Po kilku godzinach wędrówki Merlin zauważył, że
przed nami była naprawdę wysoka wieża. Nie było w niej żadnych drzwi, tylko
pojedyncze okno u góry.
- Halo! Jest tam ktoś? - zawołaliśmy razem.
- Jestem tu na szczycie tej budowli! -
odpowiedział ktoś, po barwie głosu poznałam, że to dziewczyna. - Więzi mnie tu
moja matka!
- Jak
możemy Ci pomóc? - zapytał Merlin.
- Uwolnić mnie może tylko dzielny rycerz. -
odpowiedziała ponuro.
- Rycerz jest tutaj! – oświadczył radosnym
głosem mój giermek.
Po kilku chwilach dziewczyna wyrzuciła przez okno długi, warkocz w
kolorze słomy. Nie myśląc zbyt wiele zaczęłam się po nim wspinać. Wszystko było
tak jak w jednej z bajek, które czytała mi mama, gdy byłam małą dziewczynką.
Zawsze słuchałam tych opowieści bardzo uważnie i w końcu mi się to opłaciło. Doskonale
wiedziałam, co powinnam zrobić. Na szczycie powitałam o kilka lat starszą ode
mnie blondynkę całując jej dłoń. Jak tak teraz o tym myślę było to trochę
dziwne, ale tak chyba robią rycerze.
- Ty naprawdę jesteś
rycerzem. – powiedziała poprzez łzy, rzucając mi się na szyję. – Czekałam na
ciebie od szesnastu lat…
- Przepraszam, że musiałaś
czekać. – szepnęłam jej do ucha, odrywając drewnianą podłogę, pod którą ukryte
były schody. – Teraz będziesz już wolna.
Razem schodziłyśmy krętymi, zniszczonymi schodami. Było strasznie ciemno, więc trzymałyśmy się
blisko. Na końcu drogi był zamurowany otwór, który w przeszłości prawdopodobnie
był miejscem na drzwi. Z łatwością znalazłam i wypchnęłam jedną z poluzowanych
cegieł. Reszta posypała się niczym domino. Wyszłyśmy na drogę, gdzie czekał na
nas Merlin.
- Zaprowadzimy cię do najbliższego
miasta. – stwierdziłam.
- Co się stało z twoim
głosem? – zapytała nagle. – Wcześniej wydawał się inny.
- To ja wcześniej cię
wołałem. – wtrącił się mój giermek. – Jestem Merlin, giermek panienki Anieli.
- Panienki?! – zapytała oszołomiona,
nie spuszczając ze mnie wzroku zadała kolejne pytanie. – Jesteś kobietą?
- Tak, jak najbardziej. –
odpowiedziałam zdejmując swój hełm. – Nazywam się Aniela, a ty?
- Zwą mnie Roszpunka. – powiedziała.
– Dziękuję za ratunek.
W trójkę wyruszyliśmy w dalszą drogę. Miasto nie było wcale tak daleko,
więc szybko dotarliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się w jednej z gospód żeby
zjeść obiad. Wszyscy się dziwili, że osoba, która ma stać na straży wszystkiego
co dobre, jest tylko młodą dziewczyną. Spodziewali się bardziej jakiegoś
silnego i odważnego mężczyzny a dostali mnie. Właściciel gospody opowiedział mi
też, że trzy lata temu był tu inny rycerz. Miał on kruczoczarne włosy i oczy
niczym szmaragdy. Jego bronią była lanca, a jego zbroja była równie czarna jak
jego włosy.
Zastanawiałam się nad tym, też po powrocie do domu. Czy spotkam
kiedyś czarnego rycerza? Dlaczego nikt o nim nie słyszał od trzech lat? Czarne
włosy i zielone oczy… Taki opis przypominał mi pewną znaną mi osobę…
Przyglądałem się przez
chwilę domowi. Był dosyć uroczy jak na coś, co jest wykonane w całości ze
słomy. W pewnym momencie siedzący przed budynkiem mężczyzna zauważył, że stoję
naprzeciw niego. Wystraszony odskoczył na bok. Nie jestem pewien dlaczego, ale
zaczął on się zmieniać w… prosiaka. Jego twarz zmieniała się w świński ryjek a
nawet wyrósł mu ogonek.
- Nie bój się mnie! –
krzyknąłem do niego. – Nic ci nie zrobię.
Nim się zorientowałem on był już w środku. Prawdopodobnie nawet nie
słuchał tego, co do niego mówiłem. Chciałem mu wytłumaczyć, ze wcale nie mam
złych zamiarów, więc pukałem żwawo do drzwi. Niestety kurz dostał mi się do
nosa i… kichnąłem. To było dość spektakularne kichnięcie. Było na tyle silne,
że całkowicie zniszczyło domostwo ze słomy. Prosiaczek, który w nim mieszkał, Zaczął
szybko uciekać. Ruszyłem w pości za nim. Chciałem go przeprosić. Nagle zobaczyłem
przed sobą jeszcze dwa domy. Jeden w całości zbudowany z drewna a drugi,
zwyczajny, ceglany. Od razu przypomniała mi się wtedy bajka o trzech świnkach.
Więc to tak działa klątwa tego świata? Żeby uniknąć większych szkód odsunąłem
się i krzyknąłem:
- Przepraszam, że
zniszczyłem twój dom! Zaraz go naprawię!
Wróciłem na miejsce, gdzie przed chwilą stał słomiany budynek i wziąłem
się do jego odbudowywania. Było to naprawdę ciężkie zadanie, w szczególności,
kiedy nie masz przeciwstawnych kciuków. Jakoś wiązałem słomę w snopy i
układałem jeden na drugim splatając je przy okazji.
- W imieniu mieszkańców
tego kraju jesteś aresztowany! – Krzyknął na mnie ktoś z tyłu.
- Aresztowany, dlaczego? –
zapytałem odwracając się do swojego rozmówcy. – To był tylko wypadek.
Przede mną stał chłopak mniej więcej w moim wieku. Miał kręcone, brunatne
włosy a na nich zielony kapelusz. Jego oczy były również zielone. Na twarzy
miał całą masę piegów. Patrzył na mnie z ironia i wrogością. Jego ubranie
świadczyło o tym, że był on myśliwym, co nie było dla mnie zbyt dobrą wiadomością.
Patrzył tak na mnie przez chwilę, zaśmiał się pod nosem i powiedział z ironią w
głosie.
- Może i bym uwierzył w
cos takiego, ale ty jesteś wilkiem.
- Mówię prawdę! Kichnąłem
przez kurz i wszystko popsułem, ale naprawdę nie chciałem! – próbowałem się
bronić. – Wcale nie miałem zamiaru zrobić czegoś złego. Nie chcę być
przestępcą.
- Ale ty jesteś wilkiem…
zło masz we krwi. – śmiał się ze mnie. – Poza tym nie ważne, co chcesz. Ważne
jest to, że świat tego od ciebie oczekuje. Nic nie możemy z tym zrobić… Więc
może pozwolisz już, że cię aresztuję.
- Nie! – krzyknąłem. –
Nie chcę być dłużej kimś, kim nie jestem. Chcę być sobą! Chociaż przez chwilę!
*****
Tym razem zmieniłam kolejność, mam nadzieję, że wam to nie przeszkadzało.
Następne rozdzialy będą się pojawiać nieregularnie, ale teraz mam ferie więc może być ich trochę dużo.
Przypominam o możliwości udziału w konkursie!
Z niecierpliwością czekam na więcej i życze duuuużo weny :D
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńMiło jest wiedzieć, że ktoś mnie docenia. Więcej już niedługo ;)