czwartek, 20 października 2016

Rozdział 40 "Pięć koron: Dawno, dawno temu..."

SARA.

Tuż po tym jak wszyscy się rozeszli, zaczęłam się zastanawiać w jakim celu Wilczyca prosiła mnie i Lucy o pozostanie w Remie. Obecność wilczek królowej przyciągnęła cale setki gapiów. Na placu panował taki gwar, że trudno mi było zapytać o powód, dla którego mam tu czekać.
- Cisza! – wrzasnęła w pewnym momencie Lucy. Widocznie ona także chciała o to zapytać. – Wasza księżniczka chce porozmawiać z królową.
- Księżniczka? – odezwał się ktoś ze zdziwieniem.
Wśród tłumu słychać było liczne szepty na mój temat. Chyba właśnie uświadomili sobie (zresztą ja także), że koniec końców jestem potomkinią Wilczycy a co za tym idzie, księżniczką Remy. Wkrótce zupełnie ucichli, zupełnie jakby chcieli dokładnie słyszeć o czym chcę rozmawiać z przodkinią.
- Wilczyco Alfa, dlaczego kazałaś nam tu zostać? – zapytałam korzystając z okazji.
- To przecież oczywiste. – zaśmiała się kobieta. – W końcu każda z pięciu koron musi zostać przekazana dziedzicowi. Zostałaś tu ze mną, ponieważ zostaniesz koronowana na nową królową Remy. – wokół było słychać pomruk zdziwienia.
- Ale czemu ja? – kontynuowałam pytania. Nie mogłam tak po prostu przyjąć tego do wiadomości. – To nie powinien być Daniel? To on jest starszy, silniejszy i bardziej odpowiedni…
- Ale to ty zostałaś wybrana do tej roli. – przerwała mi stanowczo. – Ta sama osoba wybrała też twojego brata do innego, bardziej odpowiedniego dla niego zadania. Daniel musi odnaleźć kolejnego Władcę Lasu a to trudne wyzwanie. – Wilczyca przerwała na chwilę. – Jak tak teraz myślę, to znowu to zrobił…
- Co zrobił? – byłam skołowana.
- I kto? – dodała Lucy.
Ludzie wokół też byli ciekawi. Wilczyca spojrzała na zachód. Właśnie ściemniało niebo. Kobieta z uśmiechem odetchnęła głęboko. Zmieniła się znów w wielkiego wilka i w niewyjaśniony sposób zgasiła światła w całej okolicy. Zamiast tego w powietrzu płonęło sześć złotych płomieni. Usiadła ona na środku placu a ogień ją otoczył. W końcu spojrzała na mnie i zaczęła mówić:
- To wydarzyło się naprawdę dawno temu, w czasach, w których świat nie poznał jeszcze do końca pisma. Już wtedy Yriaf Selat, zwane wówczas „Ankadią”, było wypełnione magią. Nie była ona tak ukształtowana jak teraz. Każdy z mieszkańców krainy był unikalny pod względem mocy. Byłam wtedy zwykłą kobietą i zwykłą wilczycą. Nosiłam imię Kassandra. Żyłam sobie spokojnie, nie wadząc nikomu. Jednak pewnego dnia mój spokój zakłócił pewien młodzieniec. Miał kasztanowe włosy, jasną, nieskazitelną cerę i wyjątkowe srebrno-zielonkawe oczy. W ręku trzymał drewnianą laskę, którą popychał wiklinowy kosz pływający w rzece. Nie bacząc na nic, kazał mi go wyłowić i zajrzeć do środka. Tam znalazłam dwóch kilkudniowych chłopców. Nieznajomy poprosił mnie o zajęcie się nimi oferując w zamian wieczną młodość i potęgę. Szczerze nie interesowały mnie one, ale zgodziłam się. Miałam na utrzymaniu już siódemkę własnych dzieci, więc dodatkowa dwójka nie robiła mi problemu. Wykarmiłam chłopców i nadałam im imiona: Romulus i Remus. Nieznajomy spełnił swoja obietnice. Poddał mojej opiece okoliczne ziemie, dał moc wzywania duchów raz władzę nad chłodem i wiatrem. Następnie odszedł. Na pożegnanie zdradził mi także, że jest Królem Lasu…
- Nic z tego nie zrozumiałam. – wtrąciłam się, kiedy królowa zrobiła sobie krótką przerwę. – Król Lasu dał ci twoją moc? Ale co to ma wspólnego z tym co się dzieje teraz?
- Zaraz do tego dojdę. – pouczała mnie. – Na czym to ja skończyłam… O! Już wiem. Od tamtego spotkania minęło wiele lat, nadeszły wieki średnie. Widziałam jak ten świat rósł, jak upadał i wznosił się ponownie. Pewnego dnia tamten młodzieniec wrócił do mnie. Chciał mojej pomocy. Gdy zapytałam go, co planuje, odrzekł, że szuka jeszcze dwóch wybrańców takich jak ja. Chcąc nie chcąc zgodziłam się mu towarzyszyć. Pierwszym celem naszej wędrówki był Półwysep Iserski. Teraz jest to już wyspa, ale dawniej była to pozornie niezamieszkana kraina na północy. Nie wiedziałam, czemu tam się zatrzymaliśmy. Było zimno i pusto. Tylko my, las i zwierzęta. A przynajmniej tak mi się zdawało. Głęboko w puszczy, znaleźliśmy ruiny antycznej cywilizacji, były tak stare jak ja… Wszystko wyglądało na zniszczone, ale czuć było tam obecność człowieka. Gołym okiem zauważyłam, że ktoś chciał to odbudować. Nieopodal ruin stal mały drewniany domek. W nim spotkaliśmy młodą dziewczynę, Annę Delatet. To ona starała się ożywić ruiny. Król Lacu chciał ją nagrodzić za te nieziemskie starania. Ogłosił ją królową półwyspu, ale kazał zaczekać jej na resztę, dopóki nie znajdziemy czwartego do ekipy. Ruszyliśmy dalej. Dotarliśmy do Mertynii, gdzie właśnie zmarł król. Niestety jego jedyny następca zaginął wiele lat wcześniej. Prosili Króla lasu o pomoc w wyborze nowego władcy. Ten z dziwną pewnością siebie użył magii, by stworzyć magiczny miecz. Wbił go ot tak w litą skałę i zaproponował, że królem zostanie ten, komu uda się wyciągnąć miecz. Wielu próbowało, bezskutecznie. Miałam już mu wygarnąć, że to czego zażądał od tych ludzi, jest niemożliwe, kiedy pojawił się przed nami niepozorny młodzieniec. Miał matowe, lekko szarawe blond włosy i pozbawione blasku ciemnozielone oczy. Był giermkiem jednego z rycerzy i z lekką zazdrością przypatrywał się wyczynom śmiałków. Król Lasu podszedł do niego i zaoferował mu to samo co kiedyś mnie, jeśli przynajmniej spróbuje wyciągnąć ostrze. Młody się zgodził i ku zdziwieniu wszystkich, wyciągnął miecz. Został Królem Mretynii, królem Atrurem, bo wiecie… miał na imię Artur.
- Nadal nie widzę związku tej historii z… - wtrąciłam.
- Nie przerywaj! – zostałam ponownie skarcona. – Wracając do tamtego dnia… Król Lasu zebrał nas wszystkich w miejscu, w którym stoi teraz Wielka Biblioteka. Powiedział, że chce rozdzielić swoją moc pomiędzy naszą czwórkę. Mianował nas władcami pór roku i rozdzielił magię po równo. Artur został Władcą Lata, który dzierży najpotężniejszy oręż na świecie. Anna została Władczynią Zimy, a także jedyną osobą potrafiącą stworzyć przejście na Ziemię. Ja stałam się Władczynią Jesieni, łączniczką pomiędzy duchami a żywymi, mogłam ich przywołać pojedynczym wyciem. Król Lasu zostawił sobie jedynie moc łączącą go z naturą bardziej niż innych oraz umiejętność zmiany w ducha. Na dowód naszej władzy podarował nam srebrne korony mówiąc, że każdy nasz KORONOWANY następca uzyska te same moce co my.  Anna Artur i ja zrezygnowaliśmy tylko z wiecznej młodości, która strasznie mi ciążyła. Po włożeniu koron stało się jeszcze coś. Artur wyglądał inaczej. Jego włosy nabrały zdrowego, złotego blasku a oczy doznały ożywienia koloru. Tak właśnie powstała nasza ekipa. Władca wiosny nas wybrał. A teraz, zrobił to ponownie z wami. Jestem pewna, ze pomógł Anieli z wyciagnięciem Ekskalibura. Wiem, że doglądał Swena, odwiedzając Iserę. Starannie zaplanował prawie wszystko, włącznie z tym, ze to ty a nie twój brat będziesz koronowana. Nie przewidział jedynie swojej śmierci i nie przekazał swojej tajemnicy następcy. Dlatego wybrał Daniela, by go odnalazł. Teraz rozumiesz?
- Tak jakby… - mruknęłam pod nosem. – To brzmi jakby Aniela, Swen, wszyscy byli…

- Tak brzmi bo tak jest. – Kassandra uśmiechnęła się. – Ale porozmawiasz z nimi o tym później. Teraz musisz uszykować się na uroczystość. Twoja koronacja już o świcie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger