sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 28

DANIEL.

W momencie, w którym myślałem, że to już koniec moich problemów z Yriaf Selat, znikąd w mojej sypialni pojawił się duch mojego dalekiego przodka – Wielkiego Złego Wilka. Był on w swojej ludzkiej postaci. Patrzył na mnie z pogardą i śmiał się złowieszczo. Próbowałem ukryć grymas strachu, ale nie udawało mi się to. Jako człowiek wyglądał bardziej przerażająco niż jako wilk. Wyglądał teraz jak mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat. Jego włosy były proste i długie, związane w kucyk. Miały kolor ciemnorudy, ale były miejscami także siwawe. Jego twarz miała ostre rysy. Oczy były niemal czarne, a spojrzenie zimne jak lód i przeszywające cie na wskroś. Mężczyzna ubrany był w długi płaszcz, pod którym miał frak i koszulę. Wyglądał trochę jakby wyciągnięto go właśnie z dziewiętnastego wieku.
- Jak dawno nie widziałem tego przecudnego widoku... - odezwał się niskim głosem. - To przerażenie w oczach jest jak miód na moje czarne serce. Tak właśnie ludzie powinni na nas reagować.
- Co ty tu robisz? - próbowałem brzmieć groźnie, ale mój głos drżał. - Przecież już cię pokonaliśmy.
- Poprawka. - przerwał mi bezczelnie. - Pokonaliście klątwę, nie mnie. Teraz pora abym wytoczył większe działa. Skoro nie pozwalacie mi rządzić jednym światem, wezmę sobie oba! Nawet jako duch, jestem dość potężny aby zachwiać równowagę między nimi. Dosięgnie was moja zemsta!
- Draniu! - krzyknął Will. - Myślisz, że coś wskórasz? Ty od dawna nie żyjesz.
Chwilę po tym rzucił się na Wielkiego, ale nic nie wskórał. Po prostu przeleciał przez niego jak przez mgłę. Na domiar tego wpadł prosto w lustro. Wiadomo co z tego wynikło. Jednak zjawa na tym nies kończyła. Złapał on za ramę lustra i rzucił nim o ziemię w taki sposób, że szkło wylądowało po stronie podłogi. Will nie mógł wyjść tamtędy.
- Moim atutem jest właśnie to, że jestem tylko zjawą. Nie możecie mi nic zrobić. - mówił groźnie patrząc mi prosto w oczy. Podchodził w moją stronę. - Za to ja mogę robić co mi się żywnie podoba.
- Co zamierzasz? - zdając sobie sprawę z powagi sytuacji byłem jeszcze bardziej zestresowany. Było to słychać w mizernym tonie mojej wypowiedzi.
- Zamierzam zniszczyć wszystko to, na czym ci zależy. - mówił pewny siebie. Cały czas się uśmiechał. - Zaczynając oczywiście od pewnej białowłosej niewiasty...
- Nawet nie waż się jej tknąć! - krzyknąłem oburzony. Miałem ochotę rzucić się na swojego rozmówce, ale szybko przypomniałem sobie co zrobił z moim przyjacielem. - Znajdę sposób na to, żeby Cię pokonać.
- Nie da się mnie pokonać... - ciągnął dalej idąc w moim kierunku. - Nawet teraz mogę wyrwać ci serce, a ty... nawet nie poczujesz.
Widziałem już jego rękę sięgającą po moje serce. Niemalże poczułem oddech śmierci na karku. Byłem tak przerażony, że nie byłem wstanie się ruszyć. Ku mojemu zaskoczeniu, duch nie wsadził swojej na wpół widocznej ręki do mojej klatki piersiowej. Jego dłoń zatrzymała się na mojej koszulce. Mężczyzna spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Mało tego. Widziałem nawet strach w jego oczach.
- Czym ty do wielkiej Alfy jesteś?! - krzyknął przyciągając mnie do siebie za koszulkę. - Jakim cudem żyjesz, skoro twoje serce nie bije?
- Nie mam pojęcia. - stwierdziłem trochę pokrzepiony tym, że nic minie zrobił.

Chwilę po tym duch puścił mnie i zniknął w taki sam sposób w jaki się pojawił. Przez chwilę wpatrywałem się w miejsce, gdzie stał jeszcze chwilę wcześniej. Gdy upewniłem się, że zniknął odetchnąłem z lekką ulgą. Co prawda byłem pewien, że z pewnością tu wróci, ale mogłem przynajmniej trochę odpocząć.Podniosłem z podłogi lustro. Na szczęście nie potłukło się.Byłem całkowicie przekonany, że Will za chwilę przez nie przejdzie, ale tak się nie stało. Pewnie poszedł się gdzieś powałęsać. Tymczasem ja położyłem się w końcu spać.

wtorek, 14 czerwca 2016

Rozdział 27 "Koniec?"

WILL.

 Przez kolejny dziwny wymysł mojej dziewczyny, razem z Swenem, Anielą, Sarą i jakimś tam Feliksem spędziliśmy noc u jakiejś podejrzanej baby z Joyende. Aż dziwne, że miała wystarczającą ilość łóżek a nawet dwa osobne pokoje dla nas i dziewcząt. Ja, Swen i Feliks spaliśmy w pokoju należącym do jej wnuka – Merlina. Łóżka były niewiarygodnie wygodne a pościel jakby uszykowana na nasze przybycie. Takie coś było co najmniej niepokojące. Zupełnie jakby ktoś uprzedził ją o naszym przybyciu.
Następnego dnia obudziłem się dość późno. Była to zasługa tak wygodnego posłania. Dopiero zapach pieczonych kiełbasek na śniadanie sprawił, że miałem ochotę wstać. Jeszcze na wpół przytomny usłyszałem skrzypienie zbroi.
- Jeszcze pięć minut... - mruknąłem. - Ani... daj mi się wyspać. Jest sobota a ten i nie ma tu tego rudego idioty, który zawsze wstaje o piątej.
- Coś mówiłeś Will? - zapytała nagle Ani, uchylając drzwi od pokoju. Jeśli to nie ona przechodziła obok mojego łóżka to kto to był? - Na koronę Króla Artura, jak wy wyglądacie? - dodała dziewczyna z wyraźnym zdziwieniem w głosie.
Nie mogłem powstrzymać się od spojrzenia w tym samym kierunku co białowłosa. Podniosłem się tak nagle, że przez chwilę miałem zawroty głowy. Tym, w co Pani rycerz tak uważnie się wpatrywała, byli Merlin i Feliks.
Elsa miała wczoraj rację. Feliks naprawdę należy do mojego świata. Dowodem na to było to, że jego wygląd zmienił się po spędzeniu jednej nocy w tej krainie. Strój tego chudego, beznadziejnego chłopczyka zmienił się w srebrzystą zbroję. Za plecach lśniła mi szkarłatna peleryna sięgająca do ziemi. W lewej ręce trzymał on miecz. Nie był on jakiś niezwykły a już na pewno nie mógł równać się z Excaliburem. Natomiast w prawej ręce młodego rycerza tkwiła wielka półokrągła tarcza. Było na niej przepiękne malowidło, przedstawiające ognistego ptaka na czerwonym tle. W oczach ptaka były dwa niewielkie rubiny. Drugi z chłopców też wyglądał inaczej. Zamiast zwykłych, lekko podartych ubrań miał na sobie długi, jasnobrązowy płaszcz. W prawej ręce trzymał długi, drewniany kostur. Na czubku laski znajdowała się błyszcząca, błękitna kryształowa kula. Na szyi Merlina wysiał wisiorek z kryształem w tym samym kolorze. Trzynastolatek (bo to były najwidoczniej jego trzynaste urodziny) przypominał teraz adepta magii. Gdy tylko Aniela weszła do pokoju, obaj przyklęknęli przed nią na jedno kolano i opuścili głowy. Traktowali ją jak jakąś boginię?
- Do twoich usług, panienko! - powiedzieli obaj zgodnym głosem.
- Że co?! - powiedziała zaskoczona dziewczyna.
Przez ten hałas do pokoju przywiało wszystkich z całego domu. Wpatrywali się w tę dwójkę klęczącą przed Ani. Zastanawialiśmy się o co może chodzić tym kurduplom. Jedynie pani domu oraz Elsa wydawały się wiedzieć co się tu wyprawia. Moja ukochana z uśmiechem na ustach podeszła do swojej przyjaciółki i z chichotem próbowała nam wszystko wytłumaczyć.
- Ani... - zaczęła próbując opanować triumfalny śmiech. - Pamiętasz zadanie chłopaków o Królu Arturze?
- Tak. - odpowiedziała szybko białowłosa. - Ale co ma to do tego?
- Jesteś jak Król Artur. - powiedziała beztrosko. - Masz waleczne serce i Excalibur.
- Przesadzasz. - burknęła Aniela.
- Nie... - ciągnęła Elsa. - ale wracając do tematu... Jako posiadaczka Excalibura jesteś najważniejszym z rycerzy. Dlatego właśnie Feliks przysięga, że będzie ci służył.
- Nie sądzisz, że to trochę naciągane? - Ani przewróciła oczami. - A Merlin?
- Merlin już od dawna ci służy... - zaśmiała się blondynka. - Ale teraz został czarownikiem. Musiał ci przekazać ci, że wciąż możesz na niego liczyć. Mam rację chłopaki?
- Mniej więcej. - zgodzili się z nią.
- Poza tym Artur też miał swojego czarownika. - kończyła Elsa kierując się już w kierunku jadalni. - Co za przypadek... też miał na imię Merlin.
Niedługo potem wszyscy po kolei poszli na śniadanie. Ja dołączyłem do nich zaraz po tym jak się ubrałem. Zajęło mi to trochę czasu, ponieważ nie mogłem znaleźć nigdzie mojego kapelusza. Jak ja miałem się bez niego pokazać? Niestety musiałem. Wszedłem do pomieszczenia, w którym wszyscy siedzieli. Każdy zajął miejsce przy długim stole i jadł kiełbaski. Coś mi tam nie pasowało i chwilę zastanowiłem się nad tym zanim usiadłem.
- Ten stół był wczoraj o wiele mniejszy! - Krzyknąłem, gdy tylko się zorientowałem. - Co się tu do złota Sertonii wyrabia?! Kobieto, jesteś jakąś wiedźmą?
- Wypraszam sobie! - krzyknęła starsza kobieta. - Jestem Dobrą Wróżką!
- Przepraszam, nie miałem zamiaru pani urazić.... - mruknąłem ze zwieszoną głową. Pani Lambert była straszna.
Zrezygnowany usiadłem i zacząłem jeść. Chwilę potem usłyszałem jakby dzwonił gdzieś telefon. Nie był to telefon jaki był w bogatszych domach w Sertonii, ale telefon przenośny, taki z waszego świata. Leżał na stole i brzęczał. Okazało się, że był to telefon Elsy, więc natychmiast odebrała i zaczęła rozmawiać. Po jej tonie oraz po tym co mówiła domyśliliśmy się, że rozmawia z Danielem. Po tym jak skończyła, debatowaliśmy o tym w jaki sposób smartfony tu działają i jaki wspaniały jest zasięg w Yraif Selat. Jednak nie mieliśmy wiele czasu, ponieważ Daniel umówił się z nami niedaleko Centralnej Biblioteki. Miejsce to leży w miejscu, gdzie kiedyś graniczyły ze sobą wszystkie cztery królestwa. Kiedyś bibliotekę odwiedzało wielu ludzi, ale przez klątwę wszyscy jej unikali. To właśnie tam gnieździło się centrum złego uroku. Miałem tam iść z Anielą i Elsą, ale Sara, Swen, Feliks i Merlin uparli się by nam towarzyszyć.
Dotarcie na miejsce zajęło nam kilka godzin. Daniel zniecierpliwiony czekał na nas przed zamurowanym wejściem do budynku. Niespokojnie szurał nogami. Na powitaniu Sara od razu zapytała brata o jego wczorajszą rozmowę z babcią. Burknął tylko, że nie dowiedział się niczego ważnego, a nawet jeśli, to i tak nie wolno mu tego powiedzieć komukolwiek. Nie próbując nawet dalej ciągnąć tego tematu, zaczęliśmy wyburzać ściankę postawioną w miejscu dawnych wrót. Weszliśmy do środka i ze zdumieniem przyglądaliśmy się wszystkiemu, co widzieliśmy. Regały pełne starych, zakurzonych ksiąg wydawały się nie mieć końca. Były tak wysokie, że szukając ich szczytu nie znaleźlibyśmy go nawet za dziesięć lat. Nawet sklepienie gdzieś zniknęło. Całe pomieszczenie biblioteczne wyglądało jak niekończący się labirynt. Jednak jedna droga wiodła prosto. Podążyliśmy nią. Na końcu „korytarza” znajdowały się złote wrota. Przypominały swoim kształtem ogromną książkę, która czeka, żebyśmy ją otworzyli. Jednak w tej samej chwili pojawili się strażnicy. Byli zarówno w bibliotece jak i dookoła niej. Można było przewidzieć, że przyjdą nam przeszkodzić. Swen wraz z Feliksem i Sarą powiedzieli, że spróbują zająć ich na wystarczająco długo. Merlin zaproponował, że spróbuje im pomóc magią. Tymczasem ja i Elsa włożyliśmy swoje klucze do dwóch dziurek w drzwiach. Były one oznaczone literami „G” oraz „A”, więc nie było szansy się pomylić. Przez jakieś dziwne zaklęcie, po przekręceniu kluczy, nie mogliśmy ich puścić, więc Dan i Ani ruszyli dalej bez nas. Z tego co później opowiadali, myślę, że wygladało to mniej więcej tak: Dostali się do kolejnego pokoju, całkiem pustego. Tam czekały na nich kolejne drzwi, które otworzyła Ani i utknęła podobnie jak my. Oznaczało to, że Daniel został sam na sam z problemem. Widać, że Wielki Zły Wilk to przemyślał. Zakładam, że nawet w ostatnim pokoju próbował on odwieść mojego przyjaciela od złamania klątwy. Oczywiście nie udało mu się. Daniel otworzył swoim kluczem szkatułkę, w której znajdowała się fiolka z wilczą krwią. Najsilniejszą magicznie substancją, a przynajmniej najsilniejszą z tych znanych. Jedynym sposobem na złamaniu takiego zaklęcia, było dodanie innej wilczej krwi. Dlatego też nasz rudzielec przeciął sobie celowo dłoń. Gdy tylko krew Dana zetknęła się z tą drugą, momentalnie zniknęli wszyscy strażnicy, a my odzyskaliśmy wolność.

Po tym wszystkim wróciliśmy do domu Merlina. Tam jego babcia opatrywała rany Daniela i reszty, którzy zostali zranieni podczas osłaniania nas. Najbardziej poszkodowany był nasz młody czarnoksiężnik. Jego obrażenia obejmowały głównie przecięcia na twarzy. Szczególnie mocno oberwał w lewe oko. Nawet po leczniczych czarach jego babki i mentorki, pozostała mu blizna. Nic nie mogliśmy na to poradzić, więc udaliśmy się do domów. Ja oczywiście znów nocowałem U moich ulubionych wilczków. Cieszyliśmy się, że to już praktycznie koniec, jednak nie odczuwaliśmy na razie żadnych zmian. Przynajmniej mogliśmy już spać z ulgą. Właśnie mieliśmy się kłaść spać, bo zbliżała się północ. (jak ten czas szybko mija) Jednak nagle pośrodku pokoju pojawił się duch rudowłosego mężczyzny w eleganckim stroju. Zaśmiał się złowieszczo patrząc prosto w oczy zaskoczonego Wilczka. Wtedy poznaliśmy jego głos. Brzmiał dokładnie jak Wielki Zły Wilk. Myśleliśmy, ze to już koniec, ale najwidoczniej się pomyliliśmy...

piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 26 "Z dziennika młodego geniusza"

SARA.

 Brat patrzył przez chwilę na klucz, który trzymał w rękach. Jeszcze chwilę temu go tam nie było. Minutę temu Danny się nim krztusił. Nikt nie miał pojęcia skąd się tam znalazł. Wszyscy staliśmy w ciszy.
Nagle, mój starszy brat padł na ziemię. Swen i Will niemal natychmiast popędzili w jego kierunku i w mgnieniu oka próbowali postawić go na nogi. Był przytomny, ale czuł się bardzo słabo. Postanowiliśmy zabrać go z powrotem do domu. Chłopak podpierał się o swoich kumpli i szedł powoli wymijając po drodze sterty zbroi Strażników. Dotarcie do domu zajęło nam przez to kilka minut.
W domu czekała nas zaniepokojona babcia. Natychmiast po rym jak przeszliśmy i posadziliśmy Daniela na jego łóżku, usiadła obok niego i zaczęła niecierpliwie zadawać mu pytania.
- Czemu tak długo nie wracałeś? - mówiła szybko. - Coś się stało?
- Chciałem zapytać o coś dziadka... - mruknął ślepo wpatrując się w podłogę. - Nagle znikąd pojawiły się setki strażników.
- Wiedziałam! - babcia uderzyła pięścią w ścianę ze wściekłością. - Po prostu wiedziałam, że to wszystko się źle skończy! Co z nim? Zabrali go?
- On... - brat już miał zacząć mówić, gdy nagle zamilkł.
Patrzyliśmy na niego przez chwilę. Nie wiedzieliśmy co robić. Czekaliśmy na jego odpowiedź. Każdy z nas chciał dowiedzieć się co tam się stało. Było już późne popołudnie, więc czerwone światło słoneczne wpadało, przez okno w pokoju tworząc dodatkowo niezbyt miły nastrój. Tymczasem Danny zaciskał pięści z goryczą. Zawsze tak robił, gdy męczyło go poczucie winy. Z minuty na minutę zaciskał je coraz mocniej. Miałam wrażenia jakby za chwilę miał wybuchnąć. Po jego policzkach zaczęły spływać strugi łez. Chłopak pociągnął nosem i z ochrypłym, słabym głosem zaczął mówić:
- Zabili go.... a ja nic nie mogłem zrobić.
- Nie... - babcia jąkała się ze smutku. - nie wierzę, że posunęli się do tego. Przecież oni znali konsekwencje.
- Jakie konsekwencje? - zapytał Swen.
- Czy to ma jakiś związek z tą jego wielką tajemnicą ? - zapytał Daniel.
- Właśnie! - babcia nagle się ożywiła i szarpnęła mojego brata za koszulę. - Czy zdążył ci coś powiedzieć?!
- Niewiele. - powiedział chłopak ze smutkiem. - Praktycznie nic, kazał tylko żebym znalazł Skałę i dowiedział się wszystkiego od niej. Ale ty też wiesz o co chodzi?
- To co wiem ja to tylko szczyt góry lodowej. - stwierdziła skuszona staruszka.
-A jeśli mogę spytać... - wtrąciła się Aniela. - Ile lat miał pani mąż?
- To jedna z części tej tajemnicy, ale myślę, że teraz mogę wam powiedzieć. - zaśmiała się mimo smutku ogarniającego każdego z nas. - Nie jestem pewna ile dokładnie miał lat, ale na pewno był starszy od piramid...
- Że co?! - krzyknęliśmy wszyscy razem (oprócz Daniela, który chwycił się za serce jakby z bólu i Elsy, która tylko zachichotała cicho)
- Mówił prawdę, kiedy powiedział mi, że ma więcej lat niż wygląda... - mruknęła jeszcze zszokowana Aniela.
- Więc coś ci powiedział. - babcia mruknęła cicho.
- Czekajcie! - krzyknął nagle Swen. - Jeśli pan Daniel żył tak długo, to czy poznał pierwszych właścicieli Pięciu Koron?
- Tak. Byli bliskimi przyjaciółmi. - babcia mówiła szybko. - Ale starczy pytań na dziś... Muszę porozmawiać o czymś z wnukiem w cztery oczy.
Tak jak prosiła nas babcia zostawiliśmy ja samą z Danielem. Nie mamy pojęcia, o czym wtedy rozmawiali. Chwilę próbowaliśmy podsłuchiwać, lecz nie udało nam się. Drzwi były zbyt grube. Zrezygnowani wszyscy wrócili do swoich domów. Oprócz Willa, który nie mógł. Poza tym, nocował tamtej nocy u Elsy. Zostałam sama na korytarzu swojego domu. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, poszłam do kuchni zrobić sobie kanapki na kolację. Rodziców też nie było w domu. Znów wybrali się na randkę do ekskluzywnej restauracji. Po tym jak się najadłam, wróciłam do swojego pokoju. Był niewielki, cały szary. W rogu stała ogromna biblioteczka pełna książek z zakresu mikrobiologii. Nie uwierzycie jak ciężkie życie wiedzie dziecko, które podobno jest wielkim geniuszem. Kiedy miałam pięć lat, rozwiązywałam testy ze szkoły Daniela. Okazało się, że mój iloraz inteligencji jest większy niż Einsteina. Gdy tylko rodzice się o tym dowiedzieli, męczyli mnie dodatkowymi zajęciami. Wysłali mnie nawet do szkoły rok wcześniej. Tylko to wyszło mi z tego na dobre, że poznałam Feliksa i Lucy. Leżałam chwilę na łóżku myśląc o tym wszystkim... i w końcu zadzwoniłam do przyjaciela.
Umówiłam się z nim w parku w centrum miasta. Nie miał żadnego problemu ze spotkaniem o tak późnej godzinie. Był na miejscu wcześniej niż ja. Mieszkał bliżej parku. Miałam taką wielką ochotę się mu o wszystkim wygadać, ale obiecałam wszystkim, że nie puszczę pary z ust. Jednak on znał mnie już zbyt dobrze. Doskonale wiedział, że męczy mnie coś o czym nie mogę mówić. Nie zadawał pytań tylko zabawiał mnie swoimi sucharami. On często bywa taki pocieszny. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela. Najbardziej że wszystkich tych rzeczy chciałam mu powiedzieć o Lucy. Bardzo ja kochał, ale nigdy jej tego nie wyznał... Gdyby tylko wiedział....
- A my młodzi jeszcze nie w łóżkach? - zza pleców usłyszałam głos Anieli. Odwróciliśmy się wtedy i zobaczyliśmy ją wraz z Elsą, Swenem i Willem.
- Co wy tu robicie? - zapytałam zamiast odpowiedzieć.
- To co ty. - zaśmiał się ponuro Will. - Po tym wszystkim musieliśmy odetchnąć świeżym powietrzem.
W tamtej chwili Feliks westchnął bezsilnie. Było po nim widać, że bardzo chciałby wiedzieć wszystko to, czego nie mogłam mu powiedzieć. Elza popatrzyła na niego i uśmiechnęła się lekko. Nagle szturchnęła Swena w bok i powiedziała:
- Potrzebujesz lustra, czy starczy na przykład witryna sklepowa?
- Witryna może być, ale co ty planujesz? - chłopak był skołowany.
- Pamiętacie mój dar? - zaśmiała się i spojrzała wesoło na Feliksa. - Przyszedł czas, by pokazać temu rudzielcowi świat do którego przynależy tak jak my.

Wszyscy spojrzeliśmy na Dunkę ze zdziwieniem. Że niby Feliks był związany z Yriaf Selat? Ostatecznie postanowiliśmy zaufać blondynce. Bez przekonania Swen otworzył przejście pomiędzy światami, kiedy nikt nie patrzył. Szybko przeszliśmy na drugą stronę. Feliks był cały podekscytowany, lecz nie był ani trochę zdziwiony, dopóki nie zobaczył, że jestem wilczycą. Dlatego też szybko przybrałam ludzką formę. Brat mnie tego nauczył. Byliśmy w wiosce zwanej Joyende. Zatrzymaliśmy się tam na noc u pewnej starszej pani. Wyglądała trochę jak wiedźma, ale była bardzo miła. Feliks przyglądał się wszystkiemu z podekscytowaniem. Ja cieszyłam się razem z nim, bo wreszcie mogłam mu się w spokoju wygadać. W pewnym momencie do domu, w którym mieliśmy nocować przyszedł jasnowłosy chłopak. Miał na imię Merlin, tak powiedziała mi Aniela. Miał śliczne błękitne oczy. Wydawało mi się, że mogłam ujrzeć w nich zupełnie inny świat. Nie mogłam przestać o nim myśleć.

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział 25

Gdy wszyscy już poszli, ja zostałem, żeby pomówić z dziadkiem. Miałem już dość tego, że ciągle coś przed nami ukrywał, znikał bez śladu na kilka dni lub wyganiał nas bez konkretnego powodu. Stałem na progu gospody i wymownie patrzyłem na dziadka. Dałem mu do zrozumienia, że nie odejdę, dopóki nie otrzymam odpowiedzi. Mężczyzna udawał jakby mnie nie było. Dlaczego tak unikał odpowiedzi?
- Nie powiesz mi? - zapytałem w końcu. - Uważasz, że nie mam prawa wiedzieć?
- To co przed wami ukrywam to jedna z największych tajemnic. - burknął. - Wiem o tym tylko ja i twoja babcia.
- Zgaduję, że ona też nic mi nie powie... - mruknąłem. - Co nie zmienia faktu, że chcę to usłyszeć od ciebie. Teraz.
- Czemu ty musisz być taki uparty? - zapytał krzycząc. - No dobra... powiem ci, ale pamiętaj nie mów nikomu, nawet siostrze.
- Trzeba było tak od razu! - powiedziałem zadowolony.
- I tak bym musiał ci to kiedyś powiedzieć, ale miałem nadzieję zrobić to na łożu śmierci... - mamrotał pod nosem.
W momencie, kiedy dziadek miał już zacząć mówić, ludzie z pobliskiej wioski zaczęli tłumnie wpychać się do karczmy. Zapytani, o to co się dzieje, mówili, że nadchodzi cała armia Strażników. Razem z dziadkiem szybko wybiegliśmy na drogę i ujrzeliśmy setki żywych zbroi. Na nasz widok nawet przyspieszyli. Byli wszędzie. Otoczyli nas w mgnieniu oka. Jedyną opcją była walka i odciągnięcie ich od gospody. Pewny tego, że przyszli tu po mnie oczyściłem sobie drogę do lasu i pobiegłem przed siebie nie patrząc w tył. Miałem nadzieję, że natychmiast za mną podążą. Nie wiedzieć czemu, tak się nie stało. Zamiast rzucić się w pogoń za mną, jak to zwykle bywało, oni zaczęli brutalnie atakować mojego dziadka. Gdy tylko się zorientowałem pobiegłem z powrotem i zacząłem walczyć z napastnikami. Po kilku dobrych minutach szarpaniny, udało mi się pokonać ostatniego z nich. Niestety było już za późno Strażnicy dotkliwie pobili dziadka. Miał wiele siniaków i połamane prawie wszystkie kości. Podbiegłem, żeby mu pomóc. Staruszek był już bardzo słaby. Kazał mi przykucnąć, żeby mógł zobaczyć moją twarz.
-Widocznie nie jest mi dane powiedzieć ci o wszystkim... - dziadek ledwo mówił. - Przepraszam, cię młody... I dziękuję dałeś mi ją zobaczyć ten ostatni raz.
-Ale, dziadku... co ty mówisz... - jąkałem zdenerwowany. - Wszystko będzie dobrze, wyjdziesz z tego.
-Ja wiem swoje. Dobrze mnie zastąpisz - jego głos był co raz słabszy. - Więcej dowiesz się od Skały... - umilkł.
Ostatkami sił mężczyzna położył dłoń na mojej klatce piersiowej. Nagle poczułem w tym miejscu ogromny ból, coś przeszyło mnie od środka. Nie mogłem się ruszyć. Moje ciało przepełniało dziwne uczucie, jakby coś wpływało do mojego ciała. W uszach słyszałem tylko bicie własnego serca. Przed oczami miałem dziadka. Wygłądał jakby znikał, zamieniał się w pył i kupkę... liści? Po chwili zniknął a mocny podmuch wiatru rozwiał liście. W tym samym momencie przestałem czuś bicie serca, zupełnie jakby stanęło. Obraz, który widziałem zaczął się rozmazywać. Po chwili ogarnęła mnie czerń.
- Daniel! - usłyszałem nagle głos Anieli. - Obudź się, błagam.
-Stary nie rób nam tego. - Will mówił zdenerwowany.
-Co co wam znowu chodzi. - mruknąłem otwierając oczy (chociaż nie mam pojęcia kiedy je zamknąłem) – Zachowujecie się jakbym właśnie umierał.
Spostrzegłem po chwili, że leżę na ziemi. Nade mną stali moi przyjaciele, niemal umierali ze zmartwienia. Aniela klęczała obok mnie trzymając dłonie na moim sercu. Swoją drogą, cały czas czułem ogromny ból w tamtym miejscu.
-Dan... - Aniela spojrzała na mnie ze strachem. Po raz pierwszy zobaczyłem przerażenie w jej oczach czerwonych jak maki polne. - Dan, twoje serce nie bije. Już od dobrych dziesięciu minut.
-Przecież to nie możliwe. - zaśmiałem się sądząc, że to żart. - Byłbym wtedy martwy, ale jak widać, nie jestem.
-Mówię, serio. - dziewczyna spoglądała na mnie z powagą.
-Po za tym, Lucy też powinna być martwa. - dodała moja siostra.
-Lucy co?! - Ani krzyknęła zaskoczona. - Nieważne, powiesz mi później. Dan, jesteś wstanie się podnieść.
Nie odpowiedziałem jej. Czym prędzej podniosłem się z ziemi, otrzepałem spodnie z kurzu. Ból w sercu się nasilił. Położyłem na nim rękę, serio nie biło. Ale jak to możliwe?! Nie mając nawet czasu się zastanowić nad tym wszystkim, zacząłem się nagle dusić. Czułem jakby brakowało mi powietrza i zarazem jakby coś mi utknęło w gardle. Kaszląc próbowałem się tego pozbyć. Will trochę mi w tym pomógł. Na ziemię upadło coś niewielkiego, całe było oblepione skrzepniętą krwią. Za to serce przestało mnie boleć, ale moje ciało nadal ogarniało dziwne uczucie. Puls też mi nie wrócił. Podniosłem z ziemi ten dziwny, nieokreślony przedmiot. Pomyślałem sobie, że może być to ten sam obiekt, który od urodzenia tkwił w jednej z komór mojego serca. Zacząłem odlepiać krew. Możecie mi nie wierzyć, ale to był srebrny kluczyk. Tak, kluczyk. Miał śmieszną końcówkę przpypominającą głowę wilka i wygrawerowany symbol alfy. Nie było mowy o pomyłce, to musiał być Klucz Wilka. Ale skąd od wziął się wewnątrz mojego ciała?

***

Mimo wszystkich trudności w tym tygodniu, udało mi się napisać rozdział. Dlatego też jest trochę krótki, ale musiałam zostawić was w niepewności i dodać szczypty tajemnicy.
Podobał wam się rozdział? Skomentujcie!
Zapraszam też do odwiedzenia zakładki z pytaniami do bohaterów.
Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger