Nieco chaotyczna, lecz zdecydowanie szczera przemowa
przekonała rycerzy. Zgodzili się pomóc nam w walce. Ich zapał wzrósł jeszcze
bardziej, kiedy w końcu przypomnieliśmy sobie, że nie powiedzieliśmy im kim są
wrogowie. Słowo „wilk” wzburza krew w każdym rycerzu. Zdecydowaliśmy się jednak nie przechodzić na
ziemię przez najbliższe lustro. Przeszliśmy kilka kroków w głąb lasu. Tam
mieściło się ogromne jezioro. Swen wpadł na genialny pomysł, by zrobić z niego
przejście pomiędzy światami. Posiadając już pełnię mocy królowej śniegu, Swen
zamroził powierzchnię zbiornika zwyczajnym dotknięciem po czym uczynił z niego
bramę między wymiarami. Przeszedł pierwszy, za nim rycerze. Ja też miałam już
wybierać się na drugą stronę, kiedy spostrzegłam Lucy samotnie pozostawioną na
brzegu.
- Lucy, co się stało? – zwróciłam się do niej z troską. –
Dlaczego nie idziesz?
- Ja… nie mogę – mówiła ze smutkiem.
- Jak to nie możesz?! – zapytała ją ogromnie zmartwiona Sara,
która też była wtedy na brzegu. – Musisz, z nami iść. Wszyscy ucieszą się z
twojego powrotu, a szczególnie twoi rodzice.
- Przecież mówię, że nie mogę! – Lucy omal nie wybuchła
płaczem. Zobaczenie jej w takim stanie wydawałoby się niemożliwe. Przecież ona
zawsze była pogodna i dziecinna. A ty nagle rozpłakała się przed nami. – Nie
ważne jak bardzo bym chciała… nie powrócę już na Ziemię. Bo wiecie… Wilczyca
Alfa rozmawiała ze mną niedawno. Wyjaśniła mi wiele spraw związanych z tym jak
zginęłam i pojawiłam się tutaj. Tam przecież umarłam, moje ciało spoczywa na
miejskim cmentarzu. Tu jestem jakby zupełnie inna osobą. Jeśli kiedykolwiek
przekroczyłabym granicę Yriaf Selat… po prostu zginę… znowu.
- To ma jakiś sens… - mruknęłam cicho pod nosem.
- To wszystko nie ma najmniejszego sensu! – zaprotestowała
głośno Sara. – Mój brat może być w połowie duchem… wszędzie panoszą się setki
duchów. Malo tego właśnie toczą wojnę i to w obu światach! Ale ty nie możesz
opuścić Yriaf Selat jak ptaszek w klatce.
- Sara… twój gniew nic nie da. – powiedziała z powagą po czym
nagle wybuchła śmiechem. Łzy spływały z jej oczu. – Muszę się po prostu
pogodzić z tym, że to jest teraz mój dom. Nigdy nie zobaczę już rodziny.
- To nie jest takie pewne, zwróciłam się do niej z uśmiechem
i poprawiając jej rude włosy. – Te światy już wiedzą o sobie nawzajem i nie
wydaje mi się, by mogły sobie zapomnieć. Więc chyba nie będzie problemu, żeby
przyprowadzić tu twoich rodziców, gdy to wszystko się skończy.
- Na serio możesz to dla mnie zrobić? – dziewczyna spojrzała
na mnie z nadzieją. – Ale teraz idźcie. Jesteście tam potrzebne. Ja sobie
poradzę. Przecież jestem Lucy Pan!
- Do zobaczenia!
Miałam już przenieść się na Ziemię. Powoli, chociaż doskonale
wiedziałam że powinnam się spieszyć, kroczyłam w stronę zamarzniętego jeziora.
Zupełnie jakbym c przeczuwała to co zdarzyło się chwilę później.
