Przez ostatnie kilka dni,
próbowałem wyjaśnić myśliwemu, że naprawdę nie mam zamiaru być złą osobą, ale
on nie chciał dać za wygraną. Gdzie bym nie poszedł, on cały czas pilnował czy
nie robię czegoś złego. Na szczęście pozwalał mi wracać do domu na noc. Widząc,
że jestem „grzecznym wilczkiem” zaczął mi ufać i stopniowo się
zaprzyjaźnialiśmy. Will (bo tak na imię ma mój nowy znajomy) tłumaczył mi po
drodze o zasadach panujących w tamtym świecie, jego historii oraz był też
wyśmienitym przewodnikiem.
Jednak tym razem chciałem
opowiedzieć o czymś zupełnie innym. Otóż… miałem sen. Wiem, wiem praktycznie
każdy je miewa, ale ten jeden był niezwykły. Zaczął się on tym, że byłem w
jakimś zupełnie ciemnym pomieszczeniu, nie licząc smugi światła skierowanym na
mnie niczym reflektor. Po chwili na ziemi pojawiły się lśniące ślady stóp.
Poszedłem tym tropem. Nagle znalazłem się w jakiejś wielkiej, średniowiecznej
bibliotece. Nigdy w życiu nie widziałem tylu książek na raz. Na końcu drogi
znajdowały się wielkie złote drzwi, przypominające kształtem ogromną książkę.
Coś chciało, żebym przez nie przeszedł. Przed otworzeniem drzwi zatrzymało mnie
dwoje strażników. Byli nimi Elsa oraz Will, więc martwiłem się, że mogą mnie
nie wpuścić. Jednak oni spojrzeli na mnie ze szczerymi uśmiechami pełnymi
nadziei i otworzyli wrota. Gdy tylko przez nie przeszedłem, byłem już wilkiem a
koło mnie pojawił się jakiś rogacz. Mógł to być jeleń, ale nie znam się zbytnio
na tych kopytnych zwierzętach. Wyglądało jakby gdzieś mnie prowadził krętym,
wąskim korytarzem. Na śnieżnobiałych ścianach wisiały obrazy, które przedstawiały
chwile z mojej przeszłości. W końcu doszliśmy do jakiejś wielkiej sali. Na
początku wydawała się pusta. Rogacz pozostał przy wejściu. Jego wzrok podążał
za mną. Pilnował mnie, czuwał. Po chwili pojawiły się przede mną wilki. Sześć
różnych gatunków: szary, rudy, polarny, kanadyjski, był też pies dingo oraz
wilk grzywiasty – taki, jakim się staję, gdy przejdę przez lustro. Za tymi
wilkami nagle pojawił się siódmy. Był wręcz przeogromny i całkowicie srebrny. Opiekował
się resztą jak rodzic swoimi dziećmi. Gdy pozostałe wilki odeszły, podszedł do
mnie, spojrzał swoimi miedzianymi oczyma i powiedział.
- Jesteś wyjątkowy, moje
wilcze dziecię. – przemówił, łagodnym, kobiecym głosem.
- Ja? Wyjątkowy? Dlaczego?
– zadawałem pytania wilczycy. – Kim ty
jesteś?
- Masz w sobie to co najlepsze
po twoich przodkach. – odrzekła z uśmiechem na pysku. – Bystry umysł, sprawne
ciało, szybkie nogi i, co najważniejsze, wielkie serce. Ty jesteś w stanie
przywrócić honor mojemu rodowi.
- Nie wiem, o co ci
chodzi. Poza tym nie mam pojęcia, kim ty jesteś. – próbowałem dowiedzieć się
czegoś więcej.
- Jestem Wilczycą Alfa,
praprzodkiną wszystkich wilków z Yriaf Selat. – powiedziała z dumą. – Jak
pewnie już wiesz w każdej rodzinie jest ktoś, kogo wstydzi się reszta rodziny.
W tym przypadku jest to sześć pokoleń wilków grzywiastych.
Po tym jak skończyła mówić zniknęła niczym duch, lecz po chwili znów poczułem
czyjąś obecność. Znikąd wyskoczyły na mnie dwa wilki, wyglądały prawie jak ja,
tylko ich sierść była bardziej czerwona niż pomarańczowa. Wywnioskowałem, że to
o takich jak oni mówiła Wilczyca.
- Cześć młody… - mruknął
jeden z nich niezbyt uprzejmie.
- Godowy do pracy? –
powiedział z ironią w głosie drugi. – Pora zasiać trochę strachu wśród
wieśniaków. Żniwa chaosu same się nie zbiorą.
- Nie mam zamiaru
straszyć nikogo! – sprzeciwiłem się im. – Nie jestem taki jak wy!
- Na pewno? Bo tu jakoś
nie widać… - mówił dalej, pokazując moje wspomnienia niczym filmy. – I tu, i tu…
- ale.. ale.. ale ja nie
jestem taki naprawdę. – kłóciłem się z nimi.
Cokolwiek bym im powiedział, to nie zdawało się na nic. Zbyt często
zachowywałem się jak bezduszny drań. Patrzyłem na te wspomnienia i niemalże nie
wierzyłem w to, że to naprawdę byłem ja. Czasami wyglądałem nawet tak przerażająco,
że… sam się zacząłem siebie bać. Byłem jak zupełnie inna osoba…
- Nie! – krzyknąłem w
końcu i spostrzegłem, że właśnie się obudziłem.
Natychmiast wyskoczyłem z łóżka i poszedłem wziąć uspokajający
prysznic. Później zacząłem szykować się do szkoły, jednak gdy ścieliłem łóżko,
zauważyłem coś dziwnego. Na mojej pościeli pojawiły się ślady wilczych łap a także
ślady jakiś kopyt…
Kilka ostatnich dni w Yriaf
Selat spędziłam ratując różne panny w opałach. Było to dużo łatwiejsze niż
przypuszczałam, wiec zaczęło mnie to już nudzić. W przeciwieństwie do mnie
Merlin był wręcz wniebowzięty, zawsze, gdy mieliśmy jakieś zadanie do wykonania.
Jednak tym razem chciałam
opowiedzieć o czymś zupełnie innym. Otóż… miałam sen. Był to niezwykły sen,
czyli coś, co było dla mnie wtedy niczym zimny prysznic w upalne dni. Odświeżający
i częściowo potrzebny. Zaczął się on tym, że byłam w jakimś zupełnie
ciemnym pomieszczeniu, nie licząc smugi światła skierowanej na mnie niczym
reflektor. Po chwili na ziemi pojawiły się lśniące ślady stóp. Poszłam tym
tropem. Nagle znalazłam się w jakiejś wielkiej, średniowiecznej bibliotece.
Było tam pełno wysokich do nieba regałów pełnych grubych i zakurzonych ksiąg.
Widocznie nikogo tam dawno nie było. Na końcu „ książkowego korytarza” były
wielkie, złote wrota o kształcie największej z ksiąg. Przejście miało dwoje
strażników. Jednym z nich był chłopak z kręconymi ciemnymi włosami i łukiem na
plecach, natomiast drugim… moja przyjaciółka Elsa. Oboje uśmiechnęli się do
mnie, chociaż wydawało mi się, że śmiali się z czegoś. Otworzyli przede mną masywne
drzwi i przeszłam przez wrota. Nagle miałam ubraną moją zbroję. Rozejrzałam się
wkoło. Stałam w jakimś białym jak śnieg korytarzu. Obok mnie stała jakaś
postać. Był to mężczyzna o ciemnych włosach i zielonych oczach, lecz
najważniejsze w nim było to, że posiadał parę pięknych białych skrzydeł. Gdy
szłam on podążał za mną niczym anioł stróż. Na ścianach wąskiego i krętego holu
wisiały obrazy, na których byłam ja. Były to różne momenty mojego życia.
Pierwszy trening szermierki, spotkanie z Danielem, każdy z moich nieszczęśliwych
związków… prawie zaczęłam płakać. Na końcu korytarza była wielka pusta sala. Anioł,
który mi towarzyszył, został przy wejściu. Nagle na środku pomieszczenia
pojawił się jakiś mężczyzna, nie wiem dlaczego, ale z wyglądu przypominał
trochę mojego ojca. Miał doskonale ułożone włosy niczym ze złota i tegoż koloru
brodę. Nie była ona ani zbyt krótka ani za długa, po prostu idealna! Jak cały
on… i te zielone oczy. Na głowie nosił lśniącą koronę ze szczerego złota ale
nie nosił wcale królewskich szat, tylko mocną, żelazną zbroję.
- Witaj, młoda damo. –
powitał mnie ciepłym głosem i przestał przypominać mi tatę, który nigdy nie był
dla mnie tak uprzejmy. – Cieszę się, że mogę cię spotkać.
- Kim jesteś? -
zapytałam. – I co to za miejsce?
- Zwą mnie królem
Arturem, pewnie o mnie słyszałaś… - powiedział półżartem. – Jeśli chodzi o to
gdzie jesteśmy, to sam nie mam pojęcia.
- Przykro mi, ale nie
słyszałam o tobie. – powiedziałam lekko speszona. – Jesteś królem, prawda? Dlaczego
nosisz zbroję?
- Eh… tak jestem królem. –
odpowiedział zawiedziony moimi słowami. – Jestem też pierwszym właścicielem
twojego miecza. Używałem go by bronić mojego królestwa. Dobyć go może tylko
osoba, która uczyni coś niezwykłego! Dokona przełomu i będzie stać na straży
pokoju!
- Obiecuję ci, że tak
zrobię! – wyrzekłam pełna zapału do pracy.
Po tym król uśmiechnął się do mnie i zniknął rozpływając się w
powietrzu. Po chwili na jego miejscu pojawiła się kobieta łudząco podobna do
mojej matki. Miała długie do bioder czarne jak smoła włosy splecione w warkocz.
Ubrana była w białą suknię lekko powiewającą na wietrze, którego wcześniej nie
było. Mój anioł stróż stanął obok niej. Wyglądali jak matka i syn. Zauważyłam wtedy,
że ona też ma skrzydła. Posłała mi tylko całusa i oboje zaczęli odlatywać.
Obudziłam się zanim chciałam ich zapytać o to, kim są. Był już ranek, więc
zaczęłam szykować się do szkoły. Ubrałam się, uczesałam i zaczęłam pakować książki.
Przypadkowo chwyciłam też do rąk książeczkę, którą czytał mi brat, kiedy byłam młodsza,
tak trzy lata temu. Jego czytanki zawsze ogromnie mi się podobały, mimo że
byłam już na nie od dawna za stara. „ Kiedy wrócisz braciszku? Teraz ja chcę
opowiedzieć ci bajkę…” pomyślałam, odkładając książkę na łóżko. Zauważyłam w
tamtym momencie, że na mojej poduszce leżą dwa białe pióra a obok nich mój „nóż”.
Skąd one mogły się tam wziąć?
No nie spodziewałam się takiego obrotu akcji nowa przyjaźń rudzielca, król Artur i miecz ekskalibur... najważniejsze czytelnika cza zaskakiwać ;) akcja trochę szybko leci (co załatwiłoby dodanie trochę większej ilości opisów i rozdział byłby dłuższy :3) ale to nie powinno przeszkadzać :) to do następnego rozdziału na który niecierpliwie czekam i miłych ferii chociaż za szybko one zlatują :(
OdpowiedzUsuńTeż się tego na początku nie spodziewałam. :p musiałam po prostu urozmaicić postać Anieli, bo wszystko co fajniejsze zgarnął już Daniel.
UsuńPaczaj co udało mi się znaleźć :D
Usuńhttp://katalog-opowiadan.blogspot.com/?m=0