Tego samego
dnia Artur także dotarł do Remy. Gdy widział już tabliczkę symbolizującą wjazd
do miasta, ucieszył się. Myślał, że niedługo nastąpi koniec jego wędrówki. Nim
jednak przestąpił granicę miasta, usłyszał kobiecy głos za swoimi plecami.
- Hej, skąd
masz tego konia?! – krzyknęła oskarżającym tonem.
- Znajoma mi
ją pożyczyła – odpowiedział schodząc z Luny. – A co? Jakiś problem.
Gdy książę
odwrócił się do swojej rozmówczyni przeżył lekki szok. Jego oczom ukazała się biała
jak śnieg klacz, której grzywa sięgała do ziemi. Patrzyła na niego z pogardą.
To ona do niego mówiła, była kolejnym jednorożcem, który miał obiekcje do jego
jazdy na Lunie.
- Czemu
wszystkie napotkane jednorożce czepiają się mnie? – zapytał przymykając oko na
nadzwyczajność swojej sytuacji.
- Więc
spotkałeś i Moon’a – zaśmiała się szyderczo. – Jak on mógł ci pozwolić na
zabranie Luny? Gdzie jej pani? – dodała grośnie.
- Po
pierwsze, Daniela pozwoliła mi pożyczyć Lunę, żeby znaleźć pewną osobę – mówił wyniosłym,
władczym tonem. – Po drugie, Moon pozwolił mi na to, gdy dowiedział się z kim
ma do czynienia. – Wyprostował się przybierając książęcą pozę. – Jestem książę
Atrur.
- Znam
doskonale wszystkie królewskie rody w Yriaf Selat, nie istnieje ktoś taki jak
książę Atrur. Mów kim naprawdę jesteś. – Klacz nie dawała za wygraną. – Daniel
i Aniela mieli tylko syna, a Swen i Anna tylko córkę. Michał i Klara mieli
tylko Danielę. Królowa Sara była bezdzietna. Nie ma tutaj miejsca na żadnego
Artura.
- Zapomniałaś
o jednym drobnym szczególe – Zaśmiał się triumfalnie blondyn. – Królowa Aniela
miała brata i tak się składa, że to on jest moim ojcem. Pozwól, że przedstawię
się raz jeszcze. Jestem Artur Mieczyński, następca tronu królestwa Cierry.
- Cierry? –
spojrzała w niebo. – Tej Cierry?
- A więc
słyszałaś?
- Tak,
znałam jednego człowieka, który stamtąd pochodził. Był najmłodszym synem
tamtejszego władcy, a przynajmniej tak mi powiedział – mówiła z nostalgią-
Podobno jego starszy brat zrzucił go do Yriaf Selat. Chłopak już nigdy nie
wrócił do domu. Tutaj został legendą.
- Znałaś
kogoś takiego? – Chłopak był zaskoczony. – Kto to?
- Ty tego
nie wiesz? – Spojrzała na niego krzywo. – Chodzi mi o zdobywcę Ekscalibura,
pierwszego króla Mertynii, sławnego Władcę Lata. Mam oczywiście na myśli króla
Artura.
- Chcesz mi
powiedzieć, że znałaś TEGO króla Artura? Ile ty masz lat?
-
Najtrafniej chyba stwierdzić, że jestem stara jak świat – przyznała. – Chodźmy
spotkać się z Radą Renegencką.
- Skąd wiedziałaś,
dokąd się wybieram?
-
Przeczucie.
Artur wszedł
do Remy jedną ręką trzymając uzdę Luny, drugą natomiast trzymał na grzbiecie
jednorożca. Rogata klacz była jego przewodnikiem i prowadziła go pomiędzy
krętymi uliczkami. Celem ich podróży było centrum miasta, gdzie znajdował się
pałac należący niegdyś do królowej tego miejsca. Z zewnątrz wyglądał
niepozornie. Dwa piętra i ściany z piaskowca. Towarzyszyły im także marmurowe
kolumny podtrzymujące czerwony dach.
Książę
uwiązał Lunę przed pałacem. Miał już do niego wchodzić, lecz zatrzymał się i
obejrzał za siebie. Spoglądał przez chwilę na ludzi spacerujących po
brukowanych uliczkach.
- Coś się
stało? – zapytała jego przewodniczka.
- Nie nic –
odpowiedział kontynuując wchodzenie po schodach budynku. – Tylko wydawało mi
się, że widziałem kogoś znajomego.
- Ale to
raczej nie możliwe – zgodziła się z nim klacz.
Weszli do
bogato zdobionego holu. Podłoga wykonana była w całości z czarnego marmuru, a
na białych jak śnieg ścianach nie można było zauważyć obrazów oprawionych w
srebrzyste ramy. Każde malowidło przedstawiało jednego bądź kilka wilków.
Podobanie sprawa się miała z marmurowymi posągami ustawionymi równo przy
ścianach. Wyjątek stanowiła jedynie ogromna rzeźba stojąca dumnie na środku
pomieszczenia. Przedstawiała ona dwie osoby: kobietę i dziewczynkę. Pierwsza z
nich miała długie, smukłe nogi i szczupłą sylwetkę. Nosiła śnieżnobiałą togę. Oczy
kobiety miały barwę miedzi a srebrzyste włosy spięte były w grecki kok.
Dziewczynka była do niej dość podobna z twarzy. Ich nosy były niemalże
identyczne. Za to kolory oczu i włosów jakby zamieniły się miejscami. Rudowłosa
dziewczyna była o połowę niższa od stojącej obok kobiety a jej skronie zdobił
srebrny wieniec oliwny.
- To królowe
tego miasta: Cassandra i Sarabella – tłumaczyła mu. – Choć dla mnie to po
prostu Cassie i Sara. Nikt mnie nie zmusi do traktowania wilka jak króla czy
królową – dodała arogancko.
- Z tego co
wiem król Michał też był wilkiem, więc królowa Daniela… - zauważył Artur.
- Nawet mi
nie przypominaj – przerwała mu. – Jak na mój gust to ty mógłbyś tu rządzić.
Chodźmy już lepiej.
Choć w
drodze do Sali Obrad Rady mijało ich wielu ludzi nikt nie miał pretensji, że po
budynku kroczy jednorożec, wręcz przeciwnie – wszyscy robili jej przejście i
traktowali z ogromnym szacunkiem. Sytuacja ta nie zmieniła się nawet, gdy
dotarli oni na miejsce. Gdy jednorożec pojawił się w pomieszczeniu, trzy
poważnie wyglądające osoby podniosły się ze swoich foteli. Wśród nich dwóch
Grimmów: Grigorij i William. Towarzyszyła im starsza kobieta ubrana w czarną
garsonkę i białą koszulę w czerwono-czarne serca.
- Skało,
nareszcie jesteś – kobieta zwróciła się do jednorożca. – Mieliśmy przeczucie,
że się dziś tutaj zjawisz.
- Ciebie
także miło widzieć Dario. Jak pewnie już dobrze wiecie, już niedługo odzyskacie
swoją królową.
- Skało, ona
jest także twoją królową – skarcił ją William.
- Mów sobie
co chcesz, Grimm – Skała nie dawała za wygraną. Szturchnęła przy tym Artura. –
No już przedstaw się ładnie.
- Witam
państwa, nazywam się Artur Mieczyński. – Skłonił się lekko, aby okazać szacunek
swoim rozmówcom. – Jestem kuzynem króla Michała.
- Kuzyn
Michała? – zdziwił się Grigorij. – Niby z której strony?
- To nie
jest w tej chwili ważne – stwierdził z całą powagą książę. – Gdzie znajdę
Elizabeth Grimm i jej przyjaciółkę?
- Skąd znasz
moją córkę?! – oburzył się młodszy z Grimmów.
- Wiem, że
zabrzmi to niedorzecznie, ale spotkałem ją we śnie – odpowiedział. – Spotkałem się
też z Jane i królem Michałem, który kazał mi ją odnaleźć.
- Jane?
Czemu kazał ci odnaleźć Jane? – zdziwił się Will.
- Nie mam pojęcia,
w ogóle te zadania dla nas są jakieś nielogiczne. Jestem pewien, że doskonale
wie, gdzie są Jane, Rycerze Światła a nawet i sama Daniela. Mimo to każe nam
ich szukać. Mógłby po prostu powiedzieć gdzie są i tyle. Po co utrudniać
sprawę?! – oburzał się blondyn.
- Niestety
Władcy Lasu mają w swoim zwyczaju wybierać ludzi do kompletnie niepotrzebnych
zadań – stwierdziła wesoło Skała. – A to wszystko po to, żebyście się czegoś po
drodze nauczyli. Tak było też ostatnio, gdy wysłał Sarę, Anielę, Swena i
Daniela do odnalezienia dziedziców koron.
- A to oni
byli tymi dziedzicami – dodał William. – A tak w ogóle to moja wnuczka wybyła z
Merlinem do biblioteki, ale pewnie już ruszyli w dalszą trasę.
- Czyli
wciąż niewiele wiem, żegnam państwa. – Blondyn odwrócił się na pięcia i wyszedł
z pokoju.
Niepocieszony
książę ruszył szybki krokiem do wyjścia z pałacu nie. Oglądał się za siebie.
Doskonale wiedział, że Skała ruszyła jego śladem, ponieważ słyszał stukot jej
kopyt. Nie myśląc za wiele popchnął ogromne dębowe drzwi i prawie zmiażdżył
nimi człowieka. Był to starzec, w podobnym wieku co William Grimm, lecz nosił się
jak jakiś czarnoksiężnik. Nieświadomy niczego chłopak minął Merlina bez słowa.
Na szczęście jego towarzyszka rozpoznała czarodzieja.
-
Wszystkiego najlepszego Merlinie – powitała go przyjaźnie.
- Co ja
widzę? Wielmożna Skała postawiła kopyto w wilczym pałacu? – Mówił przytrzymując
jej drzwi. – Co cię tu sprowadza?
- On. –
Wskazała rogiem na Artura. – Arturze, zaczekaj. Ten człowiek pewnie wie, gdzie
znajdziesz Jane.
- Co? –
Książę zatrzymał się. – Wiesz, gdzie znajdę Jane i Liz?
- Tak,
chwilę temu zostawiłem je w Nibylesie. – Starzec mówił, a tymczasem jego
telefon zadzwonił. – Przepraszam, dostałem wiadomość. – Wyciągnął z kieszeni
płaszcza smartfon i odczytał SMS’a. – Och, Liz właśnie napisała mi, że
wybierają się na drugą stronę Nieprzebytej Puszczy. Za godzinę mają samolot to
Królestwa Twaik, więc raczej będziesz musiał poczekać, aż wrócą.
- W takim
tempie nigdy ich nie złapię – bąknął Atrur. – W każdym razie dziękuję. Właśnie
pomogłeś Cierrze.
- Cierra?
Artur? Nie mów mi, że ty to… - Starzec szybko domyślił się z kim ma do
czynienia. – Książę Artur? To ty jednak żyjesz?!
- Tak, jak
widać. Chociaż ktoś tu o mnie słyszał. – Blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
- Słyszałem
o tobie tylko dlatego, że mój uczeń pochodzi z twojego królestwa – przyznał Merlin.
– Wiem też, że Lord Dorian żyje sobie jak król odkąd uznano cię za zmarłego.
- Co, Dorian
także?
Nie czekając
na odpowiedź, Artur podszedł do uwiązanej u dołu schodów Luny. Odplątał uzdę.
Nim jednak dosiadł siwej klaczy zwrócił się do Skały:
- Ty też
wiesz, gdzie są rycerze i królowa, prawda?
- Mniej więcej
– przyznała.
- Czy
właścicielka Luny… Czy Daniela jest tą, której szuka Jane?
- Tak, jest.
Pośród tych wielu osób znajdzie się i nasza Daniela. – Głos jednorożca był
poważny, lecz słychać w nim było zwątpienie. – Ale to nie twoje zadanie.
- Ci,
których uważałem za swoich braci, po prostu mnie zdradzili. Muszę jak
najszybciej odzyskać moje królestwo. Nikt nie powiedział, że nie wolno mi pomóc
Jane w poszukiwaniach.
- Ale…
- Jakby na
to nie patrzeć, też jestem potomkiem jednego z tych rycerzy – zaśmiał się pod
nosem. – To co? Pomożesz mi Skało?
- Syn Darii
to potomek Samuela Law’a. – Stanęła na wprost księcia. – Wsiadaj, jedziemy do
Rezydencji hrabiny Onkel. Luna znajdzie drogę do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz