Podczas
szkolnego balu drugoklasistów usłyszeliśmy ogłoszenie, że
zarówno nasz świat jak i Yriaf Selat są teraz pod kontrolą
Wielkiego Złego Wilka. Nie pozwolę na to dopóki żyję, bo żyję
, co nie? Nieważne. Chwilę po tym jak umilkł głos ze szkolnego
radiowęzła, na salę gimnastyczną napadł wielki duch wilka.
Prawdopodobnie jeden z moich przodków. Żeby jakoś chronić moich
szkolnych kolegów, musiałem im pokazać pełnie mojej wilczej
natury. Zjawa chciała przeciągnąć mnie na swoją stronę, ale
oczywiście zaprzeczyłem. Po chwili napastnik rzucił się wprost na
mnie. Na szczęście udało mi się zrobić szybki unik i zachęcić
większość uczniów do ucieczki. W pomieszczeniu poza mną i duchem
pozostało pięć osób: Will, Elsa, Aniela oraz zupełnie
niepotrzebni Max i Tamara. Ta dwójka po prostu sobie stała i
nagrywała wszystko swoją kamerą. Wilk szybko spostrzegł, że oni
są łatwym celem i chciał ich zaatakować. Will wystrzelił jedną
ze swoich strzał, która przeleciała na wylot wroga nie czyniąc mu
żadnej krzywdy.
-
Prawie zapomniałem. - rozbrzmiał niski głos zjawy. - Jestem
duchem, więc nic nie możecie mi zrobić. Mogę was wszystkich
pożreć bez najmniejszego wysiłku.
-
Max, Tamara! - krzyknąłem na nic nie rozumiejącą parę. -
Uciekajcie stamtąd!
-
Nie wysilaj się młody. - zaśmiał się duch wyciągając już
pazury w stronę swoich ofiar. - I tak ich dopadnę. A później
ciebie.
Ruszyłem
w stronę Maxa i Tamary. Szybkimi susami przybliżałem się do nich,
ale wróg niemalże równie szybko czynił to samo. W ostatniej chili
stanąłem pomiędzy moimi znajomymi a ogromnym duchem. Jakimś cudem
udało mi się zatrzymać potwora. Jego łapy były niemal dwa razy
większe od moich. Z całych sił próbowałem go odepchnąć.
-
Jak ty to?! - napastnik był zdezorientowany. - Nie powonienieś móc
mnie dotknąć!
-
Nie wiem jak to wszystko działa. - mówiłem z trudem przytrzymując
napastnika. - Wiem tylko, że nie pozwolę Ci ich skrzywdzić. Nawet
po tym co musiałem przez nich przechodzić.
-
Tyś chyba postradał zmysły! - Wilk naciskał co raz bardziej. -
Wolisz odrzucić potęgę i bronić tych, którzy cię skrzywdzili?!
Nie
zdążyłem nic mu nawet odpowiedzieć a on po prostu przeszedł
przeze mnie. To było niesamowicie dziwne uczucie. Na całe szczęście
tamta dwójka zdążyła sięgnąć po rozum do głowy i uciekli.
Zjawa nawet za nimi nie ruszyła, Wyglądał jakby opadł z sił.
Cały czas sapał z wywieszonym szarym jęzorem. Myśleliśmy już,
że ma całkiem dosyć.
Jednak
nagle znalazł się koło Anieli i wielką łapą popchnął ją
prosto w stronę stołu. Korona, którą włożyłem jej na głowę
jak miała zamknięte oczy, spadła na podłogę i odbiła się
jeszcze od niej dwa razy. W tym czasie złote loki dziewczyny znów
przybrały śliczną, śnieżnobiałą barwę. Jej oczy i sukienka
także wróciły do normy. Jej normy. Czyli to przez koronę jej
wygląd się wtedy zmienił? Dlaczego?
Niemal
natychmiast do niej podbiegłem. Na całe szczęście była cała.
Poza kilkoma drobnymi siniakami. Poza tym jej sukienka była cała w
owocowym ponczu, który wylał się, kiedy uderzyła w stół. Na
podłodze była ogromna kałuża. Nie wiem czemu, ale to co się w
niej odbijało wciągnęło mnie niesamowicie. Nie dosłownie
oczywiście. Po prostu było w tym odbiciu coś... jakby to ująć...
znajomego. Nie uwierzycie mi, ale ja widziałem to już wcześniej.
----
----
Było
to w szóstej klasie podstawówki. Zgubiłem się w lesie. Bylem już
zmęczony, gdy zobaczyłem niewielką polanę. Byłem pewien, że w
naszym lesie nie ma tak pięknego miejsca. Dzięki temu, że była
już noc, tamto miejsce wyglądało po prostu magicznie. Oświetlana
światłem księżyca maleńka sadzawka ze źródełkiem. Wokół
wysokie trawy. Między drzewami porozwieszane lampiony. Były tam też
dwa piękne zwierzęta. Koń biały niczym mleko, który miał
srebrzystą grzywę oraz ogromny jeleń. Chociaż jak tak teraz
myślę, to chyba to był daniel. W każdym razie miał on niezwykłe
poroże, na którym po przywieszane były liany. Wydawałoby się, że
i z samych rogów wyrastają liście. Niczym zaczarowany podszedłem
do niezwykłych zwierząt. Te nie wystraszyły nie ani trochę.
Usiadłem nad brzegiem sadzawki i napiłem się wody. Miałem tego
dnia kiepski humor. Max i Tamara ukradli mi tamtego dnia mojego
ukochanego pluszaka. Był to mały pluszowy jelonek. Dostałem go od
babci. Powiedziała mi, że mam o niego dbać, ponieważ to król
lasu. Przywiązałem się do tego pluszowego zwierzaka, zwierzałem
się mu ze wszystkiego.
-
Chciałbym znaleźć kogoś, kto powiedziałby mi jak nie dać się
tym łobuzom... - mówiłem sam do siebie.
-
A próbowałeś się im postawić? - usłyszałem nagle kobiecy głos.
KOŃ do mnie przemówił. - Jeśli pokarzesz im, że się ich nie
boisz, to cię nie zaczepią. Równy z równym. Przemyśl to mały.- Dlaczego ty... - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. - Ty mówisz?!
- Jak najbardziej. - koń mówił z uśmiechem na pysku. - Tak poza tym, jestem Skała, a ty?
- Mam na imię Daniel. - powiedziałem z uśmiechem jednocześnie gładząc Skałę po głowie. - Czyli mówisz, że mam być jak moi koledzy?
- Mówię, że musisz być twardy mały. - mówiła z troską. - Poza tym masz fajowe imię. Takie samo jak mój kumpel.
- Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele Skało. - daniel odezwał się niskim, ciepłym głosem. - Przy obcych masz nazywać mnie królem.
- Jesteś królem? - zapytałem z wielkimi oczami.
- Tak, jestem Królem Lasu. I wiesz co, znam twoją mamusię Danielu. - mówił zupełnie jak dziadek. - Ma na imię Daria, co nie?
- Tak.
- Spójrz w obraz odbijający się w sadzawce, co widzisz? - zmienił nagle temat.
Tak jak mi kazał spojrzałem w jeziorko. Najpierw widziałem po prostu swoje odbicie, ale już po kilku chwilach zaczął wyłaniać się inny obraz. To było właśnie to co dziś widziałem w kałuży ponczu. Kropka w kropkę! Powiedziałem później o tym Królowi na ucho. Ten uśmiechnął się tylko i powiedział „Pamiętaj by zawsze być sobą, nawet jeśli powiedzą Ci, że masz być kimś innym. Na przykład mną”. Nie zrozumiałem wtedy sensu tych słów, więc nie wziąłem ich sobie do serca. W tym samym momencie jak mówił co mnie te słowa, wszystko zaczęło znikać. Znów byłem pośrodku ciemnego lasu, ale tym razem szybko znalazłem drogę do domu. Jednak gdy wróciłem, powiedziano mi, że nie było mnie dwa miesiące.
----
Po chwili w kałuży zobaczyłem małego siebie, za mną stała Skała. Nigdzie nie było widać Króla. Z tego całego zamyślenia wybudził mnie dopiero dzwonek mojego telefonu. Dostałem SMS'a. (nie mam pojęcia jak to możliwe, jako wilk nie mam nawet kieszeni a co dopiero telefon) Dopiero wtedy zauważyłem, że już od dłuższego czasu, Will ciągle mnie szturchał. Powiedzieli mi, że gapiłem się w to już dobre pół godziny. Duch w końcu sobie odpuścił i powiedział nam na pożegnanie jak miał na imię. Brzmiało ono „Hans”. Niby nic ważnego, ale ok. Zmieniłem się na powrót w człowieka i wyciągnąłem telefon z marynarki. Wiadomość wysłał Felix. Były tam tylko trzy słowa „Rema, duch, pomocy”.
Nie myśląc za wiele ruszyliśmy w stronę lustra Anieli. Stamtąd było bliżej do Remy. Oby tym razem nie powtórzyło się to co było, gdy poprzednim razem potrzebowali pomocy.