wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 29 "Zmiany"

Następnego dnia po zdjęciu klątwy spało mi się wyjątkowo dobrze. Oczywiście dopóki nie wybiła godzina piąta i mój sąsiad zza ściany nie zaczął swojego codziennego treningu. Chcąc czy nie musiałam wstać. Wyszłam z pokoju do łazienki, żeby wziąć poranny prysznic a kiedy wróciłam okazało się, że mam gości. Otwarłam drzwi od pokoju i ujrzałam Willa i Merlina, którzy właśnie przechodzili przez lustro.
-Co wy tu robicie? - zapytałam na wejście. - W dodatku tak wcześnie rano.
-Wiedziałem, że nie śpisz. - zaśmiał się Will. - W końcu wszyscy znamy Daniela. Ale wracając do tego po co przyszliśmy. Są kłopoty.
-Co znowu? - przewróciłam oczami poirytowana. - Przecież już po klątwie.
-Wielki Zły Wilk nie skończył. - myśliwy skarcił mnie spojrzeniem. - Jego duch był wczoraj u Daniela. Mówił coś o tym,ze nawet teraz może zachwiać równowagę między światami... i chyba mu się udało.
-Co masz przez to na myśli? - zaniepokoiłam się tym co usłyszałam,więc usiadłam na moim łóżku i zaczęłam bawić wie rękami.
-To, że Yriaf Selat nie jest już takie jak wcześniej. - mówił ze spuszczoną głową. - Zmieniło się niemal wszystko: miejsca i ludzie. Dlatego też przyprowadziłem ci tutaj Merlina.
-Nie rozumiem.
-Zademonstruję. - stwierdził i wyciągnął z kieszeni swój telefon, który mu kiedyś kupiliśmy.
-Nie wierzę! - Merlin krzyknął z zachwytem. Jego oczy błyszczały się jak dwa małe szkiełka. - Skąd ty masz takiego nowego,wyczesanego smart fona?!
-Merlinie, skąd ty znasz takie słowa? - wydusiłam z siebie po chwili wpatrywania się w chłopaka.
-Wczoraj wieczorem nagle wszystko wokół się jakby magicznie zmieniło a do mojego umysłu zaczęło wpływać mnóstwo informacji.... - mówił szybko chłopak. Widać było, że sam do końca tego wszystkiego nie rozumiał. - Czekaj... co to ja miałem...Will, mogę sklonować twój telefon?
-Eee... jasne, czemu nie. - powiedział brunet. - Ale muszę cię poinformować, że magia nie działa tutaj.
-I tak spróbuję. - stwierdził młody i wziął telefon.
Merlin stał przez chwile w ciszy z zamokniętymi oczami.. Skupiał się. Z każdą chwilą kryształ a jego szyi bił coraz większym, błękitnym blaskiem. Nagle czarnoksiężnik uniósł powieki spod których wypłynęło światło w tym samym kolorze co kryształ. I.... nagle wszystko prysło. Merlin otworzył oczy, uśmiechnął się i z dumą pokazał nam, że w swoich rękach ma nie jeden, a dwa identyczne telefony. Oddał oddał właścicielowi a ten nowy schował w kieszeni spodni. No tak, zapomniałam wam wspomnieć jak Merlin teraz wygląda. W naszym świecie trzynastolatek ma troszkę krótsze włosy niż zazwyczaj. Ubrany był w biały T-shirt, jeansy i czarną,skórzaną kurtkę. Oczywiście miał na szyi swój naszyjnik z kryształem. Z tą blizną na oku wyglądał na twardziela, ale wszyscy wiemy, że nie do końca tak jest.
Nie mając za bardzo wyboru zaprosiłam chłopaków do zjedzenia ze mną śniadania. Zeszliśmy na parter i poszliśmy do kuchni w ciszy, żeby nie obudzić reszty domowników (nie mam pojęcia czemu nie budzi ich hałas jaki robi Dan, kiedy wstaje).
-Widzę, że mamy gości... - Usłyszałam śmiech dziadka, który ku mojemu zaskoczeniu siedział sobie spokojnie w kuchni. - Anielko,moja kochana przedstawisz mi swoich znajomych.
-Hej dziadku. - odrzekłam lekko zaskoczona jednocześnie zastanawiając się czy odwiedzanie kogoś chwilę po piątej wydaje mu się normalne i nie widzi żadnego problemu w ich wizycie. - To są Will Grimm i Merlin Lambert.
-Miło nam pana poznać. - przywitali się jednocześnie.
-Usiądzie dzieciaki i zjedzie śniadanie. - dziadek uśmiechnął się i niemal niezauważalnie zmierzył chłopaków wzrokiem. - Niestety będę musiał za chwilę zabrać wam moją wnuczkę.
-Co znowu? - mruknęłam patrząc podejrzliwie na dziadka.
-Masz dzisiaj sparing. - oświadczył jak gdyby nigdy nic. - Twój brat przyjedzie za kilka minut.
-To ty masz brata? - zapytał Merlin... tak zwyczajnie.... już nie nazywa mnie „panienką".... Ten podły duch zapłaci mi za to...
Jakby na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi od domu i odgłosy zdejmowanej kurtki. Kilka chwil później w kuchni pojawił się mój starszy brat – Marco Mieczyński. Wyglądał jak zwykle. Miał równo ułożone, sterczące, krótkie czarne włosy.Lekki „poranny zarost" idealnie symetryczną twarz i Oczy równie zielone jak te Króla Artura. Nosił zieloną koszulę oraz czarne,eleganckie spodnie. Spojrzał na wszystkich zebranych w kuchni i mruknął ponuro:
-Tłoczno tu u nas dzisiaj...
-Cieszę się, że w końcu wróciłeś. - dziadek zaśmiał się głośno. - Teraz możemy zaczynać sparing.
-A możemy też spróbować? - wtrącił się Will wskazując ręką na siebie i Merlina.
-Jak chcesz. - mój brat uśmiechnął się z iskierką rywalizacji woku. - I tak nie podołacie.
-To się jeszcze okaże... - zaśmiał się myśliwy. - W sumie wolę łucznictwo, ale w szermierce też się dam się tak łatwo...
Dziadek też zgodził się na propozycję Grimma, więc wszyscy ruszyliśmy na wolną z okazji soboty salę gimnastyczną w naszym liceum. Po drodze dołączył do nas jeszcze Feliks, który jak się wtedy dowiedziałam, ćwiczył z moim dziadkiem już od jakiegoś czasu.Gdy doszliśmy na miejsce Marco już wyrywać się do tego, żeby skopać Willowi jego cztery litery (Co ciekawe słowo „Will" ma właśnie 4 litery). Lecz zanim zaczęli, mój kumpel zaczął buntować się, że szable do szermierki są zbyt miękkie i pytał się, czy nie mamy czegoś bardziej przypominającego miecz. Jedyne co dziadek miał mu do zaproponowania to bambusowy miecz do kendo(tak, tego też mnie uczył). Chłopak wciąż marudził, ale ostatecznie się zgodził. Szło mu nawet dobrze i przez pierwsze 3 minuty blokował wszystkie ciosy, ale później Marco przestał się bawić i dwoma ciosami powalił Grimma na ziemię. Następna była walka Feliksa z Merlinem. Ostrzegliśmy młodego, żeby nie oszukiwał i nie stosował magii. Wspomnieliśmy mu też, że absolutnie niewolno używać magii w pobliżu osób, które nie wiedza o Yriaf Selat. Feliks wygrał walkę w mniej niż minutę. Było to do przewidzenia.Przecież Merlin był magiem a nie wojownikiem. (Czuję się jakbym mówiła o jakiejś grze RPG czy coś ;D) Zbliżała się walka,przez którą zostałam wyciągnięta z domu wczesnym rankiem. Miałam zmierzyć się ze swoim starszym bratem. Miałam nadzieję, że tym razem go pokonam, że te wszystkie bitwy w Yriaf Selat uczyniły mnie silniejszą, że to wszystko nie poszło na marne. Nie wiem nawet kiedy go wyciągnęłam, ale zauważyłam wtedy, że w mojej dłoni tkwi już Excalibur (oczywiście w formie noża). Chyba nabawiłam się nowych nawyków...
-Wiedziałem, że cię tu znajdę... - usłyszałam ciepły głos Daniela, lecz mimo to się wystraszyłam i szybko obróciłam się za siebie przykładając mu nóż do gardła. - Hej, spokojnie, to tylko ja... Chyba nie rozmyśliłaś się i nie chcesz mnie zabić.
-Nie. - pocieszyłam go. - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Wiesz, skoro Wielki wciąż nam grozi, muszę być zawsze gotowa. Nawet jeśli tutaj moją bronią jest tylko nóż.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Nóż, który trzymałam w ręku (nadal przy szyi Dana) zmienił się z powrotem w miecz. Chłopak odskoczył, a ja rozejrzałam się czy nikt nie widział tego przypadkiem. Wydawało mi się, że mój brat odwrócił wzrok, gdy się rozglądałam. Nie jestem pewna czy tego nie widział. Jednak chwilę później dziadek spojrzał w moją stronę i zobaczył broń w moich rękach. Powiedziałam mu, że znalazłam go kiedyś i przyniosłam do szkoły. Wydawało się to dziwne, zwłaszcza biorąc pod uwagę wygląd Excalibura. Nie wyglądał jak znaleziony miecz. Był idealnie czysty, srebrny i niezwykle piękny. Jego rękojeść była ozdobna, było na niej pełno róż. A na klindze widniał napis, którego jednak nie byłam w stanie odczytać. Po prostu nie miał sensu. A zresztą sami spróbujcie: „TL CDŁW ĆŚNSŁW". Widzicie? Bez sensu.
Wracając do tamtych wydarzeń... Mój brat zaproponował mi, żebym spróbowała go pokonać korzystając z mojego miecza. On natomiast wziął do ręki gruby, metalowy pręt. Chcąc nie chcąc przyjęłam jego propozycję, ale dla pewności, że nie zrobię mu krzywdy, używałam jedynie tępej strony miecza. Rozpoczął się pojedynek. Pozwoliłam mu zacząć. Uderzył z prawej, następny cios nadszedł sekundę później, lecz tym razem z drugiej strony. Normalnie byłoby wręcz niemożliwe by to zablokować, ale z Excaliburem wiem, że mogę dokonać nawet niemożliwego. Zawsze, gdy mam go ze sobą czuję się jakby coś mi pomagało. Miecz leżał idealnie w dłoni, lecz miałam wrażenie jakby ktoś pomagał mi go trzymać...

 Pojedynek wyglądał chyba głupio. Dziewczyna z wielkim mieczem jedynie blokuje ataki gościa z długą pałką... Tak,przegrałam i to z kretesem. Rozwalił moją pewność siebie już trzecim ciosem.

****
Po przegranej szybko wróciłam do domu, wzięłam prysznic... i poszłam spać. Ci faceci wykończyli mnie już o szóstej rano a ja miałam jeszcze plany na wieczór, więc musiałam odzyskać siły. A jeśli chodzi o plany... miałam iść do kina na moją pierwszą randkę z Danielem! Tamtego wieczoru miał się odbyć maraton filmów o wilkołakach. W sumie taki maraton odbywa się w naszym kinie w każdą pełnię księżyca a ja ominęłam tylko poprzedni(wiadomo dlaczego). Na wszystkich pozostałych byłam razem z Danem, ale to był pierwszy raz kiedy wyszłam gdzieś z nim od kiedy został moim chłopakiem.
Usiedliśmy w naszych zarezerwowanych miejscach na samym końcu sali kinowej.Było w niej strasznie zimno, ale kto normalny włącza klimatyzację w środku zimy?! Pomieszczenie utrzymywanie było w chłodzie i kolorach czerni i zieleni. Takie barwy miała ta sieć kin. Jednak nikt nie przychodzi do kina żeby rozmawiać o wystroju wnętrz.Siedzieliśmy w ciszy i oddaliśmy się seansowi. Mimo to trzęsłam się z zimna, na co Dan objął mnie mocno. Szepnął mi też do ucha, że poczuł się słabo. Jednak ,gdy zaproponowałam, że wrócimy do domu, stanowczo zaprzeczył.

 Po sześciu godzinach siedzenia, maraton wreszcie się skończył. Razem z moim kochanym rudzielcem szliśmy za rękę w stronę bocznego wyjścia. Było już późno, więc główne wyjście z kina było już zamknięte. W połowie drogi zauważyłam, że nie wzięłam z siedzenia mojej torby. Musiałam się wrócić. Jednak gdy już odwróciłam się z powrotem w stronę wyjścia zamurowało mnie. To był już chyba ostateczny dowód na to, że magia z Yriaf Selat zaczęła przenikać do naszego świata. Otóż to co zobaczyłam...to był Daniel stopniowo zamieniający się w wilczą formę. Co gorsza wyglądał, jakby nie był tego nawet świadomy. Na dodatek ludzie już zaczęli to nagrywać telefonami. Dan miał już wilcze uszy, ogon, pazury... nawet nie do końca wykształcony pysk. Przypomniał wilkołaka z jednego z tych filmów i... dalej porastał sierścią. Podbiegłam do niego i szepnęłam do ucha o tym, co się dzieje. Oboje razem szybko opuściliśmy budynek.W chwili gdy wyszliśmy, Daniel był już zupełnym wilkiem, lecz stał jeszcze na dwóch... łapach. To był błąd, ponieważ chłopak potknął się i uszkodził sobie prawą nogę. Poza tym ludzie, którzy byli w kinie powrzucali te filmiki do sieci. Byliśmy skończeni. Jednakże nie to było teraz ważne. Musiałam zrobić coś z nogą Dana. Jedyne na co wpadłam to zabranie go do weterynarza. Na całe szczęście niedaleko była klinika z nocnym dyżurem, w której staż odbywał mój brat...

----------
Siemka!
Przepraszam za tak długą zwłokę z dodaniem tego rozdziału, ale trudno mi się go pisało.
Poza tym mam do was małą prośbę: Nie wiem czemu, ale po opublikowaniu, niektóre wyrazy sklejają się ze sobą, więc jeśli znajdziecie jakiś błąd, napiszcie w komentarzu.

2 komentarze:

  1. Hej, przeczytalam od początku. Bardzo fajnie piszesz, czekam na kolejne rozdziały.

    http://royal-love-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :)
      Wiele to dla mnie znaczy

      Usuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger