niebieskie? Czy naprawdę przywiodłam za sobą tę burzę? Jeśli tak… jak? Kim… Czym ja jestem?” – Myślała w milczeniu. Cała się trzęsła.
- Tak. Zajmę się nią, Danielu – Feliks zaczął nagle mamrotać przez sen. – Danielo, już dobrze. Może nie masz rodziny, ale masz nas…
- Nie tylko ja nie mam rodziny – powiedziała do siebie rudowłosa.
- Wiesz… Moi przyjaciele mieli kiedyś odnaleźć dziedziców czterech srebrnych koron. Ostatecznie okazało się, że to oni sami byli dziedzicami. – Rycerz obudził się po tych słowach. Ziewnął znacząco. – Ale mam sucho w ustach. Czyżbym mówił przez sen?
- Coś tam mamrotałeś, ale nie słuchałam – skłamała dziewczyna. – Mam nadzieję, że czujesz się dobrze. Zmartwiłam się jak tak padłeś na śnieg.
- Czuję się znakomicie. Po prostu nie przywykłem do takich mrozów. – Feliks przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej. – Bardzo mi przykro, że przysporzyłem ci nerwów.
Jane nic mu nie odpowiedziała. Przez kilka minut siedzieli i patrzyli na siebie w niezręcznej ciszy. Osiemnastolatka miała nadzieję, za lada moment pojawi się ich gospodyni i rozluźni atmosferę. Wtedy rozległ się dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Ktoś wszedł so środka, lecz nie była to bynajmniej Nari.
W wejściu stanął młody mężczyzna. Zimowe ubrania zasłaniały prawie cały jego wizerunek. Znad białego, wełnianego szalika przypatrywały się intruzom ciemne, morskie oczy. Natomiast spod grubej czarnej jak noc czapki wystawały złotawe kosmyki.
Tajemniczy przybysz wszedł do salonu nie zdejmując butów. Spojrzał groźnie na Feliksa i Jane. Nie widząc żadnej większej reakcji, ściągnął czapkę i szalik. Miał nadzieję, że blizny na jego policzkach, które przypominały trochę kosie wąsy, wzbudzą strach w siedzącej na kanapach dwójce. Tak się jednak nie stało.
- Kim jesteście i co robicie w moim domu?! – wrzasnął w końcu. Jego niski głos przywodził na myśl ryczącego lwa.
- Przepraszamy za najście, przyszliśmy tu tylko trochę się ogrzać – tłumaczył spokojnie Feliks, który nie był rozeznany w całej sytuacji. – Zaraz sobie stąd pójdziemy.
- Nari nas wpuściła – odezwała się szorstko Jane.
- Nari? A gdzież to się teraz podziewa? – blondyn był wyraźnie poirytowany.
- Wyszła po więcej drewna. – Dziewczyna wskazała na przygasający powoli kominek w rogu. – W sumie powinna już wrócić.
- Już jestem! – jakby na zawołanie pojawiła się wspomniana kotołaczka. Widząc niezadowolonego blondyna, szybko podeszła do niego i złapała go za ramię. – Spokojnie Sam, oni potrzebowali pomocy…
- I dlatego wpuściłaś do domu tę dziewuchę, która pachnie zupełnie jak ta szalona burza?!
- Burza zniknęła, tak? Myślisz, że czyja to zasługa?! – Kocicy udzieliło się poirytowanie Sama. – A ty naniosłeś błota do domu! Gdzie się podziewałeś?!
-  Sama wysłałaś mnie po zakupy!
- Ale nie było cię pół dnia!
- Podziękuj swojej nowej przyjaciółce i jej zamieci śnieżnej!
- To mi wygląda na kłotnię kochanków. – Podczas gdy gospodarze przekrzykiwali się nawzajem, Feliks szeptał na ucho swojej podopiecznej. – Lepiej jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Nikt się stąd nie ruszy, dopóki nie poznam waszych imion! – Sam jakimś cudem usłyszał mężczyznę. – Pachniecie zbyt silnie jak na jakiś zwykłych zagubionych rudzielców!
- Jestem… - Jane wydawała się nie być skora do rozmowy. – Nazywają mnie Jane.
- Nazywam się Feliks Light. Przybyliśmy z Yriaf Selat w poszukiwaniu pewnej osoby. – Mężczyzna wstał i z gracją przedstawił się.
- Yriaf Selat, tak? – prychnął Sam. – Dobra, mówcie czego ode mnie chcecie.
- Od ciebie? – Oboje byli zaskoczeni.
- W tych stronach jedyną osobą, która może interesować rycerza z Yriaf Selat, jest lwi rycerz.  To ja, Samuel Lionus.
- W takim razie trafiliśmy od odpowiedniego domu. – Feliks uśmiechnął się szeroko. – Przybylismy tu, żeby prosić cię o pomoc. Królowa potrzebuje potomków wszystkich Rycerzy Światła. Możemy na ciebie liczyć?
- Oczekujecie ode mnie pomocy? Dość nietypowe. Zazwyczaj ludzie proszą mnie, żebym trzymał się od wszystkiego z daleka – słowa Samuela były przesycone ironią. – A czemuż to królowa sama nie wyda rozkazu swojemu rycerzowi? – Zadając pytanie spojrzał kątem oka na Jane, biorąc ją za królową.
- Królowa zniknęła z pałacu będąc jeszcze małą dziewczynką. Ona także jest celem poszukiwań. – Feliks zasłonił blondynowi swoją towarzyszkę. – Daniela prawdopodobnie nawet nie ma pojęcia kim jest. Dlatego potrzebujemy rycerzy.
- Dość pokręcona logika, ale zrozumiałem. – Sam kiwnął przy tym znacząco głową. – Jej Wysokość Daniela Wilczek, prawda?
- Owszem. – Rudowłosy mężczyzna odwzajemnił gest.
- W takim razie dołączę do was pod warunkiem, że któremuś z was uda się wybić mi miecz z reki podczas pojedynku – zaproponował młodzieniec.
- Zgoda. – Feliks odwrócił się do Jane. – Szykuj się, pora przekonać się co potrafisz, dziewczyno.
- Ja?! – Osiemnastolatka była przerażona. – Ale to ty jesteś rycerzem! Poza tym, ja nigdy nie trzymałam miecza w dłoni.
- Nie martw się, jeśli tobie się nie uda, ja go pokonam.
Cała czwórka przeszła z salonu do ogrodzonego kamiennym murem, ośnieżonego ogrodu. Było tam wystarczająco dużo miejsca do stoczenia pojedynku na miecze. Świeży śnieg wyglądał jakby czekał na zdeptanie go w trakcie walki. Nari pobiegła do szopy, żeby wrócić z dwoma identycznymi, żelaznymi mieczami. Na końcu trzonka każdego z nich widniał rzeźbiony wizerunek lwa. Kotołaczka podała oręż obojgu nastolatkom. Jednak gdy Jane tylko chwyciła miecz, zachwiała się i omal nie upadła na ziemię. Uratowało ją od tego jedynie wbicie ostrza w głęboki śnieg i podparcie się na broni. Oddech dziewczyny gwałtownie przyspieszył, lecz po kilku chwilach wrócił do normy.
- Jane, co się stało?! – Podbiegł do niej zdenerwowany Feliks.
- Obrazy… pojawiły mi się nagle przed oczami. – Dziewczyna sama nie wydawała się być pewna tego, co zaszło. – Jakiś piękny miecz… wyglądał trochę znajomo… on pękł na pół. Później było światło, z którego wyłoniły się dwa zupełnie inne miecze…
- Doprawdy dziwne – odezwała się Nari. – Może trzeba odwołać pojedynek.
- To pewnie tylko wymówka, żeby się ze mną nie zmierzyć – zażartował Sam. – Boi się mnie.
- Ja nie boję się nikogo. – Jane stanęła już prosto, jakby odzyskawszy siły i chęci. – To mnie należy się obawiać.
- W takim razie zaczynajmy.
W przeciągu kilku chwil można było usłyszeć pierwsze dźwięki uderzającego o siebie metalu. Ze strony Lionus’a sypały się ciosy, lecz wszystkie były blokowane przez niewielką dziewczynę. Nie były to ruchy osoby, która po raz pierwszy toczy pojedynek – Jane poruszała się jak doświadczona wojowniczka. Uniki robiła niewielkie, tylko tyle, by miecz prześlizgnął się obok niej. Takie ruchy sprawiły, ze Feliks i Nari przyglądali się wszystkiemu z otwartymi szeroko ustami, a Sam nie mógł skupić się na szybszym natarciu. Dzięki temu, że blondyn się odsłonił, Jane zdobyła się na śmiałe pchnięcie. Trafiłaby go prosto w brzuch, gdyby lwi rycerz nie cofnął się w porę. Dokładnie w tym czasie dziewczyna wykopnęła broń przeciwnika z jego dłoni.
- Panienko, chciałaś nie zabić?! – oburzył się Sam, który usiadł zmęczony na śniegu. – To miało być: „Nigdy nie trzymałam miecza w dłoni”.
- Wiedziałam, że będziesz w stanie tego uniknąć i naprawdę nigdy wcześniej nie walczyłam mieczem. – Rudowłosa usiadła obok Samuela. – Ale ostrzegałam, że mnie trzeba się bać.
- Już w to nie zwątpię.

Tymczasem w Yriaf Selat Artur i jego rycerze właśnie dotarli do Joyende. Pierwszą rzeczą jaką zrobili w mieście, było udanie się do wbitego w skale miecza. Tuż obok był również posąg rycerza. Jednak jak długo był tam Excalibur, nic innego się nie liczyło. Srebrny oręż Władcy Lata czekał na kogoś, kto zasługiwał na jego moc. Artur oczywiście szykował się już do próby jego wyciągnięcia, lecz zamarł w bezruchu będąc kilka milimetrów od miecza. Ujrzał on tą samą tajemnicą wizję, co Jane.
- Właśnie przed oczami wdziałem straszliwy obraz – książę odezwał się do swoich towarzyszy. – Excalibur pęknie na pół…


Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger