piątek, 24 sierpnia 2018

II - Rozdział 13 - "Darcie kotów"

II - Rozdział 13 - "Darcie kotów"

Jane siedziała w domu Nari i czekała aż jej towarzysz się obudzi. Posiadając już nową, czarną przepaskę , rozglądała się po domostwie. Wyglądało jak zwyczajny, skromny domek. Oczywiście jeśli nie zwracać uwagi na ogromny drapak stojący pośrodku salonu. Dookoła niego poustawiane były dwie, obite brązową skórą, sofy. Na jednej z nich leżał Feliks, na drugiej rudowłosa. Trzymała ściśniętą dłoń na piersi i zamartwiała się. „Czego chciał ode mnie Wielki Zły Wilk? Czy on wie kim jestem? Co nagle strzeliło do głowy Feliksowi? Czemu moje oko było niebieskie? Czy naprawdę przywiodłam za sobą tę burzę? Jeśli tak… jak? Kim… Czym ja jestem?” – Myślała w milczeniu. Cała się trzęsła.
- Tak. Zajmę się nią, Danielu – Feliks zaczął nagle mamrotać przez sen. – Danielo, już dobrze. Może nie masz rodziny, ale masz nas…
- Nie tylko ja nie mam rodziny – powiedziała do siebie rudowłosa.
- Wiesz… Moi przyjaciele mieli kiedyś odnaleźć dziedziców czterech srebrnych koron. Ostatecznie okazało się, że to oni sami byli dziedzicami. – Rycerz obudził się po tych słowach. Ziewnął znacząco. – Ale mam sucho w ustach. Czyżbym mówił przez sen?
- Coś tam mamrotałeś, ale nie słuchałam – skłamała dziewczyna. – Mam nadzieję, że czujesz się dobrze. Zmartwiłam się jak tak padłeś na śnieg.
- Czuję się znakomicie. Po prostu nie przywykłem do takich mrozów. – Feliks przeszedł z pozycji leżącej do siedzącej. – Bardzo mi przykro, że przysporzyłem ci nerwów.
Jane nic mu nie odpowiedziała. Przez kilka minut siedzieli i patrzyli na siebie w niezręcznej ciszy. Osiemnastolatka miała nadzieję, za lada moment pojawi się ich gospodyni i rozluźni atmosferę. Wtedy rozległ się dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Ktoś wszedł so środka, lecz nie była to bynajmniej Nari.
W wejściu stanął młody mężczyzna. Zimowe ubrania zasłaniały prawie cały jego wizerunek. Znad białego, wełnianego szalika przypatrywały się intruzom ciemne, morskie oczy. Natomiast spod grubej czarnej jak noc czapki wystawały złotawe kosmyki.
Tajemniczy przybysz wszedł do salonu nie zdejmując butów. Spojrzał groźnie na Feliksa i Jane. Nie widząc żadnej większej reakcji, ściągnął czapkę i szalik. Miał nadzieję, że blizny na jego policzkach, które przypominały trochę kosie wąsy, wzbudzą strach w siedzącej na kanapach dwójce. Tak się jednak nie stało.
- Kim jesteście i co robicie w moim domu?! – wrzasnął w końcu. Jego niski głos przywodził na myśl ryczącego lwa.
- Przepraszamy za najście, przyszliśmy tu tylko trochę się ogrzać – tłumaczył spokojnie Feliks, który nie był rozeznany w całej sytuacji. – Zaraz sobie stąd pójdziemy.
- Nari nas wpuściła – odezwała się szorstko Jane.
- Nari? A gdzież to się teraz podziewa? – blondyn był wyraźnie poirytowany.
- Wyszła po więcej drewna. – Dziewczyna wskazała na przygasający powoli kominek w rogu. – W sumie powinna już wrócić.
- Już jestem! – jakby na zawołanie pojawiła się wspomniana kotołaczka. Widząc niezadowolonego blondyna, szybko podeszła do niego i złapała go za ramię. – Spokojnie Sam, oni potrzebowali pomocy…
- I dlatego wpuściłaś do domu tę dziewuchę, która pachnie zupełnie jak ta szalona burza?!
- Burza zniknęła, tak? Myślisz, że czyja to zasługa?! – Kocicy udzieliło się poirytowanie Sama. – A ty naniosłeś błota do domu! Gdzie się podziewałeś?!
-  Sama wysłałaś mnie po zakupy!
- Ale nie było cię pół dnia!
- Podziękuj swojej nowej przyjaciółce i jej zamieci śnieżnej!
- To mi wygląda na kłotnię kochanków. – Podczas gdy gospodarze przekrzykiwali się nawzajem, Feliks szeptał na ucho swojej podopiecznej. – Lepiej jak najszybciej się stąd ulotnić.
- Nikt się stąd nie ruszy, dopóki nie poznam waszych imion! – Sam jakimś cudem usłyszał mężczyznę. – Pachniecie zbyt silnie jak na jakiś zwykłych zagubionych rudzielców!
- Jestem… - Jane wydawała się nie być skora do rozmowy. – Nazywają mnie Jane.
- Nazywam się Feliks Light. Przybyliśmy z Yriaf Selat w poszukiwaniu pewnej osoby. – Mężczyzna wstał i z gracją przedstawił się.
- Yriaf Selat, tak? – prychnął Sam. – Dobra, mówcie czego ode mnie chcecie.
- Od ciebie? – Oboje byli zaskoczeni.
- W tych stronach jedyną osobą, która może interesować rycerza z Yriaf Selat, jest lwi rycerz.  To ja, Samuel Lionus.
- W takim razie trafiliśmy od odpowiedniego domu. – Feliks uśmiechnął się szeroko. – Przybylismy tu, żeby prosić cię o pomoc. Królowa potrzebuje potomków wszystkich Rycerzy Światła. Możemy na ciebie liczyć?
- Oczekujecie ode mnie pomocy? Dość nietypowe. Zazwyczaj ludzie proszą mnie, żebym trzymał się od wszystkiego z daleka – słowa Samuela były przesycone ironią. – A czemuż to królowa sama nie wyda rozkazu swojemu rycerzowi? – Zadając pytanie spojrzał kątem oka na Jane, biorąc ją za królową.
- Królowa zniknęła z pałacu będąc jeszcze małą dziewczynką. Ona także jest celem poszukiwań. – Feliks zasłonił blondynowi swoją towarzyszkę. – Daniela prawdopodobnie nawet nie ma pojęcia kim jest. Dlatego potrzebujemy rycerzy.
- Dość pokręcona logika, ale zrozumiałem. – Sam kiwnął przy tym znacząco głową. – Jej Wysokość Daniela Wilczek, prawda?
- Owszem. – Rudowłosy mężczyzna odwzajemnił gest.
- W takim razie dołączę do was pod warunkiem, że któremuś z was uda się wybić mi miecz z reki podczas pojedynku – zaproponował młodzieniec.
- Zgoda. – Feliks odwrócił się do Jane. – Szykuj się, pora przekonać się co potrafisz, dziewczyno.
- Ja?! – Osiemnastolatka była przerażona. – Ale to ty jesteś rycerzem! Poza tym, ja nigdy nie trzymałam miecza w dłoni.
- Nie martw się, jeśli tobie się nie uda, ja go pokonam.
Cała czwórka przeszła z salonu do ogrodzonego kamiennym murem, ośnieżonego ogrodu. Było tam wystarczająco dużo miejsca do stoczenia pojedynku na miecze. Świeży śnieg wyglądał jakby czekał na zdeptanie go w trakcie walki. Nari pobiegła do szopy, żeby wrócić z dwoma identycznymi, żelaznymi mieczami. Na końcu trzonka każdego z nich widniał rzeźbiony wizerunek lwa. Kotołaczka podała oręż obojgu nastolatkom. Jednak gdy Jane tylko chwyciła miecz, zachwiała się i omal nie upadła na ziemię. Uratowało ją od tego jedynie wbicie ostrza w głęboki śnieg i podparcie się na broni. Oddech dziewczyny gwałtownie przyspieszył, lecz po kilku chwilach wrócił do normy.
- Jane, co się stało?! – Podbiegł do niej zdenerwowany Feliks.
- Obrazy… pojawiły mi się nagle przed oczami. – Dziewczyna sama nie wydawała się być pewna tego, co zaszło. – Jakiś piękny miecz… wyglądał trochę znajomo… on pękł na pół. Później było światło, z którego wyłoniły się dwa zupełnie inne miecze…
- Doprawdy dziwne – odezwała się Nari. – Może trzeba odwołać pojedynek.
- To pewnie tylko wymówka, żeby się ze mną nie zmierzyć – zażartował Sam. – Boi się mnie.
- Ja nie boję się nikogo. – Jane stanęła już prosto, jakby odzyskawszy siły i chęci. – To mnie należy się obawiać.
- W takim razie zaczynajmy.
W przeciągu kilku chwil można było usłyszeć pierwsze dźwięki uderzającego o siebie metalu. Ze strony Lionus’a sypały się ciosy, lecz wszystkie były blokowane przez niewielką dziewczynę. Nie były to ruchy osoby, która po raz pierwszy toczy pojedynek – Jane poruszała się jak doświadczona wojowniczka. Uniki robiła niewielkie, tylko tyle, by miecz prześlizgnął się obok niej. Takie ruchy sprawiły, ze Feliks i Nari przyglądali się wszystkiemu z otwartymi szeroko ustami, a Sam nie mógł skupić się na szybszym natarciu. Dzięki temu, że blondyn się odsłonił, Jane zdobyła się na śmiałe pchnięcie. Trafiłaby go prosto w brzuch, gdyby lwi rycerz nie cofnął się w porę. Dokładnie w tym czasie dziewczyna wykopnęła broń przeciwnika z jego dłoni.
- Panienko, chciałaś nie zabić?! – oburzył się Sam, który usiadł zmęczony na śniegu. – To miało być: „Nigdy nie trzymałam miecza w dłoni”.
- Wiedziałam, że będziesz w stanie tego uniknąć i naprawdę nigdy wcześniej nie walczyłam mieczem. – Rudowłosa usiadła obok Samuela. – Ale ostrzegałam, że mnie trzeba się bać.
- Już w to nie zwątpię.

Tymczasem w Yriaf Selat Artur i jego rycerze właśnie dotarli do Joyende. Pierwszą rzeczą jaką zrobili w mieście, było udanie się do wbitego w skale miecza. Tuż obok był również posąg rycerza. Jednak jak długo był tam Excalibur, nic innego się nie liczyło. Srebrny oręż Władcy Lata czekał na kogoś, kto zasługiwał na jego moc. Artur oczywiście szykował się już do próby jego wyciągnięcia, lecz zamarł w bezruchu będąc kilka milimetrów od miecza. Ujrzał on tą samą tajemnicą wizję, co Jane.
- Właśnie przed oczami wdziałem straszliwy obraz – książę odezwał się do swoich towarzyszy. – Excalibur pęknie na pół…


Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger