Nie minęło
dużo czasu od spotkania Mordreda z egzekutorami prawa jego ojczyzny, a cała grupa
ruszyła w stronę Remy. Wsiedli do pierwszego pociągu jadącego w stronę stolicy.
Zajęli miejsca w wagonie pierwszej klasy. Liz usiadła obok Merlina a Jane
naprzeciw niej. Obok rudowłosej przysiadł się Mordred, towarzyszki zmierzyły go
chłodno wzrokiem.
- Ja… Ja
jestem niewinny – odezwał się pośród niezręcznej ciszy. – Musicie mi uwierzyć.
- Więc
dlaczego ci kaci przyszli po ciebie? Żeby cię chronić Merlin tak jakby zgodził
się na wojnę. – Liz patrzyła na niego jak na wrak człowieka. – Mamy dwa
tygodnie na znalezienie królowej, albo to koniec.
-
Przepraszam, gdybym nie wyjechał z kraju, nikt nie mógłby mnie tak wrobić –
przyznał skruszony. – A Artur zapewne nadal by żył.
- Mnie…
ciekawi coś innego – odezwała się po cichu Jane. – Dlaczego oni mieli skrzydła?
- Wszyscy
mieszkańcy Cierry posiadają skrzydła. Bez nich byłoby nam trudno mieszkać na
latających wyspach. Oczywiście są one magiczne, dobywamy ich tylko w razie
potrzeby.
- Mam ci
uwierzyć, że masz skrzydła i jeszcze jesteś niewinny? – zaśmiała się drwiąco
Liz. – Ty czyste bajki opowiadasz. Merlinie, czemu go im nie oddaliśmy?
- Bo jest
niewinny. – Czarodziej wydawał się być pewien swojego osądu. – Nie miał nigdy
okazji, by móc wrócić do siebie. Zawsze albo zadawałem mu coś do zrobienia, albo
uczył się na własną rękę. Poza tym, jest jeszcze jeden powód, by zwlekać z
wydaniem im Mordreda. Trzeba znaleźć Danielę. Gdyby zabrali go teraz,
oczekiwaliby królowej w przeciągu kilku dni. Tak zyskaliśmy na czasie.
- I jedziemy
do Remy? Po co? – pytała się niczego nie świadoma Jane.
- Stamtąd
pójdziemy do Nibylasu, gdzie mieszka pierwsza z poszukiwanych przez nas osób. –
Merlin uśmiechnął się, żeby rozweselić młodzież.
- A mogę
poczytać o pierwszym Rycerzu Światła? Merlinie, wiesz jak bardzo chcę się
czegoś o nich dowiedzieć.
- No dobra,
trzymaj – zgodził się czarodziej i podał nastolatkowi książkę.
Czarnowłosy
młodzieniec obchodził się z wielką czcią z przedmiotem jaki otrzymał w swe
ręce. Delikatnie pogładził zielony grzbiet książki i patrzył na nią jakby miała
zaraz do niego przemówić. Tak oczywiście się nie stało. Zamiast tego on zaczął
czytać na głos:
„ Historia pierwszego z rycerzy naszej krainy
sięga początków jej istnienia. Działo się to w czasach, gdy wszystko było
dzikie i nieujarzmione, gdy świat nie znał pisma ani ognia. W tej oto
zamierzchłej epoce większość Yriaf Selat było pokryte puszczą, której
pozostałości znane są obecnie pod nazwą „Nieprzebytej”. W puszczy tej mieszkały
najróżniejsze stwory i ludzie. Magia błądziła w powiewach wiatru czekając aż
ktoś ją oswoi.
W tej puszczy swoje gniazdo uwił pewien
niewielki, czarny jak węgiel ptaszek. Pośród niezwykłej fauny tej okolicy, to
stworzonko wydawało się najbardziej nudne i bezbronne. Zapewne naprawdę tak
było, lecz to właśnie ptaszek zamieszkał na szczycie największego z drzew
puszczy. Nie bał się żadnego z drapieżników, żył na widoku jakby wzywał orły do
rozszarpania go na strzępy. Niezwykła odwaga tego niewielkiego ptaka sprawiła
jednak, że inne ptaki traktowały go z szacunkiem. Nazwały go Coal Odważny.
Jednak nawet odwaga takiego małego zwierzątka
musiała zostać w końcu wystawiona na próbę. Była to burzowa letnia noc. Pioruny
ciskały we wszystkie strony cudem unikając gniazda Coal’a. Deszcz jednak nie
padał a jedna z błyskawic podpaliła las. Płomienie rozprzestrzeniały się
nadzwyczaj szybko. Otoczyły biedne zwierzęta mieszkające u stóp ogromnego
świerku. Czarny ptak wiedział, że nie wyciągnie stamtąd swoich sąsiadów. Musiał
znaleźć pomoc.
Poszybował na maleńkich skrzydełkach do
rzeki, nieopodal której często można było spotkać silne, ale także i
niebezpieczne stworzenia. Na całe szczęście Coal trafił tam na dwójkę
przyjaciół: Marcina i Daniela.
- Pomocy, proszę pomóżcie nam! – świergotał
zdenerwowany ptaszek.
- Co się stało, malutki? – zapytał Daniel.
- Pożar w lesie! Pod wielkim świerkiem są
uwięzione zwierzęta!
- Jak tam dojdziemy? Z daleka nie widać
pożaru. Zgubimy się w lesie – osądził ponuro Marcin.
- Zaprowadzę was! – proponował Coal.
- Mały, jesteś równie czarny jak noc, nie
zobaczymy cię w gęstwinach – tłumaczył Daniel. Przyglądał się swojemu odbiciu w
lustrze rzeki. – Albo i nie…
- Wymyśliłeś coś przyjacielu? – dopytywał się
Marcin.
- Tamta roślina świeci w ciemności. – Wskazał
na lśniący w wodzie wodorost. – Jeśli nasz mały bohater będzie trzymał go w
dziobie, będziemy mogli bez trudu za nim podążać.
Marcin schylił się urwał duży liść świecącej
rośliny, podał ją Coal’owi do dzióbka. Wtedy wyruszyli w stronę
niebezpieczeństwa.
- Mały, jesteś naszym światłem, prowadź! –
popędzał go Michał.
Coal machał swoimi drobnymi skrzydełkami
najmocniej jak potrafił. Chłopcy, bowiem Marcin i Daniel mieli wtedy zaledwie
po piętnaście wiosen, biegli za nim ile sił w nogach. Pożar jednak
rozprzestrzeniał się szybko. Natrafili na niego o wiele wcześniej niż wcześniej
sądzili. Nie zatrzymało ich to, wręcz przeciwnie, wiedzieli, że muszą wykrzesać
z siebie jeszcze więcej. Wszyscy trzej bez zawahania skoczyli w ogień, by
chwilę później wynosić z niego wystraszone sarny, borsuki a nawet jednorożca.
Takie wyczyny nie mogły jednak obejść się bez
konsekwencji. Ogniem zaczęły zajmować się ubrania Marcina, włosy Daniela i
czarne piórka Coal’a. Chłopcy zapłacili za swoją odwagę ogromną cenę. Coal i
Daniel nawet najwyższą z cen.
Cała trójka obudziła się w dziwnym domu. Byli
zdezorientowani i wystraszeni, nie wiedzieli co się dzieje. Był to dom
mężczyzny starszego niż cokolwiek, kogoś kto wydawał się wiedzieć wszystko.
Nie, on naprawdę wiedział wszystko. Bez problemów zwracał się do nich po
imieniu, niczym ojciec do swoich ukochanych dzieci. Ugościł ich w swoim domu,
dał świeże ubrania i całkiem nowe życie. Szczególnie jeśli mowa o Coal’u i
Danielu. Czuli, że są już czymś zupełnie innym niż przedtem.
Ptak był teraz większy, choć wciąż mniejszy
od orła. Jego pióra zamiast barwy węgla, mieniły się czerwienią, pomarańczą i
żółcią. Przypominały ogień, w którym spłonął. Mało tego, on sam został ogniem.
W tym oto ogniu tajemniczy mężczyzna wykuł dwie niezwykłe korony: złotą oraz
srebrną. Podarował je kolejno Marcinowi i Danielowi, lecz to już zupełnie inna
opowieść.
- Coal’u, mój drogi – mężczyzna zwrócił się
do ptaka. – Udowodniłeś, że mimo małego wzrostu, potrafisz być dla innych jak
wielkie światło. Proszę chroń to światło i tych, którzy będą za nim podążać.
- Ale czy jak zdołam tego dokonać. Nie umiem
sam niczego ochronić… - Coal nie czuł się godzien powierzonego mu zadania.
- Oprócz tego oblicza, dałem ci także drugie,
ludzkie. Z nim będziesz miał wystarczającą siłę, by bronić innych. Od dziś będą
nazywać cię Light, czyli światło.
Coal, to znaczy Light pokazał swoje ludzkie
oblicze Marcinowi i Danielowi nim ci odeszli. Ukazał im się jako rudowłosy
młodzieniec, oczy miał czarne jak jego dawne pióra. U pasa przywiązany miał
broń przypominającą miecz, a w jego ręku tkwiła ogromna tarcza z ptasim
wizerunkiem.
PS:
Tak oto z popiołów narodził się rycerz.
Zwierzęta uratowane przez niego tej nocy opowiadały historię trzech bohaterów i
otoczyły czcią miejsce, w którym spłonął on i jego wielki świerk. Szacunek ten
okazała wiele stuleci później także ludzkość stawiając w tym miejscu
bibliotekę. Pierwszą książką tam umieszczoną jest oto ta historia, spisana i
zapamiętana po wsze czasy.”
Mordred
zamknął książkę i zaniemówił. Spodziewał się, że historia rycerzy będzie
niezwykła, lecz to przebiło jego najśmielsze oczekiwania. „Jeśli już pierwszy z
nich był tak niezwykły, czym pozostali udowodnili, że są godni do jego
dołączyć?” – myślał patrząc na równie zaskoczonego tą historią. Zarówno
czarodziej jak i siedząca obok niego dziewczyna wyrzucali sobie, że chcieli
podarować sobie lektury tej opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz