czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 11 "Czy na pewno jest tak jak myślisz?"

         Poniedziałek rano. Wciąż nie pojmowałam tego co stało się w sobotę. Spotkałam chłopaka, który zna moją drugą tożsamość, widziałam tajemniczą smugę, wreszcie miałam z kim o tym pogadać. Niestety przez cały ten czas nigdzie go nie widziałam. Nie powiedział mi, czy na ziemi jakiś dom, czy też co dzień przechodzi na druga stronę. Szukałam go a nie znalazłam. Z Danielem nie mogłam o tym mówić, nie zrozumiałby. Takie coś trzeba przeżyć. „Wiem! Zabiorę go tam na urodziny! Chyba nic tam nie popsuje?” pomyślałam, gdy szliśmy razem do szkoły. Nie odezwaliśmy się całą drogę. Wyglądał jakby coś go męczyło, ale nie chciał mi o tym powiedzieć. Zupełnie jakby mi nie ufał.
          Czekaliśmy w klasie na pierwsza lekcję. Wszyscy się dziwili, że zawsze punktualna pani profesor się spóźnia. Wielu stwierdziło, że jeśli jeszcze nie przyszła to już w ogóle się nie pojawi. Gdy już chcieli wychodzić, kobieta przekroczyła próg klasy.
- Już jestem łamagi! – krzyknęła na powitanie. – Zajmować miejsca! Macie od dziś dwójkę nowych uczniów w klasie.
- To dlatego pani się spóźniła? – zapytała beztrosko Tamara
- Między innymi. – powiedziała spokojnie kobieta. Po czym spojrzała na wejście do klasy i krzyknęła. – Ruszać się! Nie mamy całego dnia.
Wtedy do sali lekcyjnej weszła Elsa a za nią William Grimm. To było jak spełnienie marzeń. Skoro z Danem dogadujemy się coraz gorzej, obecność Elsy była wręcz zbawienna. W dodatku wreszcie znalazłam mojego wtajemniczonego znajomego. Postanowiłam podzielić się swoim szczęściem z przyjacielem, ale patrząc na niego widziałam wręcz przerażenie w jego oczach. Dla mnie taki bieg rzeczy był przewspaniały, dla niego musiał być spełnieniem koszmarów. Dlaczego? Pod koniec lekcji profesor Rouge zadała nam pracę domową. W parach mieliśmy napisać referat na wylosowany temat. Danielowi i Willowi trafił się król Artur i rycerze okrągłego stołu, a Max i Tamara „ wilki w baśniach”. Zaśmiali się, gdy to przeczytali i spojrzeli wymownie na Daniela. Znów nie miałam pojęcia, o co chodzi. Czy to przez to przedstawienie? Wyglądało to jakby Max nie przepadał za moim przyjacielem. Zawsze wydawało mi się, ze świetnie się dogadywali. Poczułam się taka przybita. Czy na prawdę jestem taka ślepa? Mój chłopak jest wrogo nastawiony do mojego przyjaciela, robi pracę domową z miss szkoły… A ja nie wiem niczego. Popatrzyłam tylko na temat mojej pracy „założenie Rzymu”. Tam były wilki, co nie? Czyżby cały świat kręcił się wokół tych zwierząt? Miałam już wszystkiego po dziurki w nosie. Przez cały dzień miałam kiepski humor. Nie jestem do końca pewna, co działo się na wszystkich lekcjach. Pewna jestem tylko tego, że muszę jeszcze zrobić projekt z biologii na temat orłów. Elsa przygotowuje słowiki, Will wilki a Daniel daniele. Po lekcji miałam jeszcze tradycyjną sesję treningową z tatą. Później odwiózł mnie do domu. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić.

 Po zjedzeniu obiadu i odrobieniu pracy domowej, nie miałam ochoty na bycie rycerzem. Jednak w końcu się przemogłam i poszłam w odwiedziny do Amandy. Jak na ironię akurat potrzebowali mojej pomocy. Otóż w czasie sobotniego balu, chłopak, który uciekł w tym samym czasie co ja, zostawił na schodach srebrny lakierek. W tamtych okolicach uważa się, że jest to symbol chęci zawarcia małżeństwa, więc hrabia Onkel cały ten czas go poszukuje i już organizuje ślub jego… ze mną. Próbowałam wytłumaczyć mu, że nie mam zamiaru jeszcze wychodzić za mąż, ale on nawet nie słuchał, co do niego mówię. Jeździliśmy karetą od domu do domu sprawdzając, na kogo pasuje but. Czułam się jak książę z kopciuszka. Po odwiedzeniu ponad dwudziestu domostw, przypomniałam sobie, że tajemniczy chłopak nie przyszedł na bal dla mnie, tylko dla hrabianki. Wróciłam się po nią do dworu jej rodziców i wraz z nią pojechałam do domu tego młodzieńca, który był jednak ode mnie starszy. Miał bowiem dziewiętnaście lat. Był on starym znajomym Amandy. Na miejscu dowiedziałam, że miejsce w którym mieszka nie można nazwać domem, ale raczej zamkiem, czy pałacem. Weszłyśmy do środka. Powitał nas władca na zamku książę Erl i jego dwóch synów. Od niechcenia przymierzyłyśmy na nich buty. Oczywiście nie pasowały. Później książę wypierał się, że nikt poza nimi tu nie mieszka, lecz przez ten hałas jakiś chłopak przyszedł do salonu, w którym się znajdowaliśmy. Był wysoki, miał gęste ciemne włosy i zielone oczy. Od razu wiedziałam, że to on. Poznałam go po tych idealnych proporcjach i szczęce. Jeśli chodzi o ubiór, to był zupełnie inny. Mężczyzna miał na sobie stare, brudne i obdarte łachy…


       Nim się zorientowałem nadszedł poniedziałek. Przez cały ten czas zastanawiałem się czy te dziwne przyspieszenia mają może jakiś związek z moimi wizytami z Yriaf Selat. Nie byłem zbyt rozmowny, więc Will wrócił do siebie zostawiając mnie samego. Jednak skoro to już poniedziałek, musiałem iść do szkoły.
 W czasie spaceru też nie rozmawiałem zbyt wiele z Anielą. Zauważyłem wtedy, że jest tak już do ponad miesiąca. Znów pochłonęły mnie rozmyślania, tym razem nad moją relacją z Ani. Zrozumiałem, że tak naprawdę to potrafiłem tylko ją pocieszać. Nigdy nie byłem wstanie podzielić się z nią swoimi uczuciami. Jestem beznadziejnym tchórzem! Nie zamieniliśmy nawet słowa. Było tak dziwnie. Przez te moje ciągłe wypady na drugą stronę lustra strasznie się oddaliliśmy. A może po prostu z nią wszystko w porządku i nie potrzebuje już przyjaciela specjalnej troski, który potrafi ją pocieszać. Wydaje się być szczęśliwa z Maxem, nikt jej nie dręczy a ja stałem się niepotrzebny. Dodając do tego, że był to poniedziałkowy poranek, miałem naprawdę podły humor.
Dzień w szkole miał się rozpocząć lekcją polskiego albo, jak kto woli zajęciami z literatury. Tak właśnie zajęcia te nazywa nasza nauczycielka. Pani Rouge była dość młoda jak na nauczycielkę, lecz była bardziej wkurzająca niż ci staroświeccy, wiekowi nauczyciele. Nie pozwalała nawet na siedzenie w ławkach jak chcieliśmy. Jeśli ktoś by spróbował usiąść nie tak jak to sobie wymyśliła, ona poprawiłaby swoje czerwone okulary, poprawiła czarny koński kucyk i wysłałaby ucznia wprost do dyrektora. Była znana też ze swojej niesamowitej punktualności, ale tamtego dnia spóźniała się już dziesięć minut. Po tym jak już myśleliśmy, że na pewno już nie przyjdzie, wpadła do klasy jak torpeda.
- Już jestem łamagi! – krzyknęła na powitanie. – Zajmować miejsca! Macie od dziś dwójkę nowych uczniów w klasie.
- To dlatego pani się spóźniła? – zapytała beztrosko Tamara, która ubyła ulubienicą nauczycielki.
- Między innymi. – powiedziała spokojnie kobieta. Po czym spojrzała na wejście do klasy i krzyknęła. – Ruszać się! Nie mamy całego dnia.
W tamtym momencie niemal nie spadłem z krzesła. Moimi nowymi klasowymi kolegami byli Elsa i Will?! Tę pierwszą jeszcze zrozumiem, ponieważ od dawna prosiła dziadka o przeniesienie do mojej klasy. Uważała, że musi pilnować Anieli. Ale jakim cudem Will dostał się do tej szkoły? Popatrzyłem wtedy na twarz wnuczki dyrektora. Wyglądała jakby czytała mi w myślach. Śmiała się pod nosem. Czyżby to jej sprawka? Wszelkie resztki mojego dobrego humoru właśnie mnie opuściły. Cała lekcja przeleciała tak szybko, ze zapamiętałem z niej tylko zadanie domowe. W parach mieliśmy napisać referat na wylosowany temat. Mnie i Willowi trafił się król Artur i rycerze okrągłego stołu, Ani i Elsa dostały legendę o założeniu Rzymu, a Max i Tamara „ wilki w baśniach”. Zaśmiali się, gdy to przeczytali i spojrzeli się na mnie wymownie. Tamtego dnia miałem wrażenie jakby wszyscy znali moją tajemnicę. Byłem cały spięty. I miałem wrażenie jakby wszyscy gapili się na mnie przez calutki dzień. Na ostatniej lekcji – biologii znowu losowaliśmy tematy na zadanie. Każdy z nas musiał opisać jakiś gatunek zwierzęcia.
         - Pierwsza losuje panna Andersen. – powiedział profesor Filc ocierając z potu zwoją łysą czaszkę.
Elsa podeszła do koszyka z kartkami i wyciągnęła jedną. Przeczytała napis i krzyknęła pokazując klasie napis:
         - Słowik!
I tak podchodzili po kolei, w porządku alfabetycznym. Losowali niedźwiedzie, tygrysy, czaple i tym podobne. W końcu przyszła kolej na Grimma. Podszedł do tego bardzo ostrożnie jak na polowaniu na jakąś zwierzynę. Dajmy na przykład mnie, bo jak się okazało, gdy wyciągnął karteczkę, wylosował właśnie wilka. Przypadek? Nie sądzę.
         Kolejne kilkanaście osób później nadeszła kolej Anieli. Dziewczyna zrobiła to co miała szybko i pokazała wszystkim kartkę z napisem „orzeł”. Nic nie mówiła i usiadła powrotem na swoje miejsce. Po kolejnych kilku minutach czekania nadeszła wreszcie pora na mnie. Nie miałem już praktycznie wyboru, ponieważ jestem ostatni na liście. Moje podejście do biurka nauczyciela było tylko formalnością. Chwyciłem w dłoń ostatni skrawek papieru i nie wiedziałem, co o nim myśleć. Odwróciłem się w stronę profesora i z miną starego śledzia spojrzałem na niego.
         - Pan żartuje, tak? – powiedziałem wskazując na mój los. – Daniel? To imię a nie zwierze.
         - Mylisz się chłopcze. – powiedział ze spokojem. – Istnieje takie zwierzę. Przekonasz się podczas wykonywania pracy.
Po lekcji wracałem do domu z Willem. Przez całą drogę opowiadał o tym jak bardzo podobał mu się jego pierwszy dzień w szkole. Jak pewnie się domyślacie w Yriaf Selat nie ma szkół, a nawet jeśli byłyby, nie uczęszczał by do niej myśliwy z urodzenia. Tak komentował całą drogę wszystko co się wydarzyło przez calutki dzień, że miałem ochotę krzyknąć mu prosto w twarz, że sam to widziałem. Nim jednak zdążyłem to zrobić, stanął  wprost przede mną i z pełną powagą zapytał:
         - Kogo ty oszukujesz?
         - O czym ty mówisz? – odpowiedziałem pytaniem.
         - Przy mnie zachowujesz się zupełnie inaczej niż przy swoich szkolnych kolegach. – ciągnął jakby był na mnie wściekły. – Mów kogo oszukujesz! Mnie czy ich?
         - Głównie to siebie… - zaśmiałem się. – Co się stało? Już mi nie ufasz?
         - Mam wątpliwości co do ciebie… - mruknął pełen żalu. – Dziś zachowywałeś się jak wilk, którym jesteś.
Nie powiedział później ani słowa. Wróciliśmy do mnie, gdzie przedstawiłem go rodzicom jako ucznia z wymiany i postanowiłem, że przechodzenie codziennie wczesnym rankiem byłoby męczące, więc Will zamieszka u mnie. Nikt nie widział w tym problemu. Pomagałem willowi z zadaniem domowym, ale ten zupełnie stracił zaufanie do mnie. Mieliśmy wziąć się za pracę o królu Arturze, kiedy do mojego pokoju wpadła Sara i jej paczka. Szybko przedstawiłem sobie wszystkich. Oczywiście myśliwy obdarzył wotum nieufności również moją siostrzyczkę, o czym oznajmił przeszywającym spojrzeniem. Prawie miałem ciarki.
         - Próbujesz udawać Daniela? – zaśmiała się Lucy. – Niestety coś ci nie idzie. Jego morderczy wzrok wygląda dwa razy straszniej.
         - Jakoś ci wierzę. – powiedział uśmiechając się do dziewczyny. – Tylko ktoś taki jak on potrafi spoglądać wzrokiem prawdziwego mordercy.
         - Daniel? – Sara wybuchła śmiechem. – On robi taką minę, kiedy chce zgrywać bohatera, co mu nie wychodzi.
         - Sara, my tu próbujemy pracować. – skarciłem ją. – idzie pobawcie się na dworze czy coś.
         - Dobra… - mruknęła niechętnie. – To my idziemy na łyżwy.
         - Jakbyście potrzebowali pomocy z królem Arturem to ja chętnie pomogę. – dodał Feliks wychodząc.
Po tym jak wyszli, wróciliśmy do pracy. Jednak obaj byliśmy rozkojarzeni. Nie mogłem uwierzyć, że ja jestem bardziej przerażający niż Will kilka chwil temu. Co jeśli tak naprawdę jestem zły? Co jeśli to Willa cały czas oszukiwałem, jeśli te dwa wilki z mojego snu miały racje? Jeśli na serio jestem po prostu Wielkim Złym Wilkiem? Z tego rozmyślania wytrąciło mnie marudzenie Grimma:
         - Od soboty zrobiło się tu dużo cieplej. Nie szedłbym w taką pogodę na łyżwy.
         - A to dlaczego? – zapytałem jeszcze odrobinę zamyślony.
         - Lód jest pewnie cienki, można wpaść do wody… - mruknął niechętnie.

         - I mówisz to dopiero teraz?! – krzyknąłem wściekły. Po reakcji przyjaciela wiedziałem, ze miałem wtedy „tę minę”. – Biegnę do nich zanim coś im się stanie. Mam nadzieję, że zdążę!



****
Podoba się?
Mam nadzieję, ze tak. Zamieniłam dziś kolejność tylko po to, zeby zapewnić wam taką niepewność co do następnego rozdziału.
Wiem, że mówiłam o rozdziałach raz na tydzień, ale to było minimum. Będę piasć i zamieszczać posty tak często jak zdołam.


PS   Zapraszam do odwiedzenia zakadki "pytania do bohaterów"

3 komentarze:

  1. Kurde, już się nie moge doczekaç dalszej akcji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to mi chodziło!
      Dzięki wielkie za komentarz!

      Usuń
  2. Kasiu. Ja czekam na kolejny post i juz nie moge sie doczekac dalszych losow bohaterow!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger