środa, 20 stycznia 2016

Rozdział 6

         Przez ostatnie kilka dni, próbowałem wyjaśnić myśliwemu, że naprawdę nie mam zamiaru być złą osobą, ale on nie chciał dać za wygraną. Gdzie bym nie poszedł, on cały czas pilnował czy nie robię czegoś złego. Na szczęście pozwalał mi wracać do domu na noc. Widząc, że jestem „grzecznym wilczkiem” zaczął mi ufać i stopniowo się zaprzyjaźnialiśmy. Will (bo tak na imię ma mój nowy znajomy) tłumaczył mi po drodze o zasadach panujących w tamtym świecie, jego historii oraz był też wyśmienitym przewodnikiem.
         Jednak tym razem chciałem opowiedzieć o czymś zupełnie innym. Otóż… miałem sen. Wiem, wiem praktycznie każdy je miewa, ale ten jeden był niezwykły. Zaczął się on tym, że byłem w jakimś zupełnie ciemnym pomieszczeniu, nie licząc smugi światła skierowanym na mnie niczym reflektor. Po chwili na ziemi pojawiły się lśniące ślady stóp. Poszedłem tym tropem. Nagle znalazłem się w jakiejś wielkiej, średniowiecznej bibliotece. Nigdy w życiu nie widziałem tylu książek na raz. Na końcu drogi znajdowały się wielkie złote drzwi, przypominające kształtem ogromną książkę. Coś chciało, żebym przez nie przeszedł. Przed otworzeniem drzwi zatrzymało mnie dwoje strażników. Byli nimi Elsa oraz Will, więc martwiłem się, że mogą mnie nie wpuścić. Jednak oni spojrzeli na mnie ze szczerymi uśmiechami pełnymi nadziei i otworzyli wrota. Gdy tylko przez nie przeszedłem, byłem już wilkiem a koło mnie pojawił się jakiś rogacz. Mógł to być jeleń, ale nie znam się zbytnio na tych kopytnych zwierzętach. Wyglądało jakby gdzieś mnie prowadził krętym, wąskim korytarzem. Na śnieżnobiałych ścianach wisiały obrazy, które przedstawiały chwile z mojej przeszłości. W końcu doszliśmy do jakiejś wielkiej sali. Na początku wydawała się pusta. Rogacz pozostał przy wejściu. Jego wzrok podążał za mną. Pilnował mnie, czuwał. Po chwili pojawiły się przede mną wilki. Sześć różnych gatunków: szary, rudy, polarny, kanadyjski, był też pies dingo oraz wilk grzywiasty – taki, jakim się staję, gdy przejdę przez lustro. Za tymi wilkami nagle pojawił się siódmy. Był wręcz przeogromny i całkowicie srebrny. Opiekował się resztą jak rodzic swoimi dziećmi. Gdy pozostałe wilki odeszły, podszedł do mnie, spojrzał swoimi miedzianymi oczyma i powiedział.
         - Jesteś wyjątkowy, moje wilcze dziecię. – przemówił, łagodnym, kobiecym głosem.
         - Ja? Wyjątkowy? Dlaczego? – zadawałem pytania wilczycy. –  Kim ty jesteś?
         - Masz w sobie to co najlepsze po twoich przodkach. – odrzekła z uśmiechem na pysku. – Bystry umysł, sprawne ciało, szybkie nogi i, co najważniejsze, wielkie serce. Ty jesteś w stanie przywrócić honor mojemu rodowi.
         - Nie wiem, o co ci chodzi. Poza tym nie mam pojęcia, kim ty jesteś. – próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej.
         - Jestem Wilczycą Alfa, praprzodkiną wszystkich wilków z Yriaf Selat. – powiedziała z dumą. – Jak pewnie już wiesz w każdej rodzinie jest ktoś, kogo wstydzi się reszta rodziny. W tym przypadku jest to sześć pokoleń wilków grzywiastych.
Po tym jak skończyła mówić zniknęła niczym duch, lecz po chwili znów poczułem czyjąś obecność. Znikąd wyskoczyły na mnie dwa wilki, wyglądały prawie jak ja, tylko ich sierść była bardziej czerwona niż pomarańczowa. Wywnioskowałem, że to o takich jak oni mówiła Wilczyca.
         - Cześć młody… - mruknął jeden z nich niezbyt uprzejmie.
         - Godowy do pracy? – powiedział z ironią w głosie drugi. – Pora zasiać trochę strachu wśród wieśniaków. Żniwa chaosu same się nie zbiorą.
         - Nie mam zamiaru straszyć nikogo! – sprzeciwiłem się im. – Nie jestem taki jak wy!
         - Na pewno? Bo tu jakoś nie widać… - mówił dalej, pokazując moje wspomnienia niczym filmy. – I tu, i tu…
         - ale.. ale.. ale ja nie jestem taki naprawdę. – kłóciłem się z nimi.
Cokolwiek bym im powiedział, to nie zdawało się na nic. Zbyt często zachowywałem się jak bezduszny drań. Patrzyłem na te wspomnienia i niemalże nie wierzyłem w to, że to naprawdę byłem ja. Czasami wyglądałem nawet tak przerażająco, że… sam się zacząłem siebie bać. Byłem jak zupełnie inna osoba…
         - Nie! – krzyknąłem w końcu i spostrzegłem, że właśnie się obudziłem.

Natychmiast wyskoczyłem z łóżka i poszedłem wziąć uspokajający prysznic. Później zacząłem szykować się do szkoły, jednak gdy ścieliłem łóżko, zauważyłem coś dziwnego. Na mojej pościeli pojawiły się ślady wilczych łap a także ślady jakiś kopyt…



         Kilka ostatnich dni w Yriaf Selat spędziłam ratując różne panny w opałach. Było to dużo łatwiejsze niż przypuszczałam, wiec zaczęło mnie to już nudzić. W przeciwieństwie do mnie Merlin był wręcz wniebowzięty, zawsze, gdy mieliśmy jakieś zadanie do wykonania.
         Jednak tym razem chciałam opowiedzieć o czymś zupełnie innym. Otóż… miałam sen. Był to niezwykły sen, czyli coś, co było dla mnie wtedy niczym zimny prysznic w upalne dni. Odświeżający i częściowo potrzebny. Zaczął się on tym, że byłam w jakimś zupełnie ciemnym pomieszczeniu, nie licząc smugi światła skierowanej na mnie niczym reflektor. Po chwili na ziemi pojawiły się lśniące ślady stóp. Poszłam tym tropem. Nagle znalazłam się w jakiejś wielkiej, średniowiecznej bibliotece. Było tam pełno wysokich do nieba regałów pełnych grubych i zakurzonych ksiąg. Widocznie nikogo tam dawno nie było. Na końcu „ książkowego korytarza” były wielkie, złote wrota o kształcie największej z ksiąg. Przejście miało dwoje strażników. Jednym z nich był chłopak z kręconymi ciemnymi włosami i łukiem na plecach, natomiast drugim… moja przyjaciółka Elsa. Oboje uśmiechnęli się do mnie, chociaż wydawało mi się, że śmiali się z czegoś. Otworzyli przede mną masywne drzwi i przeszłam przez wrota. Nagle miałam ubraną moją zbroję. Rozejrzałam się wkoło. Stałam w jakimś białym jak śnieg korytarzu. Obok mnie stała jakaś postać. Był to mężczyzna o ciemnych włosach i zielonych oczach, lecz najważniejsze w nim było to, że posiadał parę pięknych białych skrzydeł. Gdy szłam on podążał za mną niczym anioł stróż. Na ścianach wąskiego i krętego holu wisiały obrazy, na których byłam ja. Były to różne momenty mojego życia. Pierwszy trening szermierki, spotkanie z Danielem, każdy z moich nieszczęśliwych związków… prawie zaczęłam płakać. Na końcu korytarza była wielka pusta sala. Anioł, który mi towarzyszył, został przy wejściu. Nagle na środku pomieszczenia pojawił się jakiś mężczyzna, nie wiem dlaczego, ale z wyglądu przypominał trochę mojego ojca. Miał doskonale ułożone włosy niczym ze złota i tegoż koloru brodę. Nie była ona ani zbyt krótka ani za długa, po prostu idealna! Jak cały on… i te zielone oczy. Na głowie nosił lśniącą koronę ze szczerego złota ale nie nosił wcale królewskich szat, tylko mocną, żelazną zbroję.
         - Witaj, młoda damo. – powitał mnie ciepłym głosem i przestał przypominać mi tatę, który nigdy nie był dla mnie tak uprzejmy. – Cieszę się, że mogę cię spotkać.
         - Kim jesteś? - zapytałam. – I co to za miejsce?
         - Zwą mnie królem Arturem, pewnie o mnie słyszałaś… - powiedział półżartem. – Jeśli chodzi o to gdzie jesteśmy, to sam nie mam pojęcia.
         - Przykro mi, ale nie słyszałam o tobie. – powiedziałam lekko speszona. – Jesteś królem, prawda? Dlaczego nosisz zbroję?
         - Eh… tak jestem królem. – odpowiedział zawiedziony moimi słowami. – Jestem też pierwszym właścicielem twojego miecza. Używałem go by bronić mojego królestwa. Dobyć go może tylko osoba, która uczyni coś niezwykłego! Dokona przełomu i będzie stać na straży pokoju!
         - Obiecuję ci, że tak zrobię! – wyrzekłam pełna zapału do pracy.
Po tym król uśmiechnął się do mnie i zniknął rozpływając się w powietrzu. Po chwili na jego miejscu pojawiła się kobieta łudząco podobna do mojej matki. Miała długie do bioder czarne jak smoła włosy splecione w warkocz. Ubrana była w białą suknię lekko powiewającą na wietrze, którego wcześniej nie było. Mój anioł stróż stanął obok niej. Wyglądali jak matka i syn. Zauważyłam wtedy, że ona też ma skrzydła. Posłała mi tylko całusa i oboje zaczęli odlatywać. Obudziłam się zanim chciałam ich zapytać o to, kim są. Był już ranek, więc zaczęłam szykować się do szkoły. Ubrałam się, uczesałam i zaczęłam pakować książki. Przypadkowo chwyciłam też do rąk książeczkę, którą czytał mi brat, kiedy byłam młodsza, tak trzy lata temu. Jego czytanki zawsze ogromnie mi się podobały, mimo że byłam już na nie od dawna za stara. „ Kiedy wrócisz braciszku? Teraz ja chcę opowiedzieć ci bajkę…” pomyślałam, odkładając książkę na łóżko. Zauważyłam w tamtym momencie, że na mojej poduszce leżą dwa białe pióra a obok nich mój „nóż”. Skąd one mogły się tam wziąć?



3 komentarze:

  1. No nie spodziewałam się takiego obrotu akcji nowa przyjaźń rudzielca, król Artur i miecz ekskalibur... najważniejsze czytelnika cza zaskakiwać ;) akcja trochę szybko leci (co załatwiłoby dodanie trochę większej ilości opisów i rozdział byłby dłuższy :3) ale to nie powinno przeszkadzać :) to do następnego rozdziału na który niecierpliwie czekam i miłych ferii chociaż za szybko one zlatują :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się tego na początku nie spodziewałam. :p musiałam po prostu urozmaicić postać Anieli, bo wszystko co fajniejsze zgarnął już Daniel.

      Usuń
    2. Paczaj co udało mi się znaleźć :D
      http://katalog-opowiadan.blogspot.com/?m=0

      Usuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger