sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 46 "Alfa i Omega"

ANIELA.



Nieco chaotyczna, lecz zdecydowanie szczera przemowa przekonała rycerzy. Zgodzili się pomóc nam w walce. Ich zapał wzrósł jeszcze bardziej, kiedy w końcu przypomnieliśmy sobie, że nie powiedzieliśmy im kim są wrogowie. Słowo „wilk” wzburza krew w każdym rycerzu.  Zdecydowaliśmy się jednak nie przechodzić na ziemię przez najbliższe lustro. Przeszliśmy kilka kroków w głąb lasu. Tam mieściło się ogromne jezioro. Swen wpadł na genialny pomysł, by zrobić z niego przejście pomiędzy światami. Posiadając już pełnię mocy królowej śniegu, Swen zamroził powierzchnię zbiornika zwyczajnym dotknięciem po czym uczynił z niego bramę między wymiarami. Przeszedł pierwszy, za nim rycerze. Ja też miałam już wybierać się na drugą stronę, kiedy spostrzegłam Lucy samotnie pozostawioną na brzegu.
- Lucy, co się stało? – zwróciłam się do niej z troską. – Dlaczego nie idziesz?
- Ja… nie mogę – mówiła ze smutkiem.
- Jak to nie możesz?! – zapytała ją ogromnie zmartwiona Sara, która też była wtedy na brzegu. – Musisz, z nami iść. Wszyscy ucieszą się z twojego powrotu, a szczególnie twoi rodzice.
- Przecież mówię, że nie mogę! – Lucy omal nie wybuchła płaczem. Zobaczenie jej w takim stanie wydawałoby się niemożliwe. Przecież ona zawsze była pogodna i dziecinna. A ty nagle rozpłakała się przed nami. – Nie ważne jak bardzo bym chciała… nie powrócę już na Ziemię. Bo wiecie… Wilczyca Alfa rozmawiała ze mną niedawno. Wyjaśniła mi wiele spraw związanych z tym jak zginęłam i pojawiłam się tutaj. Tam przecież umarłam, moje ciało spoczywa na miejskim cmentarzu. Tu jestem jakby zupełnie inna osobą. Jeśli kiedykolwiek przekroczyłabym granicę Yriaf Selat… po prostu zginę… znowu.
- To ma jakiś sens… - mruknęłam cicho pod nosem.
- To wszystko nie ma najmniejszego sensu! – zaprotestowała głośno Sara. – Mój brat może być w połowie duchem… wszędzie panoszą się setki duchów. Malo tego właśnie toczą wojnę i to w obu światach! Ale ty nie możesz opuścić Yriaf Selat jak ptaszek w klatce.
- Sara… twój gniew nic nie da. – powiedziała z powagą po czym nagle wybuchła śmiechem. Łzy spływały z jej oczu. – Muszę się po prostu pogodzić z tym, że to jest teraz mój dom. Nigdy nie zobaczę już rodziny.
- To nie jest takie pewne, zwróciłam się do niej z uśmiechem i poprawiając jej rude włosy. – Te światy już wiedzą o sobie nawzajem i nie wydaje mi się, by mogły sobie zapomnieć. Więc chyba nie będzie problemu, żeby przyprowadzić tu twoich rodziców, gdy to wszystko się skończy.
- Na serio możesz to dla mnie zrobić? – dziewczyna spojrzała na mnie z nadzieją. – Ale teraz idźcie. Jesteście tam potrzebne. Ja sobie poradzę. Przecież jestem Lucy Pan!
- Do zobaczenia!
Miałam już przenieść się na Ziemię. Powoli, chociaż doskonale wiedziałam że powinnam się spieszyć, kroczyłam w stronę zamarzniętego jeziora. Zupełnie jakbym c przeczuwała to co zdarzyło się chwilę później.
Ktoś wybiegł na polane od strony karczmy. Był to mężczyzna w średnim wieku, wyglądał na Włocha. Miał ciemne, choć jednocześnie lekko siwawe włosy i trzydniowy zarost.
- Wasza Wysokość! – Krzyknął z desperacją w głosie. – Wasza Wysokość, proszę poczekać.
- Co się stało? – I ja i Sara odwróciłyśmy się i zapytałyśmy w tym samym momencie.
- Jest problem! – mężczyzna zatrzymał się przed nami i ukłonił się lekko. Cały czas dyszał. – Remę zaatakowano.
- Kto?! – Sara zareagowała nim na zdążyłam chociaż o tym pomyśleć. – Kto zaatakował?
- To… - przełknął ślinę jakby ze strachu. – Sam Wielki Zły Wilk.
- Akurat teraz?! – Sara zacisnęła pięści w geście wściekłości. – Ani, powiadom resztę, najlepiej napisz do Elsy. – zwróciła się do mnie. Brzmiała trochę groźnie. Przypominała mi w tamtym momencie Daniela, kiedy ten próbował bronić mnie przed Billem. – Tymczasem my tam pójdziemy i przeprowadzimy ewakuację.
Po tym jak to powiedziała, ja wyciągnęłam telefon i napisałam krótką wiadomość do przyjaciółki: „Wielki wilk jest w Remie. Idę z Sarą i Lucy ewakuować mieszkańców. Przyślijcie kogoś jak najszybciej.” Później zdjęłam koronę i schowałam ja do torby. Tymczasem Sara zmieniła się w człowieka i chwyciła w mocnym uściski nieznajomego, który przekazał nam wiadomość, Lucy i mnie.
- Pokażę teraz kolejną sztuczkę, której nauczył mnie brat. – stwierdziła i uspokoiła oddech.
Chwilę później ruszyła. Biegła niemal tak szybko jak Daniel. Czułam zimny wiatr na twarzy. Podczas, gdy my zdążaliśmy do Remy, pory roku wracały do Yriaf Selat. Nadchodziła pierwsza Zima od bardzo wielu lat.

*******

Gdy byliśmy na miejscu, śnieg sięgał mi do kolan. Chłód doskwierał nam okropnie, nie mieliśmy ze sobą żadnych kurtek czy czegoś podobnego. Staliśmy na skraju miasta. Nie wiedziałam jak straszny widok spotka nas w centrum. Wilk na pewno zdążył już dokonać sporych szkód. niepewnie wchodziłyśmy do miasta, by już po chwili prowadzić wszystkich mieszkańców w jakieś bezpieczne miejsce. Ku naszemu zdziwieniu, okazało się, że pałac królewski otoczony jest magiczną bańką wyczarowaną przez Merlina podczas poprzedniego ataku.
Gromadziłyśmy już wszystkich mieszkańców w budynku, gdy Wilk w końcu nas zauważył. Był wtedy obok pomnika Wilczycy Alfa. Stał pośród wciąż sypiącego śniegu, u jego stóp leżały ciała. Nie udało nam się uratować ponad setki osób. Wiele z nich to dzieci. Lucy rozpoznając niektórych z nich, bezradnie usiadła na śniegu i zaczęła płakać.
- Moi chłopcy… - mówiła przez łzy. – Jak mogłeś?! To oni się mną zajęli, kiedy tu przybyłam.
- Twoi chłopcy? – „Wielki” był zainteresowany słowami dziewczyny. – Czyli Ty musisz być przywódczynią Zaginionych chłopców. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. – zaśmiał się z podłością. – Spodziewałem się, że „Pan” będzie raczej chłopcem, a nie płaczliwą dziewczynką. Ale nie martw się… już niedługo już do nich dołączysz…
- Zamknij się! – przerwała mu Sara. – Czego ty tak naprawdę chcesz? Władzy? Zniszczenia? Zresztą… po co ja się w ogóle pytam? Nie ważne jaka chora idea Ci przyświeca… nigdy nie będziesz Alfą. Tacy jak ty to tylko skazy na wilczym honorze… po prostu Omegi.
- Jak ty mnie nazwałaś smarkulo?! – duch się wnerwił. – Jeśli ja, najsilniejszy wilk w historii jestem Omegą, to kim jest tak słaba istota jak ty?
- Po pierwsze wcale nie jesteś najsilniejszy. – mówiła Sara ani trochę nie przejmując się faktem, że wilk mógł zabić ją w ułamku sekundy. Była ogromnie pewna siebie. Musiała mieć jakiś plan. – A po drugie: tu nie chodzi o siłę fizyczną, ani o zwinność czy szybkość. O nie… O prawdziwej sile stanowią dwie rzeczy. Silna psychika oraz serce. – po chwili wskazała dłonią na swoją koronę i ze złośliwym uśmieszkiem spojrzała na naszego wroga. Później zmieniła się w wilka i odrzekła spokojnym głosem. – Dlatego to ja jestem Alfą.
W chwili, gdy wymawiała ostatnie słowa, jej sierść zalśniła, by po chwili przybrać śliczną srebrną barwę. Teraz siostra mojego ukochanego naprawdę przypominała Wilczycę Alfa. Sama była bardzo zdziwiona tym wydarzeniem, ale starała się tego nie okazywać. Ja poznałam to tylko po tym, że w wielu sytuacjach wyraz jej twarzy odpowiada wyrazowi twarzy Daniela. Za to „Wielki” wydawał się być zniesmaczony zarówno wypowiedzią Sary jak i jej obecnym wyglądem.
- Co za zniewaga! – burknął chyba sam do siebie, po czym zmierzył mnie wzrokiem. – Ty jako jedyna stajesz przede mną ze spokojem. Chyba zdajesz sobie sprawę ze swojej sytuacji. To chyba typowe dla potomków Artura.
- Skąd ty wiesz o tym, że jestem potomkinią Króla Artura? – pytałam niepewnie.
- W końcu to ty dzierżysz sławny Excalibur. – mówił uśmiechając się triumfalnie. – Zabiłem poprzedniego właściciela tego przeklętego miecza własnymi pazurami. Poza tym spotkałem kiedyś jego daleką krewną. Była swoistą ironią. Kobieta, rycerz… w dodatku Francuzka. Zwali ją chyba… Jeanne. Przypominasz mi ją.
Nic mu nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć. Czy on porównywał mnie do Joanny D’Arc?! Zauważywszy, że wciąż wszystkie trzy tkwimy nieruchomo przed nim, ruszył w naszym kierunku. Już myślałam, że dołączymy do jego trofeów. Na całe szczęści pojawił się Daniel i szybko skontrował jego atak.
Obaj przepychali się. Raz Daniel drapnął go pazurami. Po chwili „Wielki” ugryzł go w nogę. Pojedynek wydawał się nie kończyć. Żaden nie miał zamiaru odpuścić choćby na chwilę. My mogłyśmy tylko patrzeć i trzymać kciuki. Nie mogłyśmy zrobić nic ponadto. Emocje szargały nami jak wiatr liśćmi. Wiedziałyśmy, że przydałoby się coś, co przechyliłoby szale zwycięstwa na naszą stronę.
I wtedy, w najmniej spodziewanym momencie, na głowę „Wielkiego” spadła tarcza. Od razu ją poznałyśmy. Była to zaginiona tarcza Feliksa. Spojrzałyśmy na niebo, żeby zobaczyć skąd wzięło się to „coś” na co właśnie liczyłyśmy. Tam zobaczyłyśmy szkarłatnego, ognistego ptaka, który przecinał niebo niczym kometa…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger