wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 31 "Atak duchów"

ANIELA.

Był już ranek, gdy doszliśmy do starej karczmy. Wyglądała tak jak zwykle. No może rozpadała się odrobinę mniej. Ze środka wyszli do nas rodzice Daniela. Udało im się wrócić do ludzkiej postaci i chyba zrozumieli już co nieco o obecnej sytuacji. Ojciec Daniela miał bardzo krótkie jasne włosy, przez co sprawiał wrażenie łysego. Jego oczy były koloru błękitu. Jak zwykle miał na sobie szary garnitur. Za to matka mojego chłopaka miała na sobie biały sweter i ciepłe spodnie. Jej długie, lekko kręcone włosy miały szarawo-brązowy odcień. Za to patrząc jej w oczy od razu było widać jej pokrewieństwo z Danem. Tylko w tej rodzinie można zobaczyć takie śliczne srebrne oczy, które połyskują w słońcu na zielono. Tuż za nią z budynku wyszła Sara a wraz z nią jej babcia. Ta rodzinka była po prostu pocieszna i wcale nie była jak wymagająca jak moi rodzice.
- Zastanawiam się nad tym już od dłuższego czasu... Czemu Dan i Sara mają rude włosy? - powiedziałam, po czym zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy się na mnie gapią. - Eee... ja serio to powiedziałam?
- Tak. - mruknął z uśmiechem Will.
- W mojej rodzinie było kilka osób z takim kolorem włosów. - przyznał się niezręcznie pan Wilczek.
- A ja myślałam, że to po moim dziadku. - mówiła do męża pani Wilczek.
- Przecież to nieważne... - mruknęła Sara.
- Zgadzam się z Sarą. - powiedział surowo Dan, który siedział sobie kawałek dalej. - Spójrzcie co się stało.
Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku, który wskazywał. Widzieliśmy miasta, wysokie wieżowce i przelatujące samoloty. Niby nic interesującego... no ale byliśmy w Yriaf Selat! Wszyscy oprócz Willa i państwa Wilczków wpatrywaliśmy się w to z niepokojem i głośno dyskutowaliśmy o tym co się stało z niegdyś średniowieczną krainą. Will stał z boku i nie włączał się do rozmowy. On nie był taki zaskoczony i chyba wiem dlaczego. Przecież on wspominał o czymś dziwnym poprzedniego ranka. Z jego miny wnioskowałam, że widział to wszystko co tu się stało na własne oczy.
- To co widzicie, to tylko wierzchołek góry lodowej. - powiedział ochrypłym głosem. - Wielki Zły Wilk to zrobił. Nie wiem w jaki sposób, ale to na pewno on. Zmienił całą krainę, włącznie z ludźmi. Teraz Yriaf Selat jest podobne do waszego świata.
- Ale on nie żyje! - krzyknęli jednocześnie mój dziadek i babcia Daniela.
- To wcale nie znaczy, że nie jest groźny. - mój ukochany włączył się do rozmowy. - Był u mnie w pokoju jako duch. Namawiał do współpracy. Nawet mi groził. - zatrzymał się i złapał za serce jakby sprawdzając czy wciąż... nie bije. - On chciał wydrzeć mi serce, ale coś go zatrzymało.
- Poza tym my nie jesteśmy wstanie go zranić. - kontynuował William, - W końcu jest duchem.
- Ale... - pani Lesiecka chciała coś powiedzieć jakby w wyniku olśnienia.
- O nie! Już siódma! - przerwałam jej spoglądając na zegarek na jej ręce. - Musimy zbierać się do szkoły. Will, Dan idziemy.
- Zanim pójdziecie. - mój brat złapał mnie za ramię. - Wiecie, kiedy zmarł król Lasu?
- Nie. - odpowiedziałam mu krótko.
- A skąd pomysł, że nie żyje? - dodał Daniel.
- Wystarczy spojrzeć na pogodę. - mój brat spojrzał nieznacznie w niebo. - Nie jest ani ciepło ani zimno. Nie ma deszczu czy innych opadów. Nie wieją wiatry. W dodatku drzewa i inne rośliny wyglądają jakby zatrzymał im się czas. To jakby...
- Nie było żadnej pory roku. - dokończył mój dziadek. - Nie zauważyliście?
- Nie zwróciłam na to uwagi... - powiedziałam lekko zamyślona. - Ale jeśli tak na to popatrzeć, to ten stan utrzymuje się od wieczoru 15 lutego.
- Wtedy też moje serce przestało bić... - burknął Dan. - wtedy...
- Idźcie do tej szkoły, bo się spóźnicie. - przerwała mu głośno jego babcia obrzucając go dziwnym spojrzeniem, jakby chciała mu coś przekazać. - Nie zapomnijcie, że dziś po lekcjach macie szkolny bal.
Ruszyliśmy w końcu w stronę lustra. Will niósł Daniela na rękach. Musiał go jednak postawić tuż przed zwierciadłem, by ten mógł zmienić się z powrotem w człowieka. Pomogliśmy mu przejść i zaczęliśmy szykować się do szkoły. Nie mieliśmy nawet czasu by zjeść śniadanie a co dopiero się wyspać. Żadne z nas nie spało ubiegłej nocy. Byliśmy ledwo żywi i praktycznie spóźnieni.
- Gdyby nie ta noga, mógłbym nas tam zabrać w ułamku sekundy. - mówił z wyrzutem Danny.
- Niestety nic na to nie poradzimy. - dobił go Will. - W dodatku dostaniemy za swoje na lekcjach. Ani nie wróciła do domu...
- Przepraszam, to moja wina. - Dan był jeszcze gorszym humorze. - Gdybym nie był tym przeklętym wilkiem. Nic by się nie stało...
Z tej wściekłości uderzył złamana nogą o podłogę.. i rozbił gips w drobny mak. A jego nawet to ie zabolało. Z jego nogą tez wydawało się wszystko w porządku a przecież złamał ją sobie zaledwie kilka godzin temu. Nie zastanawiając się nawet nad tym co się stało chwycił mnie i Grimma w pasie, lekko uniósł nas nad ziemię i ruszył biegiem z niesamowitą szybkością. Czułam jak powietrze uderza w moją twarz. Wszystko wokół było rozmazane, przypominało niewyraźne smugi. Wtedy mnie olśniło. Ta dziwna, pomarańczowa smuga, którą kiedyś widziałam to był właśnie Daniel. Tylko jak on może biec tak szybko? I dlaczego jego noga jest już sprawna? I jeszcze jego serce... Czemu? To jedyne o czym myślałam przez tę krótką chwilę, kiedy mnie trzymał. Chciałam go zapytać, ale patrząc w jego oczy zrozumiałam, że on także je sobie zadawał.
Poza kazaniem od mojego taty, nie było nic wartego uwagi, więc nie będę was tym zanudzać. Przejdźmy od razu do najważniejszego punktu dnia, czyli balu. Tak, to jedyny dzień w roku, w którym sala gimnastyczna przemienia się w salę balową. Wszędzie były dekoracje, które miały na celu upodobnienie pomieszczenia do zamku. Były długie, drewniane stały, ozdobne wazy i beczki arrasy i gobeliny na ścianach. Wyglądały przepięknie, ale niezbyt realistycznie. Ale było przecież coś ważniejszego niż dekoracje – tańce! Przecież była to przede wszystkim impreza taneczna. Praktycznie całą imprezę spędziłam u boku Daniela, który wyglądał wyjątkowo dobrze w garniturze. Will i Swen też się wystroili. Wszyscy chłopcy w garniturach... jak słodko. Oczywiście wszystkie dziewczyny miały na sobie śliczne sukienki. Tamara miała na sobie tą samą sukienkę, którą nosiła na szkolnym przedstawieniu. Elsa miała prostą, lawendową sukienkę bez pleców i pasujący do niej kapelusz z szerokim rondem. Za to moja suknia była wprost magiczna. Dosłownie! A to za sprawą tego, że poprosiłam Merlina żeby mi ją wyczarował. Sukienka wykonana była z białego jedwabiu. Na górną część została naszyta srebrna kolczuga. Dół został puszczony wolno i sięga tylko do kolan. Dodatkami do tego stroju są srebrne nagolenniki i białe, długie rękawiczki. Rycerz zawsze pozostaje rycerzem a z takim strojem nie muszę się martwić jakby Wielki Zły Wilk się pojawił, mam nadzieję. Po dwóch godzinach zabawy przemówił Dyrektor Andersen:
- Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Już nadeszła pora by ogłosić, kto zostaje królem i królową tego balu. A więc zacznijmy od królowej, którą zostaje... - Starzec zrobił teatralną pauzę jednocześnie przeciągając ostatnią literę. - Panna Tamara Sonk!
Po sali rozległ się odgłos braw dla Tamary. Dziewczyna szczęśliwa, ale zupełnie nie zaskoczona werdyktem weszła na podwyższenie. Tam dyrektor włożył na jej głowę biały diadem – symbol jej zwycięstwa. Nie ukryję, że jej zazdrościłam. Jak każda dziewczyna marzyłam o tym, by być królową balu.
- A królem balu zostaje.. - dyrektor znów zrobił pauzę. - To ci niespodzianka. Daniel Wilczek!
- Zaraz do ciebie wrócę. - chłopak szepnął mi do ucha kiedy szedł po nagrodę. - przepraszam.
Danny stanął na podwyższeniu i szybko została włożona na jego głowę srebrzysta korona. On nie wyglądał na zbyt ucieszonego. Cały czas patrzył tylko na mnie i wskazywał na koronę. Później stroił miny, kiedy kazano mu zatańczyć z Tamarą. Nie za bardzo za nią przepadał. W tym czasie ja chciałam się przysiąść do Swena, który przez cały czas siedział i popijał wolno sok pomarańczowy. Niestety w tamtym momencie widziałam tylko jak wychodził. Tak czy siak przycupnęłam na ławce. Obok mnie usiadł Max, który też nie miał chwilowo z kim tańczyć. Przyszedł z Tamarą. Nie odzywaliśmy się do siebie. Jak na złość puścili wtedy jakąś balladę. W końcu jednak Dan wrócił do mnie. Wstałam widząc, że idzie w moim kierunku. On podszedł do mnie i kazał zamknął oczy. Później pocałował mnie delikatnie a po tym poczułam jakby kładł mi coś na głowę. W tym samym momencie przerwano grać. Słyszałam pomruki, mówiące o tym, że wyłączyli światło a następnie wycie... przypominało połączenie wycia wilka z jękami duchów. Następnie ze szkolnego radiowęzła rozległ się głos. Niepokojące było to, że to był głos Wielkiego Złego Wilka. Mówił dumnie:
Drodzy ludzie, mieszkańcy tej przepięknej krainy jest mi niezmiernie miło, że z dniem dzisiejszym macie nowego władcę – Mnie! Jestem Theodor Lucjan Joshua Lupus i wraz z moją armią wilczych duchów wprowadzamy rządy terroru w tym świecie a także w drugim, przyległym do waszego a, o którego istnieniu większość z was nie miała pojęcia. Życzę niemiłego dnia!”
Ludzie zamilkli, nie wiedzieli zupełnie o co chodzi. Nie wiedzieli czy uwierzyć, czy też wziąć to za żart. Dopiero wtedy otworzyłam delikatnie oczy. Wzrok wszystkich zwrócił się momentalnie w moim kierunku. Nie mam pojęcia co się działo, ale wtedy... zaczęłam naglę lśnić a gdy blask zniknął. Wszystkich zamurowało. Mnie też. Zobaczyłam, że moja sukienka zmieniła kolor na szmaragdowo-zielony. Gdy zapytałam wszystkich co się stało, Elsa podała mi lusterko. Spojrzałam w mnie i niemal dostałam zawału. Wyglądałam zupełnie jak nie ja. Moje oczy miały zielony kolor a włosy były kręcone i złote jak u Króla Artura. Czemu ja wyglądałam jak król Artur? Ludzie cały czas pytali się mnie jak to zrobiłam a ja odpowiadałam, że nie wiem. Jakby tego było mało, na imprezę wprosił się wielki, oczywiście rudy, wilczy duch. Kazałam się wszystkim cofnąć, ale nie za bardzo się słuchali. Daniel patrzył na przemian na tłum i na ducha. Zupełnie jakby wahał się czy zmieniać się w wilka czy nie. Will już naciągnął cięciwę i czekał na sygnał do strzału. Tak między nami, nie mam pojęcia skąd tak nagle wytrzasnął łuk. Elsa stała kawałek dalej i nagrywała wszystko kamerą.
- Młody, masz teraz ostatnią szansę. - zjawa odezwała się do mojego ukochanego. - Jesteś z nami, czy przeciwko nam?
W tym momencie usłyszałam całą masę szeptów o Danielu. Była tam mowa o tej starej plotce, że niby wilki go wychowały, ale wiele głosów mówiło też o tym filmiku z incydentu w kinie. Dan, też słyszał i tak jakby przestał się wahać. Odetchnął głęboko. Spojrzał na wszystkich i ze śmiechem powiedział:
- Pamiętacie jak mówiliście, że wychowały mnie wilki? Mieliście trochę racji... Tyle, że wilki to prawie cała moja rodzina. - po tych słowach przykucnął i zmienił się w zwierze. Tym razem był w stanie mówić jako wilk i zwrócił się do ducha. - Ale wiem jedno... Nigdy do was nie dołączę.

Po chwili zły wilk rzucił się na Daniela. Jednak ten zrobił szybki unik i krzyknął do wszystkich żeby uciekali. Rozpoczął się atak duchów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger