piątek, 25 marca 2016

Rozdział 17 " Walentynkowa opowieść - Zakochany wilczek"

 Zaległy rozdział walentynkowy, a raczej pierwszy z nich. Miłej lektury.

***


         Następnej nocy przenocowaliśmy w jakiejś opuszczonej szopie a przynajmniej tak powiedział nam Will. Obudziły mnie przeraźliwe wołania Sary, której nie uprzedziliśmy, że zmieni się w wilka.
         - Danny! Co mi się stało? – mówiła pełna obaw. – Co mi zrobiłeś?
         - Nic ci nie zrobiłem… - mruknąłem jeszcze się budząc. – To u nas rodzinne.
         - Ale mogę się zmienić z powrotem w człowieka? – pytała z niepokojem.
         - Wiesz… jest pewien sposób. – mówiłem. – Ale niestety nie wiem jaki. Jakbym wiedział dawno bym już to zrobił.
         - W sumie racja.
W trakcie naszej rozmowy do szopy wpadło dwóch mężczyzn ubranych jak myśliwi. Wymierzyli w nas swoją broń i nie słuchali naszych wyjaśnień. Mówili, że ta szopa to ich własność. Nie mieliśmy jak uciec. Sara nie radziła sobie jeszcze na czterech łapach a ja miałem zwichniętą jedną z nóg. Bylibyśmy zbyt wolni.
         - Już nam nie uciekniecie, głupie bestie. – powiedział starszy z mężczyzn.
         - Żeby schować się tuż obok domu myśliwych… - dodał drugi z uśmiechem.
         - Zostawcie nas proszę, nie mamy złych zamiarów. – zaczęła tłumaczyć się moja siostra. – My tylko chcieliśmy tu przenocować.
Nie zadziałało. Myśliwi naciągnęli już cięciwy w swoich łukach. Bałem się, że to już po nas. Jednak ważniejsze jest to, że naraziłem moją kochaną siostrzyczkę na takie niebezpieczeństwo. Miałem ochotę ją chwycić i uciekać ile sił w nogach. Wtedy poczułem ból we wszystkich swoich mięśniach a po chwili… stałem się człowiekiem. Nie zastanawiając się za bardzo wziąłem Sarę na ręce i wybiegłem na zewnątrz. Mężczyźni byli chwilowo oszołomieni moją przemianą. Ja z resztę też, ale nie miałem czasu do stracenia. Po chwili tamta dwójka rzuciła się za nami w pościg. Gdy prawie nas dogonili, niczym spod ziemi pojawił się Will.
         - Sorry za spóźnienie. – mówił odbijając strzałę napastnika swoją własną. – Chciałem przemycić dla was śniadanie.
         - Przemycić? Skąd? – zadałem dwa konkretne pytania. – Albo nie odpowiadaj. Porozmawiamy później.
         - Will! Co ty wyprawiasz?! – przerwał mi jeden z napastników. -  Przecież doskonale wiesz, że uśmiercenie tych bestii jest naszym przeznaczeniem. Dlaczego stajesz po ich stronie?!
         - Ponieważ już dawno odrzuciłem przeznaczenie. – zatrzymał się i patrząc w oczy młodszemu z mężczyzn odrzucił na bok swój łuk. – On pokazał mi, że z losem można walczyć. Nic nie jest pewne.
         - I ty mu wierzysz? – mówił podchodząc do chłpaka i wskazując w moją stronę. - To wilk.
         - Wiem. – przerwał. – Jednak jeśli poddamy się losowi, nigdy nie pokonamy klątwy. Do tego potrzeba nam tej dwójki. Tylko wilk będzie w stanie pokonać czar wilka. Potrzeba nam czterech kluczy. Przecież sam mnie tego nauczyłeś, tato.
         - To jest twój ojciec?! – nie mogłem powstrzymać tego pełnego szoku okrzyku.
         - To teraz nie ważne. – powiedział karcąco mój przyjaciel. – Tato, nie rób im krzywdy.
Przekonywanie ich przez Willa zadziałało. Myśliwi opuścili broń a nawet zaprowadzili nas do domu Willa. Tam dostaliśmy pyszne śniadanie i poznaliśmy jego rodzinę. Mówiąc „my” mam na myśli Sara i ja. Podczas posiłku czułem na sobie podejrzliwe spojrzenia rodziny myśliwych. Jednak nie ruszało mnie to. Przywykłem już to tego, ze nie jestem gdzieś mile widziany. Zamiast przejmować się tym wszystkim zastanawiałem się, w jaki sposób znów stałem się człowiekiem. „ To się stało po tym jak myślałem, co bym zrobił jako człowiek… Może w tym rzecz?” rozmyślałem przełykając owsiankę.
         Po śniadaniu szybko udaliśmy się do domu. Był poniedziałek. Trzeba było iść do szkoły. Jednak nim wyszedłem do szkoły, musiałem coś sprawdzić. W tym celu musiałem włamać się do pokoju Anieli. Nie było to takie trudne, bo jak zwykle zostawiła otwarte okno. W środku nie było nikogo. To było naprawdę dziwne, ponieważ powinna jeszcze spać. Na jej łóżku leżała tylko książka z bajkami, którą czytał nam jej brat, gdy byliśmy mali. Wziąłem ja do rąk, by przypomnieć sobie lata dzieciństwa, kiedy wszystko było prostsze. Ku mojemu zdziwieniu, książka była zupełnie pusta. Odłożyłem ją na miejsce i podszedłem do lustra. Jak już kiedyś wspominałem wyglądało dokładnie jak moje. Dotknąłem tafli szkła i poczułem, że to też jest przejście do Yriaf Selat. Przeszedłem przez nie i rozejrzałem się dokoła. Nie znałem tej części krainy, ale byłem pewien, że to na pewno ona. Byłem na jakiejś wysokiej górze, więc skierowałem się ku dołowi. Wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Wróciłem do wilczej formy i schowałem się w krzakach. Patrzyłem, kto idzie. I tu moje obawy się potwierdziły. W stronę szczytu zmierzały dwie kobiety. Jedna wyglądała jak stara wiedźma a druga… to Aniela. Byłem tak tym przybity, że zapomniałem o moim urazie. Zawadzając łapą o jakąś gałąź zdradziłem swoją pozycję. Dziewczyna podeszła i wyciągnęła mnie z kryjówki.
         - Ty mnie śledzisz? – zapytała groźnie.
         - Nie do końca. – odpowiedziałem. – Po prostu chciałem przyjrzeć ci się z bliska.
         - I co mam teraz z Tobą zrobić? – powiedziała delikatnie. – A co pani o tym myśli?
         - Jest ranny. Daj go mi, opatrzę ją. – powiedziała pełna współczucie starsza pani.
Aniela położyła mnie na ziemi i udała się w kierunku lustra. Natomiast kobieta przyjrzała się bliżej mojej łapie.
         - Zrobiłeś to sobie jako człowiek, czy jako wilk? – zapytała uprzejmie.
         - Jako człowiek… - odpowiedziałem rozkojarzony. – A dlaczego pani mi pomaga? Przecież jestem wilkiem.
         - Bo ty jesteś tym wilkiem, który jest w stanie połączyć siły z rycerzem. – tłumaczyła wyniośle. – Jestem pewna, że ona ci zaufa, jeśli ty jej zaufasz i powiesz jej to, co myślisz.
         - Wie pani co, ja próbuję to zrobić już od wielu lat. – zaśmiałem się.
         - Ale tu jeszcze nie próbowałeś… - uśmiechnęła się.
Starsza pani uleczyła mój skręcony nadgarstek, czy jak kto woli łapę. Podziękowałem jej za pomoc i dobrą radę. Poczekałem trochę i wróciłem do pokoju Anieli. Na szczęcie już wyszła do szkoły. Wyskoczyłem przez okno i popędziłem do niej, żeby razem pójść do szkoły. Will poszedł już dawno, więc byliśmy tylko we dwoje. Był to czternasty lutego – walentynki. Chciałem powiedzieć jej tego dnia, co do niej czuję, ale nie wiedziałem jak. Zawsze byłem tchórzem i na dodatek ta cała sprawa z Yriaf Selat… No nic, musiałem jakoś rozpocząć rozmowę.
         - Ani… mam do ciebie takie jedno pytanie.
         - O co chodzi? – mówiła zdziwiona.
         - Czy uważasz, że czasem zachowuję się jak zupełnie inna osoba? – wydusiłem to z siebie.
         - Wiesz… - przeciągnęła ten wyraz. – Ty cały czas udajesz kogoś innego.
         - Nie o to mi chodziło. – mówiłem przybity. Ona miała rację. – Czy wyglądam czasami jakbym był jakąś wściekłą bestią?
         - Ee… a muszę teraz odpowiadać? To trudne pytanie. – próbowała wymigać się od odpowiedzi. – A skąd ci to tak nagle przyszło do głowy?
         - Will tak twierdzi, więc chciałem poznać twoją opinię. – powiedziałem próbując się do niej uśmiechnąć. – Ty znasz mnie najdłużej.
Ostatecznie nie odpowiedziała. Weszliśmy razem do klasy i zaczęły się lekcje. Co było w czasie ich trwania nie jest ważne. Istotne jest dopiero coś co usłyszałem w czasie zajęć wychowania fizycznego. Max rozmawiał z chłopakami z drużyny. Mówili coś o zakładzie, kto najdłużej będzie chłopakiem Ani. To co usłyszałem tak mnie zdenerwowało, że nie wiedziałem co robić. Jak oni mogą ją tak traktować?! W końcu z tej wściekłości omal nie rzuciłem się na Max’a. Powstrzymali mnie Will i Elsa. Członkowie drużyny piłkarskiej trzęśli przede mną portkami. Wszystko widziała też Aniela. Gdy Will już mnie puścił, podeszła do mnie i powiedziała:
         - Co do tego porannego pytania… Odpowiedź brzmi tak, na przykład przed chwilą.
         - A więc naprawdę… - mruknąłem. – Nie miałem pojęcia.

Później unikała mnie przez większość dnia. Chciałem ją przeprosić za to zachowanie. I wtedy wpadłem na genialny pomysł. Rozwiąże wszystkie swoje problemy za jednym zamachem.



***
Najpierw taka ważna sprawa:
Nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział, ponieważ wyjeżdzam po świętach na obóz matematyczny. ( tak, matematyczny) Z tego powodu liczcie się z tym, że w przyszłym tygodniu prawdopodobnie zabraknie rozdziału.
I drugie info:
Koniec podwójnych rozdziałów!
Wszystkie rozdziły pocąwszy od tego będą opisywane tylko z perspektywy jednej osoby.
Będą to nasi głowni bohaterowie i nie tylko.
Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam to.

2 komentarze:

  1. Kasiu coś Ci się miesiące pomyliły! ;)
    Nie martw się Pan Pi jest wspaniały i będziesz się dobrze bawić! A ja przynajmniej nie będę miała matmy! :)
    Co do rozdziału to wspaniały! Bardzo mi się podoba! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie rozwiązanie mi bardzo pasi :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger