czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział 44 "Spotkanie przed Wilczą Puszczą"

WILL.

Droga z Isery do Wilczej Puszczy zajmuje ponad dwa dni piechotą, ale my nie mieliśmy tyle czasu. Korzystając z tego, że Yriaf Selat stało się nowoczesne, pożyczyliśmy szybsze środki transportu. Z koronowaną głową u boku, było to nieco łatwiejsze, wiec w jednym z domów, które mijaliśmy do drodze dostaliśmy dwa piękne, niebieskie motocykle. Oczywiście ja nie umiałem prowadzić tej maszyny, Swen zresztą też (chociaż on miał okazje by się tego nauczyć kilka lat wcześniej). Tak jakoś wyszło, ze to dziewczyny musiały prowadzić. Ja wsiadłem na pojazd niepewnie. Objąłem mocno Elsę. Swen jechał z Anną. Na początku nie wiedziałem co myśleć o tym sposobie podróżowania, ale w miarę jak nabieraliśmy prędkości, zaczęło mi się to co raz bardziej podobać.
            Podróż z dwudniowej skróciła się do kilku godzin. Karczma, czyli miejsce, do którego się kierowaliśmy, była widoczna już z daleka. Tylko ona jedyna nie zmieniła się na… nowsze. Z tego powodu wyglądała na jeszcze bardziej zniszczoną. Patrzyłem w tamtym kierunku i zobaczyłem coś. Wyciągnąłem z torby lornetkę, by przyjrzeć się temu dokładniej.
- Tam jest wilczy duch. – powiedziałem z niepokojem. Miałem zamiar już wyciągnąć mój składany łuk, ale Elsa mnie zatrzymała.
            - Czekaj. Nie strzelaj. – powiedziała uśmiechając się z pewnością siebie. Widziałem to w lusterku – Zresztą i tak nie trafiłbyś, tylko zwrócił na nas jego uwagę.
            - Ten uśmiech… - burknąłem. – Ty coś wiesz? O tym tam co tam stoi.
            - A wiem. – przytaknęła. – Wiem, ze ten wilczek jest naszym sojusznikiem. Już od kilku dni jest trupem…
            - Nie mów mi, że… - po prostu mnie zatkało.
            - Tak. – odpowiedziała szybko.
            - Nie.
            - Tak.
            - Ale on ma rogi! – zaprzeczałem sam sobie, jeszcze raz spoglądając przez lornetkę.
            - Ooo… rogi… - zaśmiała się. – Tego się nie spodziewałam. Wygląda na to, że będzie ciekawie…
            - Panna wszystkowiedząca czegoś nie wiedziała? – zaśmiałem się złośliwie.
            - Zamknij się. – burknęła tylko.
W drodze spotkaliśmy Anielę z Bratem i jeszcze kilkoma osobami. Chwilę później dołączyły do nas także Sara i Lucy. To tylko świadczyło o tym, że jesteśmy już naprawdę blisko. Dotarliśmy tam w zadziwiającej liczbie dwunastu osób. Nie wszyscy się znali i nikt poza Anną, Elsą i mną nie wiedział jeszcze o tym, że Swen jest królem. Jednak to nie było tak ważne, jak siedzący pod drzwiami karczmy wilczy duch. Z bliska był łatwy do rozpoznania przez charakterystyczny  kolczyk na lewym uchu.
            - H… hej… już wszyscy jesteście… i widzę też kilka nowych twarzy…. – nie umiał się wysłowić. Cały był w nerwach. – Nim zapytacie o to, co mi się stało, powiem, że dość długa historia.
- Wcale nie, Daniel. – Elsa oczywiście go poprawiła. – Ta historia jest równie prosta jak wszystkie inne, które zaraz sobie opowiecie.
- Daniel… jesteś duchem. – Aniela ze strachem próbowała pogłaskać głowę swojego chłopaka, lecz nie była w stanie go dotknąć. – Jak?
            - Tak jakoś wyszło. – powiedział zdołowany. – Tak musiało być.
            -  Jak już tu jesteśmy, zjedzmy najpierw śniadanie. – zaproponowała Lucy. – Naradę wojenną zrobimy zaraz po tym.
            Dziewczyny weszły do środka jako pierwsze. Czym prędzej udały się do kuchni, żeby zrobić wszystkim jakiś pozywny posiłek. Za to ja zająłem miejsce przy zakurzonym stole pomiędzy Swenem a Marciem. Naprzeciw nas usiadł Merlin a obok niego nieznajomy w ozdobionym medalami, eleganckim mundurze z Sertonii. Daniel stał smutnie patrząc na nas, a nieznajomy patrzył na niego z wrogością.
            - Mógłbyś się jakoś „odwilczyć”? – powiedział nieznajomy uderzając pięścią w stół. – Nie mogę już na Ciebie patrzeć.
            - W sumie to chyba mogę… - odpowiedział ponuro Daniel. – A przynajmniej mam taką nadzieję
Mój przyjaciel zamknął oczy. Skupił się przez chwilę i przybrał swoją ludzka formę. Był cały czerwony ze wstydu. Szybko zdjął cos ze swojej głowy, nie zdążyłem zobaczyć co to takiego. Schował to do kieszeni swojej marynarki. Przez ten cały czas nie mieliśmy okazji się przebrać, wiec Elsa, Daniel i ja wciąż byliśmy w tych samych ubraniach co na szkolnym balu. Rudowłosy usiadł obok nieznajomego bojąc się spojrzeć mu w oczy. Dan nie był już duchem, odkąd przybrał ludzką postać, co wydało mi się jeszcze dziwniejsze niż samo bycie duchem.
            Gdy dziewczyny nadeszły z pysznymi goframi z cukrem, pierwszą rzeczą, która zrobiła Aniela po odłożeniu tacki z jedzeniem, było przytulenie Wilczka i pogładzenie go po rdzawej czuprynie.
            - Nigdy więcej mi tak nie rób. – powiedziała. – Nie móc cię dotknąć jest największą karą jaka mogłaby mnie spotkać.
            - Tego nie mogę obiecać. – powiedział ponuro rudzielec. – Przecież wiesz, że tylko duch może pokonać ducha…

Po tej wzruszającej scenie, wszyscy wzięli się do jedzenia. Tylko Daniel jakoś nie miał apetytu. Odkąd jego serce przestało bić, chyba jeszcze nie widziałem go jedzącego. Gdy Marco to zauważył, po prostu musiał mu dogryźć:
            - A to co? Czyżby nasz żywy trup nie chciał jeść? – mówił denerwującym tonem – może wolałbyś coś innego? Mózgi? Krew?
            - Bracie, przestań. – Aniela szturchnęła go łokciem. – Zachowuj się jak przystało w twoim wieku.
            - Dobra! – burknął. – Przecież ja tylko żartowałem!
***
            Po skończonym posiłku, tak jak wcześniej ustalono, miała odbyć się narada wojenna. Jednak najpierw byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy się poznali. Tym oczywiście zajęła się panna wszystkowiedząca. Kazała nam usiąść w kręgu. Mało tego, sama ustaliła kolejność w jakiej mamy siedzieć. Ona sama usiadła nako ostatnia pomiędzy Anną a Danielem.
            - Żeby razem pracować wypadałoby, żeby wszyscy znali swoje imiona. Ja jestem Elsa Andersen. – mówiła wywyższając się. – Tak wiec od mojej lewej: moje siostry Anna i Roszpunka. Następnie mój chłopak Will Grimm, a obok niego Czarny rycerz Marco Mieczyński. Kolejna jest Lucy Pan a następny Merlin Lambert. Ta piękna kobieta obok niego to królowa Sertonii Amanda. Oczywiście Razem z nią i Damian, król Sertonii. Następnie Sara Wilczek, królowa Remy. – Elsa przerwała na chwilę i uśmiechnęła się do tej trójki która pozostała. Wszyscy troje byli Cali czerwoni na twarzach. – Dalej Swen Dell, król Isery. Tuż obok Aniela Mieczyńska, królowa Mertynii oraz Daniel Wilczek, król lasu.
            - Ale jak to?! – krzyknęli wszyscy zadziwieni po usłyszeniu o ostatniej trójce.
Teraz nie pozostało nic innego jak opowiedzenie tego wszystkiego co się działo po tym jak rozdzieliliśmy się w Remie. Nasze zdziwienie było oczywiście uzasadnione. Choć ciekawe jest to, że cała piątka monarchów ubrała swoje korony dopiero, gdy przyszła pora na uzgodnienie szczegółów bitwy. Ich ubrania się zmieniły(oprócz Damiana, jego pozostało takie samo). Daniel i Swen mieli teraz na sobie mundury podobne jak ten Damiana, tyle, że pierwszy miał go koloru zielonego a drugi białego. Za to Sara miała na sobie zwiewną, kremową tunikę znaną z antycznych rzeźb. Aniela ubrana i zieloną suknię miała poza tym inny kolor włosów i oczu. Pięć Koron po raz pierwszy w historii zebranych w jednym miejscu. Szkoda tylko, ze okoliczności są tak niemiłe. Trzeba było planować wojnę, wojnę o przetrwanie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Po drugiej stronie lustra , Blogger