sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 2 + ogłoszenie

Zacznę od kilku ważnych spraw:

  1. Chciałabym się dowiedzeć jak często chcecie, żebym dodawała nowe rozdziały. (ankieta po lewej)
  2. Zamieżam zorganizować konkurs na postać do tego opowiadania. (Szczegóły jutro)
  3. Tekst w kolorze pomarańczowym to historia z perspektywy Daniela, a czerwonym Anieli.


"Po powrocie do domu część 1"


         Krążyłem po pokoju zastanawiając się, co może być przyczyną tak radykalnej zmiany jak zostanie wilkiem. Na domiar złego nie umiem posługiwać się tym nowym ciałem, a w szczególności łap. Dawało to, niemal co chwilę widowiskowe wywrotki. Hałas ten przyciągnął na piętro właściciela karczmy.
         -  Już wstałeś, mój wilczku?  – zaśmiał się widząc jak po raz kolejny upadłem.
         -  Co to ma znaczyć dziadku?! – pytałem. –  Czemu nagle stałem się wilkiem?
         - Bo widzisz, to jest kraina jak z ziemskich baśni a każdy jej mieszkaniec pełni jakąś rolę. Nieważne czy się z tym zgadza. –  zaczął tłumaczyć siadając na łóżku. – Ty, twoja matka i twoja babcia jesteście potomkami jednego z najgroźniejszych wilków na świecie.
         - Czyli to dziedziczne? – mruknąłem. - Jestem wilkiem, ale mogę zmienić się z powrotem w człowieka, prawda?
         - Tak, musisz tylko się tego nauczyć. SAM! – pouczył mnie.
         - A ty jaką pełnisz rolę? – zadałem pytanie.
         - Ee… ja? – nie chciał mi powiedzieć. – Chodź na dół, bo śniadanie wystygnie.
Dałem już sobie z tym spokój i kierowałem się ku schodom. Na korytarzy można było wyczuć zapach świeżych naleśników z jagodami. Pachniały po prostu cudownie. Tak bardzo upajałem się tą wonią, że nie zauważyłem schodów i spadłem wprost na dół obijając sobie przy tym chyba wszystkie części ciała. Taki obolały zabrałem się do jedzenia. Myślę, że w tamtej chwili musiałem wyglądać komicznie. Rudy wilk siedzący na stołku barowym, który próbuje jeść naleśniki używając srebrnych sztućców.  Jednak nikt się nie śmiał. Ludzie patrzyli na mnie z przerażeniem, jakby bali się, że to oni będą następni po naleśnikach.
         - Dlaczego wszyscy się mnie boją?  - zapytałem w końcu dziadka.
         - Po pierwsze dawno nikt nie widział tu wilka. – powiedział z uśmiechem na twarzy.  – A po drugie: Wilki są tutaj największym złem.
         - W sumie to logiczne. – powiedziałem lekko załamany. – Jestem czarnym charakterem.
         -  Teraz lepiej szybko wracaj do siebie, zanim ktoś wezwie straże. – poradził mi dziadek.
Po skończeniu śniadania szybko, ale jednocześnie potykając się o wszystko po drodze, wróciłem do tamtego lasu a później do lustra. Co chwilę sprawdzałem czy przypadkiem ktoś mnie nie śledzi. Na całe szczęście przybyłem na miejsce zupełnie sam. Dotknąłem łapą srebrnej powierzchni zwierciadła i wróciłem do swojego pokoju. Siedząc na środku pokoju odczuwałem ogromną ulgę. Nareszcie wróciłem, ale najważniejsze było to, że nie pozostał nawet ślad po tym, że jeszcze przed momentem byłem biegnącym po lesie czworonożnym drapieżnikiem. No może nie licząc tych wszystkich siniaków, które miałem po licznych upadkach. Wkrótce zdałem sobie sprawę z okrutnej rzeczywistości. Była siódma rano, a musiałem jeszcze odrobić zadania, ponieważ przy wczorajszych wydarzeniach nawet nie dostałem takiej szansy. Szybko wziąłem prysznic i zabrałem się do roboty. Na moje nieszczęście było tego o wiele więcej niż zwykle, więc wziąłem telefon, żeby napisać SMS’a do Ani, by na mnie nie czekała. Ku mojemu zdziwieniu nim zdążyłem cokolwiek napisać, dostałem od niej wiadomość: „dziś jadę z tatą, nie czekaj”. Odrzuciłem po tym telefon i zacząłem pracę na poważnie. Matematyka, biologia i jeszcze trzystronicowa praca z historii Europy... Gdy w końcu się z tym uporałem, została mi tylko minuta do dzwonka rozpoczynającego lekcje. Nikt nie byłby wstanie zdążyć. Zabrałem plecak i wyskoczyłem przez okno, moim celem było spóźnić się jak najmniej. Na szali było teraz to, czy wystartuję w zawodach międzyszkolnych, więc pędziłam ile sił w nogach. Co dziwne nie czułem wtedy tego całego bólu mięśni, było nawet lepiej, czułem w tamtej chwili, że mogę zrobić wszystko. Nie myślałem wiele i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Nie musiałem nawet patrzeć na leśne ścieżki, drogę znalem na pamięć. Niczym struś pędziwiatr wbiegłem wprost do klasy i nie mogłem uwierzyć sam sobie. Lekcja jeszcze się nie zaczęła?! Ale jak to? Mój zegarek jest przecież doskonale synchronizowany z dzwonkami. Popatrzyłem na niego i aż się prawie zdziwiłem ze zdumienia. Według tego, co wskazywał, pokonałem drogę z domu do klasy w niecałe pół minuty! To przecież niemożliwe, żadne stworzenie na Ziemi nie jest w stanie przebiec pięciu kilometrów (bo tyle przebiegłem) w tak niesamowicie krótkim czasie. Założyłem wtedy, że po prostu źle odczytałem godzinę. Mimo to nie mogłem tak łatwo przestać o tym myśleć. Na dodatek prawie w ogóle nie odczuwałem zmęczenia. To na pewno nie było normalne. Chociaż... Co ja mogę mówić o normalności, skoro godzinę wcześniej byłem biegającym po innym wymiarze, gadającym wilkiem?
         Pierwszą lekcją była historia z dyrektorem – profesorem Jackobem Andersenem. Jest to bardzo miły i często dowcipkujący z uczniami staruszek. Pochodzi on z Danii i krążą plotki, że jest spokrewniony z Hansem Christianem Andersenem. Był nawet trochę do niego podobny. Miał takie same smutne oczy i przeogromne czoło. Wracając do lekcji, nim zaczęliśmy temat, profesor powiedział, że przez to co wydarzyło się na stołówce zarówno ja jak i Aniela musimy odpracować karę. Tym razem było to... zagranie w przedstawieniu dla dzieci! „Mogło być gorzej” pomyślałem, ale po chwili przypomniałem sobie, że będą tam też dwie osoby, które uwielbiają patrzeć jak cierpię: Bill Adams oraz Elsa Andersen...

2 komentarze:

  1. Mi osobiście bardzo się podoba i czekam na kontynuację z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawi mnie pewna sprawa... czy w jego świecie mógłby zamienić się w wilka? Ale by mieli miny gdyby grali 'czerwonego kapturka' XD

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger