Tamtej nocy nic mi nie
odpowiedział. Spojrzał na mnie i bez słowa wrócił do siebie. Powód jego
zachowania poznałam następnego ranka. Sama niemal się popłakałam na tę straszna
wieść. Otóż… Lucy zmarła. Razem z Sarą i Feliksem jeździli na łyżwach, a ona
wpadła do wody. Mimo prób uratowania jej, nie przeżyła. Jej pogrzeb odbył się
dwa dni po wypadku. Zebrało się na nim prawie pół miasta. Dziewczyna miała
wielu przyjaciół. Z każdym, kogo spotkała, łączyła ją szczególna więź, szczególnie
z dziećmi. Przez te kilka dni niemal bez przerwy padał rzęsisty deszcz.
Wszędzie wokół było szaro i smutno, nikt się nie śmiał, nikt się nie cieszył.
Nie było już naszej kochanej, zawsze skorej do pomocy Lucy. Wszystko straciło
swój radosny kolor.
Okazało się też, że
wizyta dziadka się opóźniła. Przyjechał do miasta tydzień później, gdy sprawa z
Lucy trochę się uspokoiła. Nie przyjechał on sam, lecz w towarzystwie swojego
największego wroga. Nie zrobił tego celowo. Po prostu jakimś dziwnym zbiegiem
okoliczności oboje przyjeżdżają do Waldu w tym samym czasie. Jest tak za każdym
razem. Za każdym razem wizyta dziadka kończy się tak, że cały czas moja rodzina
kłóci się z sąsiadami. No tak, zapomniałam wspomnieć, że największym wrogiem
mojego dziadka – Lance Lotte’a (czyt. Lanse Lota) jest babcia Daniela –
Angelika Lesiecka. Nikt nie ma pojęcia, o co im poszło w przeszłości, ale
zawsze wciągają oni w te kłótnie rodziców Daniela i moich. Mój brat też został
wmieszany w tę między sąsiedzką nienawiść, ale obecnie praktycznie nie ma go w
domu. Wyjechał na uczelnię i studiuje weterynarię.
Dziadek przyjechał
wczesnym rankiem i do tego w sobotę. Nie pozwolił mi się wyspać. Miałam bardzo
gwałtowną pobudkę. Mój kochany, łysawy i brodaty dziadek wypchnął mnie z lóżka
i natychmiast kazał się ubierać. Po tym nawet nie pozwolił mi zjeść śniadania.
Od razu miałam pokazać mu czy nie zaniedbywałam moich treningów szermierki. Ja
jestem pewna, że nie zaniedbałam tego. Ba! Nawet miałam okazję ćwiczyć się
pokonując różnego rodzaju bandytów. Pokazałam dziadkowi co umiem, ale on i tak
nie był usatysfakcjonowany. Kazał mi ćwiczyć ze sobą jeszcze z dwie godziny.
Dopiero później pozwolił mi zjeść śniadanie. Po skończeniu posiłku poszłam z
Elsą na zakupy do galerii handlowej. Byłyśmy w sklepach z ubraniami, z butami i
oglądałyśmy ekspozycję u jubilerów. Co nie co sobie kupiłyśmy. Podczas czekania
w kolejce do kasy zauważyłam w oddali Maxa z kumplami z drużyny. Przypomniało
mi się wtedy to, o czym rozmyślałam w czasie wesela Amandy i Damiana
- El… mam pewien problem.
– zaczęłam rozmowę z przyjaciółką,
- Przychodzisz do mnie z
problemem? – dziwiła się. – Dlaczego nie poprosisz o pomoc Daniela?
- Tym razem daniel nie
może mi pomóc. – stwierdziłam. – Nie może się nawet dowiedzieć.
- Mów dalej. –
odpowiedziała z zaciekawieniem. Wyglądała tak, jakby się spodziewała, o czym
może być ta rozmowa.
- Chodzi o to… - nie
wiedziałam jak to powiedzieć. – Ja… Niedawno zdałam sobie sprawę, ze nie kocham
Maxa.
- Więc o to chodzi… -
mruknęła zawiedziona, ale nadal gotowa do pomocy. – Zakładam, że zakochałaś się w kimś innym.
Mam rację?
- Tak. – odpowiedziałam
lekko zawstydzona. – I tu jest problem. Zakochałam się w Danielu.
- I w czym dokładni tkwi
problem? – zapytała stanowczo.
- Bo przecież dla niego
jestem tylko przyjaciółką… - powiedziałam smutno. – Co jeśli ta przyjaźń się
skończy, jeśli powiem mu co czuję?
Elsa wybuchła śmiechem. Było podobnie jak wtedy, gdy rozmawiałam na
podobny temat z Tamarą.
- Czy cała szkoła wie o
czymś, o czym ja nie mam pojęcia? – zapytałam lekko zezłoszczona reakcją Elsy.
- Tak. – odpowiedział
próbując opanować śmiech. – Powiedziałabym ci, ale „Pakt” mi zabrania.
- Czyli nie dowiem się… -
odparłam zrezygnowana.
- Tego jeszcze nie wiemy.
– pocieszała mnie. – A jeśli chodzi o Daniela, nie trać nadziei. Może jeszcze
się zejdziecie…
Taka odpowiedź musiała mi wystarczyć, ale i tak myślałam o tym co by
się stało, jeśli zdradziłabym mu swe uczucia. Bałam się, że on nigdy ich nie
odwzajemni. Przez moją nieuwagę weszłam wprost w jakiegoś chłopaka. Przez to
upuścił swoje zakupy. Przepraszając go, pomagałam mu pozbierać rzeczy. Wśród tego
wszystkiego spostrzegłam środek do czyszczenia srebra.
- Po co ci coś takiego? –
zapytałam wprost.
- A to… - uśmiechnął się
odpowiadając. – Muszę wyczyścić pewną pamiątkę rodzinną. Mam nadzieję, że
zadziała.
- A dlaczego miałoby nie
zadziałać? – wtrąciła się Elsa.
- Po prostu wszystko inne
nie przynosiło skutku. Zupełnie jakby tego nie dało się wyczyścić. – tłumaczył.
– Tak w ogóle, nazywam się Swen Dell.
- Elsa Andersen. – odpowiedziała
moja przyjaciółka. – A to Aniela Mieczyńska.
Po powrocie z zakupów odwiedziłam Yriaf Selat, a tam znów czekały mnie
zakupy. Musieliśmy kupić prowiant na dalszą podróż. Na targu zobaczyłam
chłopaka, który przypominał mi nowopoznanego Swena. Miał takie same ciemne włosy
wpadające w fiolet i jasnobłękitne oczy. Coś kazało mi zawołać jego imię…
Odwrócił się. Jego mina wskazywała na to, że to naprawdę on. Nie spodziewał się
mnie tutaj, a ja jego.
Tamtej nocy cichej nie odpowiedziałem. Po
chwili podziwiania jak się o mnie martwi, wróciłem do swojego pokoju i znów
próbowałem zasnąć. Niestety nie udało mi się to tamtej nocy i kolejnej… i
jeszcze kolejnej. Przez te kilka dni byłem prawie zupełnie nieprzytomny. Nie
mogłem się pozbierać po tym, co stało się częściowo z mojej winy. W dodatku
okazało się, ze zwichnąłem nadgarstek prawej ręki podczas tamtego upadku w
lesie. Próbowałem załagodzić jakoś moją rozpacz i spacerowałem po mieście,
jednak to tylko pogorszyło sprawę. Gdziekolwiek bym nie poszedł spotykałem
ludzi i odwiedzałem miejsca, które mi przypominały Lucy. Byłem naprawdę
wściekły na siebie i czułem ból w sercu. Dosłownie. Naprawdę boli mnie serce za
każdym razem, gdy odczuwam gniew. Nie potrafię tego wyjaśnić. Byłem nawet z tym
u lekarza. Powiedział mi, że na USG widzi jakby coś tkwiło w środku mojego
serca. Jakiś dziwny nieokreślony przedmiot. Nie mam pojęcia jak coś mogło się
znaleźć w środku jednej z komór. Jak na razie nikt nie zdecydował się czegoś z
tym zrobić. Zastanawiam się tylko, dlaczego boli mnie tylko, gdy jestem
wściekły.
Mój ból i złość osiągały
granice wytrzymałości w czasie pogrzebu Lucy, który odbył się kilka dni później.
Pod koniec było to już nie do wytrzymania i musiałem wrócić wcześniej do domu.
Z tego wszystkiego zmów zalałem się łzami…
Kolejne kilka dni później rozpoczęło się coś,
co żartobliwie nazywam „wojną klanów”. Otóż do miasta przyjechało dwoje
najbardziej skłóconych ze sobą starszych ludzi. Byli to moja babcia oraz
dziadek Anieli. Kłócą się ze sobą o wszystko, szczególnie o to, że zawsze
przyjeżdżają w tym samym czasie, mimo że tego nie planują. Później kończy się
to wojną o wszystko między naszymi rodzinami. Tylko Aniela, Sara no i ja nie
włączamy się do tego. Zabawne jest też to, że rodzice Anieli nawet mnie lubią.
Pewnie byłoby inaczej gdyby wiedzieli, co czuję do ich córki, ale póki co nie
mam na co narzekać. Wracając do dnia przyjazdu babci. Gdy tylko ujrzałem ją w
drzwiach domu, miałem ochotę zapytać się, dlaczego nic mi nie powiedziała o
Yriaf Selat. Jednocześnie miałem mnóstwo pytań dotyczących magicznej krainy. Ostatecznie
powstrzymałem się od obydwu. I wyszedłem z domu by uniknąć włączenia w rodzinny
plan gnębienia sąsiadów. Wziąłem ze sobą Willa, który pewnie najchętniej rzucił
się mojej babci do gardła. Ona przecież należy do tych naprawdę złych wilków.
Nie mam pojęcie czy chciała, ale miała wiele złych uczynków na sumieniu. Obaj byliśmy
tego świadomi. Mnie znów zaufał, ponieważ widział moje szczere łzy. Uważał, że
ta osoba, którą udaję nie byłaby w stanie nawet udawać łez. Błądząc po mieście
rozmawialiśmy o tym jak moglibyśmy przełamać klątwę. Myśliwy powiedział mi, że
jego ojciec posiada „klucz Grimma”. Ja nie wiedziałem skąd mógłbym wziąć „klucz
wilka”, ale może moja babcia wie więcej. Trzeba by było ją zapytać. Pozostały
jeszcze klucze rycerza i Andersena. Nie mieliśmy wątpliwości, że konieczne
będzie wtajemniczenie Elsy w nasz plan, ale nie teraz. Nie chcę nawet myśleć,
jakie tortury mi wymyśli, jeśli dowie się, ze jestem wilkiem. Największy
problem stanowił klucz rycerza. Ta kobieta rycerz, o której głośno w krainie
musi go mieć. Jednak ona prędzej zabiłaby mnie niż współpracowała. „Musimy znaleźć
jakiś sposób” pomyślałem wracając już do domu. Wróciliśmy do mojego pokoju, a
tam czekała na mnie babcia. Siedziała na moim łóżku poprawiając z nerwów
spódnicę. Popatrzyła na mnie swoimi błękitnymi oczyma, które ukryte były za
grubymi szkłami okularów.
- Daniel kochanie, czekałam
na ciebie. – mówiła zdenerwowana. – Chciałam ci coś powiedzieć, coś o czym
powinnam powiedzieć już dawno.
- To dlaczego chcesz mi
to powiedzieć teraz? – pytałem wiedząc co chce mi powiedzieć. – I czy mój
kolega też może posłuchać?
- Wolałabym raczej żeby
to zostało tylko miedzy nami. – mówiła z poczuciem winy. – Po prostu poczułam
niedawno, że powinieneś poznać prawdę.
- Babciu, przykro mi, ale
niestety nie ma takiej rzeczy, której on nie mógł usłyszeć. Co nie Will? –
skinąłem na kolegę. – Właśnie Will, przedstaw się.
- Jestem William Grimm. –
powiedział niechętnie. – Z pewnych względów niezbyt miło mi panią poznać.
- Masz ciekawe nazwisko
chłopcze… już je gdzieś słyszałam. – mówiła nie kojarząc ze sobą faktów.
Po chwili do pokoju wpadła marudząc, ze nikt się nią nie interesuje. W tym
czasie babcia kazała nam usiąść i słuchać, Sarze też.
- Dzieciaki, jest coś
czego o mnie nie wiecie… - zaczęła poważnym tonem. – Jednak dziś postanowiłam
powiedzieć wam prawdę, mroczną tajemnicę naszej rodziny.
- Babciu… ty chyba przesadzasz…
- marudziła moja siostra. – Nasza rodzina miałaby mieś tajemnice?
Sara nie słuchając tego co mówiła staruszka, oparła się niczego
nieświadoma o moje lustro i… wpadła do Yriaf Selat. Wszyscy zerwaliśmy się na
równe nogi. Babcia spojrzała na minie jakby chciała mi wszystko wyjaśniać, ale
zobaczyła, ze na mojej twarzy nie było zaskoczenia.
- Więc już wiesz? –
zapytała z ulgą w głosie. – Przepraszam, że nic nie mówiłam.
- Już ci wybaczyłem, ale
pogadamy później. Muszę iść po Sarę. Nie wiadomo, co ona tam wyrabia. –
uśmiechnąłem się do niej, po czym zwróciłem się do Willa. – Idziemy.
Kobieta patrzyła na nas z pewną obawą, po czym dodała:
- Niestety ona nie jest w
stanie tu wrócić do poniedziałku.
- dlaczego?
- Świat nie wypuści jej,
dopóki nie odkryje swojej roli. – tłumaczyła. – A to stanie się w poniedziałek
rano, w jej trzynaste urodziny.
Przytakując jej, że rozumiemy poszliśmy poszukać Sary. Na szczęście nie
odeszła zbyt daleko. Ucieszyła się na widok Willa, a później krzyknęła ze
strachu widząc, że ja jestem wilkiem. Szybko jej wszystko wyjaśniliśmy i
poszliśmy do karczmy dziadka. Niestety akurat go nie było, więc wybraliśmy się na
mały spacer. Trudno mi się chodziło, ponieważ mój zwichnięty nadgarstek zmienił
się w równie zwichniętą łapę. Musiałem radzić sobie z trzema. Zostawili mnie z tyłu.
Lecz udało mi się ich dogonić, kiedy zatrzymali się w środku tak zwanego
Nibylasu. Było tam wielkie drzewo, na którym był dom. Piękny domek z firankami
z liści i sznurowymi drabinami. Po chwili z domku wyszła dziewczyna. Miała zielony
strój i śmieszną czapkę z czerwonym piórkiem. Jej oczy były koloru brązowego a średniej
długości proste, rude włosy opadały równo na jej ramiona. Patrzyła na nas z
uśmiechem. Na twarzy dziewczyny widniało mnóstwo piegów. Sara i ja mieliśmy
wrażenie, że widzimy ducha. Ducha Lucy. Nieznajoma wyglądała zupełnie jak nasza
zmarła przyjaciółka.
- Lucy… czy to naprawdę
ty? – zapytała moja siostrzyczka ze łzami w oczach.
- O! Znacie moje imię! – zaśmiała
się piegowata. – Tak jestem Lucy. Lucy Pan.
- Ale przecież ty… - Sara
chciała wspomnieć o wypadku, ale ja powstrzymaliśmy. Mimo to, zdawała się to
być ona. Nie powinniśmy jej mówić, że umarła. – Pamiętasz mnie? To ja Sara. T
Świetne,rewelacyjne, wspaniałe :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji, naprawdę to jest boskie! :)
wkradł ci się błąd nazywany przeze mnie 'internet mi nawala' czyli drugi tekst wkleił ci się dwa razy ;)
Naprawie to jak tylko będę w stanie
UsuńSpoczko ;) a, i życzę Ci ogromnego napływu weny :)
Usuń