Walentynki. Będąc w Yriaf
Selat postanowiłem wyjawić Anieli moje dwa największe sekrety. Między innymi a
może najważniejszym z nich było to, co do niej czuję. Chwilę po moim wyzwaniu
staliśmy w zupełnej ciszy. Czułem się jakby nie zrozumiała co do niej
powiedziałem. Gdy już chciałem się odezwać, ona zaczęła płakać.
- Co powiedziałeś?! –
mówiła przez łzy. – Powtórz!
- Kocham Cię. – powtórzyłem
pełen troski.
- Ty… żartujesz sobie ze
mnie? – krzyknęła rozwścieczona. – Kto Ci powiedział? Elsa? Will?
- Powiedział co? – byłem kompletnie zagubiony. Nie miałem pojęcia o czym ona do mnie mówi. – Nikt mi nic nie mówił. I nie. Nie żartuję. Naprawdę Cię kocham. Zawsze Cię kochałem.
- Powiedział co? – byłem kompletnie zagubiony. Nie miałem pojęcia o czym ona do mnie mówi. – Nikt mi nic nie mówił. I nie. Nie żartuję. Naprawdę Cię kocham. Zawsze Cię kochałem.
- Dlaczego?… Dlaczego
mówisz mi to dopiero teraz? – kontynuowała histeryczne krzyki. – Gdybym
wiedziała… wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Pewnie masz rację. –
mówiłem skruszony. – Ale prawda jest taka, że jestem beznadziejnym tchórzem.
Bałem się być sobą i nie umiałem wyrazić tego, co czuję. Ale dzisiaj, pewna
osoba powie… - jakiś hałas przerwał mi w połowie słowa.
Oboje wręcz instynktownie
spojrzeliśmy w miejsce, z którego dochodził hałas. Do wioski wtargnęli
Strażnicy i ruszyli wprost w naszym kierunku. W sumie nie dziwię im się,
przecież mnie szukają, ale czy musieli uprzeć się na tu i teraz? Jeszcze ich tu
brakowało. Ani chwyciła rękojeść miecza, lecz nie wyciągnęła go jeszcze z
pochwy. Zacisnęła wargi w akcie wściekłości i odezwała się:
- Dokończymy tę rozmowę
później. Masz farta. – prychnęła na mnie i podeszła w kierunku nadchodzących
napastników. – Jesteś bezbronny. Ukryj się gdzieś i nie przeszkadzaj.
- Farta? Ale dlaczego? –
nie wiedziałem co jej z tym odbiło. – I nie mam zamiaru się chować. Oni
przyszli tu po mnie. Poza tym… nie pozwolę im Cię skrzywdzić.
- Urocze… ale to nie
zmienia faktu, że jesteś bezbronny. – kontynuowała. – Będziesz mi tylko
przeszkadzał.
- Ja?
Bezbronny? - zaśmiałem się pod nosem, stanąłem obok niej i zmieniłem się z
wilka. - Ja zawsze jestem gotowy do walki.
- Na
przykład na zajęciach wychowania fizycznego? - mówiła z ironią. Po czym
wyciągnęła swój miecz.
- Mało co obcięłaś mi głowę! - burknąłem z
wyrzutem. - Na szczęście zdążyłem zejść do parteru.
- Przepraszam. Nigdy nie walczyłam z kimś u
boku. - powiedziała i spojrzała na mnie. - Czekaj, jak ty to? To boli?
- Co? - zapytałem uderzając jednego ze strażników.
- To jak się... zmieniasz w wilka.
- A.... to. Nie.
Chwilę później zrozumieliśmy, że musimy jednak
przyłożyć się do walki ze strażnikami. Tak więc podzieliliśmy się i ja wziąłem
jeden tuzin a ona drugi. Mieli przewagę liczebną, więc była to wyrównana walka.
Najważniejsze w tej walce były dwie rzeczy: dobre uniki i szybkie przecięcie
zbroi. Oboje świetnie dawaliśmy sobie z tym radę. Ani ze swoim mieczem kroiła
strażników jak masło. Natomiast ja mogę się pochwalić się niezwykłą zwinnością i
szybkością, którą niedawno udało mi się zrozumieć. Mogę biec niezwykle szybko
pod jednym warunkiem: Nie mogę się denerwować. Utrzymując nerwy na wodzy już
nigdy się nie spóźnię. (Tylko nie mówcie o tym Elsie… bo nie będę miał wymówki
jak znowu zapomnę o którymś z jej spektakli) Wracając do potyczki ze
strażnikami. Aniela przecinała zbroje mieczem, a ja musiałem poradzić sobie
zwykłymi pazurami. Oczywistym jest, że nie są one tak ostre jak miecz.
Słyszałem nawet plotki, że jej miecz ma magiczne właściwości przez co może przeciąć
dosłownie wszystko! Mówili o nim wymieniając jakąś dziwną nazwę… o ile się nie
mylę to był Eskaliber… czy jakoś tak. Chwilę po tym, jak pokonaliśmy
ostatniego, Ludzie zaczęli wychodzić ze swoich domów. Wiwatowali na cześć
Anieli, dopóki nie zobaczyli, że ja stoję obok niej. Cofnęli się, że tak powiem
na „bezpieczną odległość”. Stali w milczeniu, dostrzegłem strach w ich oczach.
W sumie to im się nie dziwię. Przyznam, że mogę wyglądać dość strasznie. Nagle
z tłumu wybiegła mała dziewczynka, która wyrwała się z objęć swojej mamy.
- Pani rycerzu! – krzyknęła podchodząc do mojej
przyjaciółki. – Czemu nie zabiłaś jeszcze tego złego wilka?
- On wcale nie jest taki zły jak myśleliśmy.
Wiem to na pewno. W końcu pokochałam go za jego wielkie serce. – powiedziała z
uśmiechem spoglądając na mnie. Te słowa mnie zszokowały. Nie miałem pojęcia, że
moja przyjaciółka mnie kocha. Gdyby nie wilcze futro zobaczyłaby, że się
rumienię. – Dalej Dan. Pokaż im się z tej lepszej strony.
- Czy ja wiem… czy ona jest taka lepsza… - mruknąłem,
po czym wróciłem do ludzkiej postaci. – Ale dla ciebie wszystko.
- Panie wilku, nie zje mnie pan? – zapytała urocza
mała dziewczynka.
- Nie, nie jem dzieci… dorosłych zresztą też. –
powiedziałem łagodnie. - I nie mów do mnie pan, bo czuję się wtedy staro. Mam
na imię Daniel.
- Wilk Daniel? – zapytała z uśmiechem. – Ale śmieszne!
- Ale co w tym takiego śmiesznego?
- Dan, pamiętasz jak profesor zadał ci
zrobienie zadania na temat danieli? – Aniela zaczęła mnie pouczać. – Daniel to
takie zwierze. Takie trochę jak jeleń.
W trakcie jak rozmawialiśmy z tą dziewczynką,
ludzie zrozumieli, że nie trzeba się mnie obawiać i zaczęli wracać do swoich
codziennych zajęć. Po kilku minutach z całego tłumu została tylko kobieta w
spiczastym kapeluszu oraz jakiś jasnowłosy chłopak. Podeszliśmy do nich a Ani
mnie im przedstawiła.
- Miło mi was poznać. – powiedziałem, po czym
dodałem niepewnie. – Mam nadzieję, że się mnie nie boicie.
- Jeśli panienka ci ufa, nie mamy powodu się
bać. – powiedział chłopak pewny siebie. – Tak w ogóle, jestem Merlin.
- Jak się cieszę, że wreszcie mogę was sobie
przedstawić! – cieszyła się moja przyjaciółka. – Mój giermek i mój… - urwała. Po
czym dokończyła ze spuszczoną głową. - …przyjaciel.
- Co się stało Ani? – zapytałem.
- Chodzi o to, że skoro ja kocham ciebie a ty
mnie… Czy nadal możemy być przyjaciółmi?
- Zawsze będziemy przyjaciółmi. – powiedziałem chwytając
ją za rękę. – Za to przyjaźń jest doskonałym fundamentem dla miłości.
- Przepraszam, że przeszkadzam… - wtrącił się
Merlin. – Skoro jesteście tu oboje, czyli wilk i rycerz, to może porozmawiamy o
naszym planie.
- Macie jakiś plan? – zapytałem z
zaciekawieniem. – O co chodzi?
- Chcę pozbyć się tej klątwy! – powiedziała jakby
chciała ogłosić to całemu światu. – Ale potrzebuję twojej pomocy. Mogę na
Ciebie liczyć?
- Wiesz… ja też pracuję na tym od jakiegoś
czasu. – mówiłem zamyślony. – Oczywiście, że ci pomogę. Wiem, że musimy to
zrobić razem, ale oprócz nas potrzebny jest Will… oraz Elsa.
- Willa jeszcze zrozumiem, ale co ma do tego
Elsa? – zapytała lekko zaskoczona.
- Powiem Ci jutro rano. – stwierdziłem patrząc
na zachodzące już słońce. – Teraz musimy wracać do domu. Twoi rodzice znowu się
wkurzą.
****
Bardzo przepraszam was, że musieliście tyle czekać. Po prostu ostatnio mam dużo rzeczy na głowie i nie starcza czasu na pisanie. Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper, w wolnej chwili zapraszam. http://wirtualniewalniety.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń