Jane
siedziała w domu Nari i czekała aż jej towarzysz się obudzi. Posiadając już
nową, czarną przepaskę , rozglądała się po domostwie. Wyglądało jak zwyczajny,
skromny domek. Oczywiście jeśli nie zwracać uwagi na ogromny drapak stojący
pośrodku salonu. Dookoła niego poustawiane były dwie, obite brązową skórą,
sofy. Na jednej z nich leżał Feliks, na drugiej rudowłosa. Trzymała ściśniętą
dłoń na piersi i zamartwiała się. „Czego chciał ode mnie Wielki Zły Wilk? Czy
on wie kim jestem? Co nagle strzeliło do głowy Feliksowi? Czemu moje oko było
niebieskie? Czy naprawdę przywiodłam za sobą tę burzę? Jeśli tak… jak? Kim…
Czym ja jestem?” – Myślała w milczeniu. Cała się trzęsła.
- Tak. Zajmę
się nią, Danielu – Feliks zaczął nagle mamrotać przez sen. – Danielo, już dobrze.
Może nie masz rodziny, ale masz nas…
- Nie tylko
ja nie mam rodziny – powiedziała do siebie rudowłosa.
- Wiesz… Moi
przyjaciele mieli kiedyś odnaleźć dziedziców czterech srebrnych koron.
Ostatecznie okazało się, że to oni sami byli dziedzicami. – Rycerz obudził się
po tych słowach. Ziewnął znacząco. – Ale mam sucho w ustach. Czyżbym mówił
przez sen?
- Coś tam
mamrotałeś, ale nie słuchałam – skłamała dziewczyna. – Mam nadzieję, że czujesz
się dobrze. Zmartwiłam się jak tak padłeś na śnieg.
- Czuję się
znakomicie. Po prostu nie przywykłem do takich mrozów. – Feliks przeszedł z
pozycji leżącej do siedzącej. – Bardzo mi przykro, że przysporzyłem ci nerwów.
Jane nic mu
nie odpowiedziała. Przez kilka minut siedzieli i patrzyli na siebie w
niezręcznej ciszy. Osiemnastolatka miała nadzieję, za lada moment pojawi się
ich gospodyni i rozluźni atmosferę. Wtedy rozległ się dźwięk klucza
przekręcanego w zamku. Ktoś wszedł so środka, lecz nie była to bynajmniej Nari.
W wejściu
stanął młody mężczyzna. Zimowe ubrania zasłaniały prawie cały jego wizerunek.
Znad białego, wełnianego szalika przypatrywały się intruzom ciemne, morskie
oczy. Natomiast spod grubej czarnej jak noc czapki wystawały złotawe kosmyki.
Tajemniczy
przybysz wszedł do salonu nie zdejmując butów. Spojrzał groźnie na Feliksa i
Jane. Nie widząc żadnej większej reakcji, ściągnął czapkę i szalik. Miał
nadzieję, że blizny na jego policzkach, które przypominały trochę kosie wąsy,
wzbudzą strach w siedzącej na kanapach dwójce. Tak się jednak nie stało.
- Kim
jesteście i co robicie w moim domu?! – wrzasnął w końcu. Jego niski głos
przywodził na myśl ryczącego lwa.
-
Przepraszamy za najście, przyszliśmy tu tylko trochę się ogrzać – tłumaczył
spokojnie Feliks, który nie był rozeznany w całej sytuacji. – Zaraz sobie stąd
pójdziemy.
- Nari nas
wpuściła – odezwała się szorstko Jane.
- Nari? A
gdzież to się teraz podziewa? – blondyn był wyraźnie poirytowany.
- Wyszła po
więcej drewna. – Dziewczyna wskazała na przygasający powoli kominek w rogu. – W
sumie powinna już wrócić.
- Już
jestem! – jakby na zawołanie pojawiła się wspomniana kotołaczka. Widząc
niezadowolonego blondyna, szybko podeszła do niego i złapała go za ramię. –
Spokojnie Sam, oni potrzebowali pomocy…
- I dlatego
wpuściłaś do domu tę dziewuchę, która pachnie zupełnie jak ta szalona burza?!
- Burza
zniknęła, tak? Myślisz, że czyja to zasługa?! – Kocicy udzieliło się
poirytowanie Sama. – A ty naniosłeś błota do domu! Gdzie się podziewałeś?!
- Sama wysłałaś mnie po zakupy!
- Ale nie
było cię pół dnia!
- Podziękuj
swojej nowej przyjaciółce i jej zamieci śnieżnej!
- To mi
wygląda na kłotnię kochanków. – Podczas gdy gospodarze przekrzykiwali się
nawzajem, Feliks szeptał na ucho swojej podopiecznej. – Lepiej jak najszybciej
się stąd ulotnić.
- Nikt się
stąd nie ruszy, dopóki nie poznam waszych imion! – Sam jakimś cudem usłyszał
mężczyznę. – Pachniecie zbyt silnie jak na jakiś zwykłych zagubionych
rudzielców!
- Jestem… -
Jane wydawała się nie być skora do rozmowy. – Nazywają mnie Jane.
- Nazywam
się Feliks Light. Przybyliśmy z Yriaf Selat w poszukiwaniu pewnej osoby. –
Mężczyzna wstał i z gracją przedstawił się.
- Yriaf
Selat, tak? – prychnął Sam. – Dobra, mówcie czego ode mnie chcecie.
- Od ciebie?
– Oboje byli zaskoczeni.
- W tych
stronach jedyną osobą, która może interesować rycerza z Yriaf Selat, jest lwi
rycerz. To ja, Samuel Lionus.
- W takim
razie trafiliśmy od odpowiedniego domu. – Feliks uśmiechnął się szeroko. –
Przybylismy tu, żeby prosić cię o pomoc. Królowa potrzebuje potomków wszystkich
Rycerzy Światła. Możemy na ciebie liczyć?
-
Oczekujecie ode mnie pomocy? Dość nietypowe. Zazwyczaj ludzie proszą mnie,
żebym trzymał się od wszystkiego z daleka – słowa Samuela były przesycone
ironią. – A czemuż to królowa sama nie wyda rozkazu swojemu rycerzowi? –
Zadając pytanie spojrzał kątem oka na Jane, biorąc ją za królową.
- Królowa
zniknęła z pałacu będąc jeszcze małą dziewczynką. Ona także jest celem
poszukiwań. – Feliks zasłonił blondynowi swoją towarzyszkę. – Daniela prawdopodobnie
nawet nie ma pojęcia kim jest. Dlatego potrzebujemy rycerzy.
- Dość
pokręcona logika, ale zrozumiałem. – Sam kiwnął przy tym znacząco głową. – Jej Wysokość
Daniela Wilczek, prawda?
- Owszem. –
Rudowłosy mężczyzna odwzajemnił gest.
- W takim
razie dołączę do was pod warunkiem, że któremuś z was uda się wybić mi miecz z
reki podczas pojedynku – zaproponował młodzieniec.
- Zgoda. –
Feliks odwrócił się do Jane. – Szykuj się, pora przekonać się co potrafisz,
dziewczyno.
- Ja?! –
Osiemnastolatka była przerażona. – Ale to ty jesteś rycerzem! Poza tym, ja
nigdy nie trzymałam miecza w dłoni.
- Nie martw się,
jeśli tobie się nie uda, ja go pokonam.
Cała czwórka
przeszła z salonu do ogrodzonego kamiennym murem, ośnieżonego ogrodu. Było tam
wystarczająco dużo miejsca do stoczenia pojedynku na miecze. Świeży śnieg
wyglądał jakby czekał na zdeptanie go w trakcie walki. Nari pobiegła do szopy,
żeby wrócić z dwoma identycznymi, żelaznymi mieczami. Na końcu trzonka każdego
z nich widniał rzeźbiony wizerunek lwa. Kotołaczka podała oręż obojgu
nastolatkom. Jednak gdy Jane tylko chwyciła miecz, zachwiała się i omal nie
upadła na ziemię. Uratowało ją od tego jedynie wbicie ostrza w głęboki śnieg i
podparcie się na broni. Oddech dziewczyny gwałtownie przyspieszył, lecz po
kilku chwilach wrócił do normy.
- Jane, co
się stało?! – Podbiegł do niej zdenerwowany Feliks.
- Obrazy…
pojawiły mi się nagle przed oczami. – Dziewczyna sama nie wydawała się być
pewna tego, co zaszło. – Jakiś piękny miecz… wyglądał trochę znajomo… on pękł
na pół. Później było światło, z którego wyłoniły się dwa zupełnie inne miecze…
- Doprawdy dziwne
– odezwała się Nari. – Może trzeba odwołać pojedynek.
- To pewnie
tylko wymówka, żeby się ze mną nie zmierzyć – zażartował Sam. – Boi się mnie.
- Ja nie
boję się nikogo. – Jane stanęła już prosto, jakby odzyskawszy siły i chęci. –
To mnie należy się obawiać.
- W takim
razie zaczynajmy.
W przeciągu
kilku chwil można było usłyszeć pierwsze dźwięki uderzającego o siebie metalu.
Ze strony Lionus’a sypały się ciosy, lecz wszystkie były blokowane przez
niewielką dziewczynę. Nie były to ruchy osoby, która po raz pierwszy toczy
pojedynek – Jane poruszała się jak doświadczona wojowniczka. Uniki robiła
niewielkie, tylko tyle, by miecz prześlizgnął się obok niej. Takie ruchy
sprawiły, ze Feliks i Nari przyglądali się wszystkiemu z otwartymi szeroko
ustami, a Sam nie mógł skupić się na szybszym natarciu. Dzięki temu, że blondyn
się odsłonił, Jane zdobyła się na śmiałe pchnięcie. Trafiłaby go prosto w
brzuch, gdyby lwi rycerz nie cofnął się w porę. Dokładnie w tym czasie dziewczyna
wykopnęła broń przeciwnika z jego dłoni.
- Panienko,
chciałaś nie zabić?! – oburzył się Sam, który usiadł zmęczony na śniegu. – To miało
być: „Nigdy nie trzymałam miecza w dłoni”.
-
Wiedziałam, że będziesz w stanie tego uniknąć i naprawdę nigdy wcześniej nie
walczyłam mieczem. – Rudowłosa usiadła obok Samuela. – Ale ostrzegałam, że mnie
trzeba się bać.
- Już w to
nie zwątpię.
Tymczasem w
Yriaf Selat Artur i jego rycerze właśnie dotarli do Joyende. Pierwszą rzeczą
jaką zrobili w mieście, było udanie się do wbitego w skale miecza. Tuż obok był
również posąg rycerza. Jednak jak długo był tam Excalibur, nic innego się nie
liczyło. Srebrny oręż Władcy Lata czekał na kogoś, kto zasługiwał na jego moc.
Artur oczywiście szykował się już do próby jego wyciągnięcia, lecz zamarł w
bezruchu będąc kilka milimetrów od miecza. Ujrzał on tą samą tajemnicą wizję,
co Jane.
- Właśnie
przed oczami wdziałem straszliwy obraz – książę odezwał się do swoich
towarzyszy. – Excalibur pęknie na pół…