Ktoś wybiegł na polane od strony karczmy. Był to mężczyzna w
średnim wieku, wyglądał na Włocha. Miał ciemne, choć jednocześnie lekko siwawe
włosy i trzydniowy zarost.
- Wasza Wysokość! – Krzyknął z desperacją w głosie. – Wasza
Wysokość, proszę poczekać.
- Co się stało? – I ja i Sara odwróciłyśmy się i zapytałyśmy
w tym samym momencie.
- Jest problem! – mężczyzna zatrzymał się przed nami i
ukłonił się lekko. Cały czas dyszał. – Remę zaatakowano.
- Kto?! – Sara zareagowała nim na zdążyłam chociaż o tym
pomyśleć. – Kto zaatakował?
- To… - przełknął ślinę jakby ze strachu. – Sam Wielki Zły
Wilk.
- Akurat teraz?! – Sara zacisnęła pięści w geście
wściekłości. – Ani, powiadom resztę, najlepiej napisz do Elsy. – zwróciła się
do mnie. Brzmiała trochę groźnie. Przypominała mi w tamtym momencie Daniela,
kiedy ten próbował bronić mnie przed Billem. – Tymczasem my tam pójdziemy i
przeprowadzimy ewakuację.
Po tym jak to powiedziała, ja wyciągnęłam telefon i napisałam
krótką wiadomość do przyjaciółki: „Wielki
wilk jest w Remie. Idę z Sarą i Lucy ewakuować mieszkańców. Przyślijcie kogoś
jak najszybciej.” Później zdjęłam koronę i schowałam ja do torby. Tymczasem Sara zmieniła się w człowieka
i chwyciła w mocnym uściski nieznajomego, który przekazał nam wiadomość, Lucy i
mnie.
- Pokażę teraz kolejną sztuczkę, której nauczył mnie brat. –
stwierdziła i uspokoiła oddech.
Chwilę później ruszyła. Biegła niemal
tak szybko jak Daniel. Czułam zimny wiatr na twarzy. Podczas, gdy my zdążaliśmy
do Remy, pory roku wracały do Yriaf Selat. Nadchodziła pierwsza Zima od bardzo
wielu lat.
*******
Gdy byliśmy na miejscu, śnieg
sięgał mi do kolan. Chłód doskwierał nam okropnie, nie mieliśmy ze sobą żadnych
kurtek czy czegoś podobnego. Staliśmy na skraju miasta. Nie wiedziałam jak
straszny widok spotka nas w centrum. Wilk na pewno zdążył już dokonać sporych
szkód. niepewnie wchodziłyśmy do miasta, by już po chwili prowadzić wszystkich
mieszkańców w jakieś bezpieczne miejsce. Ku naszemu zdziwieniu, okazało się, że
pałac królewski otoczony jest magiczną bańką wyczarowaną przez Merlina podczas
poprzedniego ataku.
Gromadziłyśmy już wszystkich
mieszkańców w budynku, gdy Wilk w końcu nas zauważył. Był wtedy obok pomnika
Wilczycy Alfa. Stał pośród wciąż sypiącego śniegu, u jego stóp leżały ciała.
Nie udało nam się uratować ponad setki osób. Wiele z nich to dzieci. Lucy rozpoznając
niektórych z nich, bezradnie usiadła na śniegu i zaczęła płakać.
- Moi chłopcy… - mówiła przez
łzy. – Jak mogłeś?! To oni się mną zajęli, kiedy tu przybyłam.
- Twoi chłopcy? – „Wielki” był zainteresowany
słowami dziewczyny. – Czyli Ty musisz być przywódczynią Zaginionych chłopców.
Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. – zaśmiał się z podłością. – Spodziewałem się,
że „Pan” będzie raczej chłopcem, a nie płaczliwą dziewczynką. Ale nie martw się…
już niedługo już do nich dołączysz…
- Zamknij się! – przerwała mu Sara.
– Czego ty tak naprawdę chcesz? Władzy? Zniszczenia? Zresztą… po co ja się w
ogóle pytam? Nie ważne jaka chora idea Ci przyświeca… nigdy nie będziesz Alfą.
Tacy jak ty to tylko skazy na wilczym honorze… po prostu Omegi.
- Jak ty mnie nazwałaś smarkulo?!
– duch się wnerwił. – Jeśli ja, najsilniejszy wilk w historii jestem Omegą, to
kim jest tak słaba istota jak ty?
- Po pierwsze wcale nie jesteś
najsilniejszy. – mówiła Sara ani trochę nie przejmując się faktem, że wilk mógł
zabić ją w ułamku sekundy. Była ogromnie pewna siebie. Musiała mieć jakiś plan.
– A po drugie: tu nie chodzi o siłę fizyczną, ani o zwinność czy szybkość. O nie…
O prawdziwej sile stanowią dwie rzeczy. Silna psychika oraz serce. – po chwili
wskazała dłonią na swoją koronę i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzała na naszego
wroga. Później zmieniła się w wilka i odrzekła spokojnym głosem. – Dlatego to
ja jestem Alfą.
W chwili, gdy wymawiała ostatnie
słowa, jej sierść zalśniła, by po chwili przybrać śliczną srebrną barwę. Teraz
siostra mojego ukochanego naprawdę przypominała Wilczycę Alfa. Sama była bardzo
zdziwiona tym wydarzeniem, ale starała się tego nie okazywać. Ja poznałam to
tylko po tym, że w wielu sytuacjach wyraz jej twarzy odpowiada wyrazowi twarzy
Daniela. Za to „Wielki” wydawał się być zniesmaczony zarówno wypowiedzią Sary
jak i jej obecnym wyglądem.
- Co za zniewaga! – burknął chyba
sam do siebie, po czym zmierzył mnie wzrokiem. – Ty jako jedyna stajesz przede
mną ze spokojem. Chyba zdajesz sobie sprawę ze swojej sytuacji. To chyba typowe
dla potomków Artura.
- Skąd ty wiesz o tym, że jestem
potomkinią Króla Artura? – pytałam niepewnie.
- W końcu to ty dzierżysz sławny
Excalibur. – mówił uśmiechając się triumfalnie. – Zabiłem poprzedniego
właściciela tego przeklętego miecza własnymi pazurami. Poza tym spotkałem
kiedyś jego daleką krewną. Była swoistą ironią. Kobieta, rycerz… w dodatku Francuzka.
Zwali ją chyba… Jeanne. Przypominasz mi ją.
Nic mu nie odpowiedziałam. Nie
wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Czy on porównywał mnie do Joanny D’Arc?!
Zauważywszy, że wciąż wszystkie trzy tkwimy nieruchomo przed nim, ruszył w
naszym kierunku. Już myślałam, że dołączymy do jego trofeów. Na całe szczęści
pojawił się Daniel i szybko skontrował jego atak.
Obaj przepychali się. Raz Daniel
drapnął go pazurami. Po chwili „Wielki” ugryzł go w nogę. Pojedynek wydawał się
nie kończyć. Żaden nie miał zamiaru odpuścić choćby na chwilę. My mogłyśmy
tylko patrzeć i trzymać kciuki. Nie mogłyśmy zrobić nic ponadto. Emocje
szargały nami jak wiatr liśćmi. Wiedziałyśmy, że przydałoby się coś, co przechyliłoby
szale zwycięstwa na naszą stronę.
I wtedy, w najmniej spodziewanym momencie,
na głowę „Wielkiego” spadła tarcza. Od razu ją poznałyśmy. Była to zaginiona tarcza
Feliksa. Spojrzałyśmy na niebo, żeby zobaczyć skąd wzięło się to „coś” na co
właśnie liczyłyśmy. Tam zobaczyłyśmy szkarłatnego, ognistego ptaka, który
przecinał niebo niczym kometa…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz