sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 32



Podczas szkolnego balu drugoklasistów usłyszeliśmy ogłoszenie, że zarówno nasz świat jak i Yriaf Selat są teraz pod kontrolą Wielkiego Złego Wilka. Nie pozwolę na to dopóki żyję, bo żyję , co nie? Nieważne. Chwilę po tym jak umilkł głos ze szkolnego radiowęzła, na salę gimnastyczną napadł wielki duch wilka. Prawdopodobnie jeden z moich przodków. Żeby jakoś chronić moich szkolnych kolegów, musiałem im pokazać pełnie mojej wilczej natury. Zjawa chciała przeciągnąć mnie na swoją stronę, ale oczywiście zaprzeczyłem. Po chwili napastnik rzucił się wprost na mnie. Na szczęście udało mi się zrobić szybki unik i zachęcić większość uczniów do ucieczki. W pomieszczeniu poza mną i duchem pozostało pięć osób: Will, Elsa, Aniela oraz zupełnie niepotrzebni Max i Tamara. Ta dwójka po prostu sobie stała i nagrywała wszystko swoją kamerą. Wilk szybko spostrzegł, że oni są łatwym celem i chciał ich zaatakować. Will wystrzelił jedną ze swoich strzał, która przeleciała na wylot wroga nie czyniąc mu żadnej krzywdy.
- Prawie zapomniałem. - rozbrzmiał niski głos zjawy. - Jestem duchem, więc nic nie możecie mi zrobić. Mogę was wszystkich pożreć bez najmniejszego wysiłku.
- Max, Tamara! - krzyknąłem na nic nie rozumiejącą parę. - Uciekajcie stamtąd!
- Nie wysilaj się młody. - zaśmiał się duch wyciągając już pazury w stronę swoich ofiar. - I tak ich dopadnę. A później ciebie.
Ruszyłem w stronę Maxa i Tamary. Szybkimi susami przybliżałem się do nich, ale wróg niemalże równie szybko czynił to samo. W ostatniej chili stanąłem pomiędzy moimi znajomymi a ogromnym duchem. Jakimś cudem udało mi się zatrzymać potwora. Jego łapy były niemal dwa razy większe od moich. Z całych sił próbowałem go odepchnąć.
- Jak ty to?! - napastnik był zdezorientowany. - Nie powonienieś móc mnie dotknąć!
- Nie wiem jak to wszystko działa. - mówiłem z trudem przytrzymując napastnika. - Wiem tylko, że nie pozwolę Ci ich skrzywdzić. Nawet po tym co musiałem przez nich przechodzić.
- Tyś chyba postradał zmysły! - Wilk naciskał co raz bardziej. - Wolisz odrzucić potęgę i bronić tych, którzy cię skrzywdzili?!
Nie zdążyłem nic mu nawet odpowiedzieć a on po prostu przeszedł przeze mnie. To było niesamowicie dziwne uczucie. Na całe szczęście tamta dwójka zdążyła sięgnąć po rozum do głowy i uciekli. Zjawa nawet za nimi nie ruszyła, Wyglądał jakby opadł z sił. Cały czas sapał z wywieszonym szarym jęzorem. Myśleliśmy już, że ma całkiem dosyć.
Jednak nagle znalazł się koło Anieli i wielką łapą popchnął ją prosto w stronę stołu. Korona, którą włożyłem jej na głowę jak miała zamknięte oczy, spadła na podłogę i odbiła się jeszcze od niej dwa razy. W tym czasie złote loki dziewczyny znów przybrały śliczną, śnieżnobiałą barwę. Jej oczy i sukienka także wróciły do normy. Jej normy. Czyli to przez koronę jej wygląd się wtedy zmienił? Dlaczego?
Niemal natychmiast do niej podbiegłem. Na całe szczęście była cała. Poza kilkoma drobnymi siniakami. Poza tym jej sukienka była cała w owocowym ponczu, który wylał się, kiedy uderzyła w stół. Na podłodze była ogromna kałuża. Nie wiem czemu, ale to co się w niej odbijało wciągnęło mnie niesamowicie. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu było w tym odbiciu coś... jakby to ująć... znajomego. Nie uwierzycie mi, ale ja widziałem to już wcześniej.
----
Było to w szóstej klasie podstawówki. Zgubiłem się w lesie. Bylem już zmęczony, gdy zobaczyłem niewielką polanę. Byłem pewien, że w naszym lesie nie ma tak pięknego miejsca. Dzięki temu, że była już noc, tamto miejsce wyglądało po prostu magicznie. Oświetlana światłem księżyca maleńka sadzawka ze źródełkiem. Wokół wysokie trawy. Między drzewami porozwieszane lampiony. Były tam też dwa piękne zwierzęta. Koń biały niczym mleko, który miał srebrzystą grzywę oraz ogromny jeleń. Chociaż jak tak teraz myślę, to chyba to był daniel. W każdym razie miał on niezwykłe poroże, na którym po przywieszane były liany. Wydawałoby się, że i z samych rogów wyrastają liście. Niczym zaczarowany podszedłem do niezwykłych zwierząt. Te nie wystraszyły nie ani trochę. Usiadłem nad brzegiem sadzawki i napiłem się wody. Miałem tego dnia kiepski humor. Max i Tamara ukradli mi tamtego dnia mojego ukochanego pluszaka. Był to mały pluszowy jelonek. Dostałem go od babci. Powiedziała mi, że mam o niego dbać, ponieważ to król lasu. Przywiązałem się do tego pluszowego zwierzaka, zwierzałem się mu ze wszystkiego.
- Chciałbym znaleźć kogoś, kto powiedziałby mi jak nie dać się tym łobuzom... - mówiłem sam do siebie.
- A próbowałeś się im postawić? - usłyszałem nagle kobiecy głos. KOŃ do mnie przemówił. - Jeśli pokarzesz im, że się ich nie boisz, to cię nie zaczepią. Równy z równym. Przemyśl to mały.
- Dlaczego ty... - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. - Ty mówisz?!
- Jak najbardziej. - koń mówił z uśmiechem na pysku. - Tak poza tym, jestem Skała, a ty?
- Mam na imię Daniel. - powiedziałem z uśmiechem jednocześnie gładząc Skałę po głowie. - Czyli mówisz, że mam być jak moi koledzy?
- Mówię, że musisz być twardy mały. - mówiła z troską. - Poza tym masz fajowe imię. Takie samo jak mój kumpel.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele Skało. - daniel odezwał się niskim, ciepłym głosem. - Przy obcych masz nazywać mnie królem.
- Jesteś królem? - zapytałem z wielkimi oczami.
- Tak, jestem Królem Lasu. I wiesz co, znam twoją mamusię Danielu. - mówił zupełnie jak dziadek. - Ma na imię Daria, co nie?
- Tak.
- Spójrz w obraz odbijający się w sadzawce, co widzisz? - zmienił nagle temat.
Tak jak mi kazał spojrzałem w jeziorko. Najpierw widziałem po prostu swoje odbicie, ale już po kilku chwilach zaczął wyłaniać się inny obraz. To było właśnie to co dziś widziałem w kałuży ponczu. Kropka w kropkę! Powiedziałem później o tym Królowi na ucho. Ten uśmiechnął się tylko i powiedział „Pamiętaj by zawsze być sobą, nawet jeśli powiedzą Ci, że masz być kimś innym. Na przykład mną”. Nie zrozumiałem wtedy sensu tych słów, więc nie wziąłem ich sobie do serca. W tym samym momencie jak mówił co mnie te słowa, wszystko zaczęło znikać. Znów byłem pośrodku ciemnego lasu, ale tym razem szybko znalazłem drogę do domu. Jednak gdy wróciłem, powiedziano mi, że nie było mnie dwa miesiące.

----
Po chwili w kałuży zobaczyłem małego siebie, za mną stała Skała. Nigdzie nie było widać Króla. Z tego całego zamyślenia wybudził mnie dopiero dzwonek mojego telefonu. Dostałem SMS'a. (nie mam pojęcia jak to możliwe, jako wilk nie mam nawet kieszeni a co dopiero telefon) Dopiero wtedy zauważyłem, że już od dłuższego czasu, Will ciągle mnie szturchał. Powiedzieli mi, że gapiłem się w to już dobre pół godziny. Duch w końcu sobie odpuścił i powiedział nam na pożegnanie jak miał na imię. Brzmiało ono „Hans”. Niby nic ważnego, ale ok. Zmieniłem się na powrót w człowieka i wyciągnąłem telefon z marynarki. Wiadomość wysłał Felix. Były tam tylko trzy słowa „Rema, duch, pomocy”.
Nie myśląc za wiele ruszyliśmy w stronę lustra Anieli. Stamtąd było bliżej do Remy. Oby tym razem nie powtórzyło się to co było, gdy poprzednim razem potrzebowali pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger