piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 47 "Obrońca i kres"

LUCY.
W Remie trwała właśnie zacięta walka pomiędzy Danielem a Wielkim Złym Wilkiem, gdy nagle na głowę naszego wroga spadła znajomo wyglądająca tarcza. Była półokrągła, w kolorze platyny. Mieścił się na niej charakterystyczny malunek, przedstawiający szkarłatnego, ognistego ptaka z rubinami w miejscu oczu. Choć tak naprawdę widziałam ja może raz w życiu, ale doskonale wiedziałam do kogo należała. Była to tarcza mojego najlepszego przyjaciela, który zginął w pojedynku, który odbył się zaledwie kilka dni temu, dokładnie w tym samym miejscu.
Ja siedziałam na śniegu. Byłam kompletnie załamana. Wpatrywałam się w to co było przede mną. Ja widziałam tam coś, na co nikt nie zareagowałby tak jak ja. Świeży śnieg został splamiony szkarłatem krwi. Była to krew niewinnych. Ciągle sypiący śnieg przykrył już ciała poległych w tej wojnie, ciała mężczyzn i kobiet, a także dzieci. Wśród nich ujrzałam kilkunastu Zagubionych Chłopców. Nie mogłam powstrzymać łez. Płakałam cały ten czas, mimo że mróz zamrażał moje łzy i sprawiał mi okropny ból. Ja po prostu nie mogłam… nie mogłam znieść tego widoku. Ci chłopcy mi pomogli, zajęli się mną już w dniu, w którym się tu pojawiłam. W zamian ja miałam być ich liderką, przywódczynią, ale przede wszystkim opiekunką. Zawiodłam na całej linii, a konsekwencje tego będą ze mną do końca mojego życia.
Pogrążona we własnych myślach zupełnie straciłam orientacje na temat tego co działo się dookoła mojej osoby. Podniosłam jednak wzrok, kiedy usłyszałam, że dwa wilki rozpoczęły rozmowę. Spojrzałam na nich. Daniel wydawał się być na straconej pozycji. Było widać, że ta walka go męczy. Musiał to szybko zakończyć, albo przypłaci to życiem.
- Pamiętasz nasze spotkanie, po tym jak przełamaliście klątwę? – zapytał „Wielki”. Robił to z szyderczym uśmiechem. Wydawało się, że był tak pewny zwycięstwa, że postanowił pogrążyć nas jeszcze swoimi słowami. – Nie spodziewałem się tak niezwykłej odpowiedzi.
- Przecież nie otrzymałeś wtedy żadnej odpowiedzi – Daniel mówił ledwo dysząc. – Chyba, że „nie wiem” uznamy za odpowiedź.
- Odpowiedź mam teraz przed oczami – zaśmiał się z satysfakcją. – Jesteś duchem, masz rogi. To po prostu niesamowite. Wilk jest Królem Lasu. Twoja siostra panuje w Remie, a ukochana dzierży władzę w Mertynii.
- I z czego ty się tak cieszysz? – Daniel wyglądał na zdezorientowanego. Z resztą, nie dziwie mu się. Kto mógłby przewidzieć co za straszne myśli rodziły się teraz w głowie złego wilka?
- Wilki zajęły już dwa trony. – Spojrzał Danielowi w oczy z wyraźnym zadowoleniem. – Jak tak dalej pójdzie zajmą i trzeci, aż w końcu będą panować w całej krainie. Wtedy osiągnę twój cel.
- Jeśli dobrze pamiętam, twoim celem było to, żebyś TY osobiście rządził w Yriaf Selat. Przecież z jakiegoś powodu wygnałeś pozostałe wilki, gdy mój pradziadek zaczął za dużo sobie pozwalać.
- To było wiele lat temu… - Stary wilk zaczął zataczać krąg wokół brata mojej przyjaciółki. – Zrozumiałem już, że martwy nie mam już szans na przejęcie władzy. Dlatego postanowiłem, że będę niszczył ten świat, dopóki nie zostanie oddany w wilcze łapy.
Daniel nie kontynuował rozmowy ze swoim przodkiem. Doskonale wiedział, że na nic się ona nie zda, a on musi teraz szybko zaatakować, żeby mieć jeszcze szanse na wygraną. Nie zauważył nawet, że „wielki” już rozpoczął własną ofensywę . Kroczył wokół niego spokojnym krokiem, by w końcu wyskoczyć na niego z pazurami.
Wtedy przeleciała między nami ognista smuga. Poczułam delikatne ciepło na policzku. Wydawało się być znajome, lecz ważniejsze było wtedy to, w co wpatrywałam się wraz z Sarą i Anielą. Smuga była tym samym ptakiem, który wcześniej zrzucił tarczę na głowę naszego wroga. Tym razem przepiękne stworzenie ponownie złapało tarczę w swoje szpony i w ostatniej chwili wleciało pomiędzy walczące wilki. To powstrzymało starego wilka przed zadaniem ciosu i pozwoliło Danielowi na szybki ruch. Nasz przyjaciel szybko położył ducha Wielkiego Złego Wilka na łopatki i zmusił do opuszczenia świata żywych i powrót tam gdzie jego miejsce. Za to nasz pierzasty sojusznik wciąż trzymając tarczę podleciał w moją stronę i położył przede mną tarczę i usiadł na niej wpatrując się we mnie ślicznymi oczyma. Nie wiedziałam co mam robić i patrzyłam na niego ocierając łzy. Tymczasem on usiadł na mojej lewej ręce.
- Przepraszam za zwłokę. Latanie okazało się trochę dla mnie za trudne – szepnął mi do ucha. Jego głos zabrzmiał tak znajomo. Od razu go poznałam.
Z moich oczu wypłynęła kolejna porcja łez, lecz te, w odróżnieniu od poprzednich były łzami radości. Nie zwlekając ani chwili wzięłam go w ramiona i przycisnęłam go do siebie w mocnym uścisku. Nie chciałam, żeby znów coś nas rozdzieliło. Już nigdy więcej.
- Lucy, proszę puść mnie! Zaraz się uduszę – ptak krzyknął próbując zaczerpnąć powietrza.
- Feliks? – Sara spojrzała na nas z zaskoczeniem. Była zaskoczona i wydawało się, że nie jest pewna tego, co słyszała. – Słyszeliście to? Ten ptak brzmiał zupełnie jak Feliks.
- Rzeczywiście – stwierdziła Aniela, która zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.
- Masz rację, brzmi dokładnie jak on – dodał Daniel.
- Bo to ja. – Obiekt naszego zainteresowania odpowiadał, jednocześnie wyrywając się z mojego uścisku. – Ty i Sara możecie być wilkami, wiec dlaczego ja nie mogę być ptakiem?
- Bo jesteś rycerzem. – Ani odparła po czym szybko zakryła usta. Po czerwieni na jej twarzy można było się domyślić, ze nie chciała tego głośno powiedzieć.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to co widzę. – Sara nie mgła odciągnąć wzroku od Feliksa. – Przecież widziałyśmy jak zginąłeś. Ty przecież spłonąłeś żywcem!
- Nie zaprzeczę. – Zauważyłam nieznaczny uśmiech na dziobie naszego „ptaszka”. – To było straszniejsze niż się spodziewałem, ale też część mojego planu.
- To najdziwniejszy plan na świecie – wtrącił się Daniel. – Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś dał się spalić i jeszcze to zaplanował.
- I mówi mi to duch… - Feliks przerwał mu z ironią w głosie.
- Ja wcale nie zginąłem! – wykłócał się Wilczek. – Ja nadal żyję. Może i bez pulsu, ale jednak wciąż żywy! Zresztą i tak nie zrozumiesz. Za dużo się wydarzyło, kiedy Cię nie było. Tylko powiedz nam, dlaczego powróciłeś do życia?
- Wróciłem, żeby móc towarzyszyć Lucy w jej życiu tutaj - tłumaczył. -Po prostu powstałem z popiołów, bo jestem.…
- Feniksem. – Z daleka usłyszeliśmy głos pana Lesieckiego. Właśnie wkraczał na rynek wraz z armią rycerzy i resztą naszych przyjacół . – Feliks jest rycerzem-feniksem. Wiedziałem to już od dawna.
- Dziadek? – Aniela się zdziwiła. – Co to znaczy, że wiedziałeś.
- Za czasów mojej młodości w tej krainie było dwunastu rycerzy. Byli to potomkowie oryginalnych rycerzy światła oraz… - Pan Lesiecki tłumaczył z nostalgią w głosie.
- Ja! – dodał drugi z dziadków Królowej Mertynii. – I tak się składa, ze każdy z rycerzy światła miał jakąś charakterystyczną cechę. Wśród naszej dawnej ekipy był mężczyzna, który zawsze bronił innych swoją tarczą. Był zdolny też do zmiany w rajskiego, ognistego ptaka jak wasz przyjaciel. Był równy nam wiekiem, lecz przez swoją niezwykłą umiejętność, starzał się o wiele wolniej. Jednak w pewnym momencie gdzieś zaginął.
- Nazywał się Miles Light – pan Lesiecki skończył szybko wypowiedź swojego przyjaciela.
- Mój dziadek… - Feliks smętnie zakończył rozmowę na jego temat i wzniósł się do lotu.
Wszyscy ruszyliśmy za nim. Naszym celem okazał się Pałac królewski. Otoczony magiczną barierą, był idealną kryjówka dla mieszkańców miasta. Ci ucieszyli się, gdy zobaczyli swoją królową całą i zdrową. Ich radość wzrosła, gdy usłyszeli o tym, że Wielki Zły wilk i jego kompani zostali pokonani. Wszyscy wchodziliśmy do środka po kolei. Najpierw Sara wraz ze mną i Feliksem, który zmienił się w człowieka. Za nią wchodził Swen w towarzystwie Grimma i Anny. Następna do środka wkraczała Aniela, znów w koronie. Krok w krok z nią podążali Elsa i Merlin. Na koniec do środka miał wejść Daniel, lecz zamiast przejść przez barierę, uderzył w nią z impetem.
- Daniel, to zapora przeciw duchom, więc… - Merlin pouczał rogatego wilka.
- Chyba zrozumiałem – odpowiedział z uśmiechem i przybrał ponownie formę człowieka, w której nie był już duchem. Mógł przejść przez pole siłowe, lecz sprawiło mu to mały kłopot.
Gdy już wszyscy weszli do środka zauważyliśmy, że nigdzie nie ma Marco oraz Roszpunki. Pytaliśmy się dziadków Anieli, ale oni stwierdzili jedynie, że zniknęli gdzieś zaraz po zakończeniu walk. Tuż po tym Aniela przypomniał sobie, że sam Król Artur obiecał, ze po wszystkim powie mu o innym królestwie, w którym rządził. Nie wiedzieliśmy gdzie to miało być, ale prawdopodobnie ta dwója tam się udała. Reszta tamtego dnia polegała na cieszeniu się naszym zwycięstwem i opłakiwaniem tych, który przypłacili tę wojnę życiem. Większość tego czasu spędzałam z resztką Zaginionych chłopców i przedstawiałam ich tez reszcie.
Kolejne kilka tygodni było pełne tłumaczenia ludziom po obu stronach lustra tego, co się stało i normowania stosunków między państwami w obu światach. Daniel, Sara, Aniela i Swen zostali oficjalnie uznani za władców i musieli pogodzić swoje podwójne życia i złączyć je w jedną całość. A co ze mną? Zostałam w Nibylesie. Feliks często mnie odwiedzał i często przyprowadzał także moich rodziców. Zaginieni chłopcy i ja uczęszczaliśmy do szkoły w Remie. Chodził tam też Merlin, który zaczął umawiać się z Sarą. Wszystko ponownie zaczęło być spokojną codziennością. Zarówno tu jak i po drugiej stronie lustra.
******

To już koniec naszej opowieści. Wojna się skończyła, prawie wszystkie tajemnice zostały rozwikłane. Możliwe, że pojawi się jeszcze epilog i ewentualnie (i na pewno po dość długim czasie) druga część.

I wszyscy, żyli długo i szczęśliwie...



                        Koniec

sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 46 "Alfa i Omega"

ANIELA.



Nieco chaotyczna, lecz zdecydowanie szczera przemowa przekonała rycerzy. Zgodzili się pomóc nam w walce. Ich zapał wzrósł jeszcze bardziej, kiedy w końcu przypomnieliśmy sobie, że nie powiedzieliśmy im kim są wrogowie. Słowo „wilk” wzburza krew w każdym rycerzu.  Zdecydowaliśmy się jednak nie przechodzić na ziemię przez najbliższe lustro. Przeszliśmy kilka kroków w głąb lasu. Tam mieściło się ogromne jezioro. Swen wpadł na genialny pomysł, by zrobić z niego przejście pomiędzy światami. Posiadając już pełnię mocy królowej śniegu, Swen zamroził powierzchnię zbiornika zwyczajnym dotknięciem po czym uczynił z niego bramę między wymiarami. Przeszedł pierwszy, za nim rycerze. Ja też miałam już wybierać się na drugą stronę, kiedy spostrzegłam Lucy samotnie pozostawioną na brzegu.
- Lucy, co się stało? – zwróciłam się do niej z troską. – Dlaczego nie idziesz?
- Ja… nie mogę – mówiła ze smutkiem.
- Jak to nie możesz?! – zapytała ją ogromnie zmartwiona Sara, która też była wtedy na brzegu. – Musisz, z nami iść. Wszyscy ucieszą się z twojego powrotu, a szczególnie twoi rodzice.
- Przecież mówię, że nie mogę! – Lucy omal nie wybuchła płaczem. Zobaczenie jej w takim stanie wydawałoby się niemożliwe. Przecież ona zawsze była pogodna i dziecinna. A ty nagle rozpłakała się przed nami. – Nie ważne jak bardzo bym chciała… nie powrócę już na Ziemię. Bo wiecie… Wilczyca Alfa rozmawiała ze mną niedawno. Wyjaśniła mi wiele spraw związanych z tym jak zginęłam i pojawiłam się tutaj. Tam przecież umarłam, moje ciało spoczywa na miejskim cmentarzu. Tu jestem jakby zupełnie inna osobą. Jeśli kiedykolwiek przekroczyłabym granicę Yriaf Selat… po prostu zginę… znowu.
- To ma jakiś sens… - mruknęłam cicho pod nosem.
- To wszystko nie ma najmniejszego sensu! – zaprotestowała głośno Sara. – Mój brat może być w połowie duchem… wszędzie panoszą się setki duchów. Malo tego właśnie toczą wojnę i to w obu światach! Ale ty nie możesz opuścić Yriaf Selat jak ptaszek w klatce.
- Sara… twój gniew nic nie da. – powiedziała z powagą po czym nagle wybuchła śmiechem. Łzy spływały z jej oczu. – Muszę się po prostu pogodzić z tym, że to jest teraz mój dom. Nigdy nie zobaczę już rodziny.
- To nie jest takie pewne, zwróciłam się do niej z uśmiechem i poprawiając jej rude włosy. – Te światy już wiedzą o sobie nawzajem i nie wydaje mi się, by mogły sobie zapomnieć. Więc chyba nie będzie problemu, żeby przyprowadzić tu twoich rodziców, gdy to wszystko się skończy.
- Na serio możesz to dla mnie zrobić? – dziewczyna spojrzała na mnie z nadzieją. – Ale teraz idźcie. Jesteście tam potrzebne. Ja sobie poradzę. Przecież jestem Lucy Pan!
- Do zobaczenia!
Miałam już przenieść się na Ziemię. Powoli, chociaż doskonale wiedziałam że powinnam się spieszyć, kroczyłam w stronę zamarzniętego jeziora. Zupełnie jakbym c przeczuwała to co zdarzyło się chwilę później.
Ktoś wybiegł na polane od strony karczmy. Był to mężczyzna w średnim wieku, wyglądał na Włocha. Miał ciemne, choć jednocześnie lekko siwawe włosy i trzydniowy zarost.
- Wasza Wysokość! – Krzyknął z desperacją w głosie. – Wasza Wysokość, proszę poczekać.
- Co się stało? – I ja i Sara odwróciłyśmy się i zapytałyśmy w tym samym momencie.
- Jest problem! – mężczyzna zatrzymał się przed nami i ukłonił się lekko. Cały czas dyszał. – Remę zaatakowano.
- Kto?! – Sara zareagowała nim na zdążyłam chociaż o tym pomyśleć. – Kto zaatakował?
- To… - przełknął ślinę jakby ze strachu. – Sam Wielki Zły Wilk.
- Akurat teraz?! – Sara zacisnęła pięści w geście wściekłości. – Ani, powiadom resztę, najlepiej napisz do Elsy. – zwróciła się do mnie. Brzmiała trochę groźnie. Przypominała mi w tamtym momencie Daniela, kiedy ten próbował bronić mnie przed Billem. – Tymczasem my tam pójdziemy i przeprowadzimy ewakuację.
Po tym jak to powiedziała, ja wyciągnęłam telefon i napisałam krótką wiadomość do przyjaciółki: „Wielki wilk jest w Remie. Idę z Sarą i Lucy ewakuować mieszkańców. Przyślijcie kogoś jak najszybciej.” Później zdjęłam koronę i schowałam ja do torby. Tymczasem Sara zmieniła się w człowieka i chwyciła w mocnym uściski nieznajomego, który przekazał nam wiadomość, Lucy i mnie.
- Pokażę teraz kolejną sztuczkę, której nauczył mnie brat. – stwierdziła i uspokoiła oddech.
Chwilę później ruszyła. Biegła niemal tak szybko jak Daniel. Czułam zimny wiatr na twarzy. Podczas, gdy my zdążaliśmy do Remy, pory roku wracały do Yriaf Selat. Nadchodziła pierwsza Zima od bardzo wielu lat.

*******

Gdy byliśmy na miejscu, śnieg sięgał mi do kolan. Chłód doskwierał nam okropnie, nie mieliśmy ze sobą żadnych kurtek czy czegoś podobnego. Staliśmy na skraju miasta. Nie wiedziałam jak straszny widok spotka nas w centrum. Wilk na pewno zdążył już dokonać sporych szkód. niepewnie wchodziłyśmy do miasta, by już po chwili prowadzić wszystkich mieszkańców w jakieś bezpieczne miejsce. Ku naszemu zdziwieniu, okazało się, że pałac królewski otoczony jest magiczną bańką wyczarowaną przez Merlina podczas poprzedniego ataku.
Gromadziłyśmy już wszystkich mieszkańców w budynku, gdy Wilk w końcu nas zauważył. Był wtedy obok pomnika Wilczycy Alfa. Stał pośród wciąż sypiącego śniegu, u jego stóp leżały ciała. Nie udało nam się uratować ponad setki osób. Wiele z nich to dzieci. Lucy rozpoznając niektórych z nich, bezradnie usiadła na śniegu i zaczęła płakać.
- Moi chłopcy… - mówiła przez łzy. – Jak mogłeś?! To oni się mną zajęli, kiedy tu przybyłam.
- Twoi chłopcy? – „Wielki” był zainteresowany słowami dziewczyny. – Czyli Ty musisz być przywódczynią Zaginionych chłopców. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. – zaśmiał się z podłością. – Spodziewałem się, że „Pan” będzie raczej chłopcem, a nie płaczliwą dziewczynką. Ale nie martw się… już niedługo już do nich dołączysz…
- Zamknij się! – przerwała mu Sara. – Czego ty tak naprawdę chcesz? Władzy? Zniszczenia? Zresztą… po co ja się w ogóle pytam? Nie ważne jaka chora idea Ci przyświeca… nigdy nie będziesz Alfą. Tacy jak ty to tylko skazy na wilczym honorze… po prostu Omegi.
- Jak ty mnie nazwałaś smarkulo?! – duch się wnerwił. – Jeśli ja, najsilniejszy wilk w historii jestem Omegą, to kim jest tak słaba istota jak ty?
- Po pierwsze wcale nie jesteś najsilniejszy. – mówiła Sara ani trochę nie przejmując się faktem, że wilk mógł zabić ją w ułamku sekundy. Była ogromnie pewna siebie. Musiała mieć jakiś plan. – A po drugie: tu nie chodzi o siłę fizyczną, ani o zwinność czy szybkość. O nie… O prawdziwej sile stanowią dwie rzeczy. Silna psychika oraz serce. – po chwili wskazała dłonią na swoją koronę i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzała na naszego wroga. Później zmieniła się w wilka i odrzekła spokojnym głosem. – Dlatego to ja jestem Alfą.
W chwili, gdy wymawiała ostatnie słowa, jej sierść zalśniła, by po chwili przybrać śliczną srebrną barwę. Teraz siostra mojego ukochanego naprawdę przypominała Wilczycę Alfa. Sama była bardzo zdziwiona tym wydarzeniem, ale starała się tego nie okazywać. Ja poznałam to tylko po tym, że w wielu sytuacjach wyraz jej twarzy odpowiada wyrazowi twarzy Daniela. Za to „Wielki” wydawał się być zniesmaczony zarówno wypowiedzią Sary jak i jej obecnym wyglądem.
- Co za zniewaga! – burknął chyba sam do siebie, po czym zmierzył mnie wzrokiem. – Ty jako jedyna stajesz przede mną ze spokojem. Chyba zdajesz sobie sprawę ze swojej sytuacji. To chyba typowe dla potomków Artura.
- Skąd ty wiesz o tym, że jestem potomkinią Króla Artura? – pytałam niepewnie.
- W końcu to ty dzierżysz sławny Excalibur. – mówił uśmiechając się triumfalnie. – Zabiłem poprzedniego właściciela tego przeklętego miecza własnymi pazurami. Poza tym spotkałem kiedyś jego daleką krewną. Była swoistą ironią. Kobieta, rycerz… w dodatku Francuzka. Zwali ją chyba… Jeanne. Przypominasz mi ją.
Nic mu nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Czy on porównywał mnie do Joanny D’Arc?! Zauważywszy, że wciąż wszystkie trzy tkwimy nieruchomo przed nim, ruszył w naszym kierunku. Już myślałam, że dołączymy do jego trofeów. Na całe szczęści pojawił się Daniel i szybko skontrował jego atak.
Obaj przepychali się. Raz Daniel drapnął go pazurami. Po chwili „Wielki” ugryzł go w nogę. Pojedynek wydawał się nie kończyć. Żaden nie miał zamiaru odpuścić choćby na chwilę. My mogłyśmy tylko patrzeć i trzymać kciuki. Nie mogłyśmy zrobić nic ponadto. Emocje szargały nami jak wiatr liśćmi. Wiedziałyśmy, że przydałoby się coś, co przechyliłoby szale zwycięstwa na naszą stronę.
I wtedy, w najmniej spodziewanym momencie, na głowę „Wielkiego” spadła tarcza. Od razu ją poznałyśmy. Była to zaginiona tarcza Feliksa. Spojrzałyśmy na niebo, żeby zobaczyć skąd wzięło się to „coś” na co właśnie liczyłyśmy. Tam zobaczyłyśmy szkarłatnego, ognistego ptaka, który przecinał niebo niczym kometa…
 
Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger