piątek, 10 czerwca 2016

Rozdział 26 "Z dziennika młodego geniusza"

SARA.

 Brat patrzył przez chwilę na klucz, który trzymał w rękach. Jeszcze chwilę temu go tam nie było. Minutę temu Danny się nim krztusił. Nikt nie miał pojęcia skąd się tam znalazł. Wszyscy staliśmy w ciszy.
Nagle, mój starszy brat padł na ziemię. Swen i Will niemal natychmiast popędzili w jego kierunku i w mgnieniu oka próbowali postawić go na nogi. Był przytomny, ale czuł się bardzo słabo. Postanowiliśmy zabrać go z powrotem do domu. Chłopak podpierał się o swoich kumpli i szedł powoli wymijając po drodze sterty zbroi Strażników. Dotarcie do domu zajęło nam przez to kilka minut.
W domu czekała nas zaniepokojona babcia. Natychmiast po rym jak przeszliśmy i posadziliśmy Daniela na jego łóżku, usiadła obok niego i zaczęła niecierpliwie zadawać mu pytania.
- Czemu tak długo nie wracałeś? - mówiła szybko. - Coś się stało?
- Chciałem zapytać o coś dziadka... - mruknął ślepo wpatrując się w podłogę. - Nagle znikąd pojawiły się setki strażników.
- Wiedziałam! - babcia uderzyła pięścią w ścianę ze wściekłością. - Po prostu wiedziałam, że to wszystko się źle skończy! Co z nim? Zabrali go?
- On... - brat już miał zacząć mówić, gdy nagle zamilkł.
Patrzyliśmy na niego przez chwilę. Nie wiedzieliśmy co robić. Czekaliśmy na jego odpowiedź. Każdy z nas chciał dowiedzieć się co tam się stało. Było już późne popołudnie, więc czerwone światło słoneczne wpadało, przez okno w pokoju tworząc dodatkowo niezbyt miły nastrój. Tymczasem Danny zaciskał pięści z goryczą. Zawsze tak robił, gdy męczyło go poczucie winy. Z minuty na minutę zaciskał je coraz mocniej. Miałam wrażenia jakby za chwilę miał wybuchnąć. Po jego policzkach zaczęły spływać strugi łez. Chłopak pociągnął nosem i z ochrypłym, słabym głosem zaczął mówić:
- Zabili go.... a ja nic nie mogłem zrobić.
- Nie... - babcia jąkała się ze smutku. - nie wierzę, że posunęli się do tego. Przecież oni znali konsekwencje.
- Jakie konsekwencje? - zapytał Swen.
- Czy to ma jakiś związek z tą jego wielką tajemnicą ? - zapytał Daniel.
- Właśnie! - babcia nagle się ożywiła i szarpnęła mojego brata za koszulę. - Czy zdążył ci coś powiedzieć?!
- Niewiele. - powiedział chłopak ze smutkiem. - Praktycznie nic, kazał tylko żebym znalazł Skałę i dowiedział się wszystkiego od niej. Ale ty też wiesz o co chodzi?
- To co wiem ja to tylko szczyt góry lodowej. - stwierdziła skuszona staruszka.
-A jeśli mogę spytać... - wtrąciła się Aniela. - Ile lat miał pani mąż?
- To jedna z części tej tajemnicy, ale myślę, że teraz mogę wam powiedzieć. - zaśmiała się mimo smutku ogarniającego każdego z nas. - Nie jestem pewna ile dokładnie miał lat, ale na pewno był starszy od piramid...
- Że co?! - krzyknęliśmy wszyscy razem (oprócz Daniela, który chwycił się za serce jakby z bólu i Elsy, która tylko zachichotała cicho)
- Mówił prawdę, kiedy powiedział mi, że ma więcej lat niż wygląda... - mruknęła jeszcze zszokowana Aniela.
- Więc coś ci powiedział. - babcia mruknęła cicho.
- Czekajcie! - krzyknął nagle Swen. - Jeśli pan Daniel żył tak długo, to czy poznał pierwszych właścicieli Pięciu Koron?
- Tak. Byli bliskimi przyjaciółmi. - babcia mówiła szybko. - Ale starczy pytań na dziś... Muszę porozmawiać o czymś z wnukiem w cztery oczy.
Tak jak prosiła nas babcia zostawiliśmy ja samą z Danielem. Nie mamy pojęcia, o czym wtedy rozmawiali. Chwilę próbowaliśmy podsłuchiwać, lecz nie udało nam się. Drzwi były zbyt grube. Zrezygnowani wszyscy wrócili do swoich domów. Oprócz Willa, który nie mógł. Poza tym, nocował tamtej nocy u Elsy. Zostałam sama na korytarzu swojego domu. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, poszłam do kuchni zrobić sobie kanapki na kolację. Rodziców też nie było w domu. Znów wybrali się na randkę do ekskluzywnej restauracji. Po tym jak się najadłam, wróciłam do swojego pokoju. Był niewielki, cały szary. W rogu stała ogromna biblioteczka pełna książek z zakresu mikrobiologii. Nie uwierzycie jak ciężkie życie wiedzie dziecko, które podobno jest wielkim geniuszem. Kiedy miałam pięć lat, rozwiązywałam testy ze szkoły Daniela. Okazało się, że mój iloraz inteligencji jest większy niż Einsteina. Gdy tylko rodzice się o tym dowiedzieli, męczyli mnie dodatkowymi zajęciami. Wysłali mnie nawet do szkoły rok wcześniej. Tylko to wyszło mi z tego na dobre, że poznałam Feliksa i Lucy. Leżałam chwilę na łóżku myśląc o tym wszystkim... i w końcu zadzwoniłam do przyjaciela.
Umówiłam się z nim w parku w centrum miasta. Nie miał żadnego problemu ze spotkaniem o tak późnej godzinie. Był na miejscu wcześniej niż ja. Mieszkał bliżej parku. Miałam taką wielką ochotę się mu o wszystkim wygadać, ale obiecałam wszystkim, że nie puszczę pary z ust. Jednak on znał mnie już zbyt dobrze. Doskonale wiedział, że męczy mnie coś o czym nie mogę mówić. Nie zadawał pytań tylko zabawiał mnie swoimi sucharami. On często bywa taki pocieszny. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela. Najbardziej że wszystkich tych rzeczy chciałam mu powiedzieć o Lucy. Bardzo ja kochał, ale nigdy jej tego nie wyznał... Gdyby tylko wiedział....
- A my młodzi jeszcze nie w łóżkach? - zza pleców usłyszałam głos Anieli. Odwróciliśmy się wtedy i zobaczyliśmy ją wraz z Elsą, Swenem i Willem.
- Co wy tu robicie? - zapytałam zamiast odpowiedzieć.
- To co ty. - zaśmiał się ponuro Will. - Po tym wszystkim musieliśmy odetchnąć świeżym powietrzem.
W tamtej chwili Feliks westchnął bezsilnie. Było po nim widać, że bardzo chciałby wiedzieć wszystko to, czego nie mogłam mu powiedzieć. Elza popatrzyła na niego i uśmiechnęła się lekko. Nagle szturchnęła Swena w bok i powiedziała:
- Potrzebujesz lustra, czy starczy na przykład witryna sklepowa?
- Witryna może być, ale co ty planujesz? - chłopak był skołowany.
- Pamiętacie mój dar? - zaśmiała się i spojrzała wesoło na Feliksa. - Przyszedł czas, by pokazać temu rudzielcowi świat do którego przynależy tak jak my.

Wszyscy spojrzeliśmy na Dunkę ze zdziwieniem. Że niby Feliks był związany z Yriaf Selat? Ostatecznie postanowiliśmy zaufać blondynce. Bez przekonania Swen otworzył przejście pomiędzy światami, kiedy nikt nie patrzył. Szybko przeszliśmy na drugą stronę. Feliks był cały podekscytowany, lecz nie był ani trochę zdziwiony, dopóki nie zobaczył, że jestem wilczycą. Dlatego też szybko przybrałam ludzką formę. Brat mnie tego nauczył. Byliśmy w wiosce zwanej Joyende. Zatrzymaliśmy się tam na noc u pewnej starszej pani. Wyglądała trochę jak wiedźma, ale była bardzo miła. Feliks przyglądał się wszystkiemu z podekscytowaniem. Ja cieszyłam się razem z nim, bo wreszcie mogłam mu się w spokoju wygadać. W pewnym momencie do domu, w którym mieliśmy nocować przyszedł jasnowłosy chłopak. Miał na imię Merlin, tak powiedziała mi Aniela. Miał śliczne błękitne oczy. Wydawało mi się, że mogłam ujrzeć w nich zupełnie inny świat. Nie mogłam przestać o nim myśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger