piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 33

SARA.

Cofnijmy się trochę w czasie. Kiedy Aniela, Will i Danny ruszyli do szkoły,ja zostałam jeszcze trochę z rodzicami i resztą. Wraz z babcią odpowiadałam na zadawane nam pytania. Jednak prawie nie mogłam się skupić. Coś sprawiało, że miałam ochotę pobiec przed siebie,jakby działo się coś ważnego. A może miałam ochotę zobaczyć te wszystkie miejsca, które już odwiedziłam i sprawdzić, czy na pewno się zmieniły?
Nie minęło pół godziny a usłyszałam dźwięk telefonu. Ktoś dzwonił do Feliksa. Tyle, że to nie był zwykły dzwonek. To była wyjątkowa melodia, ulubiona piosenka pewnej piegowatej „dzikuski".Dlatego mój przyjaciel ustawił sobie tę piosenkę na wyłączny sygnał telefonów od Lucy. I tu był pies pochowany. Od kiedy Lucy miała przy sobie swój stary telefon? Jestem pewna, że był on cały czas w naszym świecie. Jej rodzice trzymali go jako pamiątkę.Przecież na Ziemi ona umarła. Zarówno on jak i wszyscy pozostali wiedzieli o tym, lecz tylko ja z tam obecnych spotkałam ją tam, w Yriaf Selat. Feliks nie zastanawiając się nawet, odebrał telefon.Włączył nawet na głośnomówiący, żebyśmy wszyscy mogli ja usłyszeć:
- Halo, Feliks?! - lekko piskliwy głosik Lucy wydobywał się ze smart fonu. - Słyszysz mnie?
- L...Lucy? - Feliks ledwo wymówił jej imię. Nie dowierzał w to co słyszy. Jego głos był drżący. - Słyszę Cię doskonale. Gdzie jesteś? Jak się czujesz?!
- Feliks musisz mi pomóc! - głos dziewczyny wyrażał jednocześnie szczęście i strach. - Nie mam pojęcia gdzie jestem. Wszystko jest jakieś dziwne. Jestem w jakimś wielkim mieście, ale wszyscy wokół zachowują się jakby mnie znali.
- Nie ruszaj się stamtąd! - Feliks krzyknął niespokojnie. -Znajdziemy Cię. Obiecuję.
- Lucy, widziałaś gdzieś może tabliczkę z nazwą tego miasta? -zapytałam ze spokojem. - To nam pomoże do Ciebie dotrzeć.
- Saruś? Ty też tam jesteś? Całe szczęście. - usłyszeliśmy perlisty śmiech Lucy, wygląda na to, że zaczęła się uspokajać.- Jak wchodziłam do miasta był tam napis „Rema". Teraz stoję przy rzeźbie przypominającej wilka. Wiesz gdzie jestem?
- Tak, zam to miejsce. - mówiłam najspokojniej jak się dało. - Nie ruszaj się stamtąd. Postaramy się tam dotrzeć najszybciej jak to możliwe.
- Dobra, czekam. - mówiła trochę zniecierpliwiona. - Jest coś, o czym muszę z wami pogadać. Całuski!
Rozłączyła się. W tym czasie my zaniepokojeni obmyślaliśmy plan jak najszybciej dostać się do Remy. Piechotą podróż zajmuje dwa dni,a mi nie mamy tak wiele czasu. Jutro czeka nas przecież szkoła. Tak dokładnie to tylko ja tak naprawdę nad tym rozmyślałam, bo wszyscy pozostali głośno debatowali o tym, w jaki sposób Lucy wciąż żyje i dlaczego jest w magicznej krainie. Ja też chciałabym się tego dowiedzieć, ale po prostu nie byłam tym razem tak bardzo zaskoczona. W końcu wymyśliłam sposób na szybką podróż i podziękowałam za ten nagły „rozwój technologiczny" w tym świecie. Złapałam Feliksa za rękę i ciągnęłam go za sobą prosto na najbliższą stację kolejową. Na całe szczęście akurat zatrzymywał się tam pociag do Remy. Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy w drogę.
Byliśmy w przedziale. Ja siedziałam spokojnie na miejscu raz po raz wyglądając przez okno. Feliks w tym samym czasie chodził tam i z powrotem cały w nerwach. To, że miał na sobie rycerską zbroję, sprawiało, że w całym wagonie słychać było skrzypienie. Poza tym mój przyjaciel wyglądał w tamtej chwili po prostu przekomicznie.To było dziwne. Od kiedy Yriaf Selat było współczesne po przejściu przez lustro ubrania pozostawały zazwyczaj identyczne. Jednak w przypadku rycerzy zawsze zmieniały się w zbroję. A może zbroja jest nakładana na ich codzienne ubrania? W końcu mój niecierpliwy towarzysz stanął w miejscu. Spojrzał na mnie i powiedział ciepłym głosem:
- Podziwiam Cię. Jak to możliwe, ze jesteś taka spokojna?Rozumiesz, Lucy żyje!
- Tak, wiem. - mówiłam wciąż spokojna. - Spotkałam ją już wcześniej.
- I nic nie powiedziałaś?! - Feliks szarpnął mnie za ubranie zbulwersowany po czym usiadł na przeciwległym fotelu z założonymi rękami. - Przecież wiesz, jak bardzo mi na niej zależy.
- Wiem, wiem... chcesz ją uczynić przyszłą panią Light... -powiedziałam z uśmiechem licząc, że i Feliks się uśmiechnie. -Chciałam ci powiedzieć, ale najpierw nie mogłam. Później jakoś nie było okazji. Sam wiesz jak wiele się ostatnio dzieje.
- Dobra, wybaczam ci. - chłopak uraczył mnie swoim niewinnym uśmiechem.
- Poza tym... Ona się zmieniła. – przyznałam ze smutkiem. - Gdy widziałam ją ostatnim razem nawet mnie nie pamiętała. Nie pamiętała nic ze swojego życia.
- Ale przecież zadzwoniła do mnie. - chłopak chwycił mnie za rękę w geście otuchy. - Wie kim jestem, więc może coś sobie przyponiała.
- Miejmy taką nadzieję...

Po dwóch godzinach spędzonych w pociągu, w końcu dotarliśmy na miejscu. Rema z miasta przypominającego Starożytny Rzym zmieniła się tak jakby we współczesne włoskie miasto. Budynki piętrzyły się wokół nas, ludzie byli zabiegani. Nawet ruch uliczny był tak duży jakbyśmy byli w samym centrum Rzymu w godzinach szczytu.
Rozglądaliśmy się dokoła bynajmniej nie po to, żeby podziwiać miasto. Mieliśmy jasny cel – znaleźć Lucy. Zaglądaliśmy w każdy zakamarek jednocześnie kierując się w stronę centralnego placu. Tam ją ujrzeliśmy. Wyglądała tak jak zazwyczaj. Długie rude włosy i armia piegów na twarzy. Miała na sobie zielony podkoszulek z napisem „Young Forever" i ciemne rurki. Co dziwne nie miała żadnego obuwia a na jej głowie spoczywała zielona czapeczka z czerwonym piórkiem. Gdy tylko nas zobaczyła uśmiechnęła się szeroko i ruszyła w naszym kierunku. W oczach całej naszej trójki zagościły łzy. Były to łzy szczęścia. Znów byliśmy w komplecie, chociaż wydawałoby się, że to niemożliwe. Ściskaliśmy się przez kilka minut. Później usiedliśmy pod pomnikiem Wilczycy Alfa.
- Nawet nie wyobrażacie sobie jak się cieszę, że was widzę! -Lucy wykrzyknęła spoglądając w niebo.
- Na pewno nie tak jak my. - stwierdził nieustannie się w nią wpatrując. Po jego minie byłam praktycznie pewna, że on nie dowierza w to co widzi, w to, że ona tu jest, że nic jej nie jest.- Nie masz pojęcia, co przeżyłem, gdy nie było Cię z nami.
- Nie wiem, czy chcę to wiedzieć. - zaśmiała się spoglądając na Feliksa (wspominałam już, że wyglądał komicznie?) - Na przykład czemu chodzisz w zbroi...
- Moja zbroja to nic w porównaniu z Sarą i jej bratem. - chłopak zaczął mnie głaskać. - Oni...
- Są wilkami? - Lucy przerwała mu w połowie zdania z uśmiechem. -Sorki, wymsknęło mi się. To o Sarze już wiem. Widziałam przecież Dannego w wilczej skórze.
- Cóż... będzie trochę łatwiej. - uśmiechnęłam się do niej. -Co jeszcze pamiętasz?
- Chyba wszystko. - mówiła nie tracąc dobrego humoru. - Pamiętam dom, przyjaciół, zaginionych chłopców także. Pamiętam też,że... umarłam. - moja przyjaciółka przerwała na chwilę, lecz po chwili zaśmiała się głośno. - Ale to przecież niemożliwe!
Popatrzyliśmy na nią nie mając pojęcia jak jej o tym powiedzieć. Ona zobaczyła to w naszych oczach. I pokiwała przecząco głową. Nie mogła uwierzyć w to, że zginęła a tym bardziej w to, że jakimś cudem wróciła do życia. Nikt nie miał pojęcia jak to się stało.
Nie mieliśmy czasu nawet o tym konkretnie porozmawiać. Jakiś hałas nam w tym przeszkodził. Dochodził z budynku nieopodal. Ludzie wybiegali z niego z krzykiem. Coś musiało się stać. Podbiegłam bliżej by sprawdzić co się stało. Tak samo uczynili moi przyjaciele. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Rema została zaatakowana przez bestię a konkretnie przez wilczego ducha.
- Saro, zabierz stąd ludzi. - Feliks powiedział ze spokojem wyciągając swój miecz. - Ja się nim zajmę.
- Oszalałeś?! Chcesz walczyć z duchem? - krzyknęłyśmy obydwie.

 - Saro, jeszcze coś. - mówił nie zwracając uwagi na nasze pytanie i rzucił mi swój telefon. - Napisz do Dannego, niech nam pomoże i pilnuj Lucy. Nie zamierzam znów patrzeć jak ginie dziewczyna, którą kocham. Nie pozwolę...

***
Dzięki za cierpliwość!
Rozdział bardzo spóźniony, ale nie miałam dostępu do laptopa przez parę dni a na telefonie praktycznie nie jestem w stanie napisać dłuższego tekstu. Mam nadzieję, że wam się podoba.
PS
Zapraszam do komentowania i zadawania pytań w zakładce "Pytania do bohaterów"

2 komentarze:

  1. Ok... ok, spokojnie... gdy dowiedziałam się, że Lucy nie żyje, aż się popłakałam. Teraz mam cały czas głupi uśmiech nienormalnej wariatki. Ogólnie rzecz biorąc ten pomysł na opowiadanie jest co najmniej fenomenalny, a piszę to dopiero tutaj, ponieważ przeczytałam to wszystko w jeden dzień :)
    No to czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż... szybko czytasz :)
      Dziękuję za to, że ci się podoba :P
      PS: Ja tez się popłakałam.

      Usuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger