piątek, 30 września 2016

Rozdział 37 "Pięć koron: Władca Lata"

ANIELA.

            Ostatecznie Damian wpuścił nas do zamku Avalon. Tam prócz niego była jeszcze jego małżonka, Amanda oraz prawie połowa sertońskiej armii. Od królowej dowiedziałam się, czegoś o czym Damian mnie nie powiadomił – Stolica państwa została podbita. A to wszystko z powodu jednej korony. Tu też na pewno dotrą, w końcu czekają tu na nich aż dwa takie królewskie atrybuty. Martwiłam się o to, co zrobimy, kiedy już tu dotrą. Nie mieliśmy szans w walce z nimi. „Jak można pokonać coś czego nie można dotknąć? I w czym nam pomogą korony?” – pomyślałam, kierując się w stronę Wielkiej Sali, w której znajdowała się korona Króla Artura.
            Pomieszczenie było przeogromne. Nazwa była bardzo adekwatna do specyfiki tego pokoju. Cały zamek zbudowany był z żółtawej cegły, ale dopiero w Sali było widać to tak mocno. Po zachodniej oraz wschodniej stronie mieściły się wielkie okna. Na samym środku podłogi, a może na całej długości środkowego pasa, rozłożony był piękny czerwony dywan. Na samym końcu pokoju usadowiony był marmurowy tron. Wyłożony był zielonymi poduszkami. Naprzeciw niego, w czymś na kształt półokręgu ( z przerwą pośrodku) było ustawionych 11 mniejszych marmurowych siedzisk. Na ścianach widziałam również gobeliny ze wzorem słońca, miecza oraz czerwonych róż. Zauroczona tym widokiem weszłam do środka. Nie mam pojęcia dlaczego, ale moja zbroja zmieniła się z powrotem w moją sukienkę ze szkolnego balu, w momencie w którym przekroczyłam próg. Za mną do pokoju weszli Merlin i Marco, ale ich ubrania pozostały niezmienne. W kinkietach zapłonęły świece. Było czuć potężną magię w powietrzu. Dołączyli do mnie jeszcze Amanda i Damian. Chwycili mnie za barki i wskazali skinieniem ręki miejsce, gdzie leżała korona. Był to tron. Popędzana przez przyjaciół szłam po czerwonym dywanie niczym zaczarowana. Gdy byłam w połowie drogi, pojawił się przede mną. Właściciel tego zamku. Duch króla Artura stał naprzeciw mnie. Nie miał na sobie korony i uśmiechał się do mnie.
            -  Miałam nadzieję, że Cię tu zobaczę. – powiedziałam odwzajemniając uśmiech. – Wiesz, gdzie znajdę prawowitego następcę Twojego tronu?
            - Obecnie żyje troje ludzi, którzy mają prawo do mojego tytułu. – mówił. – Ale ja wybrałem tylko jedną osobę. Czekałem właśnie na Ciebie.
            - Jak to? – mówiłam nie rozumiejąc nic.
            - Wybacz królu, moja siostra jeszcze tego nie załapała. – do rozmowy wtrącił się Marco. – Trzy osoby, które mogą ubiegać się o Twoją koronę to ja, Aniela i nasz ojciec, prawda?
            - Masz rację, mój chłopcze. – Monarcha mówił z powagą. Wyglądał jakby martwił się do czego dąży ta rozmowa. – Chcesz wiedzieć dlaczego nie wybrałem Ciebie?
            - Tak, właśnie o to chciałem zapytać.
            - Cóż jest jeden powód. – król znów mówił z uśmiechem na ustach. – Oprócz Królestwa Mertynii w Yriaf Selat jest jeszcze jedno miejsce, w którym potrzebują mojego potomka. Chciałbym, żebyś Ty się tam udał. Tamto miejsce jest dość specyficzne, ale pokażę Ci drogę po niego po wojnie.
            - Trzymam Cię za słowo. – mój brat zmierzył go wzrokiem. – Teraz czas na koronację.
            - Jest tylko jeszcze jeden problem. – Król wyglądał na zawstydzonego, kiedy mówił. – Jestem duchem, więc nie jestem w stanie dotknąć korony ani niczego innego. Mógłbym pożyczyć Twoje ciało na pięć minut?
Marko chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Duch Króla przejął jego ciało co dało się zauważyć po tym, że oczy mojego brata się świeciły. Poza tym król mówił swoim głosem. Kazał się zebrać wszystkim obecnym w Wielkiej Sali. Ja miałam tylko trzymać miecz przed sobą i przyklęknąć na jedno kolano. Kiedy już to zrobiłam, zaczął mówić:

„Ja Artur Swordson, pierwszy władca Mertynii, królestwa lata, pragnę przekazać moją władzę nad tymi Ziemiami Tobie. Anielo Mieczyńska, córko Michała, powierzam Ci Cały swój dobytek w Yriaf Selat. Broń tego królestwa z całych sił. Niech Exkalibur Ci służy.”
            Po tym jak skończył czułam dziwne uczucie wypełniające mnie od środka. Coś jakby ciepło tysiąca słońc, tylko nie parzyło. Miałam zamknięte oczy i bałem się je otworzyć. Zostałam Królową. „Czy w moim życiu pozostanie choć odrobina normalności?” - Zadałam sobie w duchu pytanie.
            W końcu jednak przemogłam się i podniosłam powieki. Pierwszą przeczą jaką ujrzałam, był napis na ostrzu mojego miecza. Wcześniej były to tylko niezrozumiałe samogłoski a teraz zmieniły się w napis: Własność Władcy Lata. Prawdopodobnie to, że wyciągnęłam go wtedy ze skały, zadecydowało o mojej przyszłości. Po chwili w ostrzu zobaczyłam coś jeszcze dziwniejszego – swoje odbicie. Było podobnie jak w trakcie balu. Miałam koronę na głowie, moje włosy zmieniły się w piękne złote loki, a oczy były zielone. Analogicznie sukienka też zmieniła się tak jak wtedy. Król Artur patrzył na mnie z dumą. Wszyscy gapili się na mnie, nie mogłam tego zmieść. Zdjęłam koronę z głowy i mój wygląd wrócił do normy.
            Z niechęcią spojrzałam na srebrzystą koronę w moich rękach. W środku niej wtopiony był duży, czworokątny szmaragd. Błyszczał w słońcu. Był już kolejny dzień. Cała ta przygoda zajęła nam tak dużo czasu. Całą dobę temu byłam po prostu rycerzem i zwyczajną uczennicą liceum spieszącą się do szkoły. A teraz? Muszę szykować się do wojny z wrogiem, z którym nie można negocjować ani nie można dotknąć. Jestem królową, czy rycerzem?
            - Merlin, schowaj moją koronę do torby i pilnuj jej. – stwierdziłam twardo. – Mamy Wojnę, potrzeba nam Rycerza a nie Króla.
             - Moja krew… - zaśmiał się duch mojego poprzednika i zniknął.

            - Ruszajmy! – krzyknęłam chcąc wszystkich zmotywować. – Nasz Cel: Spotkanie Z Danielem! Razem pokonamy każda przeszkodę…


Aniela w  koronie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger