Jasnowłosy
młodzieniec obudził się pośród niemal niezmierzonej ciemności. Wyglądało na to,
że ktoś musiał przenieść go do jakiegoś ogromnego pomieszczenia, gdzie nie
docierało światło słoneczne. Jedynie z góry padał na niego pojedynczy snop
światła. Co dziwne, śledził on każdy ruch chłopaka. Blondyn próbował spojrzeć w
górę, ale okazało się to zbyt trudne z takim oświetleniem. Nie mając zbyt wiele
opcji do wyboru, postanowił ruszyć przed siebie w poszukiwaniu wyjścia.
Nieokiełznana pustka nie ułatwiała
wędrówki. Młody mężczyzna nie widział nic poza zimną, białą podłogą pod bosymi
stopami. Po tym jak doszedł do wniosku, że prędzej umrze ze starości niż
odnajdzie wyjście z tego dziwnego miejsca, Westchnął ciężko i zatrzymał się.
Rozejrzał się dokoła nie oczekując wcale niczego znaleźć, nie pomylił się.
Usiadł bezradnie i zamknął oczy. Zastanawiał się co teraz stanie się z jego
królestwem. Lord Blade pewnie zdążył już rozgłosić wieść o jego rzekomej
śmierci i przejąć władzę na Cierrą. A skoro on nie wiedział jak się wydostać,
to pewnie chciwy szlachcic już wygrał.
- Dlaczego on to zrobił? – zapytał
się sam siebie powoli otwierając oczy. – Przecież byliśmy jak bracia.
Nie mając już ochoty na
kontynuowanie rozmyślań na temat zdrajcy. Spojrzał przed siebie bez krzty
nadziei w oczach. W niemalże tej samej chwili powróciła ona wraz z iście
dziecięcą radością. Otóż przed oczami młodego władcy, zaledwie kilka kroków
dalej coś błysnęło. Chłopak czym prędzej podniósł się i podbiegł do tego.
Pierwszą rzeczą jaką ujrzał były lśniące tysiącami barw półprzezroczyste
skrzydła otulające jakąś niewielką osóbkę. Bez chwili zawahania dotknął
iskrzących się piór, które nagle zniknęły. Po prostu prysły jak bańka mydlana,
odsłaniając rudowłosą dziewczynę. Młodzieniec rozpoznał ją, to była ta osoba,
którą miał odnaleźć. Leżała pogrążona we śnie i ubrana w szary dres.
- Hej, obudź się – mówił do niej
cicho, szturchając delikatnie. – Jak możesz spać na zimnej podłodze?
- Tu jest cieplutko… - odrzekła
delikatnym głosem dziewczyna.
- Co? – zdziwił się chłopak.
- Hej ty? Co robisz z Jane?! – Zza
pleców chłopaka rozległ się wściekły wrzask.
Blondyn obrócił się za siebie, by
ujrzeć pędzącą w jego kierunku dziewczynę. Miała rozpuszczone długie brązowe
włosy, a jej oczy były turkusowe. Miała na sobie szary, luźny sweter i
jaskrawozielone spodnie od piżamy. Wystraszony chłopak odwrócił się szybko i
zobaczył, że rudowłosa zdążyła już wstać i odsunąć się od niego. Patrzyła na
niego z niepewnością, cały czas zasłaniając dłonią swoje prawe oko.
- Więc masz na imię Jane? – zapytał
uprzejmie.
- Emm… - jego rozmówczyni nie była
zbyt skora do udzielenia odpowiedzi.
- Jaki mężczyzna pyta dziewczynę o
imię, nie przedstawiając się najpierw? – Druga z dziewcząt była za to aż za
głośna.
- No tak, zawsze zapominam, że nie
wszyscy mnie znają. – Blondyn zaśmiał się. – Może już o mnie słyszałyście.
Jestem A…
- Koniec już tych pogaduszek, droga
młodzieży! – przerwał tajemniczy głos. Zarówno młody władca jak i Jane szybko
odwrócili się w kierunku, z którego dochodzi. Znali ten głos. – No chyba, że
chcecie sobie pogadać ze mną.
Oczom trojga nastolatków ukazał się
mężczyzna starszy od nich może o trzy, cztery lata. Miał schludnie uczesane
rude włosy, choć w jego fryzurze wyraźnie czegoś brakowało. Oczy nieznajomego
miały niezwykły srebrno-zielony kolor. Wyglądał naprawdę szlachetnie, co
podkreślane było królewskimi szatami.
- Ty… - odrzekł lekko zdenerwowany
blondyn.
- Ja… Ja cię znam! – Krzyknęła Liz,
która nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Padła na kolana, nie mogąc oderwać
wzroku od mężczyzny. – Wasza wysokość, trochę głupio mi o to pytać i nie wiem
czy powinnam, ale czy pan nie powinien…
- Być martwy? Tak i rzeczywiście
jestem. – Uśmiechnął się. – Dlatego też, żeby pogadać z waszą trójką musiałem
wpaść tutaj.
- Czyli gdzie? – Młodzieniec zdawał
się niecierpliwić. – I gdzie jest tych dwóch pozostałych?
- Dziś jestem sam, młody. Poza tym,
ty chyba nie masz pojęcia z kim rozmawiasz. Jestem Michał Wilczek, niegdyś król
Yriaf Selat, a z tego co wiem, to aktualnie tam przebywasz, więc okaż chociaż
odrobinę szacunku.
- W… wasza Wysokość… chce z nami
porozmawiać, ponieważ… - Jane mówiła nieśmiało, nawet nie spojrzała w oczy
króla.
- Mam dla was zadania, które niejako
łączą się w całość. Jednak najpierw jeszcze jedna rzecz – oznajmił mężczyzna i
pstryknął palcami.
Pogłos rozniósł się w dal, brzmiał
magicznie i taki się okazał. W ułamku sekundy troje osiemnastolatków zmieniło
się niemal nie do poznania. Włosy dziewcząt splotły się w długie, sięgające
niemal do ziemi warkocze. Poza tym każde z nich miało teraz zupełnie inny
strój.
Zacznijmy od tego, chłoptasia, który
nie zdążył się przedstawić. Jego biała, męska koszula nocna z połowy XV wielu
ustąpiła miejsca lśniącej, niemalże czarnej zbroi. Dodawała ona blondynowi odrobinę
męskości, chociaż z elegancką przyłbicą na głowie, trudno byłoby określić kolor
włosów chłopaka. Zasłona hełmu wyróżniała się z całego stroju najbardziej.
Wykonana była ze srebra i posiadała ozdobne części po bokach, które swoim
kształtem przypominały skrzydła. W rękach młodego rycerza tkwił srebrny miecz z
klingą ozdobioną różami.
Elizabeth dostała dużo lżejsze i
bardziej wygodne ubranie. Miała teraz zna sobie ciemnozieloną koszulę i tego
też koloru nakrycie głowy. Była to elegancka furażerka z wpiętym po boku orlim
piórem. Spodnie dziewczyny były z jasnobrązowego dżinsu i miały nogawki
podwinięte do połowy łydek. Za to na stopach Liz nosiła buty traperskie. Jednak
dziewczyna najbardziej ucieszyła się na widok łuku w swoich rękach i kołczanu
pełnego strzał.
Za to najpiękniej wyglądała wtedy
Jane. Jej strój niezwykle się wyróżniał za sprawą ślicznego, ozdobnego
napierśnika . Był on wykonany chyba ze szczerego srebra a w ozdobnych
żłobieniach przeważały róże i płatki śniegu. Spod zbroi wystawała biała
koronkowa sukienka. Naszyte były na nią małe błękitne różyczki. Na stopach
rudowłosej wciąż nie było butów. Nie zapominajmy jeszcze o najważniejszym
elemencie garderoby tej młodej damy, czyli jej przepasce na oko. I ta zasłużyła
na zmianę, teraz była srebrna, a na niej wzór róży. W drżących dłoniach
dziewczyny lśnił miecz, dokładnie taki sam, jaki posiadał zdetronizowany władca
Cierry.
Cała trójka przyglądała się sobie
nawzajem z zachwytem. Każdemu z nich bardzo spodobał się nowy strój, zwłaszcza,
że chwilę temu paradowali w piżamach. Zachwytom towarzyszyło też pytanie „Jak?”,
które bardzo chcieli zadać monarsze, ale byli zbyt onieśmieleni. W końcu jednak
jedno z nich przemogło się.
- Jak to zrobiłeś – zapytał blondyn,
a przypomniawszy sobie o dobrych manierach dodał – jeśli wolno spytać?
- Tu gdzie jesteśmy, taka mała
zmiana stroju to pestka. To wasz sen, tu wszystko jest możliwe. Wy wszyscy
teraz smacznie śpicie, więc skorzystałem z okazji, by się z wami przywitać. Moi
mili, przejdźmy już do zadań, które musicie wykonać. – Król cały czas się
uśmiechał.
- Czemu musimy? Wasza wysokość,
czemu akurat my? – zapytała Liz.
- Bo takie jest wasze przeznaczenie,
a z nim nie idzie się kłócić - stwierdził łagodnie. - I przestań już z tą „Waszą
Wysokością”. Dla ciebie jestem Wujkiem Michałem. A jak już mowa o
przeznaczeniu, zacznijmy od naszej drogiej Jane. Wiesz oczywiście, że nie masz
tak na imię, skarbie?
- Tak, Wasza Wysokość – dziewczyna mówiła
cicho. – Co mam zrobić?
- Po pierwsze, musisz zebrać
jedenastu potomków Rycerzy Światła. Odnajdź też moją kochaną córeczkę i razem z
nimi wszystkimi pomóżcie temu miłemu… chłopcu. – wskazał na blondyna w zbroi.
- Skąd mam wiedzieć jak wyglądają ci
wszyscy ludzie? – zapytała niepewnie.
- Moja córka ma w sobie coś, czym
poszczycić się mogła tylko moja matka. Oprócz tego nigdy nie znajdziesz tak
miękkich i tak rudych włosów jak u Danieli. A o rycerzach znajdziesz wszystko
co potrzebne w bibliotece, tak słyszałem, bo osobiście unikałem książek. – Król
mówił to wszystko tak swobodnie i lekko, jakby znał całą trójkę od lat. – Jane,
odnajdź swój dom. Moja córka będzie tam na ciebie czekać. A ty Elizabeth Grimm…
kochana mała Lizzy – zwrócił się do brunetki. – Twoim zadaniem jest pilnowanie
mojej córki, gdy już się odnajdzie. A nim to się stanie, proszę miej oko na
Jane, przyda jej się pomoc.
- Tak jest, W… wujku – zasalutowała dziewczyna.
- Skoro już wszystko wiecie,
pozwólcie facetom pogadać w cztery oczy. Trzeba obgadać męskie rzeczy. – Michał
ponownie pstryknął palcami, a dziewczęta zniknęły nim zdążyły zareagować. –
Teraz możemy już pogadać na poważnie, drogi kuzynie.
- O czym ty… - blondyn zdawał się
nie rozumieć czemu został tak nazwany.
- Nie mów mi, że nie wiedziałeś, że
moja matka była siostrą twojego ojca, o którym chciałbym najpierw pogadać. Jest
coś czego nie wiesz na temat jego śmierci.
- Nie wiem o tym praktycznie nic,
poza tym, że został zamordowany na długo przed moimi narodzinami – powiedział smętnie
młodzieniec.
- Osoba, która zgładziła twojego
ojca, była niegdyś jego najwierniejszym podwładnym. Niestety bliskość królewskiego
dworu wzbudziła w nim żądze władzy. Chciał przejąć nie tylko Cierrę, ale także
całe Yriaf Sealt. To on pozbawił życia i mnie, doskonale pamiętam jego nazwisko
– mówił wyraźnie poważniej niż wcześniej. – To był Alexander Blade.
- Niemożliwe…
- To właśnie stąd wiedzieliśmy, że
to tylko kwestia czasu, aż i ty zostaniesz zdradzony. Sprawcą jest syn mojego
zabójcy, to musiało nastąpić, takie było wasze przeznaczenie. Tak więc musisz odnaleźć
Jane i wraz z Rycerzami Światła odzyskać to, co brutalnie ci odebrano. Twoja
przygoda zaczyna się dziś, Arturze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz