sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 30

Wiecie co jest gorsze od udawania kogoś kim się nie jest? Cóż ja już wiem. Takie coś przerwało mi moją pierwsza randkę z Ani. A mogło być tak pięknie... ale oczywiście Yriaf Selat musiało się wtrącić. Tak myślę, bo w jaki inny sposób można by wytłumaczyć to, że ni stąd ni zowąd bez mojej wiedzy czy chęci zamieniłem się w wilka na oczach wszystkich ludzi. Wróćmy teraz do mojego pytania. Otóż najgorszym uczuciem na świecie musi być to co wtedy przeżyłem, a przynajmniej tak myślałem w tamtym momencie.Nie mogłem porozumieć się ze światem. Za każdym razem, gdy próbowałem coś powiedzieć kończyło się to szczekaniem lub wyciem. A jako, że kino, w którym byliśmy mieściło się niedaleko lasu, przywołałem tym chyba wszystkie wilki z okolicy.Nie wyszły one z zarośli, ale wyraźnie czułem ich obecność. Poza tym cały czas czułem okropny ból w prawej nodze. Tak wielki, że miałem ochotę ją sobie odgryźć i pewnie zrobiłbym to, gdyby nie byłaby mi potrzebna chociażby do chodzenia.
Aniela widząc mój ból wzięła mnie na ręce. To było naprawdę upokarzające, żeby moja dziewczyna mnie nosiła. Na dodatek wszyscy wokół robili nam zdjęcia. Dziewczyna chwyciła mnie mocno i szepnęła mi do ucha „Najpierw zajmiemy się twoja nogą a później się wymyśli co dalej".I biegiem ruszyła w miasto. Nie miałem pojęcia gdzie ona mnie niesie, ale byłem pewien, ze nie do domu. Ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku. Miasto było ciemne, puste. Świeciły się tylko neony i światła przy ulicach. Raz po raz przejeżdżał jakiś samochód. Wiał delikatny wiatr w stronę zachodnią przez co zimno wciąż doskwierało. Niby nie było śniegu, ale należy pamiętać,że to nadal środek lutego. Dziewczyna zatrzymała się w końcu przed jedynym budynkiem w okolicy, w którym świeciło się światło.Nad drzwiami doskonale widoczny był szyld „Przychodnia Weterynaryjna". Czyli to miała na myśli, kiedy mówiła o zajęciu się moją nogą. Miałem mieszane uczucia co do tego pomysłu.Cieszyłem się, ze tak o mnie dba, ale czułem się głupio, że będzie zajmował mną weterynarz. W sumie jestem wilkiem no ale nie przesadzajmy... No dobra jakoś bym przeżył wizytę u weterynarza, ale akurat żadnego nie było. Pozostał jedynie stażysta i na moje nieszczęście był to starszy brat Anieli. Ten dwudziestoparolatek szczerze mnie nie nawiedził. Ja też za nim nie przepadałem, ale woleliśmy nie pokazywać tego przy Ani, która chciała, żebyśmy byli dla siebie jak bracia. Całe szczęście, że nie wiedział, że ja to ja, bo chyba nie wyszedłbym z tego cało... tak mi się wydaje.
Marco wpuścił nas do środka. Nie zadawał żadnych pytań, tylko wziął mnie na ręce. Popatrzył z troską na swoją siostrę i ruszył do gabinetu weterynarza. Położył mnie na zimnym blacie i wyciągnął z szafki różne przyrządy. I w tamtym momencie zwrócił się, do Ani, która przyglądała się wszystkiemu z niepokojem:
- Ani, ty wiesz, że to jest wilk? Skąd go wytrzasnęłaś?
- Wilk, serio? - dziewczyna udawała zaskoczenie. – Znalazłam go przy wyjściu z kina. Wyglądał jakby potrzebował pomocy. Nie mogłam go tak zostawić.
- A jeśli mowa o kinie... gdzie zgubiłaś Daniela?
- Eee... no... Poczuł się gorzej w trakcie seansu i wyszedł wcześniej. - spoglądając na mnie próbowała coś wymyślić. -Chciałam wyjść z nim, ale się nie zgodził.
- Typowy Wilczek... - mruknął Marco i wziął się do pracy,dokładnie mnie oglądał zaczynając od pyska. Miałem ochotę go ugryźć za te słowa, ale przecież Ani byłaby zła.
Po obejrzeniu wszystkiego dokładnie, (Nie macie pojęcia jakie to było upokarzające) student weterynarii stwierdził, że mam tylko uszkodzoną prawą, tylną łapę. Nie no... Brawo, ale ja wiedziałem to od samego początku. Na moje szczęście chwilę później w lecznicy pojawił się profesjonalny weterynarz. Marco powiedział mu wszystko, więc nie musiałem być badany po raz drugi i mogłem być od razu leczony. Kazali wyjść Anieli i prześwietlili moja nogę.Diagnoza była jednoznaczna i niezbyt przyjemna: złamanie w stawie skokowym. Doskonale wiedziałem, że nie wyliżę się z tego tak szybko. Nie pobiegam sobie przez naprawdę długi czas. Załamałem się trochę tym faktem. Założyli mi gips i pozwolili wrócić „mojej pani". Marco akurat kończył swoją zmianę i za sprawą wielu próśb Anieli, pozwolił jej wziąć mnie ze sobą. Jechaliśmy jego samochodem a gdy byliśmy już przed domem, wziął mnie na ręce.Podniosłem wtedy głowę i zobaczyłem, że w części budynku należącej do mojej rodziny są pozapalane wszystkie światła. Na progu czekał nas pan Lotte. Wyglądało jakby mimiką przekazywał coś swojemu wnukowi. Chłopak oddał mnie w ręce Anieli i powiedział:
- Weź to zwierze do domu. My z dziadkiem mamy jeszcze jedna sprawę do załatwienia z sąsiadami.
- Nie mogę iść z wami? - zapytała dziewczyna.
- Nie. - powiedział dziadek. Pukając do drzwi mojego domu. - To męska sprawa.
Drzwi otwarł Will, który był zdziwiony tak późną wizytą, ale tym, że jestem wilkiem (jestem pewien, ze to zauważył) to już jakoś nie bardzo. Chile później w drzwiach pojawił się Feliks. Obaj pytali się Marco i jego dziadka co tu robią o tej porze. Była trzecia w nocy. Tamta dwója nie odpowiedziała, tylko żądała zobaczyć się z kimkolwiek z mojej rodziny. Wtargnęli do środka.Ani podążyła ich śladem.
Nagleni stąd ni zowąd na środek korytarza wbiegły dwa... wili (a cóż by innego?). Tak dokładnie to jeden z nich to był wilk szary a drugi to wilk polarny. Usiadły na wprost gości, zupełnie jakby były gospodarzami domu. Kilka chwil później miałem ochotę się zabić. Otóż pojawiła się Sara... w swojej wilczej formie.Próbowała zaciągnąć dwa wilki do środka. Jednocześnie dając mi wzrokiem do zrozumienia, że ta siedząca dwójka to nasi rodzice. To wszystko było takie pogmatwane. Rozumiem, że mama była wilkiem, ale tata? Chociaż jakby to przemyśleć dłużej, w sumie pojawił się on w wilczej księdze rodowej... chyba jestem po prostu głupi. Na moje szczęście wreszcie pojawił się jakiś człowiek z mojej rodziny, czyli moja babcia. Dziwiło mnie to, czemu nie jest wilkiem,lecz nie mieliśmy czasu na takie rzeczy.
- Przykro mi Lance, ale nie mam teraz czasu na zabawę z tobą. -powiedziała babcia złośliwie. - Jak widzisz mam tu zwierzyniec.
- Wiem, mieszkam za ścianą, pamiętasz? - odparł staruszek. - To szczekanie zrobiło się już irytujące, więc...
- Co? - Babcia była w niezbyt dobrym humorze.
- Pomyślałem, że tym razem ci pomożemy, ale tylko ten jeden raz. -powiedział aż czerwony ze wstydu i zażenowania.
- Skoro tak mówisz. - babcia zaśmiała się zwycięsko. - Pomóżcie chłopakom z tą dwójką. - wskazała na rodziców. - Wiesz, co chcę zrobić?
- Tak, domyślam się. - mówił niezbyt zadowolony.
-Tak poza tym. Dziękuję. - babcia próbowała mówić przyjaznym tonem. - Przyprowadziliście tego, który mi się zgubił.
Nie za bardzo ogarniałem o co właściwie chodziło i co oni zamierzają zrobić. Marco pomógł Feliksowi przytrzymać i zanieść mojego tatę na piętro. To samo uczynili z mamą Will oraz dziadek Ani. Za to my Patrzyliśmy przez chwilę na to wszystko. Później Aniela zaniosła mnie do mojego pokoju. Tam zobaczyliśmy Marco przechodzącego przez moje lustro. Lekko nas zamurowało. Czemu on przechodził przez lustro i skąd wiedział o tym, że lustro jest przejściem? Czyżby wiedział o Yriaf Selat?! Musieliśmy to sprawdzić, więc ruszyliśmy za nim. Okazało się, że po drugiej stronie lustra byli wszyscy: moja babcia, rodzice, Sara, (która znów była człowiekiem) oraz brat i dziadek Anieli. Byliśmy strasznie zdziwieni ich obecnością. A oni byli równie zdziwieni obecnością Anieli. Panowała niezręczna cisza.
- Czy ktoś wyjaśni nam w końcu co tu się dzieje? - zapytała w pewnym momencie moja mama, która była szarym wilkiem.
- To dość długa historia, mamo. - zaśmiała się Sara. - Chodźmy jakieś spokojne miejsce. Tam babcia wam wszystko wytłumaczy.
Po tych słowach moi rodzice i babcia udali się z Sarą w kierunku starej karczmy. Za to Ani odłożyła mnie na ziemię. I podeszła bliżej do swojej rodziny. Mężczyźni mieli na sobie zbroje. Pan Lotte miał na sobie lekko zardzewiałą, stalowa zbroję. W prawej ręce trzymał porysowany od wilczych pazurów hełm rycerski a w lewej tkwiła długa na dwa metry lanca. Zbroja Marco była aż przerażająco czarna. Nie ciemna, po prostu czarna. Chłopak trzymał swój hełm w lewej ręce. Miał on tę samą tajemniczą barwę i zielony pióropusz. W jego prawej ręce była lanca odrobiną dłuższa od tej jego dziadka i dużo mniej zniszczona.
- Czemu nic mi nie powiedzieliście? - zaczęła patrząc na nich z wyrzutem.
- Nie chcieliśmy Ci nic mówić dopóki nie będziesz gotowa. -stwierdził jej brat.
- A niby kiedy miałam być gotowa? - zaśmiała się dziewczyna. - Bo mi się wydaje, że ponad miesiąc temu.
- Czy ja wiem... - mruknął Marco.
- Jasne, że była gotowa! - wtrącił się nagle Felix. - Inaczej nie byłaby w stanie dobyć Excalibura!
- Ex... Excalibura?! - jej dziadek omal nie padł na zawał z powodu tego słowa. - Ale jak?
- Był wbity w skałę niedaleko pomnika Króla Artura a jedną wioskę napadli bandyci, to go sobie wzięłam. - mówiła beztrosko prezentując swój piękny miecz. Oczywiście nie był on nawet w połowie tak piękny jak jego właścicielka.
- Tak czy siak nie wykonałaś swojego zadania. - powiedział wskazując na mnie. Byłem już z powrotem człowiekiem i przyglądałem się wszystkiemu opierając się o Willa. - Czemu on wciąż żyje?
- Było wiele powodów... - uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam bardzo. - wtrąciłem się z lekko pogardliwym uśmiechem. - Teoretycznie rzecz biorąc jestem martwy.
- Jakoś nie widać. - Marco próbował mnie zgasić.
- Sam sprawdź. - przyłożyłem siłą jego dłoń do moich żeber. -Po jakim czasie od zatrzymania akcji serca powinienem umrzeć?
- Po około czterech minutach twój mózg powinien zacząć się wyłączać. - student szybko odsunął swoją rękę jednocześnie patrząc na mnie jak na jakiegoś potwora. - Dodatkowo w takim stanienie powinieneś być w stanie nawet... no nie wiem... być przytomnym?
- Will powiedz proszę panom od kiedy moje serce nie bije.
- Czy ja wiem... od trzech, czterech dni? Jestem kiepski w liczeniu. -mówił śmiejąc się, ale jednocześnie brzmiąc dość poważnie.

Gadaliśmy tam jeszcze przez długie godziny. O wszystkim. Jednak, kiedy zbliżał się brzask, postanowiliśmy udać się do karczmy i zorganizować jakieś śniadanie. Jako, że nie za bardzo mogłem w takim stanie chodzić, zmieniłem się z powrotem w wilka. Pamiętacie jeszcze jak to bolało? Powiem wam, że zmiana ze złamaną noga boli dziesięć razy bardziej. Cudem powstrzymałem jęk. Poprosiłem Willa, żeby mnie zaniósł i ruszyliśmy przez las.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger