sobota, 30 lipca 2016

Rozdział 32



Podczas szkolnego balu drugoklasistów usłyszeliśmy ogłoszenie, że zarówno nasz świat jak i Yriaf Selat są teraz pod kontrolą Wielkiego Złego Wilka. Nie pozwolę na to dopóki żyję, bo żyję , co nie? Nieważne. Chwilę po tym jak umilkł głos ze szkolnego radiowęzła, na salę gimnastyczną napadł wielki duch wilka. Prawdopodobnie jeden z moich przodków. Żeby jakoś chronić moich szkolnych kolegów, musiałem im pokazać pełnie mojej wilczej natury. Zjawa chciała przeciągnąć mnie na swoją stronę, ale oczywiście zaprzeczyłem. Po chwili napastnik rzucił się wprost na mnie. Na szczęście udało mi się zrobić szybki unik i zachęcić większość uczniów do ucieczki. W pomieszczeniu poza mną i duchem pozostało pięć osób: Will, Elsa, Aniela oraz zupełnie niepotrzebni Max i Tamara. Ta dwójka po prostu sobie stała i nagrywała wszystko swoją kamerą. Wilk szybko spostrzegł, że oni są łatwym celem i chciał ich zaatakować. Will wystrzelił jedną ze swoich strzał, która przeleciała na wylot wroga nie czyniąc mu żadnej krzywdy.
- Prawie zapomniałem. - rozbrzmiał niski głos zjawy. - Jestem duchem, więc nic nie możecie mi zrobić. Mogę was wszystkich pożreć bez najmniejszego wysiłku.
- Max, Tamara! - krzyknąłem na nic nie rozumiejącą parę. - Uciekajcie stamtąd!
- Nie wysilaj się młody. - zaśmiał się duch wyciągając już pazury w stronę swoich ofiar. - I tak ich dopadnę. A później ciebie.
Ruszyłem w stronę Maxa i Tamary. Szybkimi susami przybliżałem się do nich, ale wróg niemalże równie szybko czynił to samo. W ostatniej chili stanąłem pomiędzy moimi znajomymi a ogromnym duchem. Jakimś cudem udało mi się zatrzymać potwora. Jego łapy były niemal dwa razy większe od moich. Z całych sił próbowałem go odepchnąć.
- Jak ty to?! - napastnik był zdezorientowany. - Nie powonienieś móc mnie dotknąć!
- Nie wiem jak to wszystko działa. - mówiłem z trudem przytrzymując napastnika. - Wiem tylko, że nie pozwolę Ci ich skrzywdzić. Nawet po tym co musiałem przez nich przechodzić.
- Tyś chyba postradał zmysły! - Wilk naciskał co raz bardziej. - Wolisz odrzucić potęgę i bronić tych, którzy cię skrzywdzili?!
Nie zdążyłem nic mu nawet odpowiedzieć a on po prostu przeszedł przeze mnie. To było niesamowicie dziwne uczucie. Na całe szczęście tamta dwójka zdążyła sięgnąć po rozum do głowy i uciekli. Zjawa nawet za nimi nie ruszyła, Wyglądał jakby opadł z sił. Cały czas sapał z wywieszonym szarym jęzorem. Myśleliśmy już, że ma całkiem dosyć.
Jednak nagle znalazł się koło Anieli i wielką łapą popchnął ją prosto w stronę stołu. Korona, którą włożyłem jej na głowę jak miała zamknięte oczy, spadła na podłogę i odbiła się jeszcze od niej dwa razy. W tym czasie złote loki dziewczyny znów przybrały śliczną, śnieżnobiałą barwę. Jej oczy i sukienka także wróciły do normy. Jej normy. Czyli to przez koronę jej wygląd się wtedy zmienił? Dlaczego?
Niemal natychmiast do niej podbiegłem. Na całe szczęście była cała. Poza kilkoma drobnymi siniakami. Poza tym jej sukienka była cała w owocowym ponczu, który wylał się, kiedy uderzyła w stół. Na podłodze była ogromna kałuża. Nie wiem czemu, ale to co się w niej odbijało wciągnęło mnie niesamowicie. Nie dosłownie oczywiście. Po prostu było w tym odbiciu coś... jakby to ująć... znajomego. Nie uwierzycie mi, ale ja widziałem to już wcześniej.
----
Było to w szóstej klasie podstawówki. Zgubiłem się w lesie. Bylem już zmęczony, gdy zobaczyłem niewielką polanę. Byłem pewien, że w naszym lesie nie ma tak pięknego miejsca. Dzięki temu, że była już noc, tamto miejsce wyglądało po prostu magicznie. Oświetlana światłem księżyca maleńka sadzawka ze źródełkiem. Wokół wysokie trawy. Między drzewami porozwieszane lampiony. Były tam też dwa piękne zwierzęta. Koń biały niczym mleko, który miał srebrzystą grzywę oraz ogromny jeleń. Chociaż jak tak teraz myślę, to chyba to był daniel. W każdym razie miał on niezwykłe poroże, na którym po przywieszane były liany. Wydawałoby się, że i z samych rogów wyrastają liście. Niczym zaczarowany podszedłem do niezwykłych zwierząt. Te nie wystraszyły nie ani trochę. Usiadłem nad brzegiem sadzawki i napiłem się wody. Miałem tego dnia kiepski humor. Max i Tamara ukradli mi tamtego dnia mojego ukochanego pluszaka. Był to mały pluszowy jelonek. Dostałem go od babci. Powiedziała mi, że mam o niego dbać, ponieważ to król lasu. Przywiązałem się do tego pluszowego zwierzaka, zwierzałem się mu ze wszystkiego.
- Chciałbym znaleźć kogoś, kto powiedziałby mi jak nie dać się tym łobuzom... - mówiłem sam do siebie.
- A próbowałeś się im postawić? - usłyszałem nagle kobiecy głos. KOŃ do mnie przemówił. - Jeśli pokarzesz im, że się ich nie boisz, to cię nie zaczepią. Równy z równym. Przemyśl to mały.
- Dlaczego ty... - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. - Ty mówisz?!
- Jak najbardziej. - koń mówił z uśmiechem na pysku. - Tak poza tym, jestem Skała, a ty?
- Mam na imię Daniel. - powiedziałem z uśmiechem jednocześnie gładząc Skałę po głowie. - Czyli mówisz, że mam być jak moi koledzy?
- Mówię, że musisz być twardy mały. - mówiła z troską. - Poza tym masz fajowe imię. Takie samo jak mój kumpel.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele Skało. - daniel odezwał się niskim, ciepłym głosem. - Przy obcych masz nazywać mnie królem.
- Jesteś królem? - zapytałem z wielkimi oczami.
- Tak, jestem Królem Lasu. I wiesz co, znam twoją mamusię Danielu. - mówił zupełnie jak dziadek. - Ma na imię Daria, co nie?
- Tak.
- Spójrz w obraz odbijający się w sadzawce, co widzisz? - zmienił nagle temat.
Tak jak mi kazał spojrzałem w jeziorko. Najpierw widziałem po prostu swoje odbicie, ale już po kilku chwilach zaczął wyłaniać się inny obraz. To było właśnie to co dziś widziałem w kałuży ponczu. Kropka w kropkę! Powiedziałem później o tym Królowi na ucho. Ten uśmiechnął się tylko i powiedział „Pamiętaj by zawsze być sobą, nawet jeśli powiedzą Ci, że masz być kimś innym. Na przykład mną”. Nie zrozumiałem wtedy sensu tych słów, więc nie wziąłem ich sobie do serca. W tym samym momencie jak mówił co mnie te słowa, wszystko zaczęło znikać. Znów byłem pośrodku ciemnego lasu, ale tym razem szybko znalazłem drogę do domu. Jednak gdy wróciłem, powiedziano mi, że nie było mnie dwa miesiące.

----
Po chwili w kałuży zobaczyłem małego siebie, za mną stała Skała. Nigdzie nie było widać Króla. Z tego całego zamyślenia wybudził mnie dopiero dzwonek mojego telefonu. Dostałem SMS'a. (nie mam pojęcia jak to możliwe, jako wilk nie mam nawet kieszeni a co dopiero telefon) Dopiero wtedy zauważyłem, że już od dłuższego czasu, Will ciągle mnie szturchał. Powiedzieli mi, że gapiłem się w to już dobre pół godziny. Duch w końcu sobie odpuścił i powiedział nam na pożegnanie jak miał na imię. Brzmiało ono „Hans”. Niby nic ważnego, ale ok. Zmieniłem się na powrót w człowieka i wyciągnąłem telefon z marynarki. Wiadomość wysłał Felix. Były tam tylko trzy słowa „Rema, duch, pomocy”.
Nie myśląc za wiele ruszyliśmy w stronę lustra Anieli. Stamtąd było bliżej do Remy. Oby tym razem nie powtórzyło się to co było, gdy poprzednim razem potrzebowali pomocy.

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 31 "Atak duchów"

ANIELA.

Był już ranek, gdy doszliśmy do starej karczmy. Wyglądała tak jak zwykle. No może rozpadała się odrobinę mniej. Ze środka wyszli do nas rodzice Daniela. Udało im się wrócić do ludzkiej postaci i chyba zrozumieli już co nieco o obecnej sytuacji. Ojciec Daniela miał bardzo krótkie jasne włosy, przez co sprawiał wrażenie łysego. Jego oczy były koloru błękitu. Jak zwykle miał na sobie szary garnitur. Za to matka mojego chłopaka miała na sobie biały sweter i ciepłe spodnie. Jej długie, lekko kręcone włosy miały szarawo-brązowy odcień. Za to patrząc jej w oczy od razu było widać jej pokrewieństwo z Danem. Tylko w tej rodzinie można zobaczyć takie śliczne srebrne oczy, które połyskują w słońcu na zielono. Tuż za nią z budynku wyszła Sara a wraz z nią jej babcia. Ta rodzinka była po prostu pocieszna i wcale nie była jak wymagająca jak moi rodzice.
- Zastanawiam się nad tym już od dłuższego czasu... Czemu Dan i Sara mają rude włosy? - powiedziałam, po czym zdałam sobie sprawę z tego, że wszyscy się na mnie gapią. - Eee... ja serio to powiedziałam?
- Tak. - mruknął z uśmiechem Will.
- W mojej rodzinie było kilka osób z takim kolorem włosów. - przyznał się niezręcznie pan Wilczek.
- A ja myślałam, że to po moim dziadku. - mówiła do męża pani Wilczek.
- Przecież to nieważne... - mruknęła Sara.
- Zgadzam się z Sarą. - powiedział surowo Dan, który siedział sobie kawałek dalej. - Spójrzcie co się stało.
Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku, który wskazywał. Widzieliśmy miasta, wysokie wieżowce i przelatujące samoloty. Niby nic interesującego... no ale byliśmy w Yriaf Selat! Wszyscy oprócz Willa i państwa Wilczków wpatrywaliśmy się w to z niepokojem i głośno dyskutowaliśmy o tym co się stało z niegdyś średniowieczną krainą. Will stał z boku i nie włączał się do rozmowy. On nie był taki zaskoczony i chyba wiem dlaczego. Przecież on wspominał o czymś dziwnym poprzedniego ranka. Z jego miny wnioskowałam, że widział to wszystko co tu się stało na własne oczy.
- To co widzicie, to tylko wierzchołek góry lodowej. - powiedział ochrypłym głosem. - Wielki Zły Wilk to zrobił. Nie wiem w jaki sposób, ale to na pewno on. Zmienił całą krainę, włącznie z ludźmi. Teraz Yriaf Selat jest podobne do waszego świata.
- Ale on nie żyje! - krzyknęli jednocześnie mój dziadek i babcia Daniela.
- To wcale nie znaczy, że nie jest groźny. - mój ukochany włączył się do rozmowy. - Był u mnie w pokoju jako duch. Namawiał do współpracy. Nawet mi groził. - zatrzymał się i złapał za serce jakby sprawdzając czy wciąż... nie bije. - On chciał wydrzeć mi serce, ale coś go zatrzymało.
- Poza tym my nie jesteśmy wstanie go zranić. - kontynuował William, - W końcu jest duchem.
- Ale... - pani Lesiecka chciała coś powiedzieć jakby w wyniku olśnienia.
- O nie! Już siódma! - przerwałam jej spoglądając na zegarek na jej ręce. - Musimy zbierać się do szkoły. Will, Dan idziemy.
- Zanim pójdziecie. - mój brat złapał mnie za ramię. - Wiecie, kiedy zmarł król Lasu?
- Nie. - odpowiedziałam mu krótko.
- A skąd pomysł, że nie żyje? - dodał Daniel.
- Wystarczy spojrzeć na pogodę. - mój brat spojrzał nieznacznie w niebo. - Nie jest ani ciepło ani zimno. Nie ma deszczu czy innych opadów. Nie wieją wiatry. W dodatku drzewa i inne rośliny wyglądają jakby zatrzymał im się czas. To jakby...
- Nie było żadnej pory roku. - dokończył mój dziadek. - Nie zauważyliście?
- Nie zwróciłam na to uwagi... - powiedziałam lekko zamyślona. - Ale jeśli tak na to popatrzeć, to ten stan utrzymuje się od wieczoru 15 lutego.
- Wtedy też moje serce przestało bić... - burknął Dan. - wtedy...
- Idźcie do tej szkoły, bo się spóźnicie. - przerwała mu głośno jego babcia obrzucając go dziwnym spojrzeniem, jakby chciała mu coś przekazać. - Nie zapomnijcie, że dziś po lekcjach macie szkolny bal.
Ruszyliśmy w końcu w stronę lustra. Will niósł Daniela na rękach. Musiał go jednak postawić tuż przed zwierciadłem, by ten mógł zmienić się z powrotem w człowieka. Pomogliśmy mu przejść i zaczęliśmy szykować się do szkoły. Nie mieliśmy nawet czasu by zjeść śniadanie a co dopiero się wyspać. Żadne z nas nie spało ubiegłej nocy. Byliśmy ledwo żywi i praktycznie spóźnieni.
- Gdyby nie ta noga, mógłbym nas tam zabrać w ułamku sekundy. - mówił z wyrzutem Danny.
- Niestety nic na to nie poradzimy. - dobił go Will. - W dodatku dostaniemy za swoje na lekcjach. Ani nie wróciła do domu...
- Przepraszam, to moja wina. - Dan był jeszcze gorszym humorze. - Gdybym nie był tym przeklętym wilkiem. Nic by się nie stało...
Z tej wściekłości uderzył złamana nogą o podłogę.. i rozbił gips w drobny mak. A jego nawet to ie zabolało. Z jego nogą tez wydawało się wszystko w porządku a przecież złamał ją sobie zaledwie kilka godzin temu. Nie zastanawiając się nawet nad tym co się stało chwycił mnie i Grimma w pasie, lekko uniósł nas nad ziemię i ruszył biegiem z niesamowitą szybkością. Czułam jak powietrze uderza w moją twarz. Wszystko wokół było rozmazane, przypominało niewyraźne smugi. Wtedy mnie olśniło. Ta dziwna, pomarańczowa smuga, którą kiedyś widziałam to był właśnie Daniel. Tylko jak on może biec tak szybko? I dlaczego jego noga jest już sprawna? I jeszcze jego serce... Czemu? To jedyne o czym myślałam przez tę krótką chwilę, kiedy mnie trzymał. Chciałam go zapytać, ale patrząc w jego oczy zrozumiałam, że on także je sobie zadawał.
Poza kazaniem od mojego taty, nie było nic wartego uwagi, więc nie będę was tym zanudzać. Przejdźmy od razu do najważniejszego punktu dnia, czyli balu. Tak, to jedyny dzień w roku, w którym sala gimnastyczna przemienia się w salę balową. Wszędzie były dekoracje, które miały na celu upodobnienie pomieszczenia do zamku. Były długie, drewniane stały, ozdobne wazy i beczki arrasy i gobeliny na ścianach. Wyglądały przepięknie, ale niezbyt realistycznie. Ale było przecież coś ważniejszego niż dekoracje – tańce! Przecież była to przede wszystkim impreza taneczna. Praktycznie całą imprezę spędziłam u boku Daniela, który wyglądał wyjątkowo dobrze w garniturze. Will i Swen też się wystroili. Wszyscy chłopcy w garniturach... jak słodko. Oczywiście wszystkie dziewczyny miały na sobie śliczne sukienki. Tamara miała na sobie tą samą sukienkę, którą nosiła na szkolnym przedstawieniu. Elsa miała prostą, lawendową sukienkę bez pleców i pasujący do niej kapelusz z szerokim rondem. Za to moja suknia była wprost magiczna. Dosłownie! A to za sprawą tego, że poprosiłam Merlina żeby mi ją wyczarował. Sukienka wykonana była z białego jedwabiu. Na górną część została naszyta srebrna kolczuga. Dół został puszczony wolno i sięga tylko do kolan. Dodatkami do tego stroju są srebrne nagolenniki i białe, długie rękawiczki. Rycerz zawsze pozostaje rycerzem a z takim strojem nie muszę się martwić jakby Wielki Zły Wilk się pojawił, mam nadzieję. Po dwóch godzinach zabawy przemówił Dyrektor Andersen:
- Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Już nadeszła pora by ogłosić, kto zostaje królem i królową tego balu. A więc zacznijmy od królowej, którą zostaje... - Starzec zrobił teatralną pauzę jednocześnie przeciągając ostatnią literę. - Panna Tamara Sonk!
Po sali rozległ się odgłos braw dla Tamary. Dziewczyna szczęśliwa, ale zupełnie nie zaskoczona werdyktem weszła na podwyższenie. Tam dyrektor włożył na jej głowę biały diadem – symbol jej zwycięstwa. Nie ukryję, że jej zazdrościłam. Jak każda dziewczyna marzyłam o tym, by być królową balu.
- A królem balu zostaje.. - dyrektor znów zrobił pauzę. - To ci niespodzianka. Daniel Wilczek!
- Zaraz do ciebie wrócę. - chłopak szepnął mi do ucha kiedy szedł po nagrodę. - przepraszam.
Danny stanął na podwyższeniu i szybko została włożona na jego głowę srebrzysta korona. On nie wyglądał na zbyt ucieszonego. Cały czas patrzył tylko na mnie i wskazywał na koronę. Później stroił miny, kiedy kazano mu zatańczyć z Tamarą. Nie za bardzo za nią przepadał. W tym czasie ja chciałam się przysiąść do Swena, który przez cały czas siedział i popijał wolno sok pomarańczowy. Niestety w tamtym momencie widziałam tylko jak wychodził. Tak czy siak przycupnęłam na ławce. Obok mnie usiadł Max, który też nie miał chwilowo z kim tańczyć. Przyszedł z Tamarą. Nie odzywaliśmy się do siebie. Jak na złość puścili wtedy jakąś balladę. W końcu jednak Dan wrócił do mnie. Wstałam widząc, że idzie w moim kierunku. On podszedł do mnie i kazał zamknął oczy. Później pocałował mnie delikatnie a po tym poczułam jakby kładł mi coś na głowę. W tym samym momencie przerwano grać. Słyszałam pomruki, mówiące o tym, że wyłączyli światło a następnie wycie... przypominało połączenie wycia wilka z jękami duchów. Następnie ze szkolnego radiowęzła rozległ się głos. Niepokojące było to, że to był głos Wielkiego Złego Wilka. Mówił dumnie:
Drodzy ludzie, mieszkańcy tej przepięknej krainy jest mi niezmiernie miło, że z dniem dzisiejszym macie nowego władcę – Mnie! Jestem Theodor Lucjan Joshua Lupus i wraz z moją armią wilczych duchów wprowadzamy rządy terroru w tym świecie a także w drugim, przyległym do waszego a, o którego istnieniu większość z was nie miała pojęcia. Życzę niemiłego dnia!”
Ludzie zamilkli, nie wiedzieli zupełnie o co chodzi. Nie wiedzieli czy uwierzyć, czy też wziąć to za żart. Dopiero wtedy otworzyłam delikatnie oczy. Wzrok wszystkich zwrócił się momentalnie w moim kierunku. Nie mam pojęcia co się działo, ale wtedy... zaczęłam naglę lśnić a gdy blask zniknął. Wszystkich zamurowało. Mnie też. Zobaczyłam, że moja sukienka zmieniła kolor na szmaragdowo-zielony. Gdy zapytałam wszystkich co się stało, Elsa podała mi lusterko. Spojrzałam w mnie i niemal dostałam zawału. Wyglądałam zupełnie jak nie ja. Moje oczy miały zielony kolor a włosy były kręcone i złote jak u Króla Artura. Czemu ja wyglądałam jak król Artur? Ludzie cały czas pytali się mnie jak to zrobiłam a ja odpowiadałam, że nie wiem. Jakby tego było mało, na imprezę wprosił się wielki, oczywiście rudy, wilczy duch. Kazałam się wszystkim cofnąć, ale nie za bardzo się słuchali. Daniel patrzył na przemian na tłum i na ducha. Zupełnie jakby wahał się czy zmieniać się w wilka czy nie. Will już naciągnął cięciwę i czekał na sygnał do strzału. Tak między nami, nie mam pojęcia skąd tak nagle wytrzasnął łuk. Elsa stała kawałek dalej i nagrywała wszystko kamerą.
- Młody, masz teraz ostatnią szansę. - zjawa odezwała się do mojego ukochanego. - Jesteś z nami, czy przeciwko nam?
W tym momencie usłyszałam całą masę szeptów o Danielu. Była tam mowa o tej starej plotce, że niby wilki go wychowały, ale wiele głosów mówiło też o tym filmiku z incydentu w kinie. Dan, też słyszał i tak jakby przestał się wahać. Odetchnął głęboko. Spojrzał na wszystkich i ze śmiechem powiedział:
- Pamiętacie jak mówiliście, że wychowały mnie wilki? Mieliście trochę racji... Tyle, że wilki to prawie cała moja rodzina. - po tych słowach przykucnął i zmienił się w zwierze. Tym razem był w stanie mówić jako wilk i zwrócił się do ducha. - Ale wiem jedno... Nigdy do was nie dołączę.

Po chwili zły wilk rzucił się na Daniela. Jednak ten zrobił szybki unik i krzyknął do wszystkich żeby uciekali. Rozpoczął się atak duchów...

sobota, 16 lipca 2016

Przepraszam

Przepraszam
Jest już sobota i wygląda na to, że nie będzie w tym tygodniu żadnego rozdziału. Pragnę was za to szczerze przeprosić i powiedzieć, że nie mam żadnej porządnej wymówki.

 Wena dopisuje, żyje mi się dobrze a wolnego czasu czasem aż za dużo... Po prostu nie mam motywacji do pisania. W porównaniu z chociażby początkiem wiosny, aktywność na tym blogu po prostu zniknęła. Niestety należę do tych leni, którzy potrzebują stałej motywacji i krytyki, więc proszę, jeśli ktoś tu jeszcze zagląda i nie podoba mu się to, co tu robię, też może napisać.

W związku z tym i jeszcze paroma innymi względami zadecydowałam o zawieszeniu bloga zaraz po zakończeniu tego opowiadania. Miałam w planach jeszcze część drugą, ale na razie nie zanosi się na to, żeby ktoś chciał ją czytać.
Rozdział postaram się dodać do wtorku, ale nic nie obiecuję.
Tymczasem nacieszcie oko owocem mojej najnowszej rozrywki, czyli przerabiania obrazków z Google grafika na własną, chorą modłę.
Daniel i Aniela


W następnym rozdziale: "Atak duchów"...


sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 30

Wiecie co jest gorsze od udawania kogoś kim się nie jest? Cóż ja już wiem. Takie coś przerwało mi moją pierwsza randkę z Ani. A mogło być tak pięknie... ale oczywiście Yriaf Selat musiało się wtrącić. Tak myślę, bo w jaki inny sposób można by wytłumaczyć to, że ni stąd ni zowąd bez mojej wiedzy czy chęci zamieniłem się w wilka na oczach wszystkich ludzi. Wróćmy teraz do mojego pytania. Otóż najgorszym uczuciem na świecie musi być to co wtedy przeżyłem, a przynajmniej tak myślałem w tamtym momencie.Nie mogłem porozumieć się ze światem. Za każdym razem, gdy próbowałem coś powiedzieć kończyło się to szczekaniem lub wyciem. A jako, że kino, w którym byliśmy mieściło się niedaleko lasu, przywołałem tym chyba wszystkie wilki z okolicy.Nie wyszły one z zarośli, ale wyraźnie czułem ich obecność. Poza tym cały czas czułem okropny ból w prawej nodze. Tak wielki, że miałem ochotę ją sobie odgryźć i pewnie zrobiłbym to, gdyby nie byłaby mi potrzebna chociażby do chodzenia.
Aniela widząc mój ból wzięła mnie na ręce. To było naprawdę upokarzające, żeby moja dziewczyna mnie nosiła. Na dodatek wszyscy wokół robili nam zdjęcia. Dziewczyna chwyciła mnie mocno i szepnęła mi do ucha „Najpierw zajmiemy się twoja nogą a później się wymyśli co dalej".I biegiem ruszyła w miasto. Nie miałem pojęcia gdzie ona mnie niesie, ale byłem pewien, ze nie do domu. Ruszyła w zupełnie przeciwnym kierunku. Miasto było ciemne, puste. Świeciły się tylko neony i światła przy ulicach. Raz po raz przejeżdżał jakiś samochód. Wiał delikatny wiatr w stronę zachodnią przez co zimno wciąż doskwierało. Niby nie było śniegu, ale należy pamiętać,że to nadal środek lutego. Dziewczyna zatrzymała się w końcu przed jedynym budynkiem w okolicy, w którym świeciło się światło.Nad drzwiami doskonale widoczny był szyld „Przychodnia Weterynaryjna". Czyli to miała na myśli, kiedy mówiła o zajęciu się moją nogą. Miałem mieszane uczucia co do tego pomysłu.Cieszyłem się, ze tak o mnie dba, ale czułem się głupio, że będzie zajmował mną weterynarz. W sumie jestem wilkiem no ale nie przesadzajmy... No dobra jakoś bym przeżył wizytę u weterynarza, ale akurat żadnego nie było. Pozostał jedynie stażysta i na moje nieszczęście był to starszy brat Anieli. Ten dwudziestoparolatek szczerze mnie nie nawiedził. Ja też za nim nie przepadałem, ale woleliśmy nie pokazywać tego przy Ani, która chciała, żebyśmy byli dla siebie jak bracia. Całe szczęście, że nie wiedział, że ja to ja, bo chyba nie wyszedłbym z tego cało... tak mi się wydaje.
Marco wpuścił nas do środka. Nie zadawał żadnych pytań, tylko wziął mnie na ręce. Popatrzył z troską na swoją siostrę i ruszył do gabinetu weterynarza. Położył mnie na zimnym blacie i wyciągnął z szafki różne przyrządy. I w tamtym momencie zwrócił się, do Ani, która przyglądała się wszystkiemu z niepokojem:
- Ani, ty wiesz, że to jest wilk? Skąd go wytrzasnęłaś?
- Wilk, serio? - dziewczyna udawała zaskoczenie. – Znalazłam go przy wyjściu z kina. Wyglądał jakby potrzebował pomocy. Nie mogłam go tak zostawić.
- A jeśli mowa o kinie... gdzie zgubiłaś Daniela?
- Eee... no... Poczuł się gorzej w trakcie seansu i wyszedł wcześniej. - spoglądając na mnie próbowała coś wymyślić. -Chciałam wyjść z nim, ale się nie zgodził.
- Typowy Wilczek... - mruknął Marco i wziął się do pracy,dokładnie mnie oglądał zaczynając od pyska. Miałem ochotę go ugryźć za te słowa, ale przecież Ani byłaby zła.
Po obejrzeniu wszystkiego dokładnie, (Nie macie pojęcia jakie to było upokarzające) student weterynarii stwierdził, że mam tylko uszkodzoną prawą, tylną łapę. Nie no... Brawo, ale ja wiedziałem to od samego początku. Na moje szczęście chwilę później w lecznicy pojawił się profesjonalny weterynarz. Marco powiedział mu wszystko, więc nie musiałem być badany po raz drugi i mogłem być od razu leczony. Kazali wyjść Anieli i prześwietlili moja nogę.Diagnoza była jednoznaczna i niezbyt przyjemna: złamanie w stawie skokowym. Doskonale wiedziałem, że nie wyliżę się z tego tak szybko. Nie pobiegam sobie przez naprawdę długi czas. Załamałem się trochę tym faktem. Założyli mi gips i pozwolili wrócić „mojej pani". Marco akurat kończył swoją zmianę i za sprawą wielu próśb Anieli, pozwolił jej wziąć mnie ze sobą. Jechaliśmy jego samochodem a gdy byliśmy już przed domem, wziął mnie na ręce.Podniosłem wtedy głowę i zobaczyłem, że w części budynku należącej do mojej rodziny są pozapalane wszystkie światła. Na progu czekał nas pan Lotte. Wyglądało jakby mimiką przekazywał coś swojemu wnukowi. Chłopak oddał mnie w ręce Anieli i powiedział:
- Weź to zwierze do domu. My z dziadkiem mamy jeszcze jedna sprawę do załatwienia z sąsiadami.
- Nie mogę iść z wami? - zapytała dziewczyna.
- Nie. - powiedział dziadek. Pukając do drzwi mojego domu. - To męska sprawa.
Drzwi otwarł Will, który był zdziwiony tak późną wizytą, ale tym, że jestem wilkiem (jestem pewien, ze to zauważył) to już jakoś nie bardzo. Chile później w drzwiach pojawił się Feliks. Obaj pytali się Marco i jego dziadka co tu robią o tej porze. Była trzecia w nocy. Tamta dwója nie odpowiedziała, tylko żądała zobaczyć się z kimkolwiek z mojej rodziny. Wtargnęli do środka.Ani podążyła ich śladem.
Nagleni stąd ni zowąd na środek korytarza wbiegły dwa... wili (a cóż by innego?). Tak dokładnie to jeden z nich to był wilk szary a drugi to wilk polarny. Usiadły na wprost gości, zupełnie jakby były gospodarzami domu. Kilka chwil później miałem ochotę się zabić. Otóż pojawiła się Sara... w swojej wilczej formie.Próbowała zaciągnąć dwa wilki do środka. Jednocześnie dając mi wzrokiem do zrozumienia, że ta siedząca dwójka to nasi rodzice. To wszystko było takie pogmatwane. Rozumiem, że mama była wilkiem, ale tata? Chociaż jakby to przemyśleć dłużej, w sumie pojawił się on w wilczej księdze rodowej... chyba jestem po prostu głupi. Na moje szczęście wreszcie pojawił się jakiś człowiek z mojej rodziny, czyli moja babcia. Dziwiło mnie to, czemu nie jest wilkiem,lecz nie mieliśmy czasu na takie rzeczy.
- Przykro mi Lance, ale nie mam teraz czasu na zabawę z tobą. -powiedziała babcia złośliwie. - Jak widzisz mam tu zwierzyniec.
- Wiem, mieszkam za ścianą, pamiętasz? - odparł staruszek. - To szczekanie zrobiło się już irytujące, więc...
- Co? - Babcia była w niezbyt dobrym humorze.
- Pomyślałem, że tym razem ci pomożemy, ale tylko ten jeden raz. -powiedział aż czerwony ze wstydu i zażenowania.
- Skoro tak mówisz. - babcia zaśmiała się zwycięsko. - Pomóżcie chłopakom z tą dwójką. - wskazała na rodziców. - Wiesz, co chcę zrobić?
- Tak, domyślam się. - mówił niezbyt zadowolony.
-Tak poza tym. Dziękuję. - babcia próbowała mówić przyjaznym tonem. - Przyprowadziliście tego, który mi się zgubił.
Nie za bardzo ogarniałem o co właściwie chodziło i co oni zamierzają zrobić. Marco pomógł Feliksowi przytrzymać i zanieść mojego tatę na piętro. To samo uczynili z mamą Will oraz dziadek Ani. Za to my Patrzyliśmy przez chwilę na to wszystko. Później Aniela zaniosła mnie do mojego pokoju. Tam zobaczyliśmy Marco przechodzącego przez moje lustro. Lekko nas zamurowało. Czemu on przechodził przez lustro i skąd wiedział o tym, że lustro jest przejściem? Czyżby wiedział o Yriaf Selat?! Musieliśmy to sprawdzić, więc ruszyliśmy za nim. Okazało się, że po drugiej stronie lustra byli wszyscy: moja babcia, rodzice, Sara, (która znów była człowiekiem) oraz brat i dziadek Anieli. Byliśmy strasznie zdziwieni ich obecnością. A oni byli równie zdziwieni obecnością Anieli. Panowała niezręczna cisza.
- Czy ktoś wyjaśni nam w końcu co tu się dzieje? - zapytała w pewnym momencie moja mama, która była szarym wilkiem.
- To dość długa historia, mamo. - zaśmiała się Sara. - Chodźmy jakieś spokojne miejsce. Tam babcia wam wszystko wytłumaczy.
Po tych słowach moi rodzice i babcia udali się z Sarą w kierunku starej karczmy. Za to Ani odłożyła mnie na ziemię. I podeszła bliżej do swojej rodziny. Mężczyźni mieli na sobie zbroje. Pan Lotte miał na sobie lekko zardzewiałą, stalowa zbroję. W prawej ręce trzymał porysowany od wilczych pazurów hełm rycerski a w lewej tkwiła długa na dwa metry lanca. Zbroja Marco była aż przerażająco czarna. Nie ciemna, po prostu czarna. Chłopak trzymał swój hełm w lewej ręce. Miał on tę samą tajemniczą barwę i zielony pióropusz. W jego prawej ręce była lanca odrobiną dłuższa od tej jego dziadka i dużo mniej zniszczona.
- Czemu nic mi nie powiedzieliście? - zaczęła patrząc na nich z wyrzutem.
- Nie chcieliśmy Ci nic mówić dopóki nie będziesz gotowa. -stwierdził jej brat.
- A niby kiedy miałam być gotowa? - zaśmiała się dziewczyna. - Bo mi się wydaje, że ponad miesiąc temu.
- Czy ja wiem... - mruknął Marco.
- Jasne, że była gotowa! - wtrącił się nagle Felix. - Inaczej nie byłaby w stanie dobyć Excalibura!
- Ex... Excalibura?! - jej dziadek omal nie padł na zawał z powodu tego słowa. - Ale jak?
- Był wbity w skałę niedaleko pomnika Króla Artura a jedną wioskę napadli bandyci, to go sobie wzięłam. - mówiła beztrosko prezentując swój piękny miecz. Oczywiście nie był on nawet w połowie tak piękny jak jego właścicielka.
- Tak czy siak nie wykonałaś swojego zadania. - powiedział wskazując na mnie. Byłem już z powrotem człowiekiem i przyglądałem się wszystkiemu opierając się o Willa. - Czemu on wciąż żyje?
- Było wiele powodów... - uśmiechnęła się do mnie.
- Przepraszam bardzo. - wtrąciłem się z lekko pogardliwym uśmiechem. - Teoretycznie rzecz biorąc jestem martwy.
- Jakoś nie widać. - Marco próbował mnie zgasić.
- Sam sprawdź. - przyłożyłem siłą jego dłoń do moich żeber. -Po jakim czasie od zatrzymania akcji serca powinienem umrzeć?
- Po około czterech minutach twój mózg powinien zacząć się wyłączać. - student szybko odsunął swoją rękę jednocześnie patrząc na mnie jak na jakiegoś potwora. - Dodatkowo w takim stanienie powinieneś być w stanie nawet... no nie wiem... być przytomnym?
- Will powiedz proszę panom od kiedy moje serce nie bije.
- Czy ja wiem... od trzech, czterech dni? Jestem kiepski w liczeniu. -mówił śmiejąc się, ale jednocześnie brzmiąc dość poważnie.

Gadaliśmy tam jeszcze przez długie godziny. O wszystkim. Jednak, kiedy zbliżał się brzask, postanowiliśmy udać się do karczmy i zorganizować jakieś śniadanie. Jako, że nie za bardzo mogłem w takim stanie chodzić, zmieniłem się z powrotem w wilka. Pamiętacie jeszcze jak to bolało? Powiem wam, że zmiana ze złamaną noga boli dziesięć razy bardziej. Cudem powstrzymałem jęk. Poprosiłem Willa, żeby mnie zaniósł i ruszyliśmy przez las.

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 29 "Zmiany"

Następnego dnia po zdjęciu klątwy spało mi się wyjątkowo dobrze. Oczywiście dopóki nie wybiła godzina piąta i mój sąsiad zza ściany nie zaczął swojego codziennego treningu. Chcąc czy nie musiałam wstać. Wyszłam z pokoju do łazienki, żeby wziąć poranny prysznic a kiedy wróciłam okazało się, że mam gości. Otwarłam drzwi od pokoju i ujrzałam Willa i Merlina, którzy właśnie przechodzili przez lustro.
-Co wy tu robicie? - zapytałam na wejście. - W dodatku tak wcześnie rano.
-Wiedziałem, że nie śpisz. - zaśmiał się Will. - W końcu wszyscy znamy Daniela. Ale wracając do tego po co przyszliśmy. Są kłopoty.
-Co znowu? - przewróciłam oczami poirytowana. - Przecież już po klątwie.
-Wielki Zły Wilk nie skończył. - myśliwy skarcił mnie spojrzeniem. - Jego duch był wczoraj u Daniela. Mówił coś o tym,ze nawet teraz może zachwiać równowagę między światami... i chyba mu się udało.
-Co masz przez to na myśli? - zaniepokoiłam się tym co usłyszałam,więc usiadłam na moim łóżku i zaczęłam bawić wie rękami.
-To, że Yriaf Selat nie jest już takie jak wcześniej. - mówił ze spuszczoną głową. - Zmieniło się niemal wszystko: miejsca i ludzie. Dlatego też przyprowadziłem ci tutaj Merlina.
-Nie rozumiem.
-Zademonstruję. - stwierdził i wyciągnął z kieszeni swój telefon, który mu kiedyś kupiliśmy.
-Nie wierzę! - Merlin krzyknął z zachwytem. Jego oczy błyszczały się jak dwa małe szkiełka. - Skąd ty masz takiego nowego,wyczesanego smart fona?!
-Merlinie, skąd ty znasz takie słowa? - wydusiłam z siebie po chwili wpatrywania się w chłopaka.
-Wczoraj wieczorem nagle wszystko wokół się jakby magicznie zmieniło a do mojego umysłu zaczęło wpływać mnóstwo informacji.... - mówił szybko chłopak. Widać było, że sam do końca tego wszystkiego nie rozumiał. - Czekaj... co to ja miałem...Will, mogę sklonować twój telefon?
-Eee... jasne, czemu nie. - powiedział brunet. - Ale muszę cię poinformować, że magia nie działa tutaj.
-I tak spróbuję. - stwierdził młody i wziął telefon.
Merlin stał przez chwile w ciszy z zamokniętymi oczami.. Skupiał się. Z każdą chwilą kryształ a jego szyi bił coraz większym, błękitnym blaskiem. Nagle czarnoksiężnik uniósł powieki spod których wypłynęło światło w tym samym kolorze co kryształ. I.... nagle wszystko prysło. Merlin otworzył oczy, uśmiechnął się i z dumą pokazał nam, że w swoich rękach ma nie jeden, a dwa identyczne telefony. Oddał oddał właścicielowi a ten nowy schował w kieszeni spodni. No tak, zapomniałam wam wspomnieć jak Merlin teraz wygląda. W naszym świecie trzynastolatek ma troszkę krótsze włosy niż zazwyczaj. Ubrany był w biały T-shirt, jeansy i czarną,skórzaną kurtkę. Oczywiście miał na szyi swój naszyjnik z kryształem. Z tą blizną na oku wyglądał na twardziela, ale wszyscy wiemy, że nie do końca tak jest.
Nie mając za bardzo wyboru zaprosiłam chłopaków do zjedzenia ze mną śniadania. Zeszliśmy na parter i poszliśmy do kuchni w ciszy, żeby nie obudzić reszty domowników (nie mam pojęcia czemu nie budzi ich hałas jaki robi Dan, kiedy wstaje).
-Widzę, że mamy gości... - Usłyszałam śmiech dziadka, który ku mojemu zaskoczeniu siedział sobie spokojnie w kuchni. - Anielko,moja kochana przedstawisz mi swoich znajomych.
-Hej dziadku. - odrzekłam lekko zaskoczona jednocześnie zastanawiając się czy odwiedzanie kogoś chwilę po piątej wydaje mu się normalne i nie widzi żadnego problemu w ich wizycie. - To są Will Grimm i Merlin Lambert.
-Miło nam pana poznać. - przywitali się jednocześnie.
-Usiądzie dzieciaki i zjedzie śniadanie. - dziadek uśmiechnął się i niemal niezauważalnie zmierzył chłopaków wzrokiem. - Niestety będę musiał za chwilę zabrać wam moją wnuczkę.
-Co znowu? - mruknęłam patrząc podejrzliwie na dziadka.
-Masz dzisiaj sparing. - oświadczył jak gdyby nigdy nic. - Twój brat przyjedzie za kilka minut.
-To ty masz brata? - zapytał Merlin... tak zwyczajnie.... już nie nazywa mnie „panienką".... Ten podły duch zapłaci mi za to...
Jakby na zawołanie usłyszeliśmy dźwięk otwierających się drzwi od domu i odgłosy zdejmowanej kurtki. Kilka chwil później w kuchni pojawił się mój starszy brat – Marco Mieczyński. Wyglądał jak zwykle. Miał równo ułożone, sterczące, krótkie czarne włosy.Lekki „poranny zarost" idealnie symetryczną twarz i Oczy równie zielone jak te Króla Artura. Nosił zieloną koszulę oraz czarne,eleganckie spodnie. Spojrzał na wszystkich zebranych w kuchni i mruknął ponuro:
-Tłoczno tu u nas dzisiaj...
-Cieszę się, że w końcu wróciłeś. - dziadek zaśmiał się głośno. - Teraz możemy zaczynać sparing.
-A możemy też spróbować? - wtrącił się Will wskazując ręką na siebie i Merlina.
-Jak chcesz. - mój brat uśmiechnął się z iskierką rywalizacji woku. - I tak nie podołacie.
-To się jeszcze okaże... - zaśmiał się myśliwy. - W sumie wolę łucznictwo, ale w szermierce też się dam się tak łatwo...
Dziadek też zgodził się na propozycję Grimma, więc wszyscy ruszyliśmy na wolną z okazji soboty salę gimnastyczną w naszym liceum. Po drodze dołączył do nas jeszcze Feliks, który jak się wtedy dowiedziałam, ćwiczył z moim dziadkiem już od jakiegoś czasu.Gdy doszliśmy na miejsce Marco już wyrywać się do tego, żeby skopać Willowi jego cztery litery (Co ciekawe słowo „Will" ma właśnie 4 litery). Lecz zanim zaczęli, mój kumpel zaczął buntować się, że szable do szermierki są zbyt miękkie i pytał się, czy nie mamy czegoś bardziej przypominającego miecz. Jedyne co dziadek miał mu do zaproponowania to bambusowy miecz do kendo(tak, tego też mnie uczył). Chłopak wciąż marudził, ale ostatecznie się zgodził. Szło mu nawet dobrze i przez pierwsze 3 minuty blokował wszystkie ciosy, ale później Marco przestał się bawić i dwoma ciosami powalił Grimma na ziemię. Następna była walka Feliksa z Merlinem. Ostrzegliśmy młodego, żeby nie oszukiwał i nie stosował magii. Wspomnieliśmy mu też, że absolutnie niewolno używać magii w pobliżu osób, które nie wiedza o Yriaf Selat. Feliks wygrał walkę w mniej niż minutę. Było to do przewidzenia.Przecież Merlin był magiem a nie wojownikiem. (Czuję się jakbym mówiła o jakiejś grze RPG czy coś ;D) Zbliżała się walka,przez którą zostałam wyciągnięta z domu wczesnym rankiem. Miałam zmierzyć się ze swoim starszym bratem. Miałam nadzieję, że tym razem go pokonam, że te wszystkie bitwy w Yriaf Selat uczyniły mnie silniejszą, że to wszystko nie poszło na marne. Nie wiem nawet kiedy go wyciągnęłam, ale zauważyłam wtedy, że w mojej dłoni tkwi już Excalibur (oczywiście w formie noża). Chyba nabawiłam się nowych nawyków...
-Wiedziałem, że cię tu znajdę... - usłyszałam ciepły głos Daniela, lecz mimo to się wystraszyłam i szybko obróciłam się za siebie przykładając mu nóż do gardła. - Hej, spokojnie, to tylko ja... Chyba nie rozmyśliłaś się i nie chcesz mnie zabić.
-Nie. - pocieszyłam go. - Po prostu mnie zaskoczyłeś. Wiesz, skoro Wielki wciąż nam grozi, muszę być zawsze gotowa. Nawet jeśli tutaj moją bronią jest tylko nóż.
Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Nóż, który trzymałam w ręku (nadal przy szyi Dana) zmienił się z powrotem w miecz. Chłopak odskoczył, a ja rozejrzałam się czy nikt nie widział tego przypadkiem. Wydawało mi się, że mój brat odwrócił wzrok, gdy się rozglądałam. Nie jestem pewna czy tego nie widział. Jednak chwilę później dziadek spojrzał w moją stronę i zobaczył broń w moich rękach. Powiedziałam mu, że znalazłam go kiedyś i przyniosłam do szkoły. Wydawało się to dziwne, zwłaszcza biorąc pod uwagę wygląd Excalibura. Nie wyglądał jak znaleziony miecz. Był idealnie czysty, srebrny i niezwykle piękny. Jego rękojeść była ozdobna, było na niej pełno róż. A na klindze widniał napis, którego jednak nie byłam w stanie odczytać. Po prostu nie miał sensu. A zresztą sami spróbujcie: „TL CDŁW ĆŚNSŁW". Widzicie? Bez sensu.
Wracając do tamtych wydarzeń... Mój brat zaproponował mi, żebym spróbowała go pokonać korzystając z mojego miecza. On natomiast wziął do ręki gruby, metalowy pręt. Chcąc nie chcąc przyjęłam jego propozycję, ale dla pewności, że nie zrobię mu krzywdy, używałam jedynie tępej strony miecza. Rozpoczął się pojedynek. Pozwoliłam mu zacząć. Uderzył z prawej, następny cios nadszedł sekundę później, lecz tym razem z drugiej strony. Normalnie byłoby wręcz niemożliwe by to zablokować, ale z Excaliburem wiem, że mogę dokonać nawet niemożliwego. Zawsze, gdy mam go ze sobą czuję się jakby coś mi pomagało. Miecz leżał idealnie w dłoni, lecz miałam wrażenie jakby ktoś pomagał mi go trzymać...

 Pojedynek wyglądał chyba głupio. Dziewczyna z wielkim mieczem jedynie blokuje ataki gościa z długą pałką... Tak,przegrałam i to z kretesem. Rozwalił moją pewność siebie już trzecim ciosem.

****
Po przegranej szybko wróciłam do domu, wzięłam prysznic... i poszłam spać. Ci faceci wykończyli mnie już o szóstej rano a ja miałam jeszcze plany na wieczór, więc musiałam odzyskać siły. A jeśli chodzi o plany... miałam iść do kina na moją pierwszą randkę z Danielem! Tamtego wieczoru miał się odbyć maraton filmów o wilkołakach. W sumie taki maraton odbywa się w naszym kinie w każdą pełnię księżyca a ja ominęłam tylko poprzedni(wiadomo dlaczego). Na wszystkich pozostałych byłam razem z Danem, ale to był pierwszy raz kiedy wyszłam gdzieś z nim od kiedy został moim chłopakiem.
Usiedliśmy w naszych zarezerwowanych miejscach na samym końcu sali kinowej.Było w niej strasznie zimno, ale kto normalny włącza klimatyzację w środku zimy?! Pomieszczenie utrzymywanie było w chłodzie i kolorach czerni i zieleni. Takie barwy miała ta sieć kin. Jednak nikt nie przychodzi do kina żeby rozmawiać o wystroju wnętrz.Siedzieliśmy w ciszy i oddaliśmy się seansowi. Mimo to trzęsłam się z zimna, na co Dan objął mnie mocno. Szepnął mi też do ucha, że poczuł się słabo. Jednak ,gdy zaproponowałam, że wrócimy do domu, stanowczo zaprzeczył.

 Po sześciu godzinach siedzenia, maraton wreszcie się skończył. Razem z moim kochanym rudzielcem szliśmy za rękę w stronę bocznego wyjścia. Było już późno, więc główne wyjście z kina było już zamknięte. W połowie drogi zauważyłam, że nie wzięłam z siedzenia mojej torby. Musiałam się wrócić. Jednak gdy już odwróciłam się z powrotem w stronę wyjścia zamurowało mnie. To był już chyba ostateczny dowód na to, że magia z Yriaf Selat zaczęła przenikać do naszego świata. Otóż to co zobaczyłam...to był Daniel stopniowo zamieniający się w wilczą formę. Co gorsza wyglądał, jakby nie był tego nawet świadomy. Na dodatek ludzie już zaczęli to nagrywać telefonami. Dan miał już wilcze uszy, ogon, pazury... nawet nie do końca wykształcony pysk. Przypomniał wilkołaka z jednego z tych filmów i... dalej porastał sierścią. Podbiegłam do niego i szepnęłam do ucha o tym, co się dzieje. Oboje razem szybko opuściliśmy budynek.W chwili gdy wyszliśmy, Daniel był już zupełnym wilkiem, lecz stał jeszcze na dwóch... łapach. To był błąd, ponieważ chłopak potknął się i uszkodził sobie prawą nogę. Poza tym ludzie, którzy byli w kinie powrzucali te filmiki do sieci. Byliśmy skończeni. Jednakże nie to było teraz ważne. Musiałam zrobić coś z nogą Dana. Jedyne na co wpadłam to zabranie go do weterynarza. Na całe szczęście niedaleko była klinika z nocnym dyżurem, w której staż odbywał mój brat...

----------
Siemka!
Przepraszam za tak długą zwłokę z dodaniem tego rozdziału, ale trudno mi się go pisało.
Poza tym mam do was małą prośbę: Nie wiem czemu, ale po opublikowaniu, niektóre wyrazy sklejają się ze sobą, więc jeśli znajdziecie jakiś błąd, napiszcie w komentarzu.

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger