piątek, 14 października 2016

Rozdział 39 "Pięć koron: Król Lodu"

SWEN.

Wokół mnie zawsze był chłód. Już od najmłodszych lat otaczało mnie całe mnóstwo luster, każde zimne niczym lód. Moi rodzice, choć bardzo mnie kochali, zawsze powtarzali, żeby trzymać swoje emocje na wodzy. Ich wzrok był tego przykładem, po prostu aż mroził krew w żyłach.
Ciągłe zasady i tony nauki w prywatnej szkole nie ułatwiały mi życia. Nigdy nie miałem przyjaciół. Wyjątkiem były córki moich sąsiadów: Roszpunka i Anna. Tylko z nimi mogłem się zadawać, ponieważ, jak to zwykli mawiać moi rodzice, dzielimy ten sam sekret. W towarzystwie sióstr Andersen spędziłem większość mojego życia. Nigdy nie rozumiałem dlaczego, ale czułem się jak ich młodszy brat. Zawsze dbały o mnie. Jednak tamtego feralnego dnia, role się odwróciły. To dzięki mnie nasza trója uszła z życiem. A teraz znów potrzebują mojej pomocy. Jednak tym razem nie podołałem. Bezmyślnie biegnąc poprzez różane krzewy, poraniłem się zbyt mocno. Nie byłem w stanie się ruszać, a co dopiero mówić o odnalezieniu potomka królowej śniegu. Nie miałem pojęcia gdzie jestem. Czułem tylko mróz otaczający mnie ze wszystkich stron. Miałem wrażenie, że wdziera się do środka, że za chwilę zamarznie mi serce. „Czyli to tak wygląda umieranie?” pomyślałem uśmiechając się w duchu „pora pożegnać się ze światem…”
- Swen! – usłyszałem głos Anny. Myślałem, że spotkam ją po drugiej stronie trochę później. – Swen, obudź się! Słyszysz?
- Patrz! Uśmiechnął się. – Grimm był wyraźnie zadowolony, ale słysząc jego głos zacząłem wątpić w to czy umarłem. – Już mu lepiej, tylko się zgrywa…
- Co… co się dzieje? – wymamrotałem otwierając oczy. Byłem w zamku w Iserze. – To ja jeszcze nie umarłem?
- A co? Chciałeś? – Grimm zapytał kąśliwie. – Gdyby nie ja to byś się tam wykrwawił. Wisisz mi przysługę i to dużą. Przez całą drogę siostrzyczki Andersen sobie plotkowały. Rozumiesz, przez co musiałem przejść.
- Chyba wiem co masz na myśli… - mówiłem podnosząc się z lodowego blatu, na którym leżałem. – W każdym razie dziękuję.
- Tylko ostrożnie… - pouczała mnie z troską Anka. – nie wykonuj gwałtownych ruchów, twoje rany jeszcze się nie zasklepiły.
- Dobrze, dobrze… będę uważał. – uspokajałem ją. – A jak z naszą misją? Znaleźliście następcę królowej?
- Tak. – odpowiedzieli zgodnie wszyscy troje.
Nagle w pałacowych korytarzach powiało arktycznym mrozem. Naszym oczom ukazała się zjawa i na całe szczęście nie był to wilk, lecz piękna kobieta. Miała długą śnieżnobiałą suknię. Jej cera była gładka i jasna a włosy czarne niczym smoła. Jak już pewnie się domyślacie, była to sama królowa śniegu. Kroczyła bezgłośnie po pokoju i zatrzymała się naprzeciw mnie. Uśmiechnęła się jakby zobaczyła coś zabawnego.
- Mój następca, jest przystojnym młodym mężczyzną. – zaczęła mówić z dumą. – Ma na sobie niestety naprawdę brudne ubrania. Jednak to tylko dowodzi faktu, jakim jest bohaterem. Chciał poświęcić nawet swoje życie, żeby uratować droga sobie osobę. A teraz… siedzi tuż naprzeciw mnie.
- Co, proszę? – zapytałem. – Przeciw naprzeciw Ciebie jestem ja…
- Dokladnie. – Elsa uśmiechnęła się z miną jakby właśnie wygrała jakiś zakład. – Aż dziwne, że do tej pory się nie zorientowałeś.
- Chcę zobaczyć jakiś dowód! – oświadczyłem. – To nie mogę być ja!
- Dowód numer jeden: Umiesz tworzyć portale miedzy światami. – królowa przyjęła moje żądanie. – Jest to umiejętność zarezerwowana dla mnie i moich potomków.
- I dowód numer dwa. – dodała Anna wyciągając ze swojego plecaka zamarzniętą różę. – Gdy ja byłam na skraju śmierci, ty zamroziłeś tę różę. Nawet nie byłeś tego świadom.
- Ale… - zatkało mnie. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że to mam byś ja. Nie czuję się królem,  nie mam pojęcia jak rządzić.
- Nie dałeś mi nawet skończyć. Mam jeszcze dowód numer trzy. – Anka kontynuowała zdenerwowana. – Jesteś księciem! Uwierz w to! W innym wypadku byłabym już martwa! Tylko książę mógł uwolnić mnie spod władzy klątwy.
- Dobra… zrozumiałem! – krzyknąłem na nich ze stresu. – Po prostu nie wiem, czy sobie poradzę.
- Poradzisz sobie lepiej niż ktokolwiek inny. – zapewniała mnie królowa. – W końcu to ty odbudowałeś ten kraj, a po koronacji na pewno wrócą tu także ludzie, którzy Ci zaufają.
- To zróbmy to.
- Dobrze, chodźmy do Sali Tronowej.
W Sali tronowej stał oczywiście ogromny lodowy tron, ale poza tym był tam jedynie piedestał z koroną. Królowa kazała Willowi ją chwycić. Ja miałem jedynie przyklęknąć na jedno kolano plecami do tronu. Obok mnie stała Anna dodając mi otuchy. Elsa i Will trzymając już razem koronę stali obok piedestału i powoli ruszyli w moim kierunku. Tymczasem królowa zaczęła recytować:
„Ja Anna Merida Delatet uroczyście oświadczam, że poprzez ręce Strażników Yriaf Selat koronuję Ciebie Swenie Dell na króla Lodu. Ofiarowuję Ci Iserę jako twoje dożywotnie królestwo. Bądź panem Zimy i władzą wszelkiego lodu i śniegu. Niech twe serce zawsze pozostanie czyste jak kryształ a oczy niech chłodno oceniają sytuację. Powierzam Ci wszystko… Wasza Wysokość”

Poczułem jak moi przyjaciele umieszczają srebrzystą koronę na mojej głowie. Moje ciało zaczęła wypełniać dziwna energia, czysta magia. Czułem jakbym dotknięciem palca mógł zamrozić nawet ocean. Otwarłem oczy i wstałem. Przyjaciele patrzyli na mnie z uśmiechem. Nie czułem już bólu z moich ran. Spojrzałem na moje nogi i ręce. Zauważyłem wtedy, że moje ubranie całkowicie się zmieniło. Było teraz czyste i eleganckie. Miałem błękitną pelerynę oraz biało-niebieską koszulę. Wyszedłem na lodowy taras.
            - Musimy wyruszać. – stwierdziłem. – Pewien lekkomyślny rudzielec będzie nas potrzebował. Nasz cel: Karczma pod rogatym wilkiem!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger