ANIELA.
Merlin prowadził nas poprzez puste
alejki Remy. Szedł tak szybko, że trudno nam było za nim nadążyć. On, w
odróżnieniu ode mnie i mojego brata, nie miał na sobie ciężkiej zbroi.
Pierwszym punktem naszej podróży była stacja kolejowa. Stamtąd odjechaliśmy pierwszym
pociągiem jadącym w kierunku stolicy Sertonii.
Usiedliśmy w przedziale, co prawda
nie w takim jak wskazywały nasze bilety, ale nie ma tego złego. Merlin kupił
nam najtańsze bilety. Na inne nie było go stać. Jednak jak tylko wsiedliśmy do
wagonu, skierowali nas do pierwszej klasy. Tłumaczyli, że nie pozwolą żebym
siedziała gdziekolwiek indziej. Mimo moich nalegań, oni i tak upierali się przy
swoim. Koniec końców zajęłam miejsce na wygodnej, podgrzewanej kanapie. Obok
mnie usiadł Merlin, a miejsca naprzeciw zajęli Marco i Roszpunka. Dziewczyna
trzymała swoje długie włosy na kolanach i wpatrywała się w widok za oknem. Za
to mój brat obejmował ja czule. Patrząc tak na nich nie mogłam siedzieć
bezczynnie.
- Więc… Od kiedy wy się znacie? –
zapytałam niepewnie.
- Cóż, znamy się z twoim bratem już
od bardzo dawna. – stwierdziła pogodnie Roszpunka. – Znaliśmy się nawet przed
tym jak byłam zmuszona uciec do tego świata.
- Byliśmy przyjaciółmi z
dzieciństwa. – dodał Marco. – Jak ty i Daniel.
- Czegoś tu nie rozumiem. –
stwierdziłam skołowana. – Co to znaczy, że musiałaś uciekać?
- Jakby to najprościej ująć… To wina
wilka.
- Czemu mnie to nie dziwi… -
mruknęłam mimowolnie.
- Było to około dwa lata temu. –
kontynuowała nie zwracając na mnie uwagi. – Jechałam wraz z rodzicami i jedną z
sióstr na wycieczkę. Mieliśmy piknikować ze starymi przyjaciółmi moich
rodziców. Jechali oni za nami drugim samochodem. Wtedy zdarzył się wypadek.
Spowodował go stary rudy wilk. Do dziś pamiętam jego wściekłe spojrzenie i ślinę
spływającą z pyska. Moi rodzice zginęli. Ja i Anna leżałyśmy nie wiedząc co
robić. Samochody leżały na dachach bardzo blisko siebie. Przez okno zauważyłam
Swena, który zaczął udawać martwego, więc wraz z Anką zrobiłyśmy to samo. Gdy
potworny zwierz już odszedł, Swen po raz pierwszy używając swoich niezwykłych zdolności,
przeniósł nas do Yriaf Selat. Tam zostaliśmy rozdzieleni. Mnie przygarnęła
jakaś kobieta, która później zamknęła mnie w wieży. Anka została adoptowana
przez hrabiego Rose, a Swen pozostał w Iserze.
- Musiało być Ci ciężko. –
stwierdziłam lekko oszołomiona tym co usłyszałam.
- Jakoś udało mi się przetrwać.
Gorzej z Anką. – stwierdziła dziewczyna. – Ale już niedługo Swen ją uratuje…
Podczas gdy
my rozmawialiśmy, do przedziału wszedł konduktor. Był on krępym mężczyzną w
średnim wieku. Miał małe, zielone oczy i ogromny nos. Podrapał się po rudej
brodzie i powiedział:
- Przepraszam państwa, przyszedłem
dokonać kontroli biletów i dokumentów.
- Dobrze, już podaję. – powiedział Merlin
zbierając nasze dokumenty i podając je mężczyźnie.
Obsługa
pociągu przejrzała nasze bilety i oddała je Merlinowi. Za to dokumenty każdy
dostawał do rąk własnych. Czytał głośno nazwiska i podawał sprawdzając autentyczność
i zgodność zdjęć z prawdą. Jednak, gdy podawał paszport Roszpunce, omal nie
spadłam z kanapy z wrażenia. Głośno i wyraźnie usłyszałam pełne imię i nazwisko
długowłosej: „Roszpunka Kornelia ANDERSEN”. Od razu wyskoczyłam z pytaniem o
jej pokrewieństwo z Elsą. Okazało się, że są one siostrami. Co jeszcze mnie tu
zaskoczy?!
W końcu dojechaliśmy na nasz przystanek,
czyli dworzec główny w Camelocie. To właśnie w tamtym mieście mieścił się zamek
Avalon. Nie idzie go nie zauważyć. Jego dwie , smukłe, zbudowane z jasnych
cegieł wieże było widać już wysiadając z pociągu. Wszystko dlatego, że zamek
Króla Artura zbudowany został na wzgórzu. Widząc doskonale nasz cel nie
zwlekaliśmy ani chwili i ruszyliśmy w tamtym kierunku. Przechodziliśmy przez
centrum miasta. Różniło się ono od Remy. Było cicho i spokojnie, panowała
sielanka. Zupełnie jakby nie toczyła się teraz wojna, która wyniszczała każde z
państw. Ludzie byli odprężeni, byli pewni, że zakończę konflikt nim wilki tu
dotrą. Co jakiś czas słyszałam za sobą rozmowy ludzi na mój temat. Najczęściej powtarzającym
się zdaniem było: „Panienka Aniela wreszcie dotarła do Camelotu, teraz będzie
już tylko lepiej”. Nie za bardzo wiedziałam co mieli przez to na myśli, więc
starałam się to ignorować.
Kiedy w
końcu dotarliśmy do bram pałacu, wrota właśnie się otwierały. Ze środka wyszedł
wysoki chłopak. Miał gęste ciemne włosy i zielone oczy. Ubrany był w elegancki strój, przypominający mundur
galowy. Miał przypięte do piersi dwa odznaczenia. Jednak najważniejszym
elementem jego stroju była złota korona na głowie.
- Damian! Jak miło Cię widzieć! –
krzyknęłam rzucając się na szyję chłopakowi. – Co tu robisz? To nie twój zamek.
No i gdzie masz Amandę?
- Oh Anielo, to ty… - mówił z
uśmiechem. – Amanda jest w środku. Musieliśmy się tu przenieść. Wilki na mnie
polują. Chcą zniszczyć pięć koron, więc tu też niebawem dotrą.
-
Dlatego jak najszybciej trzeba ukoronować prawowitych następców tronów. –
stwierdził Marco.
- Właśnie! – zgodziłam się z nim. – Duch
Wilczyca Alfa wysłał nas tu właśnie po koronę.
- Czy wy macie nierówno pod sufitem?
– skrzywił się król. – Naszymi wrogami są duchy wilków, a wy pomagacie jednemu
z nich?
- Tak. – zaśmiał się pod nosem
Merlin. – nie zapominaj, ze sam nam mówiłeś, że Wilczyca Alfa to ta dobra.
- Tak jak mój chłopak. – dodałam z
uśmiechem.
- Zaraz.. zaraz… Twój chłopak jest
wilkiem?! – oburzał się dalej Damian. – Ty chyba naprawdę zwariowałaś. I ja mam
Ci powierzyć koronę pana tego zamku?! Nie wiadomo co ty z nią zrobisz..
Wtedy do akcji
wkroczył mój brat. Stanął twarzą w twarz z Damianem. Patrzył na niego z wrogością
i wyrzutem. Damian nie miał pojęcia o co mu chodzi. Przez chwilę stali w
milczeniu. Atmosfera się zagęszczała. W końcu Marco złapał go za koszulę i
powiedział:
- Wiem, że moja siostra jest trochę
dziwna, ale wie co robi. Możesz sobie i być królem, ale nie masz prawa jej
obrażać, a już na pewno nie w tym zamku. On nie należy do ciebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz